Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48819.95 kilometrów w tym 8106.56 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 4.00km
  • Czas 00:13
  • VAVG 18.46km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

267b/365 Myk do Werrony na chwilę

Środa, 15 października 2014 · dodano: 15.10.2014 | Komentarze 42

Miałam wpaść na chwilę, zamienić trzy słowa i wrócić do domu. A tu się okazało, że goście, że spotkanie towarzyskie. Fobia społeczna mi się włączyła z automatu i ulgą uciekłam. Chyba tylko Tomi potrafi zrozumieć dlaczego opuściłam dom pełen przemiłych ludzi, w tym ślicznej przemiłej małej dziewczynki :)


Komentarze
huann
| 20:14 piątek, 17 października 2014 | linkuj Bo myki na chwilę rządzą!
Gość wariag | 14:31 piątek, 17 października 2014 | linkuj O, aż 40 komentarzy ... a przy Bolimowie tylko 7, przy Modlinie raptem 6, hmmm ;)
huann
| 08:48 piątek, 17 października 2014 | linkuj Przeczytałem zamiast monstrancji "menstruacji" i chyba wypiję trzecią kawę. Trzeba. "Zwłaszcza w tym wieku".
lavinka
| 21:47 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Naaa, kota nigdy tam nie było. Różańcem dobrze się rzuca, a krzyż pewnie się zaczepił o piorunochron. Po byle co by tam przecież nie właziły. No bo chyba monstrancji by nie udźwignął w tym wieku. :)
meteor2017
| 20:54 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Znaczy, że co? Uduszony różańcem?
lavinka
| 20:24 czwartek, 16 października 2014 | linkuj @Meteor: Z tym kotem to ja bym jednak stawiała na różaniec.
lavinka
| 20:14 czwartek, 16 października 2014 | linkuj @wariag: Ja bym może uciekła, ale uważaj, mnie się na początku w przedszkolu podobało. Wkurzały mnie dzieci, zwłaszcza dziewczynki, ale jakoś to szło. Z mamą w domu czułam się o niebo gorzej. W przedszkolu sobie radziłam jako tako, to panie sobie ze mną nie radziły ;) No ale potem urodził się mój brat i byłam tak wniebowzięta, że nikt nawet nie myślał oddawać mnie do placówki. Zwłaszcza, że mama się rozwiodła i byłam doskonałą opiekunką do dziecka (4-5-6lat), aż mój brat poszedł do przedszkola. Tylko on sobie zupełnie nie radził i przedszkola nienawidził. o ale wtedy już nie było wyboru, mama musiała pracować.

@Meteor: No co, to mi inni ludzie dawali, żebym się nie nudziła. ;)
meteor2017
| 20:11 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Może to był zdechły kot? A trzeba było ściągnąć, bo zaczął się rozkładać i śmierdzieć? ;-)
Gość wariag | 20:03 czwartek, 16 października 2014 | linkuj @Lavinka - 5 lat miałem gdy się mnie Serafitki pozbyły. A z poprzednich 2-ch przedszkoli nie tyle uciekałem co po prostu "wychodziłem z nich o stosownych dla mnie porach" ;) Pierwsze takie "wyjście" było jaki miałem niespełna 3 lata.
Gość wariag | 19:58 czwartek, 16 października 2014 | linkuj @Lavinka - miałem wtedy 5 lat. Ostatnie 2 przed podstawówką wychowywałem się u dziadków, albo też po prostu zostawiano mnie samego w domu. Nie było ze mną wtedy problemów - nic nie zepsułem, nikogo obcego nie wpuszczałem - wszystko według instrukcji :)

@dach - e tam, kot by sam zlazł ;)
meteor2017
| 19:49 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Właśnie... lavinka, może się już nie pogrążaj ;-)
huann
| 19:49 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Lavinko - toż to już całkiem jakaś Werduńska Masakra ;D
lavinka
| 19:43 czwartek, 16 października 2014 | linkuj @Huann: Dopiero Tomi mi wyjaśnił, o co Ci chodzi ;) Resztkami kalek technicznych pozlepianymi gęsią skórką.
meteor2017
| 19:41 czwartek, 16 października 2014 | linkuj @dach - może kota? ;-)

@Kluska - a jak ledwie zaczęła chodzić, a już potrafiła trafić na plac zabaw? A niedługo potem do majbliższego sklepu z bułkami?

