Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48819.95 kilometrów w tym 8106.56 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 17.84km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 12.59km/h
  • VMAX 24.80km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka ucieczka

Piątek, 11 października 2013 · dodano: 11.10.2013 | Komentarze 8

Mało brakowało a zamiast tej wycieczki byłaby inna. Miałam w planach dwa kesze niespodzianki dla Meteora, które po cichu po kryjomu przygotowywałam w środku nocy, żeby o niczym się nie dowiedział, a on mi tu po spacerze z Kluską proponuje wspólne rowerowanie we trójkę. Bałam się powtórki z rozrywki, bo to była pora kluskowego snu. Ale w końcu doszliśmy do wspólnego wniosku, że Klu jest nieco zmordowana i dobrze jej zrobi dłuższy sen w domu. Spakowałam się i wyszłam (czyli uciekłam z domu), a w tym czasie Meteor uśpił Klu. Całkiem prędko, to znaczy w pół godziny mniej więcej. A ja w tym czasie już zdążyłam dwie skrzynki zamontować i po bagnie polatać. Ale mocno nie zmoczyłam nóg. Tylko ociupinkę. A on mi przysyła smsa, żebym się nie ważyła wracać przez 2-3 godziny. Przecież jestem pół godziny od domu! Co robić?

Rozłożyłam sobie kurtkę i trochę poleżałam, bo akurat siedziałam nad tunelem na obwodnicy, na przejściu dla zwierzątek. Bardzo przyjemne, piknikowe miejsce. Ale zaszło słońce i zaczęłam marznąć. To pojechałam poszlajać się po lesie. I poodkrywałam różne ciekawe rzeczy. Na przykład rów w ziemi, częściowo zasypany gruzem. Za szeroki na okop, diabli wiedzą co, może wyrobisko. W każdym razie bardzo malowniczy. Zwiedziłam tam i z powrotem i pojechałam dalej. Skręciłam w jakieś krzaki (ja zawsze skręcam w jakieś krzaki) i dojechałam do innego rowu. Także malowniczy i prawie bez śmieci. Przeciwpożarowy tak sądzę, bo na skraju lasu. Skręciłam i wzdłuż rowu pojechałam dalej. Rów się skończył, droga nie i tak dojechałam do szosy na Skierniewice. Przebiłam się na drugą stronę i pojechałam prosto lazurowym szlakiem. A tam krzyż, całkiem stary, ale już bez Jezuska. Uciekł albo co. Przy okazji namierzyłam fajną kryjówkę na kesza. Może kiedyś. Za dużo quizów ostatnio w Żyrku, trzeba dorobić tradycyjnych ;)

No dobra, ale ciągle daleko mi do trzech godzin. Pojechałam prosto do końca a tam... tory. I to już w remoncie, więc nie mogłam się pzrebić. Skręciłam w lewo i pojechałam do znanego mi mostka na rzeczce. Takie miki miki. A tu koparka i rozpierducha. Na szczęście dało się przejść dołem. Stary mostek w połowie (a raczej jeden, bo most składał się z dwóch małych). Drugi jeszcze stoi, ale pan z budowy powiedział, że później też wyleci. Szkoda, taka ładna nitowana konstrukcja. Ale ma swoje lata, wiadomo.

Dalej znów w las, a tu bieda z czasem. Co robić? Spojrzałam na giepsa, a tu blisko jest jedyna tradycyjna skrzynka, której nie mam znalezionej. Trochę na terenie podmokłym, ale ostatnio mało padało, to na pewno już wyschło! Ja nie dam rady? Podprowadziłam kawałek rower, by go dobrze skitrać i dalej poszłam pieszo. Jakiś kilometr trzeba było przejśc. E tam, szybko pójdzie...

