Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 49553.67 kilometrów w tym 8301.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 2.20km
  • Czas 00:08
  • VAVG 16.50km/h
  • VMAX 20.00km/h
  • Kalorie 48kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

117/365

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 26.04.2014 | Komentarze 0

Oczywiście jak tylko wyszłam z domu, zaczęło znów padać. ICM przewidywał wieczorem opady konwekcyjne, miałam jednak nadzieję, że będą mżawkowe, tak jak podczas powrotu z Kluską z knajpy parę godzin wcześniej. No niestety. Na szczęście ciepło i bez wiatru. Jednak kałuże dokuczały i skróciłam wycieczkę do minimum.

Trasa w kształcie zamokniętej zapalniczki ;)



  • DST 5.53km
  • Czas 00:20
  • VAVG 16.59km/h
  • VMAX 21.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

116/365

Piątek, 25 kwietnia 2014 · dodano: 25.04.2014 | Komentarze 0

Meteor chyba po kryjomu zrobił coś mojemu rowerowi, bo przestał skrzypieć i rzęzić w suporcie. Jechałam, wręcz płynęłam w powietrzu, bez żadnego wysiłku. Cudowne uczucie. <3 i dużo :-* dla M. :)

  • DST 9.24km
  • Teren 1.50km
  • Czas 00:35
  • VAVG 15.84km/h
  • Kalorie 194kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

114/365 Piaskownica w Międzyborowie

Czwartek, 24 kwietnia 2014 · dodano: 24.04.2014 | Komentarze 4

Niby padało w nocy, ale w Międzyborowie na pewno jest sucho. To najsuchsze miejsce w okolicy, bardzo zawydmione. To pojechaliśmy pokazać piasecek Klusce, bo od zeszłego roku na pewno nie pamięta. Trochę za późno wstała, więc byliśmy na miejscu dość późnawo. Piaskownica była w cieniu. Ale może i lepiej, w słońcu byśmy się ugotowali. Na twardo. Kwiecień, a pogoda jak w środku lata, strach się bać, co to będzie w lipcu.

Trasa w kształcie chudego węża :)





  • DST 2.63km
  • Czas 00:09
  • VAVG 17.53km/h
  • Kalorie 56kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

113/365

Środa, 23 kwietnia 2014 · dodano: 23.04.2014 | Komentarze 0



  • DST 4.95km
  • Czas 00:18
  • VAVG 16.50km/h
  • VMAX 20.00km/h
  • Kalorie 106kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

112/365

Wtorek, 22 kwietnia 2014 · dodano: 23.04.2014 | Komentarze 3

Szybki myk po Żyrku po 22. Trasa w kształcie głowy słonia Trąbalskiego.

  • DST 12.61km
  • Teren 3.50km
  • Czas 00:48
  • VAVG 15.76km/h
  • VMAX 22.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

111/365 Na wrzosowisko

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · dodano: 21.04.2014 | Komentarze 5

Wycieczka okazała się serwisowa. Klusię zamiast latać po trawach, młodnikach i wrzosach zajęło się naprawianiem mojego roweru. Wszystko sprawdziła. Sakwy zapięła (jakoś pięćdziesiąt razy), linki ciągnęła, gryzła szprychy. Nauczyła się też zapinać kask, nie na swojej głowie oczywiście. W zasadzie to mieliśmy labę jako służba. Nasze zajęcie polegało na trzymaniu aktualnie serwisowanego roweru, żeby się nie wywrócił oraz donoszenie prowiantu. Popołudniowa wycieczka po drzemce, pogoda jak chłodniejszy dzień w lecie, dopiero pod koniec zrobiło się chłodniej. Kluska nas obrzuciła stekiem obelg za to, że próbowaliśmy ją ubrać w cieplejszą kurtałkę. Kask oprotestowany, ale podczas jazdy go nie ściągała.

Zaczynamy dwa tygodnie bez babci, pewnie wspólne wycieczki będą teraz częściej.




  • DST 54.61km
  • Teren 7.50km
  • Czas 03:02
  • VAVG 18.00km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Kalorie 1195kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

110/365 Wycieczka sklerotyczna i podwodna

Niedziela, 20 kwietnia 2014 · dodano: 20.04.2014 | Komentarze 6

Trochę się zakręciłam przy wychodzeniu z domu i zapomniałam najważniejszego. Telefonu do łapania kordów i szukania skrzynek (gps). Kiedy się połapałam, byliśmy już w lesie w drodze do Sokuli. Powrót do domu i edycja trasy, lecimy tylko do jednego multaka. Popołudniu miało zacząć padać. Telefon w garści, mach na szosę do Puszczy Mariańskiej i dalej w bok do esełki. Tam szukam multaka Meteora, który założył w zeszłym roku, ale że byłam przy szukaniu miejscówek, to zostawiłam go sobie na później. Finał w miejscu dość dyskusyjnym, jeszcze donbrze nie wlazłam, a już nabiłam sobie siniaka na kolanie. Wychodząc doprawiłam łokciem i obtarłam rękę. Chyba dam tej skrzynce gwiazdkę, czyli rekomendację za niezapomniane wspomnienia ;)

Chmury zaczęły się zbierać, a tu jeszcze jedną moją skrzynkę przełożyć. Nowa kryjówka pocięta, postanowiłam zaczekać do końca maja, za bardzo okolicę porządkują. Poza tym właśnie okazało się, że Meteor zapomniał spakować chleba. Rychło w czas, przeca się wracaliśmy, mogłam zabrać, gdybym wiedziała że nie wziął. Więc jechaliśmy na herbatnikach z dżemem i czekoladzie. W sumie i tak nie było czasu jeść.

