Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48635.61 kilometrów w tym 8056.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:437.63 km (w terenie 35.50 km; 8.11%)
Czas w ruchu:25:48
Średnia prędkość:16.96 km/h
Maksymalna prędkość:34.00 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:39.78 km i 2h 20m
Więcej statystyk
  • DST 21.37km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:05
  • VAVG 19.73km/h
  • VMAX 27.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wycieczka po mobilniaka

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 30.05.2013 | Komentarze 3

Werrona założyła skrzynkę mobilna, Meteor zauważył na głównej stronie OC zanim przyszło powiadomienie i namówił mnie na szybki myk po skrzynkę. Trochę się wahałam, bo dziecię wczoraj miało temperaturę, a kiedy wychodziłam, znów zaczęła rosnąć, ale dałam standardową dawkę panadolu i pojechałam. W godzinę nic się jej nie stanie. No i faktycznie, po powrocie grzecznie się bawiła. Nawet lekarz nie wie co jej jest, obstawiam zakłady: zęby, infekcja górnych dróg oddechowych, infekcja uszu, infekcja dróg moczowych. Tak to jest z tymi dzieciorami. Jak nie urok to sraczka.

Po drodze minęliśmy w Międzyborowie ruszającą procesję, na szczęście nie na naszej trasie. Kiedy wracaliśmy obok kościoła, właśnie skończyli. Więc jakoś udało się ominąć. W Żyrku procesja rusza nieco później, więc w ogóle jej nie widzieliśmy.

Mobilniak pierwsza klasa, teraz trzeba wymyślić, gdzie pojedziemy na inną wycieczkę, by go w terenie zainstalować ponownie :)

  • DST 56.28km
  • Teren 2.50km
  • Czas 02:51
  • VAVG 19.75km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka imienionowa oraz świetowanie Dnia Matki Wyrodnej

Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 5

Do tej pory 26 maja "świętowałam" tylko imieniny, od tego roku doszedł mi Dzień Matki Wyrodnej, czyli takiej co zamiast celebrować i upajać się macierzyństwem - przed południem wymknęła się na rower, a wróciła wtedy gdy dziecko jest na spacerze, więc znów daleko. Przy okazji złupiłam kilka skrzynek. Tomi pojechał dalej, ja wróciłam, bo mnie jeszcze czeka pracu pracu i nie mogę być wykończona. Choć pogoda tak cudna, że az się prosi o siekniecie setki. Następną razą ;)








  • DST 81.77km
  • Teren 1.50km
  • Czas 04:43
  • VAVG 17.34km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Cyklokeszing i cyklogrobbing pod wiatr

Sobota, 25 maja 2013 · dodano: 25.05.2013 | Komentarze 2

Miałam kryzys pierwszych dziesięciu kilometrów. Na zmianę byłam straszliwie zmęczona, zła, zziębnięta i na dodatek wiało w pyszczek. W okolicy Kurdwanowa, gdzie zmarzłam pod kościołem czekając na Meteora (nie wlazłam do środka, bo z głośników dobiegały odgłosy sprzątania, a ja nie miałam ochoty na dyskusje z panią gospodynią), nawet postanowiłam wrócić do domu. Ale podjechaliśmy jeszcze pod cmentarz w Kurdwanowie i tam jakby nieco się ociepliło. No i w końcu pojechałam dalej. Ratowały mnie specjały nabyte w sklepie w Czerwonej Niwie oraz kanapki zrobione przez Meteora i tym razem zabrane ciepłe picie z termosu.
No i jechaliśmy i jechaliśmy, a mi pedałowało się coraz lepiej. Dojechaliśmy do Złotej i cmentarza z pierwszej wojny, a potem na odwyrtkę, powrót przez inny cmentarz i sanktuarium w Miedniewicach. Bardzo tam fajnie. No i myk do Wiskitek, gdzie doszłam do wniosku że warto by dokręcić do 80tki, ale kurczę, zabraknie paru kilometrów. To pojechaliśmy naokoło, przez dom Werrony, gdzie wbiliśmy się na herbatę z własnego termosu i kanapki zrobione przez Werronę dla jej gości. Na szczęście goście nie mieli nic przeciwko ;)





/1308122

  • DST 27.47km
  • Teren 0.50km
  • Czas 02:05
  • VAVG 13.19km/h
  • VMAX 28.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Półsucho do pracy i półmokro z powrotem

