Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48819.95 kilometrów w tym 8106.56 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Dalsze wycieczki po klopoty

Dystans całkowity:26474.77 km (w terenie 5193.78 km; 19.62%)
Czas w ruchu:1700:09
Średnia prędkość:15.57 km/h
Maksymalna prędkość:41.70 km/h
Suma kalorii:56985 kcal
Liczba aktywności:613
Średnio na aktywność:43.19 km i 2h 46m
Więcej statystyk
  • DST 52.96km
  • Teren 21.50km
  • Czas 03:48
  • VAVG 13.94km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad Rokitę

Niedziela, 28 czerwca 2020 · dodano: 28.06.2020 | Komentarze 0

Tomi zawinął się skoro świt, ja jednak chciałam odespać wczorajsze wojaże i za późno wstałam... to potem jechałam w skwarze pierwsze 26km. Na szczęście tak to sobie ustawiłam, by jechać jak najwięcej lasem. Może było miejscami wertepiasto i po piachu, ale za to w cieniu (trasa https://www.plotaroute.com/route/1185506 )






Na miejscu reaktywowałam skrzynkę pod wiekowym mostkiem, który odkąd pamiętam, wygląda tak samo... prowizorki są wieczne. ;) A potem zaległam w hamaczku, gdzie trochę siedziałam na insta, a trochę czytałam książkę o nowoczesnym wychowaniu, czyli o zarażaniu dziecka entuzjazmem, zamiast dręczenia go znienawidzonymi ćwiczeniami bez sensu. W sumie autor pisze to, co własnymi słowami gadam od lat, ale to wołanie na puszczy trochę.






Stanowisko hamakowe obok nowego mostka na Rokicie :)







A za plecami, kawałek od, miałam cmentarz wojenny.


Powrót nieco inną trasą, ale też jak najwięcej lasami. Po 17-18 już było chłodniej, ale nadal za ciepło o jakieś 5 stopni.





  • DST 54.43km
  • Teren 12.50km
  • Czas 04:01
  • VAVG 13.55km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do lasu i po Warszawie

Sobota, 27 czerwca 2020 · dodano: 28.06.2020 | Komentarze 1

Wycieczka kombinowana niczym slalom, bo najpierw pojechaliśmy z Kluską do lasu na zbiórkę rowerową, potem z Meteorem podjechaliśmy obadać jedną skrzynkę, czy jest, okazało się, że była mała ścinka i skrzynka jest, ale już w pniaczku a nie drzewie... dalej podjechałam do domu po kartę od aparatu, dalej odebranie Kluski i powrót do domu, bo jednak była zgrzana... dalej na dworzec zabrać się z Kluską i babcią pociągiem do Warszawy i po Warszawie do mamy po lunetę i inne dobra. I na koniec z tą lunetą znów na dworzec. Wszystko z upale i sama nie wiem, jak to przeżyłam.

I trupia czacha :)


Dużo zieleni






Sprawności Kluski

Warszawa




  • DST 10.42km
  • Teren 2.00km
  • Czas 00:45
  • VAVG 13.89km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na wydmy międzyborowskie z Klu i M. #4

Wtorek, 23 czerwca 2020 · dodano: 23.06.2020 | Komentarze 0

Dawno nas tu nie było, bo okolica wraz z zamknięciem szkół zrobiła się tłumniejsza i wybieraliśmy puściejsze okolice. Ale że pomału wszystko wróciło do normy i ludzie tłoczą się na plażach, wróciliśmy na stare śmieci. I rzeczywiście, poza dwójką chłopaków w oddali na wycieczce rowerowej (tylko nam mignęli) nie widzieliśmy nikogo, nawet pojedynczego spacerowicza z psem. Bawiliśmy się po staremu w Indian i Kowbojów, ale po prawdzie to oboje z Tomim leczyliśmy zszargane nerwy po porannej próbie wyprowadzenia Kluski na zewnątrz (awantura z szukaniem kapelusza kowbojskiego gratis), Tomi w oddali na pniaczku, ja z nosem w telefonie czytając magazyn Kreda o harcerstwie albo odpowiadając na pytania z messengera. Kluska zaś rozwiązywała zaległe łamigłówki ze starych czasopism z kucykami, albo bawiła się raz ze mną, raz z tatą. Nawet mnie przywiązali do totemu, jak byłam Huanitem, czyli małym sombrero z Meksyku. ;)

Totem

Moja pierwsza próba rozbicia hamaka w cieniu okazała się mało trafiona z powodu gniazda os w ziemi i musiałam się ewakuować dalej. I w ogóle portki się porwały, ech, gdzie ja takie fajne dostanę.


