Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48819.95 kilometrów w tym 8106.56 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 104.98km
  • Teren 8.50km
  • Czas 06:28
  • VAVG 16.23km/h
  • VMAX 39.40km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Setka po mazowiecku

Poniedziałek, 10 października 2011 · dodano: 11.10.2011 | Komentarze 7

Czyli rowerowy powrót do domu z doliny nad Pilicą. Z naszego miejsca pracy byłoby szybciej, ale chcieliśmy pozwiedzać okolicę, przez co wyszło nieco dłużej.
Poranek był trudny, bo noc zimna. Na dodatek mogliśmy zapomnieć o słońcu, które tak miło podgrzewało nas dnia poprzedniego. Mgła zasłoniła widok z tarasu, więc po zamknięciu domu pojechaliśmy na pobliski most, którędy nie tak dawno przeganianio krowy. Zeszliśmy nad rzekę poczytać o szlaku kajakowym i wtedy pani przegoniła jeszcze kilka koni na pastwiska po drugiej stronie rzeki (tereny zalewowe, więc nikt tam nic nie buduje, co przyczynia się do zwiększenia uroku okolicy kilkakrotnie). Potem wrzucę fotki, albo będą u Tomiego (Meteor2017).

Potem jechaliśmy drogą na zachód i odwiedzaliśmy różne mostki. Jeden wyglądał jak przerost Pilicy nad mostkiem i trochę baliśmy się na niego wejść, ale okazało się że były na nim świeże odchody krów, co nas uspokoiło. Oczywiście założyliśmy w nim skrzynkę :) Potem znów na zachód aż po Nowe Miasto nad Pilicą, gdzie zatrzymaliśmy się na dłuższy postój. Zimno było okropnie, w różnych konfiguracjach jechałam z opaską, czapką i nausznikami, łapki odziawszy w zimowe rękawice. Koniec zwiedzania miasta, czas na urbex na pobliskim nieczynnym lotnisku wojskowym. Wjechaliśmy nieśmiało, ale było na nim zupełnie pusto nie licząc pasących się krów (które Tomi nazwał inaczej, ale nie dosłyszałam). Wiatr nawet mocno nie wiał (jak na lotnisko) więc nagraliśmy kilka śmiesznych filmów.
Po zwiedzaniu lotniska udaliśmy się w pokorze na górę św. Rocha obejrzeć ładny kościół i odbudowaną pustelnię (oczywiście założyliśmy tam skrzynkę). I to był koniec lajtowej przyjemnej jazdy.



Już niedługo potem, na drodze do Białej Rawskiej dopadł mnie kryzys. Zawiodły kolana i psychika.
Tomi wisiał mi na horyzoncie jako ta zielona plamka, a ja nie miałam ani sił go gonić, ani jechać dalej. Nawet zatrzymałam się na samotny postój (5minut), by dać odpocząć kolanom (po bieszczadzkim chodzeniu nieco osłabły i dawały w kość na podjazdach). Potem jakoś doczłapałam się do niego (bo łaskawie zaczekał), ale nadal było źle i przy postoju przy końcówce wąskotorówki padłam jak ten zużyty parowozik. I tak leżałam dobre 15minut, aż Tomi stwierdził że koniec tej laby i mam wstawać, co może do mnie dotarło, ale nie wywołało żadnej reakcji. W końcu Tomi postawił mnie na nogi (to było jakoś po 60km gór i dołów pod wiatr oraz z wiatrem bocznym) i kazał jechać dalej. Wlokłam się jeszcze kilka km, a Tomi jako ta pomarańczowa plamka (założylismy wieczorem kamizelki) na horyzoncie. W końcu wypłaszczyło się na tyle (chyba góra wysoczyzny Rawskiej), że coś mnie trafiło i z prędkości 12-14km/h przyśpieszyłam do 26-30km/h i go dogoniłam. Potem już jechaliśmy moją normalną prędkością (18-22km/h) do domu. Zaczął padać deszcz, ale mi bardzo nie przeszkadzał, nawet przyjemnie chłodził. Podejrzewam,że akcja z kryzysem 60km to była reakcja na zbyt szybkie tempo na początku. Odzwyczaiłam się przez parę tygodni od dużych dystansów :)



