Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48635.61 kilometrów w tym 8056.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2010

Dystans całkowity:319.14 km (w terenie 84.70 km; 26.54%)
Czas w ruchu:20:59
Średnia prędkość:15.21 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:35.46 km i 2h 19m
Więcej statystyk
  • DST 13.01km
  • Teren 5.00km
  • Czas 00:49
  • VAVG 15.93km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

73 - na działkę i z powrotem

Poniedziałek, 20 września 2010 · dodano: 20.09.2010 | Komentarze 0

Pomagać przenosić skrzynię na stare miejsce po ułożeniu bruku.


  • DST 33.08km
  • Teren 8.50km
  • Czas 02:23
  • VAVG 13.88km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

72 - Lajcik Mazowiecki

Niedziela, 19 września 2010 · dodano: 19.09.2010 | Komentarze 2

Trochę mnie zmęczyła wczorajsza jazda (dopiero jak położyłam się na moment to odkryłam),że dziś wybłagałam u Meteora krótki odcinek. I tak wyszedł jeszcze krószy przez to,że się zagaaliśmy i zapomnieliśmy o dwóch skrzynkach. Także niemal nie było geocachingu, za to dużo ciekawych dyskusji na tematy różne.

Trasa z Żyrardowa, przez Pisię Gągolinę do Radziejowic a stamtąd przez las i Budy jakieśtam do Jaktorowa. Tam wbiłam się w pociąg. W pociągu kilkudziesięciu rowerzystów zorganizowanych, ale jakoś się wcisnęłam. Dużo sobie myślałam po drodze i przegapiłam stację etra na której miałam wysiąść. Dobrze,że od Młocin nie mam daleko do domu. Jakaś nieprzytomna jestem. Zsiadając z roweru omal nie skręciłam sobie nogi. Ale jakoś się udało (uratowały mnie rozciągnięte stawy).

  • DST 78.29km
  • Teren 16.00km
  • Czas 05:07
  • VAVG 15.30km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

71 - masakra bolimowska czyli...

Sobota, 18 września 2010 · dodano: 18.09.2010 | Komentarze 2

Przebijanie się tu i tam w okolicach Bolimowskiego Parku Krajobrazowego. A masakra dlatego,że Tomi popuszczał dętką a na koniec zupełnie sflaczał i trzeba było mu po nocy wymienić.
Pociągiem do Radziwiłłowa, potem już cały czas pedałowanie. Najpierw do Rawki potem Skierniewice a dalej lasy bolimowskie i wreszcie okolica Kurdwanowa, kilka szybko odwiedzonych cmentarzy wojennych i nie tylko. Końcówka od pechowego Babskiego Borka po Żyrardów.




  • DST 3.67km
  • Czas 00:27
  • VAVG 8.16km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

70 - na dworzec i do Żyrka

Czwartek, 16 września 2010 · dodano: 17.09.2010 | Komentarze 0

Te kilka km to jazda z dworca do Tygielka i spacer z Tomim z Tygielka do domu.

  • DST 15.57km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:17
  • VAVG 12.13km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

69 - wieczorna wycieczka do lasu

Piątek, 10 września 2010 · dodano: 10.09.2010 | Komentarze 2

Pomyślałam,że muszę pojechać gdzieś dalej. Był już wieczór, wiedziałam że skończę nocną jazdą. Wybrałam się do keszyka przy mogile powstańca, przy okazji złupiłam kilka innych po drodze(wirtuale i jedna przy pomniku). Takie doczyszczanie okolicy. Mogiłka niesamowicie położona, niedaleko od drogi, ale bez szans znaleźć ją inaczej niż przez przypadek lub właśnie z powodu kesza zakopanego kilka metrów dalej.

Ciutkę wyjechałam z Wawy, ale tylko ciutkę.

Wracając przejechałam przez Park Młociński, gdzie pojechałam na skróty, zgubiłam ścieżkę po ciemku i przedzierałam się po omacku do głównej drogi. Ale jakoś się udało. Potem odwiedziłam swojego keszyka przy innych mogiłach i dobrze, bo walał się na wierzchu. Zakopałam i spokój. Powrót do domu na kapusię z pieczarkami.

  • DST 3.43km
  • Czas 00:17
  • VAVG 12.11km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

68 - z serwisu i do sklepu

Piątek, 10 września 2010 · dodano: 10.09.2010 | Komentarze 0

Pradziadkiem, bo był na wierzchu.

