Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48635.61 kilometrów w tym 8056.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Longinada 2011

Dystans całkowity:569.17 km (w terenie 29.20 km; 5.13%)
Czas w ruchu:34:48
Średnia prędkość:16.36 km/h
Maksymalna prędkość:53.70 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:56.92 km i 3h 28m
Więcej statystyk
  • DST 23.23km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 14.37km/h
  • VMAX 28.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - epilog

Poniedziałek, 18 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 2

Czyli nocleg w domu w Warszawie i poranne przejecie rowerów wraz z bagażem na Białołęce. Powrót rowerami przez Żerań, uciekł nam bezpośredni pociąg na Wolę i zostały tylko SKMki, więc postanowiliśmy znaleźć jeszcze dwie (prócz jednej na Żeraniu) po drodze do Dworca Zachodniego. Trochę się zeszło i w efekcie w Żyrardowie byliśmy później, niż gdybyśmy pojechali tym późniejszym pociągiem z Żerania (który startował po 12). :)

  • DST 78.14km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:09
  • VAVG 18.83km/h
  • VMAX 53.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - dzień 8

Sobota, 16 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 5

Huningue - Weil am Rhein - Schlipf - Stetten - Lorrach - Haagen - Hauingen - Steinen - Hollstein - Maulburg - Schopheim >>> Feldberg - Barenthal - Bruderhalde - Buhlhof - Titisee - Neubierhausle - Holzenbruck - Titisee-Neustadt - Reichenbach - Eisenbach - Hammereisenbach-Bregenbach - Wolterdingen - Donnaueschingen >>> Rottweil

Tutaj wycieczka składała się z czterech etapów. Pierwszy rowerowy, drugi - podjazd pod przełęcz busowy, z przełęczy (trzeci etap) znów zjeżdżaliśmy rowerami, ale sporo było pod górkę i w upale, przez co robiłam różne rowerowe myki spod cienia do cienia. Dopiero na zjazdach mieliśmy zapewnione chłodzenie.
Dzień zaczął sie od pękniętej dętki Pauliny co wydłużyło wizytę na moście tzrech granic, tu spotykają się Francja, Niemcy i Szwajcaria.

Było gorąco gdy jechaliśmy z wiatrem, ochładzało się gdy człowiek zatrzymał się w cieniu. Ot, specyfika górskiego powietrza :)

Popołudniem zjechaliśmy do miłego miasteczka z włoską knajpą i źródłami Dunaju (tymi oficjalnymi).

Trochę się poplątało później, bo okazało się że "już" wracamy, ale wszyscy niegotowi a zwłaszcza grupa wracająca pociągiem. Ponieważ pierwsza wersja podróży zaplanowana przez Longina zupełnie nam nie odpowiadała, pojechaliśmy na dworzec po może dłuższą ale bardziej optymalną. W efekcie na Berlin mieliśmy następnego dnia tylko 2 godziny, ale dobre i to bo pierwszy wariant przewidywał w berlinie noc (a wtedy nie kursuje metro). Szybkie przepakowanie i bus podwiózł nas na stację do sąsiedniej miejscowości, gdzie za pół godziny mieliśmy pociąg do Stuttgartu. Tamże spędziliśmy 4 godziny uczestnicząc (nieco wbrew swej woli) w miejscowym clubbingu, ale to już po północy. A potem mieliśmy już dość i poszliśmy do parku. A tam.... szachy w plenerze! No to jazda, gramy, co z tego że nie pamiętamy jak się ruszają figury ;) Na szczęście był z nami Paweł i grając za mnie (ja ustawiałam pionki) i dzięki temu gra była fascynująca :)

Potem jeszcze kilka przesiadek i Berlin, a tam znów masa rowerzystów.





