Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48635.61 kilometrów w tym 8056.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2013

Dystans całkowity:500.33 km (w terenie 106.90 km; 21.37%)
Czas w ruchu:30:40
Średnia prędkość:16.32 km/h
Maksymalna prędkość:36.40 km/h
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:41.69 km i 2h 33m
Więcej statystyk
  • DST 55.92km
  • Teren 8.50km
  • Czas 03:17
  • VAVG 17.03km/h
  • VMAX 32.40km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Znowu ta Esełka

Sobota, 26 października 2013 · dodano: 26.10.2013 | Komentarze 14

Niby powinna mi się nudzić, ale było tak ładnie tuż popołudniu i pociągów dużo... Co prawda było trochę krzaków i bagienek, ale jakoś do "obiektów" trzeba dojść. Przy okazji dokończyłam multak z panem Marianem. Pod wieczór przyszły chmury, ale nie było zimno. Wycieczka nieplanowana, bo planowo mieliśmy jechać rano do Kampinosu, ale Kluskę coś pogryzło i prawie nie spała w nocy, bo ją nogi i ręce swędziały. No i cały dom rano chodził z oczami na zapałki. Najbardziej babcia, ale ona na szczęście nie musiała jechać nigdzie rowerem.

Wycieczka obfitowała w pejzaże z Zadupia. Ale trafiło się kilka perełek. Jakiś woj krzyżacki, jakiś pan w żółtym kubraczku nad stawem, grzyby, reper i koniki z jeźdźcami.





[/url]





  • DST 78.95km
  • Teren 11.00km
  • Czas 04:43
  • VAVG 16.74km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kierunek: Tesco w Skierniewicach

Wtorek, 22 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 6

Niektórzy jeżdżą do supermarketu samochodem, my 30 parę kilometrów pojechaliśmy rowerami. W końcu mamy blisko. ;)
Pojechaliśmy tym razem opłotkami, przez Radziwiłłów na przykład. A tam tabuny rowerków. Co jakiś czas mikrorozwałki i do miasta. W Tesco trochę zabawiłam, bo a to papier do drukarki, a to pudełka na kesze, a to ręczniki papierowe dla mamy Meteora. Ja balowałam w sklepie, a Meteor rozwalony na ławeczce w pobliskim skwerze zażywał kąpieli słonecznych i zażerał się kanapkami. Ja dożarłam później w pośpiechu, bo dzień krótki. Potem do centrum na skrzynki i tu dłużej zabawiliśmy pod dworcem. Meteor focił tabliczki na murach i odkrył jedną nową tablicę, jeszcze nieodsłoniętą. Rok 1920, pomoc braci Węgrów. Trochę było widać zza czerwonej tkaniny. Wreszcie wylądowaliśmy na poligonie przy torach, bo skrzynka. A na koniec przy stawie, bo tez skrzynka. Z keszowaniem koniec, wracamy do domu.
Po drodze wpadliśmy na kirkut z moją skrzynką (serwis), a tu się logbook skończył. Dobrze, że Meteor miał jakiś zapasowy i dorzuciłam. Wreszcie do dooomuuu. Nie bardzo mi się chciało, bo jednak taka pogoda rozleniwia, ale dojechaliśmy z mniejszą liczbą postojów niż w drodze do.

Wszystkie zdjęcia w albumie z wycieczkami, poniżej wybór.



  • DST 46.93km
  • Teren 11.30km
  • Czas 02:51
  • VAVG 16.47km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Forma padła na pyszczek

Niedziela, 20 października 2013 · dodano: 20.10.2013 | Komentarze 11

Nie wiem co się ze mną dzieje ostatnio, ale przejechanie więcej niż 30km w ciągu dnia sprawia, że padam po powrocie. Może mi się kryzys przesunął i powinnam jechać dalej licząc na to, że sam minie... ale sama nie mam ochoty na dłuższe wycieczki. 10-20 jest w sam raz, 30 ujdzie, 40-50 już wracam zmęczona. Albo Tomi za szybko jeździ i ja próbując mu dotrzymać kroku się wykańczam, albo pedałuję na złych przerzutkach, albo już sama nie wiem.

Wycieczka obfita w jedzenie i rozwałki, nie mogę narzekać. I pociągi na esełce się trafiły, i salami do kanapek, serek, kawa z mlekiem waniliowym i herbata. Odrobina czekolady i herbatniki. W kadrach prócz tego obowiązkowy cyklogrobbing, grzybki i tory. Jako bonus używana stodoła.