Środa, 22 maja 2013 · dodano: 22.05.2013 | Komentarze 2

Taka sobie półwycieczka. Pierwsza połowa w pięknym słoneczku, najpierw na dworzec, potem pociągiem do Warszawy Zachodniej, tuk tuk, tuk tuk, pociąg się telepał i przystawał po drodze (remonty i inne przeszkody). W przedziale tłum rowerzystów, większość chyba studenci i my, dwójka ludu pracujący stolycy.
Przez Pole Mokotowskie (i parę krzynek po drodze) dopedałowaliśmy do Polskiego Radia i tam mierzyliśmy to i owo oraz schodziliśmy z trzeciego na czwarte albo z czwartego wchodziliśmy na trzecie. Cztery klatki schodowe i mnóstwo kombinacji, bo na niektórych piętrach były wylewki i nie można było przejść. Do tego plątały się jeszcze dwie szkolne wycieczki. Ale praca przyjemna.
Gdy wyszliśmy, już niebo było zachmurzone i grzmiało w oddali, ale myknęliśmy do paru keszy, a to mojego przeserwisować, a to co złupić, niestety w międzyczasie się rozplumkało. Na początku mało, potem więcej i więcej. Tu przeczekaliśmy, tak przeczekaliśmy (focąc innych podwodnych rowerzystów), wreszcie zlewa zrobiła się konkretna. Nici z keszowania, wracamy z Puławskiej do Zachodniej. Po 5 minutach mokra byłam wszędzie, wiec mi już było wszystko jedno i dojechaliśmy bez postojów. A potem dopiero zmarzłam w pociągu. Do Guodziska, bo żyrardowski przyjechał sardynkowy (guodziskie opóźnione) i małe myk po skrzynkę zmarzło mnie jeszcze bardziej. W pociągu z Guodziska do Żyrka ciepło nie było, szczękając zębami dojechałam do domu i odkryłam, jak cudownie jest siedzieć w suchych ciuchach popijając herbatę i zajadając obiadek (wszystko robota Tomiego)



  • DST 53.49km
  • Teren 11.00km
  • Czas 02:59
  • VAVG 17.93km/h
  • VMAX 28.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z burzami w ciuciubabkę

Wtorek, 21 maja 2013 · dodano: 21.05.2013 | Komentarze 7

Keszowanie krzakowe, raz do rzeczki Benenard, raz do okopów (wcześniej zwiedzanie zapadłej chałupki), potem kolejne opuszczone gospodarstwa, a wszystko zawinęło się w ładną ósemkę. I tylko raz zgubiłam Meteora (zaczęło się od zgubienia okularów) :)
/1308122
Tym razem bezkluskowo, bo pogoda burzowa, graliśmy w ciuciubabkę z burzami. Tu się schowaliśmy, tam zniknęliśmy w krzaku bzu, tam w stodole i burze nas zgubiły. :)









  • DST 31.05km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:54
  • VAVG 16.34km/h
  • VMAX 29.80km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kółko graniaste we troje

Piątek, 17 maja 2013 · dodano: 17.05.2013 | Komentarze 0

Miało być tak samo lajtowo jak wczoraj, ale było cieplej i Klusię źle znosiło jazdę w przegrzanym wnętrzu. Tankowała picie z niekapka jak głupia, ale niewiele to pomagało. A to jej kapelutek spadł na oczy, a to zabawka uciekła, wszytsko źle normalnie. Dojechaliśmy do pierwszej skrzynki i tam mieliśmy zostać tylko chwilkę. Tomi jednak popełnił błąd, dał Klusce mlecza. No to oczywiście zabrałam Klusce mlecza, co mi tu dziecko będzie truć (łodyżka), a dziecko w ryk. No to trzeba było wyjąć z przyczepki i przebłagać jedzeniem i krótkim popasem na kocyku. Spłakane dziecko zwane na okoliczność "syrenką" ryczeć przestało, ale humor miało nienajlepszy. Pojechaliśmy dalej, a tu kolejne marudzenie. Pieluszka. Mokro. No dobra. Kolejny postój, ale już widzę że dobrze nie będzie i raczej trzeba wracać. Miałam wizję ryku przez całą drogę powrotną, ale po paru kolejnych postojach Kluska skapitulowała i zasnęła. I przespała niemal całą drogę powrotną do domu. Obudziła się na "skrócie Stepy" radosna jak skowronek i właściwie mogliśmy jechać na drugą wycieczkę, ale odpuściliśmy. W domu jeszcze podjadła pobawiła się, znów podjadła i dała się namówić na kolejne spanie. Uff. Jednak w tak ciepłe dni nie powinniśmy jej zabierać na rower. Za duszno i za ciepło.