  • DST 105.07km
  • Teren 11.50km
  • Czas 06:06
  • VAVG 17.22km/h
  • VMAX 35.80km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - dzień 7

Piątek, 15 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 2

Willer-Sur-Thur - Moosch - Malmespach - Moosch - Willer-Sur-Thur - Thann - Cernay - Wittelsheim - Pulversheim - Ruelisheim - Battenheim - Baldersheim - Canal du Rhone au Rhin - Kembs - Markt - Huningue - Bazylea - Huningue

Tego dnia byliśmy z Meteorem "lav-duo" bo praktycznie całą trasę do Bazylei przejechaliśmy sami nie czekając na resztę. Trochę szosą na skróty, trochę nad Renem, więcej wzdłuż kanału. Przypadkiem po drodze spotkaliśmy busa i zjedliśmy naszą porcję owoców z jogurtem(bez makaronu).



























Zapas czasu mieliśmy spory, to postanowiliśmy odwiedzić elektrownię wodną w pobliżu miasta. Robi wrażenie! Prócz elektrowni w okolicy jest system śluz dla dużych statków transportowych (a może raczej barek).



























Do Bazylei wjechaliśmy jeszcze za dnia i szukaliśmy ze średnim powodzeniem mikroskrzynek. W końcu się wkurzyliśmy i pojechaliśmy po "małe". I od razu znaleźliśmy trzy. Trzeba było od początku nie tracić czasu na mikrusy.


























W Bazylei spotkaliśmy przypadkiem naszą grupę, która dzień zakończyła w restauracji. Ponieważ tu też było jakieś święto, kempingi były pełne i Longin ledwo znalazł jakiś (musieliśmy wrócić kawałek do Francji), dzięki czemu stuknęła mi pierwsza setka w tym roku. :)




  • DST 39.92km
  • Czas 03:00
  • VAVG 13.31km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - dzień 6

Czwartek, 14 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 0

rower: Riquewihr - Mittelwihr - Bennwihr - Sigolsheim - Kientzheim - Kaysenberg - Ammerschwihr - Ingersheim - Turckheim - Zimmerbach - Walbach - Wihr-au-Val - Gunsbach - Munster - Metzeral - Sondernach -

bus: le Grand Ballon (1336m) - Blanschen - Goldbach

Święto, wszystko pozamykane prócz sklepów dla turystów, jedliśmy to co nam zostało w zapasach czyli bagietki i żarcie z puszki (ja miałam swoje inne). Tylko wcześniej udało się zeżreć precle (ja słony, Tomi słodki) ze sklepiku w Riquewir. Pogoda rozsądna, słoneczna ale chłodna, przez co co chwila zakładałam polarek lub zdejmowałam i było to okropnie denerwujące, bo zostawałam z tyłu i musiałam gonić grupę (oczywiście za gorąco robiło mi się podczas jazdy, a za zimno na postojach).



































Jechaliśmy szlakiem win przez piękne winnice na stokach wysokich gór i wleźliśmy na czołg :)



































Winnice i zamek w tle. W okolicy często pojawiały się zamki, ale nie mieliśmy czasu na zwiedzenie wszystkich.



































Pod koniec dnia zamieniłam się rowerami z Bogdanem i kawałek (z 10 km) podjechałam na rowerze miejskim z popsutymi przerzutkami. Nie było łatwo, ale i tak zaraz miałam wsiadać do busa. Po drodze wjechaliśmy do miasteczka pełnego bocianów. Nie, nie wsi. Maisteczka! Na placu przed kościołem naliczyliśmy kilkanaście gniazd i 27 bocianów (spora część z nich dopiero co nauczyła się fruwać i czasem lądując nie trafiały w dach co było dość zabawne dla obserwujących).



































Potem 5km płaskiego podjazdu (ja nadal na miejskim) i dalej busik aż do przełęczy z krótkim postojem, gdy dogoniliśmy Paulinę (dziewczyna na medal, zaparła się, ze jedzie dalej) i potem nieco dłuższym na poziomki (dostałam od Tomiego kilka plus jagody plus stokrotkę za ucho) i jeszcze jednym postojem na podziwianie widoków i ostatnim postojem na Grand Ballon. Niby mogłam zjechać z przełęczy, ale nieco zmarzłam i mi się nie chciało. Za to widoki na Wogezy przepiękne!