Wszystkie zdjęcia w tym albumie, poniżej wybór.



  • DST 13.17km
  • Czas 01:08
  • VAVG 11.62km/h
  • Sprzęt Veturilo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trzynastka Veturilo

Sobota, 19 października 2013 · dodano: 19.10.2013 | Komentarze 5

Kilka spraw do załatwienia na Pradze, Powiślu i w ścisłym centrum. Okazało się, że to jedyny sposób na możliwe objechanie budowy metra na Pradze (bez czekania na dziwnie objeżdżający tramwaj), o reszcie nie wspomnę, bo tam to już w ogóle było nie po drodze. Wyszło mi z głowy 8 wypożyczeń, co by nie płacić za wiele ;) Na początku jechałam jednym modelem i go przelogowywałam przez stacje bez wpinania, potem poszłam na krótki spacer i już mi się nie chciało wracać, więc wypożyczyłam jedyny nadpsuty model przy stacji Powiśle, by wymienić go na sprawny przy parku, gdzie był wybór. Potem do placu 3 krzyży i popełniłam ten błąd, Chmielną w weekend. Na szczęście tylko odcinek do Brackiej i tam pozostawiłam mego przyjaciela na tyłach Smyka. Dalej już per pedes, bo nie było czasu u na Bielany musiałam już podskoczyć metrem, ale na 20-minutówce :)

edit: Po sprawdzeniu na stronie wyszło, że tylko raz przebiłam 20 minut. Poniżej fotki.


  • DST 81.59km
  • Teren 20.80km
  • Czas 04:29
  • VAVG 18.20km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jesiennie do Arkadii i Nieborowa

Wtorek, 15 października 2013 · dodano: 15.10.2013 | Komentarze 5

Wycieczka zaplanowana już we wrześniu. Koniecznie chciałam pofocić oba parki złota jesienią. Czułam, że tu musi być cudownie i faktycznie było. Choć w drugiej połowie dnia nieco spsuła się pogoda i nie było już tak słonecznie.

Zaczęliśmy tradycyjnie od pokonania obwodnicy Żyrardowa i autostrady A2. Potem trochę serwisówkami (grzybek dla Wariaga rósł przy jednej z nich) i wizyta w już_nie_zalanym domku. Moglismy zwiedzić od środka i doszlismy do wniosku, że nie za bardzo da się w nim ukryć skrzynkę. Za to da się w sąsiednim. Kiedyś. Na progu już_nie_zalanej chałupki zjedlismy po kanapiorku i wypiliśmy trochę herbaty. I siu przez Bolimów do parków. Najpierw do Arkadii, pospisywać literki do bonusa i znaleźć parę skrzynek, których nie udało się poprzednim razem. W międzyczasie jedna z nich zniknęła, ale udało się obliczyć kordy finałowe. Ale to dopiero w Nieborowie, gdzie znaleźliśmy kolejne brakujące skrzynki.

I tak zleciał dzień. Same rozwałki prawie, ale tu przynajmniej nastukało się rozsądny dystans. W drodze powrotnej podskoczyliśmy po skrzynkę Werrony, którą Tomi miał znalezioną, a ja jeszcze nie. Znałam to miejsce, bo kiedyś tu szukaliśmy śladów leśniczówki, ale się nam nie udało. A potem to już do domuuuuu. Na kolację :)

W ostatniej chwili przed zmrokiem zauważyłam mglę na polach. Trochę kiepsko wyszła, ale musiałam ją sfocić dla potomności ;)








  • DST 36.94km
  • Teren 7.50km
  • Czas 02:04
  • VAVG 17.87km/h
  • VMAX 29.10km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Improwizowana wycieczka do Puszczy Mariańskiej

