Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48635.61 kilometrów w tym 8056.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 68.52km
  • Teren 10.30km
  • Czas 04:00
  • VAVG 17.13km/h
  • VMAX 36.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

A na Radom kury jadom (1)

Sobota, 30 września 2017 · dodano: 02.10.2017 | Komentarze 8

Czyli wycieczka rowerowa z Radomia do Żyrardowa.

Link do zdjęć
Link do trasy dwudniowej

A było to tak:

Ziewając zjawiliśmy się koło siódmej na dworcu w Żyrardowie, gdzie niedługo później wsiedliśmy do pociągu do Warszawy. I tak sobie ziewaliśmy do Pruszkowa, kiedy okazało się, że pociąg utknął z powodu awarii rozjazdów. No pięknie. Naprawią, mamy 40 minut zapasu do pociągu do Radomia... po 20 minutach postoju Tomi przestał ziewać, a zaczął się niepokoić. W końcu ruszyliśmy, ale rozkładowo pociąg do Radomia odjechał pięć minut przed naszym przyjazdem. Ale że sporo pociągów było poopóźnianych nieśmiało liczyliśmy, że a nuż złapał kilka minut od wschodniej. Alleluja! Gdy weszliśmy na peron - akurat pojawił się na horyzoncie. I jak tu nie kochać polskich kolei? W Radomiu byliśmy planowo, nadrobił na jakiejś mijance. Niestety sama podróż na trasie radomskiej była taka se. W toalecie ciągle ktoś palił, w końcu wagonu jakiś dziadek podrywał jakąś babcię, no tragedia. Dwugodzinna. Ale w końcu trochę ludzi wysiadło w Warce i się uspokoiło. 


Przez miasto przejechaliśmy niemal bez zatrzymywania (nie licząc sfocenia stacji miejskiego roweru nextbike'a) i podjechaliśmy pod skansen, a dokładniej Muzeum Wsi Radomskiej. Mieliśmy zniżkę na bilety dzięki biletom KM, a poza tym była chłodna sobota, więc pustawo. Minęła nas tylko parka ślubna z fotografem. Dopiero wychodząc spotkaliśmy kolejnych dwoje zwiedzających z przewodnikiem, a przed nami snuła się jakaś harcerska drużyna. Skansen położony na malowniczych pagórkach porośniętych młodym lasem. Spotkaliśmy tam tartak z Molend (pozdrawiamy), kościół na góce, dzielnicę dworską, wiatraków, mikromuzeum pasiek i dużo starych chat. W jednym gospodarstwie nawet były zwierzątka. O dziwo nie pogoniły nas ani kury, ani gęsi, ale baran wyraził się szczegółowo, co myśli na nasz temat. Dotarliśmy również do wieży widokowej, która lata świetności ma już za sobą, tak zresztą jak ścieżka przyrodnicza z żabami. Na wieżę dało się wdrapać przez dziurawy pomost, ale ścieżkę odpuściliśmy z racji wysokiego ryzyka łażenia po mokradłach. Baaaardzo mi się podobało. Tym bardziej, że trafiliśmy w sobotę - dzień przed świętem ziemniaka. Dzień później byłby tu straszny tłok i hałas.

Szkoła






Dzielnica dworska
































Po zwiedzeniu skansenu nie zostało dużo czasu, więc myknęliśmy na półnosny-zachód mijając zygzakami kościoły i sprawdzając, czy nie ma w nich pocisków. Trafiliśmy na sezon ślubny. W jednym kościele młodzi dopiero podjechali przed kościół, w drugim ślub już trwał, a w trzecim właśnie wychodzili. Bałam się, że w ostatnim kościele trafimy na chrzciny, ale nie. ;)



Po drodze zaatakowało nas lokalne stado krówek. Ja im grzecznie zeszłam z drogi, Tomi wyminął środkiem jezdni. Wjechaliśmy w strefę hodowców dyń, cukinii i przede wszystkim papryki, wszędzie folie ze zbiorami. Oby się udały.



Ostatnie kilometry - Muzeum Wsi Radomskiej na żywo ;)



Nocleg standardowy, z jadłem popitką i spaaać, bo od tylu godzin na nogach, że już w trakcie obiadokolacji usypiałam na siedząco.


Komentarze
huann
| 11:12 środa, 4 października 2017 | linkuj A dziękuję ;)
lavinka
| 09:31 wtorek, 3 października 2017 | linkuj Aaaa, miałam napisać sobota. Myślał indyk o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścieli. ;)
yurek55
| 09:26 wtorek, 3 października 2017 | linkuj "(...)a poza tym była chłodna niedziela, więc pustawo.(...)"
"(...)Baaaardzo mi się podobało. Tym bardziej, że trafiliśmy w sobotę(...)"
Ktoś tu się chyba miesza w zeznaniach. :)
lavinka
| 08:19 wtorek, 3 października 2017 | linkuj To prawda, co to jest 36 klatek na tak piękne miejsce. :)
malarz
| 04:21 wtorek, 3 października 2017 | linkuj Jak dobrze, że aparaty obecnie są na karty pamięci, bo w takich miejscach jak to muzeum, bardzo szybko skończyłaby się klisza :)

Piękne chaty kryte strzechą, drewniane rynny z łańcuchem, stary Ursus, wiatrak, bogaty wystój wnętrza dworu (kafle w piecu zwracają uwagę), zabytkowe ule, ładnie wykończone końcówki krokwi w chałupie, młyn, a nawet zwykła "sławojka" :)

Zabawna jest fotka z Meteorem wśród krów :)
lavinka
| 21:32 poniedziałek, 2 października 2017 | linkuj Może Ciebie, do mnie się uśmiechały. ;P
meteor2017
| 21:06 poniedziałek, 2 października 2017 | linkuj Gęsi ominęliśmy szerokim łukiem, bo już wyciągały szyje, żeby nas uszczypnąć.
meteor2017
| 21:02 poniedziałek, 2 października 2017 | linkuj To, że podrywał babcię to akurat żaden problem... gorzej, że rozmowę prowadzili jak przez miedzę i słychać było na pół pociągu.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa awego
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]