Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48635.61 kilometrów w tym 8056.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2018

Dystans całkowity:218.47 km (w terenie 19.20 km; 8.79%)
Czas w ruchu:14:50
Średnia prędkość:14.73 km/h
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:9.10 km i 0h 37m
Więcej statystyk
  • DST 5.45km
  • Teren 0.40km
  • Czas 00:23
  • VAVG 14.22km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola 2x

Poniedziałek, 18 czerwca 2018 · dodano: 18.06.2018 | Komentarze 0



  • DST 32.97km
  • Teren 0.50km
  • Czas 02:05
  • VAVG 15.83km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wycieczka po Warszawie - piknik japoński Matsuri i słoń na Bielanach

Sobota, 16 czerwca 2018 · dodano: 18.06.2018 | Komentarze 4

Gdzieś w internecie wynorałam informację o rodzinnym pikniku japońskim Matsuri w służewskim domu kultury. Spodziewałam się czegoś, co będzie bardziej przyswajalne kluskowo i zaplanowałam wycieczkę. Przy okazji połączyłam ją z wizytą u babci EL. Niestety pechowo piknik odbywał się wprost przeciwnie do lokalizacji babci, więc musiałyśmy obskoczyć dwie imprezy jednego dnia. Trochę było mało czasu, więc w połowie drogi wsiadłyśmy do metra, żeby chociaż przebić się przez centrum i Żoliborz. Ale najpierw spory kawałek przejechałyśmy rowerem.

Link do trasy porannej
Link do trasy popołudniowej



Rano pobudka, ale bez pośpiechu, bo pociąg mamy o 9.40. Szybko się zebrałyśmy, nawet Meteor nam pomógł i pojechaliśmy na dworzec w trójkę. Dzięki temu bylo komu popilnować rowery, kiedy ja z Kluską kupowałam bilety. Wyszło niewiele ponad 30zł z biletem powrotnym, lubię zniżki rodzinne w Kolejach Mazowieckich. ;)

Pociągiem do Zachodniej, a dalej przez Ochotę i Mokotów w kierunku Służewca. Po drodze Kluska zauważyła dinozaura przy Banacha (zapomniałam o nim, dobrze że spojrzała), więc miałyśmy krótki fotostop. Kolejna przerwa na focenie w miarę nowej Dedeerocepeero trasy wzdłuż Żwirki i Wigury oraz kolejna na cmentarz żołnierzy radzieckich. Kluska stwierdziła, że jest chyba największy w Polsce i kto wie, czy nie ma racji. Dalej nie było za bardzo atrakcji, ale zrobiłyśmy przerwę na mały posiłek na jakimś pustym przystanku autobusowym przy ulicy Cybernetyki. Dalej do Dolinki Służewieckiej (która czasami ma inną nazwę) i podjazd do budowy przejazdu rowerowego pod KEN (która tu też ma inną nazwę, ale wszyscy ją tak nazywają po całości, analogiczna sytuacja występuje na Wisłostradzie). Asfalt już leżał, ale w rejonie budowy szalały koparki i kręcili się panowie od budowy, więc machnęłam ręką i zawróciłyśmy do schodowego przejazdu po drugiej stronie ślimaka. Ale sobie przynajmniej jeziorko obejrzałyśmy.






Piknik był fajny, akurat wyrobiłyśmy się na rozpoczęcie. Punkt dwunasta na miejscu i zaczynamy od origami. Po wybraniu koloru papieru (u Kluski nadal różowy jest najłatwiejszym wyborem) wspólnie układamy gołębia wg instrukcji. Jako że we dwie mamy trzy lewe ręce, nie wychodzi idealnie, ale "pigeon" jak żywy. 



Dalej wpadamy do sali z grami. Tłum dziki i nie ma szansy na załapanie się do stolika z panią/panem objaśniaczem, więc tylko oglądamy i robimy zdjęcia. Patrz Kluska, Anpanman. Oooo Anpanman! Rozlega się na sali. Chyba tylko my na sali się emocjonowałyśmy faktem odkrycia znajomej gęby. ;)





Załapujemy się na sam początek pokazów karate. Klusce się podoba, chociaż chyba momentami się trochę boi i pod koniec chce wychodzić. Ale pokaz nie trwał długo. W każdym razie Kluska mówi, że ona też się tak bije. Ooo, a podobno w przedszkolu jest bardzo grzeczna. ;) Po pokazie uciekamy na zewnątrz, do sceny plenerowej, gdzie kończy się taniec z wachlarzami. Skręcamy w lewo do stoisk żarciowych i łapiemy się na pyszny sorbet z melonem i ciastka z wróżbą.