Wszystkie zdjęcia w Alzacji



  • DST 46.67km
  • Czas 02:32
  • VAVG 18.42km/h
  • VMAX 47.40km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - dzień 5

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 4

Rhinau - Friesenheim - Neunkirsch - Witternheim - Hilsenheim - Muttersholtz - Ehnwihr - Rathsamhausen - Selestat - Kintzheim - Haut Koenigsbourg - St. Hyppolyte - Rorschwihr - Bergheim - Ribeauville - Riquewihr

Początek dnia polegał na suszeniu namiotów oraz kurtek (co tam zmokło wieczorem dnia poprzedniego) i jechaniu dość płaskim terenem. Jeszzce dobrze nie wyjechaliśmy z Rhinau, a już sobie zrobiliśmy postój na francuskie rogaliki. Z oryginalną wymową mam spory problem, nie chcąc zacharczec uciekłam ze sklepu i Tomi musiał zamówić sam. Poszło mu całkiem nieźle. Napchani rogalikami pojechaliśmy dalej i po drodze spotkaliśmy spory bunkier



























oraz ławeczkę Napoleona z drugiej serii, postawionej z okazji ślubu Napoleona III (siostrzeńca Napoleona I).



























Następnie przekroczyliśmy rzeczkę L'lll - nie pytajcie jak to się wymawia, bo nie wiem ;)



















I tak bezstresowo dotarliśmy aż do miasteczka Selestat, gdzie podczas zwiedzania odkryłam miękką oponę w tylnym kole. Powietrze schodziło wolno, więc Tomi tylko je podpompował ,dokończyliśmy zwiedzanie i pół godziny przed zbiórką podjechaliśmy nad dworzec, by w spokoju mógł wymienić mi dętkę.















Pogoda psuła się z minuty na minutę. To przeważyło i podjęłam decyzję podjechania pod zamek busem. To spowodowało szereg nieporozumień, na górze było masakrycznie zimno, wiało, a czekaliśmy na grupę rowerową. Część poszła zwiedzać zamek, ja z Jolą poszłyśmy zwiedzać kawiarnię i wc :) Niestety nie wzięłam z samochodu telefonu i nie mogliśmy się z Tomim skontaktować, koniec końców ja zostałam bez pieniędzy i możliwości zwiedzania zamku, a on wlazł do zamku Koenigsbourg beze mnie. Na szczęście spotkałam Pawła po drodze, który pożyczył mi na bilet. Wchodząc do zamku spotkaliśmy Asię, której przekazaliśmy wiadomość dla Tomiego, że jestem już na zamku. Tomi wrócił się i zwiedzaliśmy zamek już razem w trójkę (tam i nazad, gruntownie). Zjeżdżałam już razem z grupą, było łatwo, choć ślisko po deszczu.



























Tego dnia mocno lało (mimo słonecznego poranka, dzięki czemu szczęśliwie wszystko wysuszyliśmy), koniec końców dzień zakończyliśmy na nieplanowanym tego dnia (tylko później) tradycyjnym alzackim obiedzie (mało komu smakowało cokolwiek poza deserem). Ja zjadłam parówkę i półtora ziemniaka, oraz jakąś dziwną przystawkę z jajkiem w formie kawałka torcika (ale nie była na słodko). Z kuchni regionalnych nadal wolę włoską pizzę i sporą część chińszczyzny.
Za to pod koniec żarełka obok restauracji przeszła "parada" na Bastylię, bo jak się okazało trafiliśmy na rocznicę jej zburzenia (oficjalne święto dzień później, ale Bastylię zburzono czy podpalono w nocy). Wszędzie trwały imprezy a my szukaliśmy miejsca noclegowego. Udało się chyba tuż po północy na jakimś parkingu przy stawie z rybami i górskiej rzeczce. Ta noc okazała się najchłodniejsza. Pomimo puchowego śpiworka - zmarzło mi wszystko.