Po stu metrach podmokłych krzaków trochę zwątpiłam. Jakoś wolno mi idzie. Trza iść szybciej. Po 300m krzaków zwątpiłam po raz drugi. Ale co, wracać się i objeżdżać? I pchać się nie wiadomo przez co od boku? Eee, no dobra idę dalej. Jakoś w połowie trasy zwątpiłam po raz trzeci, bo do szlamu wpadła mi lewa stopa. Po kostkę. Błeh. Chwila namysłu i taki charakterystyczny błysk w głowie. Chyba mi się włączyła funkcja przetrwania. I poszłam dalej. Po raz czwarty zwątpiłam 90m od skrzynki. Bo doszłam do zalanej łąki, której nie można było obejść. Kesz był nią otoczony. Szlag. Trochę się pokręciłam po okolicy, część była wygnieciona, chyba przez jakieś zwierzęta. Dopiero potem w domu odkryłam, że jakiś czas temu bawił Jaculo i zrezygnował właśnie w tym miejscu. Ja nie zrezygnowałam. Odkryłam, ze jak się chodzi po niewygniecionej trawie, to się człowiek mniej zapada.
Oba buty zamoczyłam po kostki kilkanaście metrów od skrzynki, ale wtedy było mi już wszystko jedno.

Pojemnik leżał na wierzchu, wywleczony zapewne przez jakiegoś zwierza. Jestem z siebie dumna, bo w tym roku jestem jedyną osobą, która zdołała tu dotrzeć. :)
Powrót był trudniejszy, bo nie zapamiętałam swojej trasy i szłam na oko, więc pomoczyłam nogi jeszcze bardziej. Ale jakoś przeszłam mokry odcinek i nieco suchszym doszłam do roweru. I ciągnąc go do drogi nabiłam sobie śliwkę na kolanie. To znaczy odkryłam to dopiero w domu, kto by się przejmował na miejscu.
Stamtąd szybka droga drogą terenową wzdłuż torów. Przy obwodnicy odradziłam jednej pani pchanie się lasem samochodem. A potem już do domku, tylko mały postój pod Lidlem na zakupy. I pozamiatane. Wyszło czasowo ponad 3 godziny, na bagnach spędziłam za dużo czasu :)






Komentarze
lavinka
| 19:46 poniedziałek, 14 października 2013 | linkuj Normalna sprawa. Ostatnio doszliśmy z Meteorem do wniosku, że jak jeździmy sami to 2x częściej lądujemy na bagnach albo w totalnych krzakach. Razem jakoś jedno drugiego pilnuje ;)
yurek55
| 19:43 poniedziałek, 14 października 2013 | linkuj No to się wyrelaksowałaś na bagnie:)
lavinka
| 21:31 niedziela, 13 października 2013 | linkuj Bo dźwięk domofonu (wbijanego kodu) budzi Kluskę, a my nie mamy klucza od drzwi. Poza tym Tomi dba o mój wolny czas i kazał mi się relaksować tak długo, jak się da ;)
yurek55
| 21:06 niedziela, 13 października 2013 | linkuj Przeczytałem, obejrzałem, ale nie rozumiem jednej rzeczy: Dlaczego nie mogłaś wrócić do domu przez dwie-trzy godziny?
lavinka
| 11:32 niedziela, 13 października 2013 | linkuj A teraz i tak była lepsza, niż wtedy gdy im radziłeś. Nie znam się na samochodach, ale tej pani sprawiał wrażenie takiego o niskim zawieszeniu. Taki co utyka na pierwszej dziurze. Malucha czy trabanta to przepchniesz, ale nie taką kobyłę ;)
meteor2017
| 21:54 sobota, 12 października 2013 | linkuj Ja też kiedyś dwóm paniom odradziłem jechanie tą drogą samochodem ;-)
- Przepraszam, dokąd tędy dojedziemy?
- Aha. A daleko to?
- Daleko.
- Aha - a do koleżanki: to jak? jedziemy, czy zawracamy?
- Ja bym radził wrócić, bo tam dalej droga jest jeszcze gorsza.
Gość wariag | 07:28 sobota, 12 października 2013 | linkuj Trzeba przyznać, że jest powód do satysfakcji po takiej bagnorajzie. A grzybki niech spoczywają w spokoju - zasłużyły na odpoczynek często goszcząc na Waszych wpisach ;)
lavinka
| 22:23 piątek, 11 października 2013 | linkuj Pierwsze 4 zdjęcia z wycieczki poprzedniej z Pradziadkiem, nie wrzucałam ich specjalnie, żeby Meteor nie wiedział ,co kombinuję ;)
Niestety jedyne grzybki, które znalazłam, rozjechałam przypadkiem rowerem, więc tym razem nie będzie.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa obser
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]