Tu dla odmiany były czerwone mrówki i co jakiś czas trzeba było hamak wytrzepać. No tak, lato. ;)


Indiańska wersja Kluski


Potem zaczęło się powoli chmurzyć i obserwowaliśmy kontrolnie radary, czy zlewa nie idzie. W końcu się zebraliśmy po pierwszych kroplach, bo Tomi nie zabrał pelerynki Klusce, więc nawet nie miałabym jej czym nakryć. I dobrze, bo 10 minut po tym, jak weszliśmy do domu, nieźle lunęło.





  • DST 14.52km
  • Czas 01:03
  • VAVG 13.83km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Komorowa na egzamin Kluski

Poniedziałek, 22 czerwca 2020 · dodano: 22.06.2020 | Komentarze 0

Kombinacja alpejska spowodowana pogodą, musieliśmy do 12 dotrzeć do Komorowa, w miarę susi. No to się  nawet udało, najpierw ciapąg do Parzniewa a potem już dedeerami i uliczkami. Powrót był nieco bardziej mokry, nieco nas złoiło na ostatnim odcinku przed stacją. Gdyby nie ciągłe burze i zlewy, to byśmy wrócili normalnie, bo to tylko 35km w jedną stronę, a tak niestety, trza było minimalizować atrakcje. ;)

Kluska sobie przy okazji zrobiła dzień mundurowy, tym bardziej że ostatnią zbiórkę odwołała burza...

Po drodze spotkaliśmy trochę zwierząt, niestety nie mam fotografii wielbłąda, starczy jelonek i rozmazany żywy jeż.


Kluska zaliczyła też rowerowo parę nowych gmin, a w każdym razie na pewno jedną.

Powrót



  • DST 21.07km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 13.74km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na zbiórkę i do lasu

Sobota, 13 czerwca 2020 · dodano: 13.06.2020 | Komentarze 0

Dziś upalnie, więc po zbiórce zuchowej zabraliśmy córę w głęboki leśny cień. Dla niej akurat, dla nas nadal za ciepło, a jeszcze musieliśmy się bawić w "Baba Jaga patrzy!" w różnych kombinacjach. Mieszkanie w mieście przytulonym do lasu to fajna sprawa, niestety las jest mocniej odcięty, kiedy poleciała przez niego obwodnica i w sumie przejechać można tylko w jednym miejscu przy torach.











  • DST 80.95km
  • Teren 19.50km
  • Czas 05:31
  • VAVG 14.67km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Skierniewic i Jeruzala

Czwartek, 11 czerwca 2020 · dodano: 11.06.2020 | Komentarze 5

Kiedy jadę sama, zatrzymuję się na góra kwadrans, czyli tyle co zjeść kanapkę, wypić sok czy wodę i do przodu. Wyjechałam z domu ok.10, wróciłam przed 18. A sporo było tyrpania się po lasach i gruzie na bocznych drogach... dlatego tej trasy nie polecam, ale ja to już tak mam, że pojadę na skróty i potem mam spacery zamiast jazdy. ;) Odwiedzone rzeczki to Sucha, Rawka, Korabiewka i Chojnatka. Dużo kałuż po wczorajszej lokalnej ulewie. Kawałek Puszczą Bolimowską, las kolo Wólki Jeruzalskiej, cmentarz wojenny na Białym błocie i wielowyznaniowy w Skierniewicach. Tak zwana trasa krajobrazowa.




Jak już przejechałam slalomem przez kałuże przez las żyrardowski, to już było z górki. Jeszcze tylko zajrzeć do skrzynki cmentarnej na Białym Błocie, co mi zawsze nie po drodze, a dziś nie miałam wymówki...


No, zaczyna się sezon serwisów, reaktywacji i zakładania skrzynek na opencaching. Dziś dwa serwisy, jedna reaktywacja i jedno założenie (jeszcze nieopublikowane). Nawet trafił się jeden ołtarzyk po drodze. Ale lokalny sklepik miał przerwę do 13 tej i nie kupiłam sobie soczku.