  • DST 77.48km
  • Teren 0.50km
  • Czas 04:30
  • VAVG 17.22km/h
  • VMAX 44.10km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - dzień 4

Wtorek, 12 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 3

fort Mutzig - Dangolsheim - Bergbieten - Soultz (Canal de la Bruche / la Bruche) - Ergersheim - Hengenbieten - Archenheim - Wolfisheim - Eckbolsheim - Strasbourg (Canal du Rhone au Rhin) - Eschau - Kraft - Boofzheim - Rhinau

Poranek był cudowny dzięki czemu fajnie zwiedzało się fort (mieliśmy fajną przewodniczkę, która po raz pierwszy prowadziła wycieczkę po angielsku)

przejeżdżało przez pobliskie miasteczko (w którym się zgubiliśmy z Meteorem i tak pojechaliśmy inną trasą niż grupa, za to przez malownicze winnice), potem zrobiło się za gorąco i kompletnie przegrzana dojechałam do Strasburga.

Nawet oranżada z Aldiego nie pomagała, tuż przed wjazdem do centrum prawie zasłabłam. Podjechaliśmy pod most i zastosowaliśmy chłodzenie zewnętrzne za pomocą całkiem czystej rzeki. Po kolana w zimnej wodzie spędziłam 10 minut, co mnie orzeźwiło na tyle że nie bałam się jeździć. W całkiem przyzwoitej kondycji spędziłam resztę dnia, zwłaszcza że w końcu przyszły chmury i zrobiło się chłodniej.


Jestem pod urokiem miasta przyjaznego rowerom, nigdzie jad dotąd dnie jeździło mi się tak przyjemni. Piesi się nie oburzali, kierowcy przepuszczali, nic nikomu nie przeszkadzało a wszelkie wpadki wybaczano z uśmiechem. Mam nadzieję, że doczekam czasów, gdy będzie tak w Polsze :) Poniżej fotka stojaka rowerowego przed uniwersytetem.

Wieczorem wzdłuż kanału pojechaliśmy na kemping i dopiero po drodze złapała nas burza z obfitym deszczem. Po upalnym dniu prawie nam to nie przeszkadzało, dopóki w mokrych krzakach po ciemku nie trzeba było szukać skrzynki. Ale ją znaleźliśmy, więc nie było problemu. Dopiero na kempingu zmarzłam, siedziałam w busie ciamkając zupkę chińską a Tomi rozkładał namiot. Niestety nadmuchiwanie mat w deszczu w namiocie nie było prostą sprawą, poza tym ulewa trwała całą noc i nie dawała spać. ale i tak dzień uważam za udany, zwłaszcza etap strasburgski i obserwowanie rowerów, które były WSZĘDZIE!



  • DST 50.57km
  • Teren 0.20km
  • Czas 03:34
  • VAVG 14.18km/h
  • VMAX 44.60km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - dzień 3

Poniedziałek, 11 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 0

rower: La Petite Pierre - Oberhof - Buchelberg - Phalsbourg - Lutzenbourg - Hofmuhl - Plan Incline (pochylnia) - Sparrsbrod - Haselbourg - Hellert - la Hoube - Col de Valsberg (652) - Obersteigen - Steigenbach - Wolfsthal - Wangenbourg - Gensbourg -

bus: Oberhaslach - Niederhaslach - Heiligenberg - Gresswiller - fort Mutzig

Ten wspi powinien mieć ikonkę serduszka, odwiedziliśmy bowiem z Tomim grotę zakochanych, by zrobić sobie najgłupsze zdjęcie pod słońcem. No dobra, tak naprawdę to pojechaliśmy po skrzynkę tuż przy grocie ;)









Trochę się nam zeszło, zwłaszcza że chciałam mieć też zdjęcie z mostkiem i grupę dogoniliśmy kilka km dalej, w startegicznym miejscu czyli pod supermarketem Aldi - naszą mekką żywieniową. Tam nabyliśmy pyszną oranżadę w butelce i nasmarowaliśmy się kremem z filtrem, bo zapowiadała się lampa przez cały dzień (nie narzekaliśmy po zlewie z zeszłego dnia).
































Potem od Phalsburga jechaliśmy wzdłuż kanału (i chyba nieistniejącej kolejki wąskotorowej sądząc po starej lokomotywce na brzegu). Mijaliśmy piękny wiadukt kolejowy i małą śluzę... atrakcją dnia miała być większa śluza, o przewyższeniu kilkudziesięciu metrów, gdzie statki transportowane są w specjalnej betonowej wannie po stromej pochylni!



























