Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48819.95 kilometrów w tym 8106.56 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 26.23km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:35
  • VAVG 16.57km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Weehoo we am. Nam niam u wujka dziadka i cioci.

Wtorek, 9 czerwca 2015 · dodano: 09.06.2015 | Komentarze 11

Ubogie kręgi rodzinne wymagają odwiedzenia raz na jakiś czas. Wpadalibyśmy częściej, ale jakoś tak albo pogoda nie taka, albo ktoś ma co innego w tym terminie, albo albo. No ale w czerwcu musowo trza się z wujkiem i ciocią zobaczyć. I podeżreć im coś z lodówki ;)

Pora wczesna, więc Klu nie zapowiadała się na żrącą, ale po zjedzeniu czekoladki i ciasta naszedł ją apetyt na dania obiadowe, czyli zupę koperkową (a la żurek) z klopsikami i białą kaszę gryczaną z kurczakiem. Same zdrowe rzeczy, bo ciocia Ninka tak jak ja ma chory żołądek i każde mniej zdrowe jedzenie jej bardzo szkodzi i dość szybko kładzie do łóżka. Dlatego wiem, że cokolwiek Ciocia Ninka ugotuje, może nie będzie mi smakować, ale na pewno nic mnie po tym nie rozboli, żadnych rewolucji czy innych niepowołanych reakcji. A tu się okazało, że było przepyszne! Okazuje się, że można lubić białą kasze gryczaną nie lubiąc ciemnej. Nigdy białej nie jadłam, zostałam siłą nakarmiona przez Kluskę (na równi z klopsikami, których nie lubię, a te też mi smakowały). No naprawdę się obie najadłyśmy. Może to te czekoladki przed obiadem ;)

Potem długie zabawy dużą czerwoną piłką, koralikami na sznurkach przy wejściu i konewką. Kluska zużyła chyba całą wodę i utopiła wszystkie rośliny doniczkowe. I trochę cioci podeptała rabatki, za bardzo wujek małą zachęcał, by na nią wlazła ;)

Szałem była huśtawka na tarasie na piętrze, prawie tak fajnie jak w hamaku. Obmacano też kilka urządzeń elektronicznych. Kot z sąsiedztwa zawczasu dał nura w krzaki i się nie pokazał. Może się bał, że zostanie zjedzony?

Początek powrotu na syrence, bo się okazało, że w ogóle trzeba wracać, a poza tym piłka zostaje o cioci i wujka. Allllleeeeeeee maaaaaamoooo. W końcu Klu dostała kwiatek koniczyny i się dałą nieco udobruchać wafelkami. A potem odleciała i usnęła. Trochę walczyliśmy z jej majtającą się głową, ale jakoś się udało przy pomocy dwóch kocyków i nawet zrobiliśmy dłuższą pętelkę, by dłużej pospała. Stąd dystans o kilka km dłuższy niż zakładany. W pewnym momencie kask poleciał do sakwy, za bardzo się małej glowa majtała na boki i baliśmy się, że sobie uszkodzi szyję.

Ja zaś przywiozłam wiecheć jaśminu na bagażniku, by go w domu ususzyć i zrobić herbatę. :)

Na klatce schodowej kolejna mikroawantura, bo tatuś ŚMIAŁ wnosić swój rower przed Weehoo, a doczepka została w przedsionku. Na szczęście z góry przyszła babcia, bo już prawie Meteor musiał porzucić swój rower, bo byśmy chyba nie weszli na górę. Dziecię tak pokochało "piąte koło u wozu", że płacze, gdy ją pakujemy do zwykłego fotelika rowerowego.

Do abordażu!















Komentarze
lavinka
| 21:24 wtorek, 9 czerwca 2015 | linkuj Ja miałam jedzowstręt jeszcze zanim poszłam do przedszkola, w przedszjolu za to buntowałam dzieciaki, żeby nie jadły jak im nie smakuje. Że o, ja nie jem i jakoś żyję. Bardzo mnie panie lubiły za to, bo jak zaczynało się ode mnie, to potem pół grupy mówiło nie i nie bało się stać w kacie za to (opowiadałam, że w kacie jest fajnie i można śpiewać piosenki). A potem urodził się mój brat i mnie mama już do przedszkola więcej nie zapisała. Panie były wniebowzięte, że odchodzę. :)
huann
| 21:02 wtorek, 9 czerwca 2015 | linkuj Ja miałem alergię na menu przedszkolne - i to się przeniosło na całość jedzenia ;) Ale zawsze, nawet jeszcze w podstawówce towarzyszyły mi w drodze różne pieski osiedlowe - i nigdy nie były zawiedzione ;)
meteor2017
| 20:52 wtorek, 9 czerwca 2015 | linkuj Jakiś piesek pewnie byłby zadowolony :-)
lavinka
| 20:47 wtorek, 9 czerwca 2015 | linkuj @Huannu: Ja wierzę, bo teraz jestem starsza i mądrzejsza oraz wiem, że jedzowstręt to rzadki objaw alergii pokarmowych. Jedne dzieci mają wysypkę, jedne się duszą, inne wymiotują lub odmawiają produktów, które ich organizm odrzuca jako "obce". Z alergii pokarmowych z dzieciństwa najczęsciej się wyrasta, stąd powrót u mnie apetytu w podstawówce. Niemniej nadal miewam odruchy wymiotne po niektórych produktach, np. fasoli, która sama w sobie smak ma nijaki, ale mój żołądek jej nie akceptuje.

p.s. Ja wyrzucałam jedzenie przez okno, jak mama nie patrzyła. Dostać z 11 piętra kotletem - nie było to przyjemne doświadczenie. Ale starałam się celować w dach od klatki schodowej lub trawnik. ;)
meteor2017
| 20:28 wtorek, 9 czerwca 2015 | linkuj Ja w przedszkolu rzeczy niejadalne chowałem do kieszeni w ogrodniczkach.

A u babci miałem umowę z dziadkiem, że czego nie zjadłem (a było tego sporo) wrzucałem do żarcia dla psa albo kur... ale za to wieczorem dostawałem kanapkę z miodem (to zawsze zjadłem i to z dokładką).
huann
| 20:22 wtorek, 9 czerwca 2015 | linkuj Pewnie i tak w to nikt nie uwierzy - ale ja też :(
lavinka
| 20:01 wtorek, 9 czerwca 2015 | linkuj Miałam ją przez większą część dzieciństwa. To znaczy większość rzeczy mi nie smakowało oraz nie byłam głodna. W ogóle. ;)
meteor2017
| 19:30 wtorek, 9 czerwca 2015 | linkuj No tak, ty byś przed samobieżną miseczką nie uciekał;-)
meteor2017.bikestats.pl/1147513,Nakarmic-kota.html
huann
| 19:24 wtorek, 9 czerwca 2015 | linkuj Obawa przed nakarmieniem to chyba najgorsza schiza, o jakiej można usłyszeć!
lavinka
| 19:08 wtorek, 9 czerwca 2015 | linkuj Racja, istniało pewne ryzyko. ;)
meteor2017
| 19:05 wtorek, 9 czerwca 2015 | linkuj Sądzę że kot bał się raczej, że zostanie nakarmiony... tak bardzo jak kwiatki podlane ;-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa dziec
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]