Lecimy do chałupki w krzakach, zakładam nową skrzynkę w transparentnej stodole. Czasu mało, ale jeszcze trzeba obejrzeć ruinkę czegoś co m przypominało remizę, a Meterowi wielkie obory. I dalej dworek w Lisowoli, który zwiedziliśmy od piwnic aż po strych. Mało znamy okolicę, a tu takie skarby. Na dodatek dojazd nowymi asfaltami. Meteor chowa kolejny pojemnik dla geokeszerów. Wracamy prędko, bo zaczyna kropić. Zlewa dopada nas z 10 kilometrów przed domem, na trasie ze Skierniewic do Żyrka. Jest bardzo ciepło, nie zakładam kurtki tylko postanawiam zmoknąć. W Żyrardowie po przejściu przez tory rozdzielamy się. Wybieram wariant powrotny przez dworzec i rynek, Meteor przez osiedle Żeromskiego i park. Przyjeżdżamy pod dom niemal w tej samej chwili, ale ja kilkanaście sekund wcześniej. Od razu mówiłam, że moja trasa jest szybsza ;)

Fotki wrzuciłam do Mazowsza, bo choć wycieczka zahaczyła o esełkę, to prawie nie mam z niej zdjęć, jeno lokomotywę. Reszta esełkowych wyszła nijaka, a fotki ze mną ma u siebie Meteor.




  • DST 45.01km
  • Teren 16.50km
  • Czas 03:25
  • VAVG 13.17km/h
  • VMAX 29.00km/h
  • Kalorie 990kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

109/365

Sobota, 19 kwietnia 2014 · dodano: 19.04.2014 | Komentarze 3

Dzisiejsza wycieczka bez Meteora, rozminęły się nam cele. Ja miałam sprawę do załatwienia w Łomiankach i zaległy serwis skrzynek w tej okolicy. On chciał podskoczyć na esełkę albo do Kamipnosu, ale do Kampinosu nie bardzo chciał teraz, bo zapowiadali deszcze wieczorem. Rzeczywiście popołudniem zaczęło się chmurzyć, ale z dużej chmury mały deszcz, bo nic nie kapało.

Po drodze na Wiśląną przejechałam przez Park Młociński, żeby mi serwis nie wisiał nad głową. Tu wyrzuciłam mokry logbook, tu dałam nowy worek i fanty i jakoś zeszło. Podjechałam do siedziby sklepu z kaskami (wymiana kasku Kluski na inny kolor) i wtedy dowiedziałam się od właściciela, że owszem, ale magazyn jest przy innej ulicy. Chwila konsternacji i wyszło, że on szybciej do mnie dojedzie samochodem niż ja go znajdę rowerem. No i sobie czekam, aż tu nagle kolarski peleton na kilkadziesiąt osób. Raczej nie wyścigi, bo bez ogona, pewnie trening lokalnego klubu sportowego. Prócz tego minęło mnie drugie tyle rowerzystów wycieczkowych z dziećmi. W końcu kask udało się wymienić, a ja pomknęłam do Oszona zakupić drugie śniadanie bo mi trochę głodno się zrobiło. 

Jak już tylko udało mi się wyjechać z parkingu supermarketu we właściwym kierunku, pomknęłam do Lasu Młocińskiego i tam fotnęłam znajomą mogiłkę na szlaku. Potem myk myk do znajomego drogowskazu, który nieco zarósł krzaczorami i... poszukiwania jednej z dwóchmogiłek czas zacząć. Pierwsza była łatwa, z drugą gorzej, bo szlak krzyży nieco zarósł i ginął w lesie. Sprawę ułatwiły nowe drogowskazy, które odnalazłam w zasadzie wtedy, gdy już ich nie potrzebowałam. To znaczy poznałam miejsce, w którym byliśmy z Meteorem kilka lat temu. Nowy szlak do mogiłki trudniejszej jest chyba szlakiem dla satanistów ;)

Ukryłam skrzynkę mogiłkową, złapałam kordy i wio wracamy do mogiłki łatwiejszej. Tu ukrywam hasło i zaraz potem uciekam, bo przyjeżdzają obcy ludzie na rowerach. A ja aspołeczna jestem. No to myk, lecę tym razem szukac skrzynki cmentarnej. Przyszło mi do głowy, by pojechać asfaltem dookoła cmentarza, bo już miałam dość piachu. Nie przyszło mi do głowy, że wszyscy kierowcy wpadną na ten sam pomysł. Serio na Wielkanoc odwiedza się groby? Nie miałam pojęcia. Tłum jak w listopadzie. Tylko tym razem nie ma obostrzeń i można samochodem pod furtę. Szkoda, że nie pod grób, bo też by się chętni znaleźli. Taka piękna pogoda a Ci zamiast na spacer czy wycieczkę rowerową - wożą dupy blachosmrodami. A potem jęki będą, że znów utyli i że to wina genów i złej przemiany materii. Taa, jasne.