Poniedziałek, 14 października 2013 · dodano: 14.10.2013 | Komentarze 6

W ostatniej chwili dnia wczorajszego Meteor odkrył, że nie możemy dziś pojechać do parku w Arkadii, bo w październiku w poniedziałki jest nieczynny, a darmowy dzień jest we wtorek. Dłuższą wycieczkę zaplanowaliśmy więc na jutro, a dziś tylko podskoczyliśmy do pana Mariana na peronie, czyli do miejsca pierwszej pocztówki od dupy strony (to znaczy ja podskoczyłam i w lesie napotkałam jakichś panów Waldków czy Mietków, jeden pan robił kupę a drugi zbierał grzyby, brrr), a także do przejazdu na zadupiu #1. Czyli mojej nowej skrzynki, którą montowałam naprędce po nocy. Meteor swoje skrzynki montował rano, przez co wyjechaliśmy po jego przerwie kawowej a nie przed. Zwłaszcza że rano jeszcze był z Kluską w piaskownicy i w sklepie.
I dlatego dystans nieduży, ale byłby jeszcze mniejszy, gdyby nie to, że początkowo jechaliśmy przez las i później opłotki zygzakowe na północ od szosy do Skierniewic. Rozwałek tego dnia było chyba więcej niż jazdy, więc jechało się przyjemnie i bez pośpiechu. Dopiero na ostatniej prostej Meteor pognał do przodu. Mogłam go gonić, ale za późno się zorientowałam i odpuściłam. I dalej sobie jechałam swoim wycieczkowym tempem w stylu 17-18km/h :)

Zamiast grzybka meszek :)







  • DST 68.07km
  • Teren 12.00km
  • Czas 04:13
  • VAVG 16.14km/h
  • VMAX 36.40km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pół dnia w mordę... windem.

Sobota, 12 października 2013 · dodano: 13.10.2013 | Komentarze 5

Najpierw Meteor obudził mnie o świcie (czyli przed 12) i przyniósł kapuczinko. Potem jeszcze obudził mnie płatkami na mleku i kazał wstawać. Za piątym razem nie wytrzymał i mnie posadził na łóżku siłą. I to nie była siła argumentu ;)

Zaspana, zaziewana, ubrana w co bądź i z zapasowym swetrem w sakwie wyruszyłam per pedales w kierunku Mszczonowa. Nie pamiętam co było po drodze, bo spałam. Obudziłam się na jakimś zadupiu przed przejazdem, bo jechał pociąg. Ledwo zdążyłam wyciągnąć aparat, ale i tak zdjęcie wyszło rozmazane. A mnie się zrobiło zimno. Doszliśmy do upatrzonej przez Meteora miejscówki na nową skrzynkę i zrobiliśmy pierwszą rozwałkę, a ja pod polar założyłam sweter. Minął nas pociąg z esełki, drugi w tak krókim czasie, jupi! Ten udało mi się sfocić porządnie. A przy okazji kupę liści i innego zielska.

Dalej rowery po nieczynnych torach do mostu nad cmk. Tam mi znowu pouciekały pociągi. Coś tam sfociłam, ale nie jestem zadowolona. Potem chyba znów usnęłam, bo nic nie pamiętam. Aż do resztek młyna w krzakach, gdzie szukaliśmy kesza, a znaleźliśmy strych pełen skarbów! Zabawki z mego dzieciństwa, niektórymi (takimi samymi) się bawiłam. Jeśli nie w domu to w świetlicy albo zerówce. Były też takie, których nie znałam, np. piękna lodziarka. Prócz tego były zeszyty pani Eligii, która wtedy chodziła do podstawówki. Język rosyjski, język polski, cuda! I berecik z antenką pana Mariana ;)

Trochę potem znów mi się przysnęło, aż tu nagle znów rozwałka, przy moim keszu między wiaduktem a mostkiem, obok nasypu. Tu nawet było mniej zimno, ale już siedziałam w tunice, swetrze, polarze i kurtce. Strasznie dziś byłam ciepłolubna, chyba za wolno kręciłam pedałami... potem pojechaliśmy szukać źródeł Jeziorki znalezionych przez Rubeusa, ale na nas napadły kanie przy drodze. Skrzynka znaleziona i kolejne oddziały kań. Ledwo im uciekliśmy, ale kilka zabraliśmy ze sobą. Tu trafiliśmy też na osobliwy gatunek grzyba, prawdziwka wiaderkowego. Imponujących rozmiarów!

Tu już naprawdę chciałam wracać, ale Meteor zawlókł mnie jeszcze pod kościół w Lutkówce, bo skrzynka gc. Na jakiś ślub trafiliśmy, ale jeszcze nie było pary młodej, a ksiądz rozgrzewał się pacierzami i podśpiewywaniem. Brzmiało to... no... wiadomo. Pan pokaszlywał, więc podejrzewam, że był czymś rozgrzany na zdrowie ;)

Nareszcie wracamy! Przez wiadukt Popiela, o którym zapomniałam, że jest "mój", czyli że jest tam ukryta moja skrzynka. No i z wiatrem (nareszcie) do domu! Na obiad!!!

