Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 49543.51 kilometrów w tym 8297.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 5.30km
  • Czas 00:20
  • VAVG 15.90km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do urzędów

Poniedziałek, 24 lipca 2017 · dodano: 26.07.2017 | Komentarze 0

W Zusie znów poknocili. Spodziewałam się. Tym razem pozmieniały im się druki, bo zapomnieli, że istnieją osoby, które opłacają zdrowotne bez społecznego. :)

  • DST 4.20km
  • Czas 00:20
  • VAVG 12.60km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Po Klu na dworzec

Niedziela, 23 lipca 2017 · dodano: 23.07.2017 | Komentarze 0

Dziś bez Tomiego, bo nie zdążył grzybków podsmażyć/gotować. Koniec laby, dziecię w dom. ;)

  • DST 3.72km
  • Teren 0.40km
  • Czas 00:13
  • VAVG 17.17km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Myk do Werrony po mobilniaki i owny

Środa, 19 lipca 2017 · dodano: 19.07.2017 | Komentarze 0

Się naszukaliśmy w ogródku skrzynek. Dom i ogród Werrony jest stworzony do geocachingu.

  • DST 91.77km
  • Teren 7.00km
  • Czas 05:09
  • VAVG 17.82km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Leszno, Zaborów, Płochocin czyli myk pod Kampinos

Poniedziałek, 17 lipca 2017 · dodano: 17.07.2017 | Komentarze 11

Piękne i nie za gorące lato. Uwielbiam. Przez ponad połowę dnia nad głową ciężkie, ołowiane chmury i wiatr, który częściej pomaga niż przeszkadza. Wokół kukurydza wzrostu człowieka i łany pszenicy oraz innych zbóż. Tak sobie jechaliśmy w kierunku Leszna zygzakiem i nieco dookoła, żeby nie przebijać się przez Błonie. Ostało się kilka skrzynek do znalezienia w okolicy (geocaching), więc korzystając z chwili wolnego oraz śpiesząc się przed nadchodzącą falą upałów - trza zad z domu ruszyć. Jedziemy na lekko, z kocykiem, kanapkami i piciem. 

Sprzed Domu Kultury w Lesznie zniknął wiklinowy łoś. Bu. Strasznie łyso tam bez niego. Za to jest gong z kawałka blachy. W Lesznie po małym popasie zwiedzanie kościoła. Jedziemy dalej do Zaborowa, gdzie dla odmiany też kościół, ale i cmentarz i pałacyk za płotem i komary i łabędzie i... przed szkołą zbudował się Park&Ride dla osób chcących przesiąść się do autobusu linii podmiejskiej. Który jeździ raz na godzinę, no czasem dwa razy. Już widzę, jak się ludzie do niego pchają. ;)

Po keszowaniu wracamy między innymi przez Płochocin, gdzie odkryłam Biedronkę a zaraz za nią fajną poczekalnię na dworcu. Niestety długo tam nie zagrzaliśmy miejsca, akurat przyszedł ochroniarz zamykać, bo ona do 15.30 (i tak była otwarta ciut dłużej). Dalej Rokitno i kościół drewniany w Żukowie, gdzie często się zatrzymujemy. Zaczyna już ciemnieć. Za Żukowem zaczynają się porządne dziurdzioły i mocny wiatr, który męczy. Jakoś docieramy do domu, ale jestem zmęczona. Kawa stawia mnie na nogi, a zaraz Tomi podrzuca pod nos talerz z obiadem (młode ziemniaki, pomidor i duszone kurki) i już jestem jak nowo narodzona. Fajnie było!








I mostek na Pisi Tucznej z widokiem na dziurawą kładkę.

Trainspotting na linii Warszawa - Sochaczew



Niektóre rzeki wylały po ostatnich opadach. Utrata przeciwnie do nazwy nieco zyskała w objętości.



Ziemniaki pod prądem. W sam raz na bimberek.




No dobra. Leszno i gong zamiast łosia.

Kościół w Lesznie. Jest jeszcze mariawitów, ale nie znaleźliśmy go na mapie. Była tam swojego czasu  niezła heca.

Mieliśmy do wyboru podjechać kawałek szlakiem rowerowym i pieszym. Wybraliśmy pieszy, który był ciut zarzucony konarami drzew. Na szczęście większość uprzątnięto. Tu zaczęło nieco kropić, ale przestało zanim wyjechaliśmy z lasu.


Zaborów i dużo keszowania. Pod Madonną liczyliśmy kordy multaka. To znaczy Tomi liczył, a ja mu przeszkadzałam. ;)





Kwatera '39

Park&Ride 

Rodzina łabędzi spotkana przy bajorku




Płochocin i stacyjka. Dach trochę zniszczyły drzewa.




I Żuków



  • DST 11.89km
  • Teren 1.00km
  • Czas 00:47
  • VAVG 15.18km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do zusu, na dworzec i do sklepu

Piątek, 14 lipca 2017 · dodano: 14.07.2017 | Komentarze 0



  • DST 3.35km
  • Teren 0.60km
  • Czas 00:14
  • VAVG 14.36km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po baterię

Wtorek, 11 lipca 2017 · dodano: 12.07.2017 | Komentarze 0

Do sklepu

  • DST 4.20km
  • Czas 00:14
  • VAVG 18.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Po Klu na dworzec

Poniedziałek, 10 lipca 2017 · dodano: 11.07.2017 | Komentarze 0



  • DST 70.36km
  • Teren 1.10km
  • Czas 03:59
  • VAVG 17.66km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Krótki myk przez Izdebno, Grodzisk, Milanówek, Turczynek i Brwinów

Niedziela, 9 lipca 2017 · dodano: 09.07.2017 | Komentarze 7

Opłotkami, omijając duże miasteczka, więc nazwy tylko orientacyjne, do większości dobrze nie wjechaliśmy. W Izdebnie dłuższy postój, gdzie spotykamy dwie grupy rowerzystów. Jedna to znane nam z widzenia Jaktorowskie Towarzystwo Cyklistów, druga to dwuosobowa grupka sakwiarzy z nie wiadomo skąd. Podzieliliśmy się z nimi skwerkiem, KTC obległo przystanek i tablicę informacyjną ze szkoły w Izdebnie.