W końcu dotarłam pod skrzynkę, znalazłam i się zorientowałam, że chyba zostawiłam coś pod poprzednią mogiłką. No to nawrót, tym razem skrótem przez piach. Na szczęście w połowie drogi przypomniałam sobie, że niczego nie zostawiłam, tylko schowałam do innej kieszeni. No to jazda z powrotem, do wrót Kampinosu i mini zagłębia skrzynkowego. A tam wyszło tak, że gieps giepsem, ale i tak spoilaki trzeba via net odpalać. Odwykłam od samotnego keszowania. No i tak od kesza do kesza, błądząc po bliskim Kampinosie. Uroczyska, stawiki, pomniki, mogiłki.

Trochę się zmęczyłam, za gorąco było w ciągu dnia. Wróciłam "na skróty" czyli dookoła przez resztki hałd na tyłach huty do metra Młociny, potem podjechałam do metra Wawrzyszew i tam mi metro uciekło. Ale za 3 minuty przyjechało następne i zawiozło mnie na dworzec. A tam już prosto do domku.

Z innych wydarzeń, w drodze metrem porannym spotkałam uroczą staruszkę, której pomogłam wysiąść. Wespół z Pradziadkiem pomogliśmy, bo opierała się też o niego. Staruszka chwaliła się, że ma już prawie 90 lat! Jeny, chciałabym tak wyglądać mając 70 ;)

Bonus: Shrek ogromnej wielkości napotkany w Łomiankach :)



  • DST 5.99km
  • Czas 00:25
  • VAVG 14.38km/h
  • VMAX 19.00km/h
  • Kalorie 128kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

108/365

Piątek, 18 kwietnia 2014 · dodano: 18.04.2014 | Komentarze 4

Grzmotnęło, huknęło, lunęło. Samotny rower mókł pod płotem parku, gdy tajemniczy osobnik w czerwonej płachcie skradał się pod malutkim domkiem i grzebał gdzieś przy ziemi w pokrzywach. Chwilę pogrzebał, zaklął, schował coś do kieszeni i chyłkiem podszedł do roweru. Otarł siodełko z wody, wsiadł i odjechał w ciemność. A deszcz padał i padał. Tego samego dnia pani Lusia z okna zaobserwowała inne dziwne zjawisko. Ktoś w czerwonej pelerynce macał słup od nieczynnej latarni przy ruderze po przeciwnej stronie ulicy. Na pewno złodziej, tylko co tam kraść? Pani Lusia głowiła się nad tym cały wieczór, aż zadzwoniła do Pani Jadzi, co mieszka w domku przy parku... A deszcz padał i padał.

  • DST 13.26km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:05
  • VAVG 12.24km/h
  • VMAX 23.00km/h
  • Kalorie 257kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

107/365 Jeżdżenie po bagnach wciąga

Czwartek, 17 kwietnia 2014 · dodano: 17.04.2014 | Komentarze 11

iękna pogoda, nie ma co jej marnować. Dziecię ubrane lżej, bo ciepło, tylko czapka od wiatru dla Kluseczki (potem na spacerze latała z gołą głową lub w kapturze) i nauszniki dla mamusi (na spacerze też zdjęła). Zapomniałam zabrać dla małej rękawiczek na drogę powrotną i jej trochę zmarzły łapy. Ale nie marudziła wcale. Podjechaliśmy do doliny Suchszego Dopływu Suchej. To jedna z najbardziej płaskich dolin jakie znam. W zasadzie na poły bagno, na poły rozlewisko. Po drodze musieliśmy się przeprawić przez 2 cieki wodne. Równie suche jak Sucha o tej porze roku.
Tak to jest, jak się jeździ z Meteorem wiosną. Zawsze albo krzaki, albo bagna, a najczęściej wszystko naraz. Klusię wydawało się zachwycone i nie chciało wracać. Ciekawa jestem ilu ekorodziców zdecydowałoby się na taki bezpośredni kontakt z naturą swoich dzieci. Na przykład jedzenie marchewki, którą chwilę wcześniej dziecko pukało w przewrócone drzewo?

Dzieci eskapeboli są jakieś inne. Najgorzej, jak się skumuluje, to znaczy oboje rodzice należą do SKPB. W trzecim pokoleniu dzieci od razu rodzą się z piętami pokrytymi wibramem ;)

Efekty wycieczki: moje mokre buty i kołtun we włosach, przewietrzone i wyganiane dziecko, które dzięki temu zasnęło wcześniej czyli przed 23 i zadowolony Meteor, nawet mimo pewnego nieporozumienia w drodze powrotnej (wniosłam swój rower na samą górą zamiast zostawić go na półpiętrze i wrócić po Kluskę).