A i niestety została uszkodzona wyrzutnia rakiety przy skrzyżowaniu Gierkówki i 50tki. Chyba ktoś za ciężki na nią wlazł i się rakieta złamała :(

Wszystkie moje zdjęcia tutaj



  • DST 17.84km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 12.59km/h
  • VMAX 24.80km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka ucieczka

Piątek, 11 października 2013 · dodano: 11.10.2013 | Komentarze 8

Mało brakowało a zamiast tej wycieczki byłaby inna. Miałam w planach dwa kesze niespodzianki dla Meteora, które po cichu po kryjomu przygotowywałam w środku nocy, żeby o niczym się nie dowiedział, a on mi tu po spacerze z Kluską proponuje wspólne rowerowanie we trójkę. Bałam się powtórki z rozrywki, bo to była pora kluskowego snu. Ale w końcu doszliśmy do wspólnego wniosku, że Klu jest nieco zmordowana i dobrze jej zrobi dłuższy sen w domu. Spakowałam się i wyszłam (czyli uciekłam z domu), a w tym czasie Meteor uśpił Klu. Całkiem prędko, to znaczy w pół godziny mniej więcej. A ja w tym czasie już zdążyłam dwie skrzynki zamontować i po bagnie polatać. Ale mocno nie zmoczyłam nóg. Tylko ociupinkę. A on mi przysyła smsa, żebym się nie ważyła wracać przez 2-3 godziny. Przecież jestem pół godziny od domu! Co robić?

Rozłożyłam sobie kurtkę i trochę poleżałam, bo akurat siedziałam nad tunelem na obwodnicy, na przejściu dla zwierzątek. Bardzo przyjemne, piknikowe miejsce. Ale zaszło słońce i zaczęłam marznąć. To pojechałam poszlajać się po lesie. I poodkrywałam różne ciekawe rzeczy. Na przykład rów w ziemi, częściowo zasypany gruzem. Za szeroki na okop, diabli wiedzą co, może wyrobisko. W każdym razie bardzo malowniczy. Zwiedziłam tam i z powrotem i pojechałam dalej. Skręciłam w jakieś krzaki (ja zawsze skręcam w jakieś krzaki) i dojechałam do innego rowu. Także malowniczy i prawie bez śmieci. Przeciwpożarowy tak sądzę, bo na skraju lasu. Skręciłam i wzdłuż rowu pojechałam dalej. Rów się skończył, droga nie i tak dojechałam do szosy na Skierniewice. Przebiłam się na drugą stronę i pojechałam prosto lazurowym szlakiem. A tam krzyż, całkiem stary, ale już bez Jezuska. Uciekł albo co. Przy okazji namierzyłam fajną kryjówkę na kesza. Może kiedyś. Za dużo quizów ostatnio w Żyrku, trzeba dorobić tradycyjnych ;)

No dobra, ale ciągle daleko mi do trzech godzin. Pojechałam prosto do końca a tam... tory. I to już w remoncie, więc nie mogłam się pzrebić. Skręciłam w lewo i pojechałam do znanego mi mostka na rzeczce. Takie miki miki. A tu koparka i rozpierducha. Na szczęście dało się przejść dołem. Stary mostek w połowie (a raczej jeden, bo most składał się z dwóch małych). Drugi jeszcze stoi, ale pan z budowy powiedział, że później też wyleci. Szkoda, taka ładna nitowana konstrukcja. Ale ma swoje lata, wiadomo.

Dalej znów w las, a tu bieda z czasem. Co robić? Spojrzałam na giepsa, a tu blisko jest jedyna tradycyjna skrzynka, której nie mam znalezionej. Trochę na terenie podmokłym, ale ostatnio mało padało, to na pewno już wyschło! Ja nie dam rady? Podprowadziłam kawałek rower, by go dobrze skitrać i dalej poszłam pieszo. Jakiś kilometr trzeba było przejśc. E tam, szybko pójdzie...