Granica województwa mazowieckiego i łódzkiego, ale nadal pozostajemy w granicach Mazowsza geograficznego.

Dopiero dużo dalej za Skierniewicami, po tym jak zreaktywowałam skrzynkę na "Strzelbie", cmentarzu wielowyznaniowym. Zygzaki, asfalty różniste i dziurdzioł na własne życzenie, bo pchałam się do cienia przede wszystkim.






Postój nad Rawką, ale nóg postanowiłam nie moczyć, jakaś brudna i mętna woda po deszczach.


Las pod Jeruzalem



Kapliczka


Tu znów dłuższy postój przy wyjeździe z lasu, czas dożreć kanapki z serem.

Powrót już bardziej asfaltowy, piochy tylko w rejonie przebijania się przez Esełkę.

Może i jest susza podobno, ale zboże już mi dorasta wysokością do nosa. Zdjęcie robiłam na stojąco.


Korabiewka wezbrała i po nocnej ulewie płynie nawet starorzeczem.





  • DST 70.86km
  • Teren 17.50km
  • Czas 04:51
  • VAVG 14.61km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wizyta w sąsiednim województwie

Niedziela, 7 czerwca 2020 · dodano: 07.06.2020 | Komentarze 4

Przez pierwsze dwadzieścia kilometrów myślałam, że nie mam aparatu, bo mi się baterie rozładowały... a dopiero w lesie nad Chojnatką pingnęło mi, że jest sposób na odżycie aparatu i zamieniłam paluszki miejscami w gniazdach. No i ruszyło. Ale w sumie do lasu nie było jakoś specjalnie dużo kadrów. Coś tam robiłam komórką, ale nawet nie ma co pokazywać, skoro są lepsze z aparatu. Pojechałam przez Korytów i Wręczę, sprawdzić jak tam betonka tuż przed głazem mszczonowskim, ale nadal niewyasfaltowana, więc postanowiłam sprawdzić objazd. Objazd może i fajny, ale z kilometr, półtora dziurdziołem i nawet kawałek bruku się trafił, musi jakiś gościniec stary do dworu. W każdym razie zwiedziłam wiadukt nad gierkówką w Adamowicach. Celem było obejrzenie leśnych wąwozów Chojnatki w okolicy Bud Chojnackich i Chojnaty. Może słaba pora, bo już sporo zielska rośnie, ale jakoś poszło. Odkryłam dwie fajne wiatki, dwie ambony i zarośniętą drogę przez wyschnięte koryto Chojnatki. Tu chyba jest woda tylko po bardzo mokrej i śnieżnej zimie. Pierwszą kałużę udającą rzekę znalazłam może trzysta metrów od torów cmk, bajorko wodne jest w zasadzie dopiero przy samych torach. Las jest zabezpieczny antyquadowo, to znaczy na bocznych drogach są specjalnie powywracane gałęzie. Trochę mi to przeszkadzało na rowerze, ale z drugiej strony dzięki temu nie było aż tak zryte.






W tym rowie w teorii jest rzeczka. ;)


Chwila odpoczynki i jedziem dalej panie Zielonka. Dobrze, że Tomi ze mną nie pojechał, bo by strasznie marudził na gorąco, parno, upał i "skróty lavinki" ;)


Ambony. No, do spania to się ten las nie nadaje za bardzo.





I chyba znalazłam granicę UE ;)

Po zwiedzeniu lasu podjechałam kawałek na południe asfaltową serwisówką licząc na jakiś przejazd, ale ten na mapie Tomiego już nie istniał, więc trzeba było nadłożyć drogi do następnego wiaduktu i dalej kawałek terenem. Ale malowniczy kawałek, to nie narzekam.






Bocznymi drogami dotarłam do Chojnaty i dalej próbowałam jechać wzdłuż rzeki, na tyle na ile się dało. Przy okazji odkryłam nowego wygodnego asfalciora omijającego kościół (wiadomo jaki ruch aut w okolicach mszy). No i przez Kowiesy wjechałam do kolejnego lasu, tu już w granicach Bolimowskiego Parku Krajobrazowego.


Oczywiście ścinki i zrywki, kawałek musiałam rower przepchnąć, ale za to znalazłam menchir. No dobra, tylko głaz narzutowy, ale za to z twarzą.



