Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48819.95 kilometrów w tym 8106.56 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 108.85km
  • Teren 14.50km
  • Czas 06:09
  • VAVG 17.70km/h
  • VMAX 28.50km/h
  • Kalorie 3618kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

179/365 Wycieczka przez naleśniki

Niedziela, 29 czerwca 2014 · dodano: 29.06.2014 | Komentarze 5

Żeby dwa naleśniki miały popsuć mi dzień? Na dodatek naleśniki nieistniejące? To się w głowie nie mieści. Olałam zatem skutki nieistniejących naleśników, ukradłam Tomiemu lodówkę z żarciem, mapę, wodę, mleko czekoladowe oraz kawę i pojechałam nad Wisłę. Tak mi jakoś wpadło do głowy. Chciałam wypróbować trasę, którą wymyśliłam za pomocą gugli mapsów, tę co Tomi ją wyśmiewał, do Czerwińska (nie tyle do Czerwińska, co do miejsca skąd widać klasztor zza Wisły). Icm zapowiadał zlewę o 17tej, więc musiałam się śpieszyć. Szło dobrze, bo wiatr częściowo wiał w plecy i słońce było najczęściej za chmurami, a jak świeciło, to dokładnie w plecy.

Pojechałam przez wiadukt najbliższy Wiskitkom z prawej strony i musiałam kawałek objechac serwisówką, by dostać się do orygnalnej drogi (skrót do mostku przed Oryszewem). A tam świeżo wylany asfalt, gładki jak lustro. Na moje oko nie ma więcej niż tydzień. Szkoda, że tylko do mostku i dalej jest stary. A już za Oryszewem, to mordęga, na szczęście w tym kierunku mniej łat i dziur. Dalej do Szymanowa, Mikołajew i do stacji w Nowej Piasecznicy. Tam spotkałam pociąg kolei mazowieckich. Niestety wylazło mocne słońce, więc uciekłam stamtąd czym prędzej. Byłam już trochę zmęczona, bo jakoś nie było okazji zatrzymać się na dłużej niż sprawdzanie mapy. Szczytno wydawało się blisko. "Blisko" wg nomenklatury Tomiego, czyli w diabły daleko. Ale w końcu się doń dobiłam i odpaliłam kawę. Od razu lepiej. W Szczytnie nowina - kapliczka, która wyglądała tak upiornie wiosną - poszła do remontu. Teraz jest tylko nowy fundament pod postument, reszta nie wiadomo gdzie.

Za Szczytnem mnie trochę wywiało, bo skręciłam w lewo zamiast w prawo, ale szybko się połapałam i wróciłam na trasę na północ. Jakoś dojechałam do Kampinosu i tu się zaczęły schody. Co chciałam na północ, to się okazywało, że droga prywatna do domku. W końcu okazało się, że jedyna przejezdna jest ze szlakiem. Zielonym. Nie ufam zielonym szlakom w Kampinosie. Zazwyczaj robi się je na peryskopowej. Miło się zdziwiłam na początku. Nie dało się jechać przez wysoką trawę, ale o dziwo dało się prowadzić. Znalazłam nawet ławeczkę z daszkiem przy mostku (mostku!). Co prawda trawa wokół niej sięgała daszku, ale dało się do niej dojść suchą stopą. Potem był jeszcze drugi mostek... a potem okazało się, że dalej jest tylko błocko i ślady zwierząt. Był też jeden bieżnik rowerowy - znak, że rowerem da się przebić. No to idę. Trochę mi się nowe sandałki w błocku utopiły za kostkę, ale to szczegół. A potem trzecia rzeczka i brak mostku. Ale nawet było płytko. Tylko suport się zamoczył. W końcu jakoś się dobiłam do drogi, a tam resztki starego gospodarstwa i ochronka dla nietoperzy w piwniczce. Dalej postanowiłam się nie wbijać w leśne dukty i objechałam dookoła asfaltem, co trzeba. I już miałam blisko, gdy mi strzeliło do głowy pojechać skrótem przez las. No i oczywiście nie mogłam znaleźć drogi, która wychodziła wprost na pomnik. Ale w końcu znalazłam. Szosą byłoby 3x szybciej, ale ja nie chciałam jechać z pędzącymi samochodami. Dzięki temu znalazłam jeden magnetyczny mostek nad kanałkiem i kolejny zarośnięty szlak na wale. Chyba nawet rowerowy, ihaha.

Do Wisły dobiłam się więc nieco ubłocona i sterana. Pradziadka upchnęłam za pomnikiem, a sama poszłam nad Wisłę. Zamoczyłam nogi, ale się trochę zawstydziłam, bo obok była mama z córką. No to wróciłam się nieco wyżej i podjadłam małe co nie co. Kiedy one poszły na górę, ja jeszcze raz zeszłam niżej się umyć. Oj nie było łatwo zmyć czarny szlam z nóg.

Postanowiłam wracać inną trasą. Trochę się przemęczę szosą na Sochaczew. Tuż przed Tułowicami odkryłam odremontowany dworzec kolejki wąskotorowej. Ale jak! Jaki hostel tam robią? Normalnie mi szczęka opadła. Że to zrobili ładnie! Za Tułowicami odbiłam w prawo na Brochów. Nareszcie byłam tu za dnia i mogłam sfocić porządnie kościół. Znów się zrobiło gorąco (a miało padać!) i zrobiłam sobie nad starorzeczem dłuższy popas. Dopiłam też resztki kawy na czarną godzinę i pognałam dalej, dobijając w pewnym momencie do trasy wyjściowej.

Wszystkie fotki w albumieMazowsze - lato
Trasa:
http://online.kreckm.pl/trasa/76421-Aktywnosc_z_dn...




Komentarze
lavinka
| 14:05 wtorek, 1 lipca 2014 | linkuj Bo on nie stoi tuż przy drodze tylko w pewnym oddaleniu za sporą łąką, a torów od drogi nie widać.
huann
| 06:36 wtorek, 1 lipca 2014 | linkuj Nawet jeden nieistniejący naleśnik może zasmucić, a co dopiero dwa! ;) A szosa znad Wisły do Brochowa bardzo przyjemna, bo dobry asfalt, a ruch wcale nie taki wielki. Chociaż widzę, że dworzec wąskotorowy przegapiłem, jak byłem tam niedawno - no, ale ja miałem deadline na ciapąg z Wawy, więc w sumie pewnie przegapiłem nie tylko dworzec.
Gość wariag | 07:12 poniedziałek, 30 czerwca 2014 | linkuj Wyjątkowej urody są te "wrześniowe" pomniki, zwłaszcza ten :
https://plus.google.com/photos/118216378239925685209/albums/6030071155800133569/6030457344639124066?pid=6030457344639124066&oid=118216378239925685209
Werrona | 05:28 poniedziałek, 30 czerwca 2014 | linkuj Samotne podróże najlepsze :) - jedziesz gdzie chcesz, ile chcesz. Nawet błądzisz tylko na własne życzenie :)
lavinka
| 22:13 niedziela, 29 czerwca 2014 | linkuj Zapomniałam napisać, że w pewnym momencie odbiłam ze szlaku do olęderskiego cmentarza, gdzie znalazłam zarchiwizowaną skrzynkę (tak naprawdę jest w terenie, tylko władze Kampinosu się zbiesiły i każą pytać zakładaczom, czy można - w efekcie w Kampinosie nie ma oficjalnie żadnych skrzynek, nieoficjalnie są ;) )
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa gowdu
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]