Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48635.61 kilometrów w tym 8056.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:464.27 km (w terenie 44.40 km; 9.56%)
Czas w ruchu:26:30
Średnia prędkość:17.52 km/h
Maksymalna prędkość:56.20 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:77.38 km i 4h 25m
Więcej statystyk
  • DST 88.61km
  • Teren 4.00km
  • Czas 05:37
  • VAVG 15.78km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Norwegowie wybudowaliby tu tunel - dzień drugi

Niedziela, 16 czerwca 2013 · dodano: 16.06.2013 | Komentarze 5

Miało być 55, ale Tomi się dziargnął podczas zliczania km na mapie i zaplanował nieco dłużej. Wypominałam mu to przez pół drogi, odkąd odkryłam jego pomyłkę. Upał był nieznośny, od samego rana, a wystartowaliśmy wcześnie, bo o 8:30. Średnio mi się spało w nowym namiocie, a to mi było za ciepło, a to za ciasno, a to na koniec za zimno. Tomiemu chyba też nie za bardzo, bo go kopałam przez sen. Sny miałam upiornie rzeczywiste, dużo się działo, nic już z tego nie pamiętam. Wrażenia dnia zatarły wspomnienia.
Drugi dzień wyprawy nie obfitował już w bardzo popularne atrakcje turystyczne, ale dla nas, wielbicieli turystyki alternatywnej, był bardzo ciekawy. Choć nie wszędzie dało się dojechać. Na przykład utopiliśmy się w bagnach leśnych otaczających jedną kopalnię. Nawet jeden z moich trampków ucierpiał bidulo.
Na początku podjechaliśmy do "Szklanego Domu" Żeromskiego, który wcale nie jest ze szkła tylko z betonu i jest zwykłym ośrodkiem kulturalnym przy odbudowanym drewnianym dworze. Potem to już głównie kapliczki i kościoły, niedziela, to się trzeba było przeciskać obok wiernych. Jeden pan omal na nas nie zaparkował, bo przecież do kościoła piechotą się nie chodzi ;)
Najbardziej podobał mi się zamek w Bodzentynie, a raczej jego nędzne resztki, ale za to bardzo malownicze. I tu chcę pozdrowić starszą panią mieszkającą przy hydrancie, która po pierwsze powiedziała nam jak go uruchomić (zimna woda!!!), a potem wskazała dojazd do delikatesów centrum. Gdzie kupiłam Klusce koparkę a sobie lemoniadę. Wracając z delikatesów natknęliśmy się na cmentarz z I wojny światowej, 1915. Czyli nie ma dnia bez trupów, nawet jeśli nieplanowanych. Cyklogrobbing wiecznie żywy, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
Dłuższy postój nad zalewem pod Starachowicami wspominam średnio, hałasujące skutery wodne, motorówki na koniec paralotnia zagłuszały wszystko co naturalne, z żabami włącznie. W Starachowicach za to bardzo polecam Bar mleczny "Miś". Nie było czasu nic zjeść, tylko zajrzałam, ale mają tam po pierwsze prawdziwego słomianego misia z filmu (replika), oraz bardzo ładnie urządzone wnętrze. Potem wrzucę fotki.
Przejechaliśmy też przez Wąchock, a tam pomnik sołtysa (rozkopany dookoła) i uroczy wąwóz z bykiem, którego Tomi wziął za krowę. Mało brakowało a wylądowałby na jego rogach, bo chyba mu brakowało mleka do kawy ;) Ale na szczęście poszedł szukać skrzynki i wszystko dobrze się skończyło.
Do Skarżyska podjechałam z wywieszonym ozorem i ze zmęczenia bolącym brzuchem. Kazałam sobie kupić Coca-colę, bo w takich wypadkach tylko ona mnie ratuje, choć to sam cukier. Pociąg na stacji już na nas czekał, okazało się, że odjeżdża 10 minut później niż w internetowym rozkładzie. W Radomiu mieliśmy czekać godzinę na następny, ale akurat ogłaszali spóźniony przyśpieszony do Warszawy, więc w ostatniej chwili wsiedliśmy... i dzięki temu w Warszawie byliśmy przed 22. A w domu około 23.

  • DST 80.25km
  • Teren 7.50km
  • Czas 04:58
  • VAVG 16.16km/h
  • VMAX 56.20km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Norwegowie wybudowaliby tu tunel - dzień pierwszy

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 16.06.2013 | Komentarze 5

Pierwszy dzień wyprawy w czerwonych trampkach. Chyba zacznę je stosować jako rodzaj wyznacznika podróżowania rowerem, a nie traktowania go jako sportu.

