Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48635.61 kilometrów w tym 8056.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 74.61km
  • Teren 64.00km
  • Czas 06:16
  • VAVG 11.91km/h
  • VMAX 42.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Longinada 2013 - Norwegia - Dzień dziewiąty!

Sobota, 24 sierpnia 2013 · dodano: 10.09.2013 | Komentarze 0

Ten dzień okazał się najtrudniejszy ze wszystkich. Ale od początku.
Najpierw spełniło się moje marzenia pojechania norweskim pociągiem. Nic, że krótko, nic że bilety kosztowały majątek - i tak mi się podobało. Ze stacji w bodaj Myrdal dalej per pedales.
Przez większość dnia jechaliśmy z górki, tylko w przeciwnym kierunku. Na dodatek terenowo i z mijankami tabunów rowerzystów z naprzeciwka. Ano żeby było łatwiej, jechaliśmy odwrotnie niż wszyscy. ;)
Rano było ok, tak zwana górka mijanek przypadła na ok 20-25 kilometr. Potem było trochę lepiej. Widoki obłędne, pogoda śliczna ale wiało. A ja sobie podsiadałam to tu to tam na kamykach, a to na plaży z kruchym łupkiem zamiast piasku. No i mi zawiało pęcherz. Ale problemy z nim zaczęły się dopiero dnia następnego, a najgorzej było w Oslo i w dzień powrotu. Tutaj sielanka, nie licząc tego że masakra i mimo postanowienia ciągłej jazdy musiałam się poddać i kilka porządnych razy rower pchać pod górę, albo ostrożnie sprowadzać w dół (były kawałki z górki, ale krótkie i mało bezpieczne).
Nie bardzo było gdzie zrobić obiad, ale mieliśmy ze sobą epigaz w razie gdyby. Kabanosy dodawały sił. Obiecaliśmy sobie dobrą kolację. Ech ;)
Kiedy dotarliśmy do kolejnej stacyjki, tej z której większość innych rowerzystów wyruszała, spotkaliśmy Longina i ustaliliśmy, że dalej jedziemy do przodu, miejsce kempingowe jeszcze się znajdzie. Kolejne kilometry w terenie, ale już wygodniej, po ubitym dukcie i w miarę po płaskim, a nawet z górki.
W umówionym miejscu czekała już tylko grupa dziecięca (a raczej jej fragment), która oświeciłą nas, że do kempingu jeszcze ze 40km. Postanowiliśmy podjechać naiwnie sądząc, że nadal będzie po płaskim. Średnio było, ale mocno góra i dół. Na szczęście po drodze zgarnął nas bus, który podwoził grupę dziecięcą. Było późno, inaczej może byśmy swoim tempem podjechali.
Peszek, bo Meteor na obiad zrobił mi spaghetti w formie zupy pomidorowej z makaronem. Strasznie dużo sosu i marudziłam. Oczywiście się wkurzył, a ja go trochę uspokajałam, ale było jeszcze gorzej i w końcu poszliśmy spać. Zdecydowanie ten dzień dał nam w kość, nie mieliśmy cierpliwości do niczego, a do siebie najmniej. Następnego dnia wszystko wyglądało inaczej. Stare kości i mięśnie nieco wypoczęły. Nieco. Ale o tym w następnym wpisie.
Grunt że na własne oczy widziałam (z daleka) prawdziwy lodowiec!



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa potka
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]