  • DST 45.43km
  • Teren 2.50km
  • Czas 02:30
  • VAVG 18.17km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pierwsza wycieczka we trójkę

Czwartek, 16 maja 2013 · dodano: 16.05.2013 | Komentarze 2

Na ten dzień długo czekaliśmy, najpierw Kluska była nieco za mała, potem ja miałam dużo roboty a Tomi jechał w góry i się nieco zeszło. Ponieważ mój brat stwierdził, że łożyskom w kołach od przyczepki nic nie jest, tylko przydałoby się je dokręcić - postanowiliśmy pójść na żywioł i pojeździć parę kilometrów po okolicy. Z paru zrobiły się trzy dychy ;) W moim przypadku wycieczka była kombinowana, pojechaliśmy ledwo skończyłam pracować a i tak miałam wrażenie, że zapomniałam czegoś zabrać. Po przejechaniu 6km dorwał mnie pracowy telefon, akurat jak mi Tomi z Kluską znikali na horyzoncie, akurat pooooszliii po nowym asfalcie. Może bym ich dogoniła, gdyby nie ten telefon. Dobrze, że na mnie zaczekali. Podjechałam tylko po to, by im życzyć udanej wyprawy i wróciłam do domu zrobić pracowe poprawki. Potem zadzwoniłam do nich, gdzie są i umówiliśmy się złapać w terenie. Tą samą trasą przejechałam przez Międzyborów i jakieś Budy, obok charakterystycznej kapliczki i dalej.... jakoś ciągle było pod wiatr, ale tym razem wzięłam już chustkę na głowę (to była ta rzecz, której zapomniałam za pierwszym razem) i mozolnie dokręciłam kolejne kilometry.
Złapałam ich pod lasem, pod krzyżem. Takie miejsca idealnie nadają się na pikniki. Szkoda że pojawiły się komary, bo byśmy zostali dłużej.
Myk do domu, "na skróty" czyli 10km dłużej. Tym razem dłużej się z nimi ścigałam, dzięki czemu prędkość max mam 33km/h. Tomi z Kluską wyciągnęli 36 ponoć. :)



  • DST 29.83km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 15.84km/h
  • VMAX 25.60km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Majówka rowerem do pracy i z pracy

Poniedziałek, 13 maja 2013 · dodano: 13.05.2013 | Komentarze 4

Pogoda spłatała mi psikusa i zrobiła się śliczna, akurat gdy miałam pruć do pracy w Ursusie. Jako że w kolejach mazowieckich wozi się rower za darmo od maja do września, skorzystałam z promocji (plus zniżka na bilet powrotny) i zawiozłam rower pociągiem do Ursusa. A stamtąd myk na południe ku Okęciu, bo tamże miałam robotę. Trochę się pogubiłam, bo mi tam obwodnicę na szlaku budowali, ale od czego jest nawigacja w komórce :) Przy biurowcu stojaka na rowery nie było, podpięłam się więc do latarni, jak inni rowerzyści (na stale podpięte w okolicy były dwa rowery).
Po pracy, która zajęła półtorej godziny czas na przyjemności, toteż złupiłam jedną skrzynkę przy pomniku i zgarnęłam geokreta, a potem pojechałam kupić rogaliki w Lidlu. No i kupiłam. Rogaliki, kaszkę i schab z owocami w słoiku dla Kluski. A i plecak rowerowy, raczej do chodzenia, bo rowerem to ja z sakwami jeżdżę.
Dojechałam do dworca w Ursusie, wtarabaniłam się na peron i zajadałam rogaliki. Wysiadłam nieco wcześniej, w Jaktorowie. Przy okazji okazało się, że przy turze nie można już jechać ulicą rowerem, bo zrobili jakiś krótki odcinek po stronie tura, pieszorowerowy. To pojechałam piaszczystym poboczem do przejazdu. Dalej przez jakieś wioski i nareszcie natura! Bocian! Jesteśmy uratowani! A nie zaraz, gdzie moja strzelba!?! Ubiję gada jak psa! No dobra, uciekł. Została stodoła i wmordewind, ale założyłam kaptur i jakoś poszło. Dalej przez Międzyborów do domu.