Wyprawę do Skarżyska-Kamiennej, a dokładniej okolic pod Górami Świętokrzyskimi planowaliśmy wstępnie na zeszły weekend, ale miało lać, więc zdecydowaliśmy się na kolejny. Dla odmiany był upał. Ale na szczęście pojawiły się tu i ówdzie chmury, nie było najgorzej. Nazwałam roboczo "Norwegowie wybudowaliby tu tunel", ponieważ okolica bogata jest w górki i dołki, nierzadko ponad 4 w jednej wsi! Wiele z dróg można by było wypłaszczyć niedużymi tunelami. Właściwie w kółko jechaliśmy albo pod górę, albo zjeżdżaliśmy w dół. Pierwszego dnia moje kolana miały jeszcze siłę, więc dużo podjeżdżałam, mało podchodziłam pchając dość ciężki rower (wybraliśmy się z karimatami i namiotem, a co).
Jeszcze w pociągu (z Radomia do Skarżyska) spotkaliśmy innego rowerzystę, który polecał nam wiele ciekawych miejsc w okolicy. Część mieliśmy w planach i odwiedziliśmy. Np. Muzeum militarne, gdzie właściwie nie mieliśmy łazić, ale nie wytrzymałam i namówiłam Tomiego na wizytę. Było super! Zwłaszcza samolot, do którego można było wejść! Dzień był obfity w tak zwane atrakcje turystyczne. Widzieliśmy parowóz przy stacji, ulicę Staffa (osiedle robotnicze pięknej urody jak i szkołę), zalew, widzieliśmy stary młyn, przejeżdżaliśmy przez trasę S7, odwiedziliśmy kilka kościołów, zalany stary kamieniołom, mostek nieistniejącej wąskotorówki, DĄB BARTEK!!!, niesamowite ruiny pieca z 1935r. z Samsonowa, które bardzo mi się kojarzą z drugą częścią ekranizacji Wehikułu Czasu (z tą starszą), aż na koniec dotarliśmy na przedpola Kielc, gdzie znajduje się mało znane źródełko aniołka. Mieliśmy tam znaleźć kesza, ale za bardzo wtapiał się w naturę i odpuściliśmy. Potem do lasu spać i tu trochę jękneliśmy. Cały las był doszczętnie zalany, jedno wielkie bagno. Hm... na szczęście znaleźliśmy jeden suchszy kawałek, nawet niedużo komarów jak na okoliczności. Na spóźniony obiad rosołek bardzo niezdrowy z torebki i mniej niezdrowa kiełbaska. Po 80 km smakowały jak nie wiem co (rosołek z patykiem, który wpadł Tomiemu do menażki). A na koniec deser budyniowy czekoladowy :)










  • DST 84.05km
  • Teren 11.00km
  • Czas 04:37
  • VAVG 18.21km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Krótka wycieczka do Podkowy Leśnej

Środa, 12 czerwca 2013 · dodano: 12.06.2013 | Komentarze 1

Ostatnio powstał nowy keszyk w okolicy, to postanowiliśmy zwiedzić ponownie. Do Nadarzyna rzut beretem, więc udaliśmy się i tam. To miało być blisko i krótko, odpuściliśmy część zaplanowanej trasy i na skróty pojechaliśmy przez Izdebno Kościelne (ostatnio wycieczka bez przejazdu przez a2 się nie liczy, 2x się udało). No i zeszło się ponad 80km, nie dziwota, że padła bakteria w telefonie i na endomondo mam tylko 2/3 trasy. Później dorysuję. Na wertepie bardzo mokro, za to rzeczka Mrówka bardzo malownicza :)
















  • DST 68.35km
  • Teren 13.00km
  • Czas 03:47
  • VAVG 18.07km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Keszowanie z mrówkami

