Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48715.15 kilometrów w tym 8078.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 87.18km
  • Teren 17.50km
  • Czas 05:46
  • VAVG 15.12km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Kalorie 1913kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

96/365 Wrześniówka w kwietniu (dzień 2)

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 09.04.2014 | Komentarze 5

Poranki bywają trudne. Zwłaszcza te zaczynające się o siódmej, po średnio przespanej nocy. Nie dawały mi spać liście poruszane wiatrem (wydawało mi się, że wokół namiotu chodzą dzikie zwierzęta, których bardzo się boję, a choćby i sarenki), jeździły pociągi, latały samoloty, w śpiworze raz mi było za gorąco, raz za zimno, bo suwak się spsuł i mi wiało. Najbardziej wiało oczywiście rano. Mata uwierała, bo wyleciało z niej powietrze. No źle. A tu Meteor podstawia pod nos kawę, kanapki z serem i każe się pakować. Oj jak ja go wtedy nie lubiłam. Chyba nawet kilka razy użyłam słów uważanych powszechnie za obraźliwe.

W końcu przekonały mnie zapewnienia o pięknej pogodzie. Zaiste, słonko świeciło, wiatr ustał, sielanka. Jakoś się zebrałam, jakoś upakowałam klamoty na rower, zieeeewaaaaając podjechałam za Meteorem do kesza przy starych dębach, a potem pod klasztor. Obudziłam się dopiero przy źródełku św. Barnaby, gdzie zjadłam drugie śniadanie. Od razu i humor się polepszył i żołądek przestał domagać się kalorii.

Potem wjechaliśmy do Konina i zwiedziliśmy park wokół jeziora i bulwary nad rzeką. Dziiiwne te bulwary, zwłaszcza fragment przy amfiteatrze. Ale i tak mi się podobało. Potem park miejski, gdzie wlazłam na ogromnego drewnianego wieloryba. I jeszcze kościół z prapionkiem do szachów. Wiało z boku lub w plecy, nie było źle nie licząc zacinającego się obiektywu. Chyba mu nie służy jazda rowerem.

Wyjazd z Konina, lampa totalna, na szczęście mamy krem z filtrem. Niedziela, tłok samochodowy, wszak piechotą wstyd do kościoła. A my sobie jedziemy dalej, do przepięknego ceglanego kościółka w Krzymowie. Krótki fotostop i pędzimy do gwoździ programu dzisiejszego dnia, czyli bunkrów i jednego cmentarza gratis. W międzyczasie napadam na delikatesy centrum i wykupuję pół sklepu. Puszkę sardynek, jogurty, serek pleśniowy, serek do smarowania pieczywa, kilka bułek i butelkę sztucznego soku herbacianego. Większość z tego pochłaniam kilka km dalej, na rozwałce pod bunkrem.

Czas się zbierać. Mijamy tirówki na drodze do Warszawy i lecimy chwilę główną, by dobić do świeżo wyremontowanego pałacyku z parkiem angielskim ze sztucznymi ruinami i mauretańską miniaturką świątyni. ale to nie koniec atrakcji, choć ciężko było go opuszczać. Gruntówą za pałącem lecimy do wałów, a tamtędy podjeżdżamy do ruin prawdziwego zamku. A dalej do Koła. W przerwie na siusiu odkrywamy mały Tobruk, gdzie oczywiście następuje sesja foto. Jeszcze nie dojedziemy do miasteczka, gdy odkryjemy drugi, blisko pomnika ofiar i bohaterów o Polskę przeróżnych. Koło zwiedzone po łebkach, bo się robi wieczór, a tu trzeba na nocleg zajechać. Zwiedzamy więc tylko piękne osiedle po łuku. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się trochę jak w Europie zachodniej.

Wreszcie pędzimy na zachód i mijamy kościółek podobny do tego z dnia wczorajszego, ale tym razem nieplanowany. Meteor z rozpędu pojechał inną trasą i za późno się zorientował. Po drodze do lasu mijamy jeszcze linię kolejową z pociągiem. Rozbijamy się o szarówce, mało brakowało by na kwiatkach, ale na szczęście na łączce było nierówno i wybieramy kawałek wolnej przestrzeni wśród młodych brzózek i modrzewi.

Fotki dorzucone do albumu Wielkopolska


Komentarze
lavinka
| 22:48 czwartek, 10 kwietnia 2014 | linkuj W zasadzie tak, ale Niemcy i Holendrzy mieszkali nawet na Mazowszu. Chodziło mi raczej o pewną kulturę budowania i urbanistykę, nie o dokładne granice.
romulus83
| 22:41 czwartek, 10 kwietnia 2014 | linkuj Lavinka - "poniemiecka" tylko do Słupcy. Od Słupcy na wschód był już zabór rosyjski.
lavinka
| 09:22 czwartek, 10 kwietnia 2014 | linkuj Wariagu, to jest zachodnia poniemiecka Polska, pewne zwyczaje byłych mieszkańców pozostały. Śmieci bywają i owszem, ale na pewno mniej niż na Mazowszu.
Gość wariag | 07:54 czwartek, 10 kwietnia 2014 | linkuj Ogólne wrażenie z albumu : ależ tam czysto ! No chyba że wysprzątali z okazji Waszego przybycia ;)
meteor2017
| 06:27 czwartek, 10 kwietnia 2014 | linkuj Taaa... budzenie lavinki, to osobna dyscyplina sportowa ;-)

Te bulwary właśnie dlatego mi się podobały, że takie nieoczywiste... a to mostek-kładka nagle się urywająca, a to galeryjka/kładka nad amfiteatrem też nagle się kończąca w powietrzu... To fakt, niewiele by brakowało, a byśmy się rozbili na łanach zawilców gajowych w zagajniku, tyle że zagajnik był z nasadzeń i wcześniej był zaorany, toteż bruzdy nam bruździły... i tak mieliśmy jednego zawilca w przedsionku :-) Ale to nic, kiedyś na Ukrainie rozbijaliśmy się na łączce storczykowatych, no nie dało się wybrać miejsca bez nich: http://tomi.blox.pl/2009/05/Dzien-5-Lutanska-Chujnica.html

Mała errata: za Kołem jedziemy cały czas na wschód a nie na zachód :-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ystki
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]