Mniam za 8zł


Następny punkt programu to stanowisko Komatsu, każdy kto kocha koparki, zna tę firmę. Kluska najpierw długo i dzielnie koloruje koparkę, a mama organizuje dwa modele do samodzielnego składania. Dalej krótka kolejka do posiedzenia chwilę w koparce i jest.






Na finiszu załapujemy się jeszcze na stoisko z rękodziełem, kota obiecałam uszyć podobnego, bo cena nas trochę zabiła (65zł za kawałek polaru nieco drogo) i podchodzimy do dzwonu pokoju. Nie wiedziałam, że tu jest, ostatnio hasło kojarzyło mi się z innym dzwonem pokoju, przy metrze Wilanowska, który ukradli złomiarze (witamy w Polszy). Gorąco! Jeszcze zerkamy na plenerowy pokaz karate i podejmuję decyzję odwrotu do metra. Wszak mamy być na obiedzie u babci i nie wyrobimy się jadąc przez całe miasto.



Zatem jedziemy metrem do Słodowca w grupie innych "sprytnych" rowerzystów w ostatnim wagonie bagażowym. Na Słodowcu wybijamy w górę i jedziemy koło AWFu, bo przypomniało mi się, że jest tam przecież dziewczynka ze skakanką, rzeźba-kopia oryginału z Radziejowic. Dalej już dziurawymi kostkowymi dedeerami przebijamy się pod Lasek Lindego, gdzie wracamy na asfalt i podbijamy do babci na posiłek. Dalej mamy spacer do słonia - nowej zjeżdżalni na placu zabaw (ale i oglądanie nowego placu zabaw przed moim starym blokiem). 



Czas w drogę powrotną, na Zachodnią jedziemy przez Bemowo, ale w jednym miejscu zapomniałam skręcić i w efekcie przebijamy się remontowaną Górczewską i błądzimy po tamtejszych labiryntach infrastruktury. Docieramy na peron o 18. Pociąg mamy 18.18, czasu sporo, a tu okazuje się, że o 18.07 jedzie taki, którego nie brałam pod uwagę, bo miał być kibel. No faktycznie, ale kibel okazuje się klimatyzowany, nawet w części rowerowej jest całkiem chłodno. To jedziemy. W międzyczasie dziecko twierdzi, że jestem jej ulubioną mamą. No to się chyba podobało. ;)

  • DST 2.68km
  • Teren 0.20km
  • Czas 00:11
  • VAVG 14.62km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola 1x

Piątek, 15 czerwca 2018 · dodano: 15.06.2018 | Komentarze 0

Dziś tylko porannie, bo popołudniu przejął Kluskę Tomi.

  • DST 5.55km
  • Teren 0.40km
  • Czas 00:23
  • VAVG 14.48km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola 2x

Czwartek, 14 czerwca 2018 · dodano: 14.06.2018 | Komentarze 0

O poranku płacze "ja nie chcę do przedszkola", ale siłą swojego autorytetu i stanowczością wbiłam młodą w fotelik i jazda. A potem wyszło, że jednak Kluska miała bardzo udany dzień, bo i była dyżurną (dawała przykład, więc musiała być bardzo grzeczna, dzięki czemu jutro może przynieść aż trzy zabawki) i jeszcze mieli przedstawienie teatralne do oglądania. I pogodziła się z koleżanką, z którą toczą boje od dwóch lat. Normalnie piekło zamarzło. ;)

  • DST 5.54km
  • Teren 0.40km
  • Czas 00:22
  • VAVG 15.11km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola 2x

Środa, 13 czerwca 2018 · dodano: 13.06.2018 | Komentarze 0



  • DST 6.30km
  • Teren 0.40km
  • Czas 00:30
  • VAVG 12.60km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola 2x

Wtorek, 12 czerwca 2018 · dodano: 12.06.2018 | Komentarze 0

Powrót z Kubą na bagażniku, bo go spotkaliśmy z siostrą i mamą po drodze (zapomniałam napisać, że wczoraj też mi się wbił na bagażnik zamiast Kluski, która wolała spacer z przyjaciółką), tylko jechałam cepeerami i na inne sposoby łamiąc przepisy, bo młody by się raczej bał po jezdni między autami. I jeszcze po drodze wpadliśmy na lody, to znaczy dzieci wpadły. 