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 1

Dziś obudzono mnie o nieludzkiej porze, bo popołudniem zapowiadali w ICM burze i zlewy. O 8:15 udało się wystartować spod domu. Dziecko, babcia i wujek jeszcze spali. Po 9 dotarlam do pierwszej skrzynki związanej z pszczołami. Pszczół nie było, mrówki tak. Wszędzie! Nie można było chwili stanąć gdziekolwiek w lesie, już człowieka obłaziły. Okolica skrzynki Formica geocache, jasna sprawa. Byłąm tu kilka razy, ale takiego nagromadzenia mrów w życiu nie widziałam. Co tam las, nawet na zwykłej drodze było zatrzęsienie. W końcu Tomi serwisował skrzynkę sam a ja uciekłam do altanki pół kilometra dalej. Siedzę sobie i patrzę, a tam pod dachem ślimaczej. Ale wlazł. No i sobie żuję żelki. Podjeżdża Meteor, patrzy na ślimaczka i mi tłumaczy, że to jest małe gniazdo os. Wychylam się, patrzę od spodu... Jeny one tam są! Zbite jak sardynki, ale się ruszają! Szybko wyleciałam z altanki i dalej w drogę.
Żeby nie było, zawsze muszą być jakieś trupy, więc jechaliśmy do mogiły. Ale najpierw zahaczyliśmy o grodzisko, które po ostatnich deszczach nawet miało znów fosę wypełnioną wodą. Malizna, pewnie strażnica jakaś tu była, albo niewielka osada. Ale mało kto o niej wie. No i potem mogiła i szukanie skrzynki z giepsem. A gieps pływał. Trza było się rozglądać po okolicy (zresztą przy grodzisku też zmarnowałam przez niego trochę czasu).
Pogoda wyglądała milusio, nic nie zapowiadało zlewy, więc na pierwszym biegu, wycieczkowo, zaczęliśmy pomalutku wracać, bez pośpiechu.
W okolicach Puszczy Mariańskiej spotkaliśmy przejazd rowerowy z okazji Święta Cyklicznego. Jechali od strony Mszczonowa, ale może byli z innej miejscowości, ciężko orzec. A trzeba było spytać. Ale jechaliśmy w przeciwnym kierunku. Mam nadzieję, że zlewa ich nie dorwała. Wyskoczyła nagle od południa, jak już byliśmy w domu :)
Po drodze do Żyrka spotkaliśmy nowy krzyż, ale taki, że nie idzie opisać. Jak wrzucę fotki, sami zobaczycie. Tak zwana wizja artystyczna. Wiem tyle, że artysta nazywa się Stanisław Głowacki. Chyba będziemy do niego pielgrzymować od czasu do czasu, zwłaszcza ze znajomymi (na przykład tymi z Łodzi) ;)
Było za ciepło, aże mi się dłonie odparzyły i mimo komarów i much musiałam sobie je schłodzić w rzeczce. Pomogło.










  • DST 85.34km
  • Teren 8.50km
  • Czas 04:33
  • VAVG 18.76km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mazowiecki standardzik, który zakończył się rowerowaniem podwodnym

Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 08.06.2013 | Komentarze 7

Wyruszyliśmy późnawo, ale tuż po śniadaniu. W ferworze przedpokojowym nie zabrałam picia, ale na szczęście Tomi zabrał wody na zapas. I kanapki. I czekoladki. Ale i tak po drodze kupiłam sobie loda, w Izdebnie Kościelnym, w sklepie z kapliczką. Trochę mi przygrzało. Potem się przyzwyczaiłam, zresztą było coraz więcej chmur, a więc i cienia. Co nie przeszkodziło mi się spalić, tak to jest jak się człowiek nie nasmaruje kremem z filtrem.
Dzień okazał się być okołourbeksowy. Najpierw cegielnia (skrzynka) i łażenie po krzakach, potem małe odstępswto, bo skrzynka wiaduktowa z okazji drewnianego kościółka w Żókowie, wreszcie jakiś opuszczony zakład produkcyjny, potem Brwinów, park i znów jakieś opuszczone domostwa. Kręciliśmy się w okolicy Wukadki, Podkowa Leśna, Milanówek i te de. Bardzo przyjemnie. Wracaliśmy omijając Grodzisk i krążąc między chmurami.
Trochę zaczęło padać przy mojej skrzynce cmentarnej, ale potem przestała. Prawdziwa zlewa dotknęła nas na finiszu, kilka ładnych kilometrów przed Międzyborowem. Ale jaka! Normalnie sikawka strażacka, bałam się że za chwilę zarobię wiadrem w głowę. Na szczęście zabrałam ze sobą nowy nabytek - pelerynę rowerową. Zdążyłam założyć w odpowiednim momencie i po zlewie miałam tylko mokre nogi od kolan w dół i trochę twarz. A poza tym suchuteńko. Sprzedawca nie kłamał z odpornością na wodę. A zarazem wcale mi nie było gorąco, nadmiar ciepła ulatywał spodem. Po raz pierwszy od dawna zamarzył mi się błotnik na przednie koło i ochrona na zębatkę :)http://www.endomondo.com/workouts/200658006













  • DST 57.67km
  • Teren 0.40km
  • Czas 02:58
  • VAVG 19.44km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z krowami

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0

Raz że tym razem widzieliśmy dużo prawdziwych krów, dwa że wieźliśmy krowią skrzynkę na nową miejscówkę. Trasa na Skotniki i dalej pętelka w okolicy cmentarza i Pisi, która wylała. Most za Skotnikami uszkodzony przez motor (wypadek i dziura w moście) i za ciężki wóz(prawdopodobnie to on odpowiada za pękniętą belkę), ale rowerem da się przejechać. Dużo krów, jakaś nowa mazowiecka kałówka z asfaltu i przegryzki kanapkowo termosowo. Bardzi malowniczo, dopóki nie wgram zdjęć, nie będzie widać :)
/1308122



















Wszystkie fotki w albumie na picasie