Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48635.61 kilometrów w tym 8056.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2014

Dystans całkowity:655.30 km (w terenie 98.55 km; 15.04%)
Czas w ruchu:41:39
Średnia prędkość:15.73 km/h
Maksymalna prędkość:34.00 km/h
Suma kalorii:13303 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:28.49 km i 1h 48m
Więcej statystyk
  • DST 15.16km
  • Teren 7.40km
  • Czas 01:10
  • VAVG 12.99km/h
  • Kalorie 314kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

240/365 Manewry nizinne

Środa, 3 września 2014 · dodano: 03.09.2014 | Komentarze 3

Znów wybyliśmy z Kluską i Tomim w leśne ostępy, ale jakoś późno, po 18tej, więc zakładaliśmy, że wycieczka będzie krótka. Nie wzięliśmy pod uwagę planów Kluski, która wyhaczyła spora trasę pieszą. Jako eskapebol pół krwi oczywiście musiała mieć grupę do prowadzenia. Grupa się nieco rozlazła, bo tata się zgubił po drodze, ale mama okazała się bardzo dobrze wychowanym uczestnikiem i szła tam, gdzie trzeba. Zrobiłyśmy niezłe kółko, a że nie zabrałam komórki ze sobą, to Tomi się nieco denerwował. Zaczynało się ściemniać, a nas nie ma.

W końcu dotarłyśmy z drugiej strony, a po zjedzeniu kawałka kiełbaski i wypiciu kompotu Kluska ruszyła tą samą trasą jeszcze raz. Na szczęście zdołaliśmy ją zawrócić. Ale i tak wracaliśmy po ciemku lasem. Rowerzysta z gatunku sportowych, który nas mijał po drodze miał zdziwioną minę widząc Kluskę w foteliku. A ta siedziała jak zaczarowana. Las w nocy, łoooo.

Musimy kiedyś zrobić jakieś nocne manewry ;) A spacer Kluski był na takiej trasie:



  • DST 17.93km
  • Teren 6.80km
  • Czas 01:15
  • VAVG 14.34km/h
  • Kalorie 370kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

239/365 Na grzybki po raz kolejny

Wtorek, 2 września 2014 · dodano: 02.09.2014 | Komentarze 14

Dziś pojechaliśmy nieco inną trasą, na skróty, by szybciej dopaść grzyba. Tomi był jeszcze w ciągu dnia, a z Kluską pojechaliśmy tylko na dożynki. A i tak nazbieraliśmy siatę czubajek i chyba podgrzybków. Po drodze na miejsce trafiły się nam dwie sarenki, ale za szybko uciekły i zdjęcie wyszło niewyraźne. Tym razem nie padało, ale szybciej zrobiło się chłodno, to pewnie za sprawą bezchmurnego nieba, no i krótszego dnia. Kluska była czujna, jak tylko zbliżaliśmy się z lasu w kierunku naszych rowerów, od razu ciągnęła w przeciwnym kierunku. Jak chcieliśmy przejść na drugą stronę drogi, musieliśmy je szerokim łukiem ominąć. W końcówce prawie do rowerów dotarliśmy, ale wtedy Kluska wybrała wolność i potuptała drogą przed siebie. Przeszłyśmy tak kilkaset metrów, a potem powoli wracałyśmy. A tomi jeszcze buszował po krzakach szukając kolejnych grzybów. 

W końcu jakoś udało się wbić w rower i pojechaliśmy do asfaltu prowadzącego na Sokule i potem przez Działki, już o szarówce, wróciliśmy do Żyrka.











  • DST 14.39km
  • Teren 6.80km
  • Czas 01:00
  • VAVG 14.39km/h
  • VMAX 24.00km/h
  • Kalorie 297kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

238/365 Z Tomim i Kluską na grzybki

Poniedziałek, 1 września 2014 · dodano: 02.09.2014 | Komentarze 2

Prognozy tego dnia nie sprawdziły się zupełnie. Miało lać w środku dnia, a tu z deszczu nici. Po drzemce Kluski postanowiliśmy wybyć i oczywiście akurat jak się wyszykowaliśmy, zaczęło kropić. No ale przecież nie jesteśmy z cukru (niemniej na wszelki wypadek Klusce zabraliśmy ortalionową kurtkę i pelerynkę, a ja zabrałam kurtałkę). Po rundzie honorowej wokół bloku, która Tomi z Kluską odbywa w oczekiwaniu na mnie i mój rower z trzeciego piętra - doszliśmy komisyjnie do wniosku, że Klu nie można trzymac w samym polarze i włożyliśmy jej kurtkę. Pelerynkę ostatnio coś hejterzy, ale na wszelki wypadek zawsze ją zabieramy. 

Trasa zwykła do lasu przez Sokule. Tym razem kapeć bez żadnych obcasów.

W lesie deszczu nie było prawie czuć, Kluska latała bez kaptura a ja w polarze i z gołymi nogami. Dopiero później zaczęło padac jakby mocniej i nastąpiła walka z Kluskiem, który nie chciał być Kluskiem Hood'em. Ale w końcu został. Bo umówmy się, do Marion to ona niekoniecznie podobna, ale jakiegoś Robina z Sherwood wśród dalekich przodków mieć musiała. Las to jej żywioł. W końcu biegała za Tomim po "borowinie" i czasem po wrzosowiskach. A tu pełno grzybów wszelakich, więc odbyły się pierwsze oficjalne zajęcia Leśnej Akademii dla małych skrzatów pod wdzięcznym tytułem "Zbieraj grzyba do wiaderka". Mam dość pojętne dziecko, jak się okazuje. Grzyby wąchała, ale żadnego nie chciała zeżreć. Po godzinie latania po mokrym lesie byliśmy wszyscy dość ładnie przemoczeni, ja też mimo że miałam już na sobie kurtałkę. Na szczęście było dość ciepło - ok. 16 stopni (wracając mamy widok na publiczny termometr) i nie zmarzliśmy. Niemniej Kluskę z lasu jak zwykle trzeba było wyciągać siłą i nawet płynna marchewka nie dawała rady, dopiero śpiewający tata. W ogóle ostatnio ciągle śpiewamy na wycieczkach. Szlagiery typu: "wokół chodzi sobie mrówka, pa ram pam pam" lub "Robur, Robur, zabójca kur" niszowego zespołu Zacier :)