Postój turystyczny (część osób poszła zwiedzać, my wybraliśmy piknik pod sosnami czy świerkami). I w drogę... Tu się z Tomim odłączyliśmy (tzwz. trudniejsza trasa alternatywna) po jedną skrzynkę i dobrze, bo na trasie spotkaliśmy kapliczkę wykutą w skale, kopiec rzymski sprzed Chrystusa, tartak i cmentarz wojenny.




































Na horyzoncie widzieliśmy coś czego z początku nie mogliśmy zinterpretować. Zamek to czy kościół? Tam jechała reszta wycieczki :)





















Zbiórka na przełęczy, obiad (w moim przypadku spagetti) i sympatyczny zjazd. Pod koniec dnia odpuściłam, bo mnie te "zjazdy" pod górkę nieco nadwyrężyły i ostatni wieczorno nocny kawałek przejechałam busem. To, że zjazd zaczynał się parę km po tym jak wsiadłam do budsa, nie miało znaczenia. Chciałam dać odpocząć kolanom. Dobrze zrobiłam, bo miałam siłę pedałować następnego dnia. Okazało się, że miejsce noclegowe było tuż pod jedną ze skrzynek GC, pod fortem Mutzig. Co prawda mikrus, ale zawsze coś :)

A reszta fotek w Alzacji.



  • DST 81.36km
  • Teren 6.00km
  • Czas 05:02
  • VAVG 16.16km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - dzień 2

Niedziela, 10 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 0

rower: krzaki nad potokiem - (NIEMCY/FRANCJA) - Climbach - Lembach - Chateau de Fleckenstein - Niedersteinbach - Obersteinbach - Wineckerthal - Jaegerthal - Niederbronn - Oberbronn - Zinswiller - Offwiller - Rothbach - Ingwiller - Sparbach - La Petite Pierre

O poranku było sucho i ciepło, okazało się że spaliśmy na skraju granic w malowniczym miejscu, aż żal było je opuszczać (wieczór był trudny o tyle, że w żwirowe podłoże było trudno wbijac szpilki od namiotów).
































Dzień rozpoczęty niezbyt łatwym odcinkiem terenowym pod górkę, na szczęście niedługim. Podczas gdy grupa odpoczywała po podjeździe, my z Tomim pojechaliśmy szybko po skrzynkę przy ławce Napoleona (nie pierwszego, tylko któregoś tam, przez całą wyprawę trafiliśmy na kilkanaście podobnych, kamienne miejsca odpoczynku dla strudzonych wędrowców stawiano na pocz. XIX wieku, na kilku była data odrestaurowania z lat '90 XXw). Skrzynka znaleziona, fotki pamiątkowe i chyc z powrotem do grupy.



























Po drodze sympatyczne miasteczka



























Pierwszy ważny punkt wycieczki to obiekt, do którego nie zdążyliśmy dojechać dzień wcześniej (to pewnie wina przemysłowej ilości chińszczyzny zjedzonej w Karlsruhe) czyli ZAMEK FLECKENSTEIN! Akurat trafiliśmy na wesele księżniczki Matyldy, w związku z czym było mnóstwo gości i dużo się działo. Ale udało się na chwilę miód i wino wypić przy stole, a potem szybko dalej...


































Niestety pogoda się popsuła. Na moment przestało siąpić pod ruiną kuźni (a właściwie małej manufaktury metalurgicznej), gdzie znaleźliśmy skrzynkę i podmieniliśmy pojemnik na większy, bo poprzedni nieco zeżarły myszy. Potem pojechaliśmy na obiad do miejscowości Niederbronn (zbiórka na pięknym małym dworcu). mieliśmy fart, bo podczas pory obiadowej wypogodziło się, niestety tuż po obiedzie zaczęło konkretnie lać.




