Potem jakimiś gruntówami Wólki Jeruzalskiej dojechałam do Jeruzala (sklep zamknięty w niedzielę) i skoro było dość wcześnie, postanowiłam wracać do domu drogą dłuższą, ale za to mniej ruchliwą.To jest gruntowym skrótem przez górkę za Jeruzalem na Stary Łajszczew i do Puszczy Mariańskiej, gdzie bokiem znów skrótem przez las przebiłam się na tyły Studzieńca. Zastanawiałam się, czy nie wjechać do Żyrka główną szosą, ale po obejrzeniu ruchu zmieniłam zdanie i skręciłam w bok na Benenard i po staremu wróciłam przez zalew.








  • DST 24.80km
  • Teren 11.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 11.02km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kluskę na zuchy, do lasu i po mieście

Sobota, 6 czerwca 2020 · dodano: 06.06.2020 | Komentarze 2

Najpierw przez miasto na zbiórkę, potem Kluski rower został przypięty łańcuchem pod wiatką rowerową (choć raz się przydała), a my na godzinę posiedzieć w lesie. Nawet książkę sobie poczytałam. Powrót, odebranie Kluski i wspólne rowerowanie, a raczej dojazd na łączkę, która kiedyś bywała wodnista, ale nie w tym roku. Skrzynka gratis. A potem do innej skrzynki i do domu. Potem jeszcze odwieźliśmy Kluskę na dworzec, a ja zawiozłam jedną rzecz znajomym, wpis sumaryczny, bo mi się nie chce rozbijać na trzy. Pogoda dla mnie idealna, to znaczy że dla Tomiego za ciepło. ;)


Dziwna forma życia znaleziona w lesie podczas zabawę w Baba Jaga patrzy :)


















  • DST 17.25km
  • Teren 4.80km
  • Czas 01:04
  • VAVG 16.17km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na ognicho z Klu i M.

Środa, 3 czerwca 2020 · dodano: 03.06.2020 | Komentarze 3

Niedaleki myk do Sokuli, w sumie jedynej legalnej miejscówki ogniskowej w okolicy, gdzie można zalec na cały dzień i raczej nie spodziewać się konkurencji, co najwyżej sporadycznych spacerowiczów czy rowerzystów. Dojazd naobkoło asfaltami, nie trzeba już się przemykać tajnymi tunelami do lasu. ;)








Robale, gąsienice i inne takie tam 






Pierwszy grzybek tej wiosny

Kluska uczy się rozpalać ognisko sposobem harcerskim. Na ostatniej zbiórce trochę się jej rozwalało, więc postanowiła potrenować bez świadków i się udało. :)




I po dołożeniu większych gałązek przyniesionych przez tatę

Byliśmy tak długo, że skończyło się nam picie z termosów, więc Meteor dogotował wody w menażce i dorobił nam mięty.


Dziecko zrobiło sobie zabawkę. Przywiązało do sznurka kawałek betonu - był to piesek o imieniu Betonik.


A potem jeszcze kroiła różne liście na "sałatkę" :)

I głupawka pod wieczór :)

I wracamy




  • DST 28.16km
  • Teren 7.40km
  • Czas 01:56
  • VAVG 14.57km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Nad Pisię z Kluską i Meteorem

Sobota, 30 maja 2020 · dodano: 30.05.2020 | Komentarze 1

Najpierw zawieźliśmy Kluskę na zbiórkę zuchową w lesie, potem podjechaliśmy zaczekać na nią za obwodnicę, bo się nie opłacało wracać do domu (zbiórka miała trwać tylko godzinę), odebraliśmy Kluskę i wio do lasu. Zimno było strasznie, szczękałam zębami mimo kurtki, Meteor nie chciał wracać a Kluska o byle co wybuchała gniewiem. Więc raczej był trudny czas i tylko piękna zieleń przyrody nieco pocieszała człowieka.


Zrobili nam nowy DDr. Szerokości dwóch metrów... typowe przyczepki się raczej nie miną. Ale przynajmniej asfaltowa i w miarę gładka bez uskoków. Wcześniej tu był totalny dziurdzioł piaszczysto-gruzowy, więc nie mam sumienia narzekać.

Koniki i kucyki










Ślimol