Ja zaś byłem zafascynowany, gdy tata z pracy przyniósł kalkulator mechaniczny... a to już wtedy był archaiczny staroć (w domu mieliśmy już jakiś elektroniczny, który się mylił)
huann
| 19:41 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Opowieść Dziadzi Wariaga - miodzio i gryka jak śnieg biała, ale Lavinko - żeby tak się bawić resztkami kalek? Toż to niehumanitarne! ;)
lavinka
| 19:36 czwartek, 16 października 2014 | linkuj A ile miałes wtedy lat? Przypomniała mi się jeszcze historia z wujkiem Tomiego z czasów okupacji, gdy miał kilka lat i do Korytowa z Żyrardowa poszedł. Ale nie pamiętam jej dokładnie, musimy podpytać mamę Tomiego. Spotkał na trasie jakiegoś Żandarma. Wujek się chwalił, że nie miał wtedy trzech lat nawet, ale moim zdaniem był starszy. Z drugiej strony, jak sobie przypomnę moją ucieczkę w wieku 2,5 lat w ośrodku w Giżycku, to wszystko jest możliwe dla dziecka w tym wieku, jeśli zna trasę. Kluska bez problemu potrafi trafić na dworzec (wujek i babcia sprawdzali, szli dokładnie tam gdzie chciała i doszła na dworzec).
Gość wariag | 19:35 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Lavinko, a wiesz jakie pierwsze sensowne słowo wystukałem na maszynie ? MOCKBA czyli Moskwa - już wtedy miałem jakieś "rusofilskie" zapędy '')
Gość wariag | 19:29 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Aha, zapomniałem, że wcześniej Serafitkom coś wyrzuciłem na dach. Musiało to być coś ważnego bo próbowały wejść po drabinie aby to ściągnąć. Nie bardzo im to szło więc jedna z nich pobiegła po kościelnego z nieodległego kościoła i dopiero on się z tym uporał. Wtedy jeszcze nie relegowały mnie z przedszkola dlatego też napisałem, że były cierpliwe :) A nawet więcej - chciały mi dać szansę tym trojakiem, no ale jakoś nie wyszło ;)
lavinka
| 19:22 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Ojej, przypomniałeś mi, jak ja spędzałam czasem chwile u babci w pracy (klepanie w maszynę do pisania), albo u mamy bawiłam się pod stołem resztkami kalek czy innych wydruków, albo podglądałam je na powiększalniku. Niespotykanie spokojne dziecko. W przedszkolu ciągle ktoś coś ode mnie chciał, zwłaszcza żebym się bawiła z innymi dziećmi, a dla mnie nie było większej kary, jak kontakt z rówieśnikami. W zerówce też byłam dzika, ale było ciasno i mogliśmy rysować. No to rysowałam tak długo, jak chciałam. Do szkoły poleciałam w podskokach, tak mi się w zerówce nudziło. I byłam zachwycona niemal do ósmej klasy, jak koledzy zaczęli dorastać i znowu się zrobiło nie do wytrzymania. Dopiero na studiach zrobiło się fajnie, ale dużych skupisk obcych ludzi nadal unikam. Podobnie jak Tomi, kiepsko się w nich czuję i nie jestem sobą.
Gość wariag | 19:17 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Serafitki co prawda nie podpisały oficjalnie aktu kapitulacji ale dały do zrozumienia mamie, że ja się raczej do ich przedszkola nie nadaję i może w innym się "spełnię". Problem był w tym, że w mieście były 3 przedszkola i to właśnie u Serafitek było moim trzecim i ostatnim :)
Gość wariag | 18:52 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Dobra, ale postawicie orzechówkę w swoim czasie ?