  • DST 62.50km
  • Teren 7.50km
  • Czas 03:47
  • VAVG 16.52km/h
  • VMAX 32.50km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Już nie tak mokro w Łodzi

Niedziela, 12 maja 2013 · dodano: 12.05.2013 | Komentarze 13

Dzień zapowiadał się lajtowy, zaczęliśmy od śniadania i kawy :)
Potem zebraliśmy się z Tomim do kupy i polecieliśmy serwisować jego skrzynkę na bocznicy. Po drodze zrobiliśmy tylko mały postój na focenie fontanny i chyba dość nowej rzeźby pod Biblioteką. Albo dopiero ją teraz zauważyliśmy.
Podczas serwisu korzystając z chwili wolnego przebrałam się z powrotem w lżejsze ciuchy. Było 11 stopni, a mnie było za ciepło w rajtkach i wolałam zwykłe cienkie spodnie na gołe nogi. Plus cienkie getry i straszliwe skarpety do sandałów ;)
Potem przechwycił nas lokalny nawigator w postaci Huanna i skończyło się lajtowe jeżdżenie. Kiedy jeździmy razem Huann zawsze narzeka, że mu przy mnie spada średnia prędkości, a ja się cieszę, że przy jeździe z Huannem rośnie mi średnia prędkości, bo jadać za nim jakoś łatwiej wyciąga się stałe 25km/h. Ale nie pod górkę, o nie ;)
Huann ponawigował nie na skróty ale dookoła, przez Widzew, podmokły park (gdzie w pewnym momencie boso przeprowadziłam rower łączką, by nie moczyć sandałów) i kolumnę Zygmunta. No i oczywiście trochę spóźniliśmy się na Rudę, Huann jako organizator a my jako uczestnicy, bo jeszcze w międzyczasie pojechaliśmy złupić dwie okoliczne skrzynki i trochę się zeszło.
Nareszcie gra miejska (dołączyliśmy do jednoosobowego teamu kolegi z Pabianic) i oczywiście musieliśmy wybrać coś najbardziej terenowego i po lesie. Za to malowniczo było, tyle zieleni! Wykonaliśmy wszystkie zadania w międzyczasie łupiąc i serwisując kilka skrzynek po drodze.
Na szczęście nie padało.
Meta w knajpie, to podjedliśmy co nie co przy okazji i jeszcze polecieliśmy przeserwisować dwie moje skrzynki, obejrzeć (po drodze) jeden cmentarz, zwariowaną knajpę na świeżym powietrzu (Odyseja) i zobaczyć podupadający pałacyk. Nie mogłam się powstrzymać i oczywiście założyłam w nim skrzynkę :)
Powrót na wariata, żeby pociąg nie uciekł, jakoś się udało. Jeszcze mieliśmy zapas czasu, więc znaleźliśmy skrzynkę na peronie.
Wysiadamy w Żyrardowie a tam leje...







  • DST 22.72km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 13.63km/h
  • VMAX 23.80km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mokro w Łodzi!

Sobota, 11 maja 2013 · dodano: 12.05.2013 | Komentarze 5

Pierwszy dzień weekendu w Łodzi, zaczął się ciepłym porankiem na peronie, niestety szybko pogoda się popsuła, jeszcze jak jechaliśmy do Kaliskiej pociągiem. Na Kaliskiej nie padało, ale się zanosiło i rzeczywiście zaczęło kropić. Ale i tak udało się złupić skrzynkę za pomocą skoku przez szczelinę.
Chwilę później spotkaliśmy przypadkiem Plebka i Efedrynę. Akurat wracali z keszowania i wpadli na nas na skrzyżowaniu. Wpis do naszych ownkeszy i dalej w urbeksowe klimaty. Tym razem mieliśmy łupić tylko skrzynki w starych budynkach, chciało by się krzyczeć: Więcej błota! Jeszcze więcej błota!
Mokre buty miałam już po godzinie, ale pomimo przelotnego deszczu nie zmarzłam. Po kilku skrzynkach kolejowych przyszedł czas na resztki fabryk. W jednej z nich zjedliśmy drugie śniadanie. Potem jeszcze dwa cmentarze w Parku Poniatowskiego. No i na koniec wisienka na torcie, czyli schron przeciwlotniczy!
Sęk w tym, że zaczęło lać. A wejście do podziemi błotnistą mazią. Ucapiłam się jak jasna cholera, toteż klęłam siarczyście, ale było warto.
Potem jeszcze w tym deszczu przemknęliśmy do jednej postfabryczki, gdzie trochę się podsuszyliśmy i ja znalazłam skrzynkę w niesamowitym pojemniku.

A deszcz padał i padał.

Poddaliśmy się, po połowie zaplanowanej trasy polecieliśmy na Bałuty przez Manufakturę. Ogrzać się i przebrać w suche ciuchy. Jeszcze się zastanawiałam, czy nie skoczyć gdzieś na piechotę, ale pizza mnie pokonała ;)