Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48635.61 kilometrów w tym 8056.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2017

Dystans całkowity:424.22 km (w terenie 42.32 km; 9.98%)
Czas w ruchu:27:37
Średnia prędkość:15.36 km/h
Maksymalna prędkość:36.00 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:20.20 km i 1h 18m
Więcej statystyk
  • DST 46.40km
  • Teren 0.50km
  • Czas 03:04
  • VAVG 15.13km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Prima Aprilis po Warszawie i opłotkach

Sobota, 1 kwietnia 2017 · dodano: 02.04.2017 | Komentarze 6

Z okazji ocieplenia wybraliśmy się na rekonesans po warszawskiej Woli. Dojazd do Zachodniej pociągiem. Potem wyszło, że przypadkiem jechała z nami od Włoch Kluska z wujkiem i babcią, ale nas dostrzegli dopiero, gdy wysiedliśmy. Może i lepiej, bo jeszcze by była awantura, że nie jedziemy na wycieczkę z Kluską, tylko oddzielnie. ;)

Zaczęliśmy od fotostopów, bo w okolicę pomnika przywędrowały głazy narzutowe. Przegapiłam epokę lodowcową! Potem jeszcze tylko koparka i można jechać do tobruku przy Bema. Ale wcześniej jeszcze obejrzenie ceglanego kościółka i odkrycie pomnika "Inki". Tobruk ładnie zagrzebany przy pomniku dla odmiany Waryńskiego. Do kolejnego nie daliśmy rady podjechać, bo krzaki i wycięte drzewa. No to mały popas w parku Szymańskiego, gdzie tabuny rowerzystów i pan z pieskiem w bagażniku. I publiczna biblioteka plenerowa. Pamiętając, ile kosztowała, trochę moim zdaniem wyrzucone pieniądze. 

Później podjechaliśmy do cerkwi i pobliskiego cmentarza, którego do tej pory nie miałam okazji zwiedzić. Jakoś tak wyszło. W okolicy jest sporo nekropolii i ta jakoś umknęła. Dziś było tu przepięknie. Może to dziwne określenie, ale cmentarz tętnił życiem. Znaleźliśmy na nim również groby budowniczych Pałacu Kultury. Nie wiedziałam, że aż tak dużo ludzi zginęło przy jego budowie. "Prawie" jak budowniczy piramid. ;)

Od kesza do kesza, od kościółka do Reduty i tak minęło południe. Sporo czasu spędziliśmy na Osiedlu Przyjaźni. Uwielbiam drewniane domy, choć upiornie teraz tam dużo aut. "Biedni" studenci najwyraźniej. ;) Na osiedlu sadzono też drzewa i grano w piłkę. Nawet nie wiosna, zupełne lato, było mi za ciepło. Ale na szczęście miałam sandałki. Meteor niestety zwykłe buty. Na Osiedlu Przyjaźni do końca poszła mu dętka i bidol musiał łatać, bo nie miał zapasowej pod ręką. Trochę przez to zabawiliśmy dłużej.

Z Woli "bemowskiej" polecieliśmy do Lazurowej i tam wreszcie oddaną do użytku nową DDRą wyjechaliśmy z cywilizacji i zaczęły się polskie drogi. Nawet wypadek trafiliśmy po drodze do jednego cmentarza "w polu". Paskudnie to wyglądało. 

Ostatni kościółek i kapliczka, do domu. To znaczy ja do Milanówka przez Brwinów, a dalej się rozłączyliśmy. Ja ciapągiem, Meteor postanowił dokręcić kilometry. Jak na cały dzień pod wiatr, byłam tylko trochę padnięta. To znaczy wypiłam kawę i poszłam spać na godzinkę. :)

Cała wycieczka pod linkiem, a poniżej wybór.