Serafitki chciały mnie koniecznie dowartościować i wpadły na pomysł abym z dwiema "ślicznymi, przemiłymi małymi dziewczynkami" zatańczył na jakiejś uroczystości trojaka w pierwszej trójce. Pamiętam, że była jedna próba ... co mnie tam zestresowało, że pewnego pięknego dnia czmychnąłem przez płot i przez drogę oraz następny płot "wylądowałem" w pobliskim Zakładzie Energetycznym. Tam się plątałem koło jakiegoś samochodu aż w końcu dwóch panów zapytało mnie skąd się tam wziąłem. Odparłem, że zabłądziłem, podałem adres i panowie mnie tam zawieźli. Mieszkanie było jednak zamknięte bo rodzice byli w pracy. Panowie mieli na mieście różne sprawy do załatwienia (może byli z pogotowia energetycznego) i tak mnie ze sobą wozili i wozili a od czasu do czasu gasili pragnienie przy budkach z piwem i jakichś sklepach. Znudziło mnie to i powiedziałem im, że moja mama pracuje w PKS-ie i może by mnie do niej zawieźli ? Tak się też stało. Strażnicy "na bramie" zaprowadzili mnie do biura, gdzie pracowała mama. Jej oczywiście nie było bo dostała "cynk" od Serafitek, ze zwiałem i szukała mnie po całym mieście. Koleżanki mamy posadziły mnie w kąciku gdzie stała maszyna do pisania, podkarmiały cukierkami, a ja siedziałem tam sobie spokojniutko i klepałem coś na tej maszynie. Po jakimś czasie zjawiła się mama, dostałem "opieprz" a jej koleżanki biurowe nie mogły wyjść z podziwu, ze taki "spokojny i grzeczny" chłopczyk mógł wywinąć taki numer. Pamiętam, że chyba z miesiąc chodziłem z mamą do pracy, siadałem sobie w kąciku i stukałem na tej maszynie nikomu nie przeszkadzając.
lavinka
| 17:39 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Napisz!
Gość wariag | 17:27 czwartek, 16 października 2014 | linkuj @Huann - no to istotnie chapeau bas :) A już miałem napisać w jaki sposób zmusiłem do kapitulacji Serafitki ale to istotnie mały pikuś wobec tego dokonania.
lavinka
| 17:18 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Biorąc pod uwagę menu z przedszkoli w prlu - jestem w stanie uwierzyć w to, że nawet Ty nie chciałeś tego jeść.
huann
| 16:52 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Pobiję wszystkie Wasze dokonania jedną sprawą (uwaga!) : NIE CHCIAŁEM JEŚĆ!!! Ja. JA - pojmujecie coś TAKIEGO?!
lavinka
| 16:40 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Za młoda byłam, trzy lata z hakiem, poza tym moje przedszkole było na innym osiedlu niż dom, dwie przesiadki komunikacją miejską, raczej bym nie trafiła nie znając cyfr. A w zerówce już byłam za dorosła na takie pomysły. Wtedy już stawiano mnie za wzór innym dzieciom, hi hi.
Gość wariag | 15:15 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Cieniutkie te Wasze "dokonania". Zakopywaliście dzieciom zabawki i buciki do piaskownicy ? Wylewaliście fuj-zupki do doniczek ? Leżakowanie ? Nie było "takiej opcji" w moim przypadku. A z przedszkola to ja do domu wracałem sam i to o dowolnych porach dnia "bez konsultacji z paniami przedszkolankami" ... i to było dopiero "clou programu" :)
lavinka