My dalej do Grodziska, a oni chyba do grodziska (nie miasta, tylko grodziska grodziskowego, takie miejsce ze Średniowiecza) sądząc z nieco bardziej południowego kierunku. W Grodzisku tylko mural chcieliśmy zobaczyć i zaraz z niego wyjechaliśmy w kierunku Milanówka, gdzie w zasadzie też wjechaliśmy tylko po to, żeby przedostać się jakoś na drugą stronę torów za pomocą kultowej kładki. Przez Milanówek wiedzie sympatyczny skrót do Turczynka, gdzie są dwie ładne wille i moja skrzynka, która była ciut zamokła (schody przeciekają) i tam zrobiliśmy dłuższy popas na poduszenie fantów, kawę mrożoną, kanapki i inne tego typu codzienności rowerowe. Wcześniej jednak odwiedziliśmy inną willę, a raczej jej niedokończone ruinki, komuś się chyba fundusze skończyły i mamy "domek w krzakach".

Kolejny etap to już prawdziwe szukanie skrzynek, o dziwo wszystkie znalezione prócz mobilniaka, którego jedna ekipa sprzątnęła nam dzień wcześniej sprzed nosa. Kilka ciekawych obiektów, nieznanych mi do tej pory. Keszując przejechaliśmy przez pół Brwinowa i zasiedliśmy na zacienionej ławce w parku miejskim. No i po wycieczce, czas wracać. Tym razem od północy, znów do Izdebna i dalej starą trasą, gdzie się ciut przegrzałam i zmachałam jadąc pod wiatr. Ale smażone kurki (grzyby) na obiad przywróciły mi morale. ;)



Tajemnicza willa w krzakach




Mural w Milanówku i budynek poczty




Turczynek

Inna willa w Brwinowie, o bardzo ciekawej historii.

Wychodek, niestety o historii nieznanej.

Reszta fotek w albumie letnim.


  • DST 7.77km
  • Teren 0.50km
  • Czas 00:31
  • VAVG 15.04km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do szpitala, parku i na dworzec

Piątek, 7 lipca 2017 · dodano: 07.07.2017 | Komentarze 7

Trochę dzień z przygodami, bo z rana Klusce napuchło ukąszenie na policzku i zdecydowałam się do lekarza. Najpierw w rejonie, bo było "ujowo, lecz stabilnie", ale lekarz nie chciał brać odpowiedzialności za złą reakcję na zastrzyk antyalergiczny i wysłał nas do szpitala. Na spokojnie poszłyśmy do domu, już po godzinie (czekając na Tomiego) byłyśmy gotowe z wiktem jak na wojnę, bo nie wiadomo, czy nie zostaniemy w szpitalu do jutra... pojechaliśmy w trójkę na izbę przyjęć. Tam się znów poczekało, Kluska trochę w strachu przed zastrzykiem. Ale w międzyczasie zaczął chyba działać syrop antyhistaminowy, który nam lekarka z rejonu przepisała na zaś, a Klu wypiła w domu... i w końcu szpital odesłał nas do domu bez zastrzyku. To pojechaliśmy do parku, a z parku ja pojechałam do domu spróbować chwilę popracować, zanim trzeba będzie odwieźć Kluskę na dworzec. Na dworcu rower przypięłam i pojechałam z Kluską pociągiem, bo dziś babcia była na pogrzebie w Otwocku i wracała z poprzedniego kierunku. Wróciłam do Żyrardowa w zasadzie jak już zaczynało padać, ale przestało po drodze. Chyba znów jakaś dziura. U nas naprawdę mniej pada niż gdzie indziej. Żyła wodna jakaś czy co.

  • DST 13.25km
  • Teren 0.50km
  • Czas 00:50
  • VAVG 15.90km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pracu pracu Warszawa

Czwartek, 6 lipca 2017 · dodano: 06.07.2017 | Komentarze 0

Trochę inna trasa niż ostatnio, bo przez Trumpa przez jakiś czas nie kursowały pociągi i musiałam z zachodniej przebić się w rejon Spacerowej/Belwederskiej. Podjechałam przez Pole Mokotowkie, ale raczej obrzeżami i Spacerową w dół, która na szczęście nie była zamknięta, tak jak Belwederska. Powrót podobny, tyle że przez Polibudę do Śródmieścia. W ostatniej chwili wpadłam na peron. Kiedy kupowałam wodę, wjechał pociąg do Żyrardowa i w ferworze pakowania portfela zostawiłam tam okulary. No szlag. Za to potem w Żyrku w ostatniej chwili złapałam pana z serwisu, dzięki czemu odebrałam rower Kluski. Ostatni odcinek, którego nie liczę, przebyłam pieszo prowadząc dwa rowery, jeden na drugim. Jechać niestety nie dałam rady.