  • DST 8.25km
  • Teren 0.60km
  • Czas 00:35
  • VAVG 14.14km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola 3x

Poniedziałek, 11 czerwca 2018 · dodano: 12.06.2018 | Komentarze 0

Z Kluską i trzeci raz na zebranie.

  • DST 4.20km
  • Czas 00:16
  • VAVG 15.75km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na dworzec i z powrotem

Niedziela, 10 czerwca 2018 · dodano: 10.06.2018 | Komentarze 0

Nieśpiesznie, bo mimo wieczoru koszmarny upał.

  • DST 6.87km
  • Teren 0.20km
  • Czas 00:29
  • VAVG 14.21km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola 1x i na dworzec

Piątek, 8 czerwca 2018 · dodano: 08.06.2018 | Komentarze 2

Kluska dziś wstała lewą nogą i konsekwentnie trzymała się swojego humoru  na zmianę wyjąc, rycząc i jędzoląc, aż babcia powiedziała na dworcu, że jedzie na dzień otwarty do szkoły z półkoloniami angielskimi i jej przeszło. :)

  • DST 33.23km
  • Teren 3.20km
  • Czas 02:09
  • VAVG 15.46km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Radziejowic z Kluską

Środa, 6 czerwca 2018 · dodano: 07.06.2018 | Komentarze 7

Dzień prognozowo zapowiadał się chłodniejszy od innych, więc zaplanowaliśmy sobie wycieczkę dalekobieżną do Arki Wilkonia w Radziejowicach. Już na ósmym kilometrze zaczęło się "ale nuuuudaaa", znak że dziecku zaczęło się kończyć jedzenie i repertuar wokalny (dziś królowała piosenka o ogórku w garniturku). Uzupełniliśmy jej żarcie, ale trzeba było dużo gadać o tym, co zobaczy, bo sama jazda była przez mało malownicze tereny. Na szczęście ratowała nas natura swymi darami, a to kwiatkiem, a to dmuchawcem.


W końcu zatrzymaliśmy się na parę km przed Radziejowicami w lesie, na skraju składu drewna, żeby podreperować morale i rozprostować nogi. Przy okazji przypomniało się Klusce, że ma ze sobą notes do zapisywania kredkami i kazała nam dyktować, którymi ulicami jedziemy. Nie było ich wiele po drodze (tych, których znaliśmy), ale obiecaliśmy sprawdzać następne. Listę dokończyła w parku pod arką.

Arkę Kluska zna z wycieczki z zeszłego roku, ale pechowo trafiła na moment bez wszystkich zwierząt, bo te udały się do artystycznego szpitala na renowację. Ostatnio wróciły na miejsce, włączając małe wiewiórki i zajączki, toteż ruszyliśmy na poprawiny. Na miejscu spotkaliśmy młode poczwarki biedronki i zielone lubaszki (zwane mirabelkami). Kolejny raz znaleźliśmy skrzynkę w arce, a potem zalegliśmy na kocyku przed, bo w środku tygodnia ludzi mało. Jakieś sesje ślubne ganiały po parku właściwym i pod drewnianym dworkiem, ale do nas nie docierały. Kluska stwierdziła, że tu mieszka i nigdzie dalej nie jedzie. Jeszcze tata dał jej lupę, to sobie oglądała wszystko z bliska










Poczwarki biedronki i owoce lubaszki


W końcu namówiliśmy ją na zwiedzanie reszty terenu i parku, głównie lataliśmy od rzeźby do rzeźby czytając kogo przedstawia i kto wyrzeźbił.







Wracając do domu wpadliśmy w rejon bobrzej tamy, gdzie rozlało się spore jeziorko. Zaczęło mi być zimno w cieniu, zakutałam się w kocyk w hamaku, a Kluska z Meteorem poszła obejrzeć tamę, oparzyła się pokrzywą, wbiła mi się lamentując do hamaku i trochę spędziłyśmy czasu na narzekaniu. W końcu Meteor wyciągnął karty i zagrali w Piotrusia. Zbliżał się wieczór, zatem trzeba było się zbierać. Tylko Meteor z Kluską wleźli jeszcze na ambonę, ale w środku były osy, więc cichaczem zwiali na dół. Na szczęście ich nie zauważyły.






W okolicy CMK trafiliśmy na piękne pole ze zbożem i chabrami, to sobie Kluseczka bukiecik uzbierała sięgając z brzegu (uczę ją, że chleba się nie depcze).