  • DST 75.03km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:29
  • VAVG 16.74km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

67 - Weekendowa wyprawa na Jurę i nie tylko - dzień trzeci

Niedziela, 5 września 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 2

Tego dnia właściwie już nie jeździliśmy po Jurze, bo byliśmy na północ od. Z mapą turystyczną jeździliśmy od zabytku do zabytku. Mieliśmy sporo czasu, bo rano zbudzili nas panowie myśliwi i grzecznie kazali się wynosić ze stodoły. To sobie pojechaliśmy, zaraz po śniadaniu ;)
Na pierwszy ogień poszedł Garnek. Miejscowość Garnek. Jest tam fajny, choć niezabytkowy kościół z ceglaną wieżą. Warto obejrzeć, z kształtu przypomina nieco historyzm, nieco modernizm, nieco nie wiadomo co. Ale fajny. Troszkę na zachód, na rzeczce jest drewniany młyn. Szkoda,że za ogrodzeniem i nie można pozwiedzać. O Garnka myknęliśmy na północ do miejscowości Gidle (już w województwie łódzkim) - znanej z pięknych kościołów. Trzech, choć na mapach turystycznych są tylko dwa. Właśnie jadąc od Garnka (9km) można odkryć przy drodze barokowy, ogromny kościół, niestety przy odnawianiu we fragmentach pomalowany na brudny róż. No i nareszcie KAWA! Po kawie zwiedziliśmy dumę Gidli - bazylikę (i złupiliśmy po cichu kesza) a potem drewniany, chyba piękniejszy (tu zaczęliśmy nieco narzekać na przesyt baroku). Sanktuarium w Gidlach jest o tyle nietypowe,że ma boczny ołtarz ładniejszy od głównego i można się pomylić ;) Co do drewnianego kościółka, to obok jest piękny drewniany ołtarz do mszy plenerowej. I skrzynka, której poprzednicy nie znaleźli a ja tak :)
Potem (tu nie pamiętam dokładnie którędy) uderzyliśmy na zachód obejrzeć dwór w Nieznanicach, a właściwie pałac (znów wjechaliśmy do woj.śląskiego). W rekach prywatnych, więc długo się nie zeszło i tak fartownie podjechaliśmy bramą od tyłu (która powinna być zamknięta). Tak czy siak w środku jest restauracja i mały hotelik. Trzeba zapamiętać (180zł za pok.2 osobowy). Dalej drogą do Borowna, miejscowości z murowanym kościółkiem(chyba znowu barok) i pięknymi ceglanymi chatami obok. A dalej na północ do Kruszyny, i tu po drodze trafiliśmy na samotnie stojącą w polu kolumnę. Dopiero później, przypadkiem spotkawszy miejscowego animatora rowerowego dowiedzieliśmy się,że jest to pomnik który postawił okoliczny szlachcic swojemu synowi, który tu właśnie popełnił samobójstwo. Nie znam szczegółów, bo krótko gadaliśmy. W Kruszynie był właśnie dwór będący kiedyś własnością owego szlachcica, ale nie pamiętam nazwiska. Do dworu też dojść nie można, bo się remontuje ogrodzenie (nie dwór niestety). Za to jest całkiem ładny kościół z dzwonnicą i niedaleko ciekawa ruinka. Czego - niestety nie wiem. Dalej na północ zaczęliśmy kierować się na Radomsko. Po drodze spotkaliśmy owego animatora i zapalonego rowerzystę. Makar i Paweł mają mi dać namiary potem na niego. Tutaj zaczęłam odczuwać zmęczenie, prawdopodobnie dlatego że głównie jechaliśmy pod wiatr (a może dlatego,że znów wjechaliśmy do woj. łódzkiego?). Ale jakoś do tego Radomska dojechaliśmy, choć dookoła, bo las był zakałużony i przez to nieprzejezdny.
Już wcześniej czytałam na necie o Radomsku, ale będąc na miejscu przekonałam się,że jest jeszcze cudniejsze niż myślałam. Szkoda,że mało kto o nim co wie. Piękne barokowe kościoły, kirkut(do którego nie zdążyliśmy dojechać), ratusz, biblioteka, piękne kamienice... i jedna czynna restauracja w niedzielę. Dobrze,że choć tania. Trafiliśmy na chrzciny ale znalazło się dla nas miejsce i zjedliśmy porządny obiad :) Po obiedzie pozwiedzaliśmy to i owo, przy okazji okazało się,że patronką Radomska była królowa Polski Jadwiga i tu obywały się zloty rycerskie. Na placu ponoć jest wi-fi, niby łączy ale nie łączy. Pewnie znowu wina mojej głupiej komórki. Tuż przed pociągiem objechałam okolicę dworca(także ładny ale tradycyjnie zaniedbany), warto zajrzeć do wieży ciśnień.
Droga powrotna pociągiem była ciut masakryczna, bo miał tylko 4 wagony i żadnego rowerowego. Ledwo wcisnęliśmy na tył swoje 3 - w środku były jeszcze 4 inne ;) Także wracaliśmy na stojąco. Dobrze,że pociąg jechał w miarę szybko.

