Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48635.61 kilometrów w tym 8056.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2016

Dystans całkowity:911.49 km (w terenie 119.70 km; 13.13%)
Czas w ruchu:56:09
Średnia prędkość:16.23 km/h
Maksymalna prędkość:33.40 km/h
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:37.98 km i 2h 20m
Więcej statystyk
  • DST 17.49km
  • Teren 9.20km
  • Czas 01:18
  • VAVG 13.45km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Klu i M po quiz biedronkowy

Czwartek, 5 maja 2016 · dodano: 05.05.2016 | Komentarze 0

Z pewną taką nieśmiałością odnosiłam się do wtajemniczenie Kluski w szukanie tak pięknego skarbu. Na pewno zabierze do domu. No faktoza, nie dość, że zabrałaetap pośredni, to jeszcze powiedziała, że babci musi skarb pokazać i basta, nie wyszło inaczej. Więc póki co quiz stał się skrzynką mobilną i zostanie odwieziony na miejsce przy okazji.

W międzyczasie kilka razy odbyło się wodowanie Weehoo, bo Meteor coś marudził wymyślając trasę przez rozlany strumień, to się wkurzyłam i korzystając z braku skarpet do sandałów przepchnęłam jego rower z Kluską na drugą stronę. Pechowo dziecku się spodobało i musiałam przepchnać jeszcze dwa razy. Tam i z powrotem. Zdjęcia będą u Meteora.

Po geocachingu pojechaliśmy na lubianą polankę w środku lasu, na którą jednak ostatnio nie jeździliśmy (ścinek było sporo w okolicy, a dziś cisza i spokój). A tam piknik, kawusia, rzodkiewki i zwiedzanie okolicy. Wczoraj Kluska oglądała przed snem Królewnę Śnieżkę, więc ambona od razu przypasowała jej na domek krasnoludków (zamiast siedmiu była trójka, Kluska była Gapciem). No i trochę ciągle właziliśmy na górę i na dół. Awantury też się zdarzały, jak się okazało, że nie pozwalamy jej samej zostać na podeście, a sami schować się w domku, albo gdy nie chcieliśmy by pierwsza zaczęła schodzić (w drabinie brakowało jednej deski i trzeba było ją od spodu asekurować). Prawdopodobnie złamaliśmy jakieś przepisy, a bo to pierwszy raz, hi hi.













  • DST 4.40km
  • Czas 00:19
  • VAVG 13.89km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Po Klu na dworzec

Wtorek, 3 maja 2016 · dodano: 03.05.2016 | Komentarze 0



  • DST 115.33km
  • Teren 5.50km
  • Czas 06:45
  • VAVG 17.09km/h
  • VMAX 31.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Za Tarczyn

Poniedziałek, 2 maja 2016 · dodano: 03.05.2016 | Komentarze 6

Pierwsza setka w tym roku. Trochę planowana, bo jak jedziemy do Tarczyna, to zawsze setka wyjdzie, ale tym razem pojechaliśmy jeszcze dalej niż zwykle i wylądowaliśmy pod Grójcem. Druga połowa majówki. Trasa w 3/4 "ta sama co zwykle", czyli obok magazynów Biedronki pod Mszczonowem (i cmentarza ewangelickiego w lesie), a dalej szosą na Tarczyn i dalej do stacji kolejowej obejrzeć miejsce zniknięcia mojej skrzynki oraz na skrzyżowani eS-Łki z wąskotorówką i dalej, do malutkiego mostku kolejowego na Tarczynce. Tyciuniego.
Trafiliśmy też w rejon wojskowy przy ośrodku dla uchodźców (ale inny przy innym ośrodku, pechowo wszystko bardzo podobne i łatwo pomylić), wreszcie znów do kolejki grójeckiej, ale tym razem bardziej na południe i większego mostu kolejowego oraz doklejonego betonowego wiaduktu. Planowany drugi tor, czy droga? Nie wiadomo. Konstrukcja z wyglądu przypominała przedwojenną.

I tu zaczęło kropić.

Kropienie przerodziło się w ulewę z małej chmury. Próbowaliśmy się z niej wyrwać, ale wyglądało to tak, jakby chmura podążała w tym samym kierunku, co my. W efekcie trochę schliśmy pod wiatkami autobusowymi, trochę jechaliśmy. Padało nawet, gdy świeciło słońce. Przestało dopiero niedaleko przed Osuchowem i tam rzeczywiście się nieco osuszyliśmy i przebraliśmy w co kto miał suchego. Reszta podeschła w trasie. I byłoby fajnie, gdyby nie to, że za Mszczonowem, wręcz pod samym Żyrkiem złapała nas druga ulewa, waląca piorunami gratis. I znów byliśmy cali mokrzy.

Meteor od tego wyzdrowiał, a ja następnego dnia trochę kasłałam, ale mi przeszło.



  • DST 78.90km
  • Teren 5.50km
  • Czas 04:56
  • VAVG 15.99km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wycieczka do Holandii Mazowieckiej

Niedziela, 1 maja 2016 · dodano: 01.05.2016 | Komentarze 8

Jest Szwajcaria Kaszubska, jest i Holandia Mazowiecka. Co prawda bez tulipanów, ale za to z wiatrakami po horyzont. Poczułam się tam tak, jakbym nagle znalazła się w innym kraju. Dopiero wycieczka po wojennym cmentarzu mnie otrzeźwiła. Ptaszki świrgoliły, a mnie przeszła złość na Meteora, który był się na samą majówkę nieco pochorował i nie wypaliła wyprawa na Podlasie. Spanie w zimnym namiocie odpada, ale pojechać tu i tam można. 

Poniżej wybór z Majówki 2016


Pojechaliśmy ciapągiem do Skierniewic, a stamtąd rowerami w rejon zupełnego nigdzia, nawet keszerzy o nim zapomnieli (ale to się nadrybi). Gdzieś za wsią Żelazną, po drodze na Janisławice, nad Lasem Pruskim. Totalnie zero punktów orientacyjnych. No może tyle, że w pobliżu krainy gnijących młynów nad Rawką, co kiedyś Meteor i Huannem omal bloga nie założyli, pod tytułem: "jestem sobie małym, drewnianym młynem". Po zwiedzeniu wiatraków i cmentarzy i objechaniu okolicznych kościołów, pojechaliśmy właśnie tam. Młyny nadal stoją, ale jeden jakby coraz mniej.

Rawka


Za to w Jeżowie prócz pięknej urody kościoła i ciekawego ukłądu chałup wzdłuż drogi, odkryliśmy nie mniej ni więcej tylko SZLAK ŁAKNIENIA! W sam raz dla Huanna, dołączam mapę na dole (to ten żółty).

Powrót przez Słupią i Lipce Reymontowskie, a potem mały trainspotting niedaleko od stacji Płyćwia. I szybko do Skierniewic, bo postanowiłam sobie skrócić trasę i się dalej nie męczyć mordewindem.