| 15:06 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Jaka byłam w przedszkolu? Przez te kilka miesięcy, kiedy to mama mnie zabrała, bo już prawie rodziła brata? Np. za karę zamykali mnie w ciemnej komórce. Z której nie chciałam wyjść, bo tam się super bawiłam. I potem opowiadałam dzieciom, że tak jest super i one specjalnie robiły zakazane rzeczy, żeby się tam dostać. Albo nic nie chciałam jeść i namawiałam inne dzieci, którym nie smakowało, żeby też się odważyły i nie jadły. Element wywrotowy od kołyski. Jak moja mama przychodziła wcześniej i zabierała mnie z leżakowanie, to panie się cieszyły w stylu "jak to dobrze, że pani już przyszła, bo ona nam całą grupę budzi". Młode mamy zawsze boją się, jak ich dziecko poradzi sobie w przedszkolu. Ja szczerze obawiam się, jak panie w przedszkolu poradzą sobie z Kluską ;)
meteor2017
| 14:56 czwartek, 16 października 2014 | linkuj lavinka długo w przedszkolu nie zabawiła, a ja prowadziłem dywersję uszczuplając koce poprzez wyrywanie włosia, robienie z nich kulek, z których to prowadziłem ostrzał artyleryjski wrogich ognisk oporu... w czasie bezsennych leżakowań ;-)
Gość wariag | 14:48 czwartek, 16 października 2014 | linkuj Fretki to mogą być na zagrychę pod te orzechówkę ;)
huann
| 14:26 czwartek, 16 października 2014 | linkuj A propos "mniam, mniam", to sera-fetki! :>
Gość wariag | 14:09 czwartek, 16 października 2014 | linkuj E tam, gdybyście mieli prawdziwą fobię społeczną to by Was już za młodu z przedszkoli relegowali jak mnie - z trzech, w tym z jednego prowadzonego przez Serafitki a one cierpliwe są.
Ciocia Werrona nieodmiennie kojarzy mi się z orzechówką, mniam, mniam, ... ;)
lavinka
| 13:32 czwartek, 16 października 2014 | linkuj W sumie sprawy urzędowe zdarzają się nam obecnie bardzo rzadko. Ostatnio kluskowy paszport, więc musieliśmy być oboje, odbierał Tomi. Do przychodni też chodzimy z nią razem. Zeznania podatkowe via net, ja mój zus osobiście (składanie deklaracji), bo wygodniej niż na poczcie. Przelewy przez internet. innych spraw urzędowych póki co nie mamy.
yurek55
| 12:58 czwartek, 16 października 2014 | linkuj @lavinka@meteor Dobraliście się jak w korcu maku:) Tylko które z was załatwia sprawy urzędowe i bytowe wymagające kontaktu z obcymi ludźmi?:)
meteor2017
| 21:18 środa, 15 października 2014 | linkuj @yurek - na mnie też przez całe życie mówili, że jestem "dzikus"... a ja po prostu starałem się unikać spotkań większych niż kilka dobrze znanych osób, bo się źle na nich czuję
lavinka
| 21:10 środa, 15 października 2014 | linkuj To może dlatego :D
huann
| 21:08 środa, 15 października 2014 | linkuj No ,w końcu fobia jest rodzaju żeńskiego.
lavinka
| 21:04 środa, 15 października 2014 | linkuj Toteż nigdy mi się żadna fobia w Twoim towarzystwie nie włącza. W sumie najczęściej mam ją przy kobietach, nie wiem czemu.
huann
| 20:59 środa, 15 października 2014 | linkuj Ja tam zawsze gadam o sznurku osobom po-stronnym - a sięgając dna zawsze zapewniam przy tym, że co ma wisieć - nie utonie!
lavinka
| 20:56 środa, 15 października 2014 | linkuj Naaa, po prostu niepewnie czuję się w grupie obcych ludzi, którzy się na mnie lampią. Taki mały Asperger, bo nie wiem co robić, z nerwów zapominam się przywitać albo pożegnać, gadam jakieś bzdury z cyklu o sznurku w domu powieszonego... zdecydowanie lepiej czuję się wśród ludzi poznanych via net. Wiem jacy są, na ile wyluzowani, nie muszę się potem przejmować w realu.
yurek55
| 20:43 środa, 15 października 2014 | linkuj Fobia społeczna? Ładnie brzmi, a może Ty jesteś dzikus po prostu?:)
huann
| 20:30 środa, 15 października 2014 | linkuj No no - była zatem okazja do zrobienia wręcz czasówki! ;D
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ziejl
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]