Tego dnia byłam cały czas mokra lub lekko podsuszona (większe ulewy przeczekiwaliśmy pod drzewami lub w kruchcie kościoła albo pod daszkiem zamkniętej stacji benzynowej). Ale w sumie dobrze, bo w upale nie dałabym rady przejechać tych podjazdów, zwłaszcza ostatni (pod La Petite Pierre, 122m przewyższenia na odcinku niecałych 4km) dał mi w kość, ale przynajmniej było mi ciepło. Na koniec dnia wylądowaliśmy na kempingu z jeziorkiem otoczonym płotem, chroniącym daniele (czy inne jeleniowate). Tam przebrałam się w suche ciuchy i nawet przestałam szczękać zębami. :)

Więcej w albumie Alzacja



  • DST 56.05km
  • Teren 7.00km
  • Czas 03:33
  • VAVG 15.79km/h
  • VMAX 30.50km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - dzień 1

Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 1

Pociągiem (przesiadki): Żyrardów >>> Warszawa >>> Berlin >>> Halle (Saale) >>> Kassel-Wilhemshohe >>> Frankfurt nad Menem >>> Mannheim >>> Karlsruhe

Podróż pociągiem (w nocy i przedpołudniem) dostarczała wielu wrażeń i przesiadek. Z pewnym niedowierzaniem odkrywaliśmy punktualność co do minuty oraz brak tzw. "bydła" wieczornego palącego papierosy, rozlewającego piwo i jadącego oczywiście bez biletu. Najbardziej spodobał mi się dworzec we Frankfurcie, głównie za mnogość pociągów na peronach oraz pięknej nitowanej konstrukcji zadaszenia :)

Więcej w podróży kolejowej.

rowerem: (NIEMCY) Karlsruhe - Morsch - prom na Renie - Berg - Neulautenburg - Scheibenhardt - (NIEMCY/FRANCJA) - Scheibenhard - Wissembourg - Weiler - (FRANCJA/NIEMCY) - St. Germanshof - krzaki nad potokiem


Dzień rowerowy rozpoczęliśmy wyładowywaniem gratów z busika, montowaniem przednich kół i sakw. Tak się tym zmęczyliśmy, że musieliśmy odpocząć i wycieczkę zaczęliśmy od przerwy na tradycyjny niemiecki obiad czyli chińszczyzny na wynos (makaron z warzywami na ciepło, pychunia). Ruszyliśmy ok.15 i jadąc przez przedmieścia i lasy podmiejskie (w międzyczasie postój na kanapki) dojechaliśmy do rzeki, przez którą przeprawiliśmy się promem (akurat ten odcinek rzeki był całkowicie po niemieckiej stronie, niewidzialną granicę z Francją przekroczyliśmy później). Trochę popadywało, ale przestało. Po francuskiej stronie przejechaliśmy wzdłuż granicy do Wissenbourga i tam zastał nas wieczór. Miejsce noclegowe znaleźliśmy po niemieckiej stronie, ale tuż przy granicy z Francją, praktycznie już w górach :)
Więcej a albumie Alzacja


Znaleźliśmy też kilka skrzynek o ciekawym maskowaniu :)


  • DST 10.68km
  • Teren 1.00km
  • Czas 00:45
  • VAVG 14.24km/h
  • VMAX 21.40km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zawieźć rowery na Białołękę

Czwartek, 7 lipca 2011 · dodano: 07.07.2011 | Komentarze 5

Bo jedziemy daleko i trzeba było przetransportować rowery do Longina, pojadą "zagranico" a my pociagiem przez Berlin a potem jeszcze tylko 4 przesiadki i już jesteśmy w Karlsruhe czy coś ;) Kawałek po Żyrardowie do wpłatomatu i dworzec, potem przesiadka na Zachodniej na Wolę i siup do Toruńskiej (po drodze na Gdańskiej dosiadł się Tomi z rowerem odebranym z serwisu) i trochę pojeździliśmy po Białołęce. Udało się złupić jedną skrzynką a drugiej nie znaleźć. U Longina dostaliśmy herbatę, ciasteczka owsiane i rosół (ja, bo Tomi nie lubi) :)
Powrót już autobusami (1 przesiadka do busu), przesiadka do metra, przesiadka do wahadłowego, przesiadka do osobowego do Żyrardowa. Przed północą dotarliśmy :)