Komentarze
meteor2017
| 15:22 czwartek, 13 października 2011 | linkuj Bo ja właściwie lubię jeździć nocą, nawet bardzo. Ale tylko jesli nie ma ruchu. Jak jest sporo samochodów to wręcz przeciwnie - nie znoszę :-(
lavinka
| 10:42 czwartek, 13 października 2011 | linkuj Mam nadzieję, że po zbudowaniu obwodnicy żyrardowskiej się to uspokoi...
el kondor | 10:39 czwartek, 13 października 2011 | linkuj A co do dużego ruchu na bocznych drogach - jest to teraz jakaś prawdziwa polska zmora. Koło Piotrkowa jest taka boczna droga przez lasy kolskie - obecnie zastępuję remontowaną gierkówkę, na której zamknieta jest 1 jezdnia i kierowcy odcinek Tomaszów-Piotrków pokonują własnie tą boczną szosą. Koszmar. Wszysko przez Polskę w budowie :-)
el kondor | 10:35 czwartek, 13 października 2011 | linkuj No niestety, Meteorze, jazda po zmroku rowerem, tak samo jak maszerowanie poboczem, ma tą wadę, że cię oślepiają - mnie tez zawsze to strasznie wkurzało i można czasem wywinąc kozła, zjechać do rowu lub, co gorsza, wjechać na środek jezdni pod koła samochodu, bo po prostu momentami nic się nie widzi. Wierz mi, że nawet siedząc za kółkiem jesteś czasem całkowicie oślepiany i to wcale nie tylko dlategfo, że niektórzy mijają cie na długich, bo równie przykry efekt dają światła mijania, jeżeli ktoś ma założone xenonowe żarówki. Xennony oslepiają nawet lepiej niz tradycyjne długie.
meteor2017
| 07:14 środa, 12 października 2011 | linkuj Setka jak setka... nie pierwsza i nie ostatnia :-) Ale gdy wyjeżdżaliśmy spod Nowego Miasta, robiło się późno, wiatr był silny i niestety boczny (potem jak wykręciliśmy bardziej w plecy), teren pagórkowaty, a przed Mszczonowem jak zastała nas noc, to jeszcze deszcz zaczął padać.

Dla mnie najgorszy był odcinek w nocy i deszczu od oklolic Mszczonowa... to jeszcze pół biedy, ale najgorsze były samochody nas oślepiające (byli idioci, którzy mijali nas na długich!!!)., raz spadłem z asfaltu prawie do rowu, a raz na drzewo... niestety na bocznych drogach był koszmarny ruch, bo był jakiś objazd.
lavinka
| 17:43 wtorek, 11 października 2011 | linkuj Gdyby nie te cholerne kolana, to bym jechała dalej. Trochu za bardzo siłowo podjeżdżałam na początku dnia i się zbuntowały. I trochę za mało postojów zrobiliśmy, co dla moich kolan jest niezwykle ważne. Ale grunt, że się pozbierałam :)
W rejon Pilicy na pewno jeszcze wrócimy :)
el kondor | 17:39 wtorek, 11 października 2011 | linkuj No. no, 100 km to już nie są żarty, nawet na rowerze trekkingowym z 28-calowymi kołami, a wy przecież jeździcie na góralach, grubych oponach i jeszcze z dużym bagażem. Taki kryzys może się jak najbardziej zdarzyć, tym bardziej że ziemia rawska do płaskich nie należy. Dolina Pilicy to klejnot centralnej Polski i województwa łódzkiego, które chociaż tym jednym klejnotem może się pochwalić (no jeszcze jest Rawka). Polecam też Puszczę Pilicką czyli cały kompleks lasów wzdłuż Pilicy (i częściowo jez. sulejowskiego) ciągnący sie od mniej więcej wsi Poświetne az na południe do Przedborza.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa gowdu
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]