Po stu metrach podmokłych krzaków trochę zwątpiłam. Jakoś wolno mi idzie. Trza iść szybciej. Po 300m krzaków zwątpiłam po raz drugi. Ale co, wracać się i objeżdżać? I pchać się nie wiadomo przez co od boku? Eee, no dobra idę dalej. Jakoś w połowie trasy zwątpiłam po raz trzeci, bo do szlamu wpadła mi lewa stopa. Po kostkę. Błeh. Chwila namysłu i taki charakterystyczny błysk w głowie. Chyba mi się włączyła funkcja przetrwania. I poszłam dalej. Po raz czwarty zwątpiłam 90m od skrzynki. Bo doszłam do zalanej łąki, której nie można było obejść. Kesz był nią otoczony. Szlag. Trochę się pokręciłam po okolicy, część była wygnieciona, chyba przez jakieś zwierzęta. Dopiero potem w domu odkryłam, że jakiś czas temu bawił Jaculo i zrezygnował właśnie w tym miejscu. Ja nie zrezygnowałam. Odkryłam, ze jak się chodzi po niewygniecionej trawie, to się człowiek mniej zapada.
Oba buty zamoczyłam po kostki kilkanaście metrów od skrzynki, ale wtedy było mi już wszystko jedno.

Pojemnik leżał na wierzchu, wywleczony zapewne przez jakiegoś zwierza. Jestem z siebie dumna, bo w tym roku jestem jedyną osobą, która zdołała tu dotrzeć. :)
Powrót był trudniejszy, bo nie zapamiętałam swojej trasy i szłam na oko, więc pomoczyłam nogi jeszcze bardziej. Ale jakoś przeszłam mokry odcinek i nieco suchszym doszłam do roweru. I ciągnąc go do drogi nabiłam sobie śliwkę na kolanie. To znaczy odkryłam to dopiero w domu, kto by się przejmował na miejscu.
Stamtąd szybka droga drogą terenową wzdłuż torów. Przy obwodnicy odradziłam jednej pani pchanie się lasem samochodem. A potem już do domku, tylko mały postój pod Lidlem na zakupy. I pozamiatane. Wyszło czasowo ponad 3 godziny, na bagnach spędziłam za dużo czasu :)





  • DST 4.86km
  • Teren 0.40km
  • Czas 00:20
  • VAVG 14.58km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Zusu i po papier

Piątek, 11 października 2013 · dodano: 11.10.2013 | Komentarze 0

Trochę za późno wyszłam, bo w ostatniej chwili zorientowałam się, że Bauchausik ma za mięką tylną oponę. Wynorałam Meteorową pompkę i walczyłam z wentylem. Udało się. Chciałam to samo zrobić z przednim kołem, ale niestety poddałam się. Pojechałam ile sił w pedałach do Zusu a tam 4 osoby.... yyyy.... każda z wielkim probleme. Czekałam ponad pół godziny. Moja sprawa zajęła minutę. Ech.
Potem szybki myk do papiernika, żeby mieć jakiekolwiek białe kartki A4 do drukowania. Przy wyjściu dorwał mnie telefonicznie Meteor, że nie wziął kluczy i że mam się śpieszyć, bo już wrócili z Kluską ze spaceru. To znów pędem. Pod domem ich nie było, to od razu pojechałam do piaskownicy. I oczywiście tam byli. Ostatnie sto metrów na Bauchasie przejechał Meteor, bo ja zostałam z Kluską w piaskownicy :)

  • DST 39.40km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:32
  • VAVG 15.55km/h
  • VMAX 29.10km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka do miejsca pierwszej pocztówki

Środa, 9 października 2013 · dodano: 09.10.2013 | Komentarze 9

Tomi zwany Meteorem prowadzi blog. Ale zanim jeszcze go prowadził, wysyłał mejlem pocztówki i to miejsce było na pierwszej z nich. Budynek niszczał i niszczał, i gdy wydawało się, że jego dni są policzone... zajęła go hurtowania i pomalowała w jakieś straszne kolory. I teraz jest tu stacja przeładunkowa węgla. I nie można już robić rozwałek pod stacyjką. Ale w pobliżu znalazłam bocznicę, na końcu której da się zrobić piknik. Na miejscu spotkałam bardzo hipotetycznego "Pana Mariana", który czekał na pociąg do domu. Po spisaniu ze słupa ważnych informacji do skrzynki z Panem Marianem w tle rozwaliłam się na miejscu zupełnie, zeżarłam wszystkie kanapki i popiłam herbatą z termosu. To nie to co pikniki z Tomim, ale zawsze.
Potem wykonałam pracę nr 2, czyli zadanie zmierzenia kordów paru miejsc. Po drodze piękne widoki, słońce, ciepełko, upał prawie. Po pokręceniu się po mazowieckich polach i łąkach udałam się do domu, bo zgłodniałam ;)

Zdjęcie grzybków dla Wariaga wykonałam w zastępstwie Tomiego.