Zdjęcia na Picasie.


  • DST 80.11km
  • Teren 35.00km
  • Czas 05:00
  • VAVG 16.02km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

66 - Weekendowa wyprawa na Jurę i nie tylko - dzień drugi

Sobota, 4 września 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 2

Rano śniadanko i pomału do przodu. Trochę nieprzytomna założyłam sakwy lewa na prawą... ale szybko naprawiłam błąd. Najpierw zwiedziliśmy skałki niedaleko od szkoły, potem myknęliśmy do Żarek, tu niedaleko (w Żarkach Letnisko do których nie dojechaliśmy) byłam pierwszy raz w życiu na koloniach :) W Żarkach jest mnóstwo ciekawych obiektów o zwiedzania, między innymi szlakiem kultury żydowskiej można odwiedzić pozostałości murów getta (na rynku), nieopodal bożnicę (w remoncie) i malowniczy kirkut. Z Żarek pojechaliśmy do zamku w Olsztynie, nie pamiętam dokładnie trasy ale bardziej na północ i od zachodu. Zamek piękny, nawet na chwilę wyszło słońce :) Potem pogoda ciut się popsuła, nawet chwilę pokropiło, ale na krótko. Szlakami rowerowymi pojechaliśmy na rybę (pstrąga?) do pałacu (i dworu) w Janowie, po drodze obejrzeliśmy cudnej urody drewniany kościół w Zrębicach (gdzie wygmerałam pierwszą skrzynkę z OC). Do dworu mieliśmy szczęście dojeżdżać aleją klonów, pozostałością gościńca... piękny stary drzewostan. Po obejrzeniu dworu (z zewnątrz) zjedliśmy rybę, frytki i szarlotkę. Pycha! Szkoda,że czynne tylko do końca września a może i jeszcze krócej jak będzie zimno. Stamtąd udaliśy się na północ pod straż pożarną by obejrzeć pomnik sikawki(i wygmerać kesza) a tuż potem obejrzeć kirkut. Macewy ukryte w zagajniku, ale przy odrobinie cierpliwości można je bez problemu wypatrzeć.
No i dalej na północ, przez las. Zaczęliśmy rozglądać się za miejscem noclegowym i niedaleko o leśniczówki znalazłam stodołę, właściwie ogólnodostępną. Ale że było dość wcześnie, postanowiliśmy jeszcze gdzieś pojechać. Odwiedziliśmy piękny murowany młyn w miejscowości Knieja oraz pojechaliśmy na wschód do św.Anny gdzie jest klasztor i kościół. Z noclegiem zaczął być kłopot, bo ani tu ani w sąsiedniej wsi nie udało się go załatwić. Trzeba było wracać do upatrzonej wcześniej stodółki. Zdążyliśmy w ostatniej chwili, niedługo po zapakowaniu sie o środka zaczęło lać i lało rzęsiście przez całą noc. Dach nie przeciekał, sianko było mięciutkie, kolacja pyszna, nogi zmęczone.


  • DST 16.95km
  • Teren 0.20km
  • Czas 01:10
  • VAVG 14.53km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

65 - Weekendowa wyprawa na Jurę i nie tylko - dzień pierwszy

Piątek, 3 września 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

Na wycieczce byli: Makar, którego do tej pory znałam ze słyszenia, Paweł, którego znałam z wycieczek wrześniowych z zeszłego roku i ja. Pociągiem (TLK) z bardzo wygodnym przedziałem rowerowym podjechaliśmy w piątek wieczorem do Myszkowa a stamtąd pojechaliśmy nocą już właściwie do Łutowca, gdzie czekał na nas nocleg w tamtejszej szkole. Fantastyczne miejsce noclegowe, 10zł od łebka, kuchnia i łazienki do dyspozycji. Tuż obok skałki jak ktoś się lubi wspinać ale i poogląać jest co, bo wapienne skały są chyba najbardziej malownicze na świecie. Makar jeździ ostro, a było nieco pod górkę - to trochę mnie tempo zmiędliło. Ale przeżyłam ;)