Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 49708.51 kilometrów w tym 8354.66 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 4.20km
  • Czas 00:16
  • VAVG 15.75km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na dworzec i z powrotem

Niedziela, 15 kwietnia 2018 · dodano: 16.04.2018 | Komentarze 3

Znów bez Tomiego, bo był jeszcze nad Narwią. Ale tym razem wrócił po 21, więc Kluseczka zdążyła się na niego doczekać (w zeszłym tygodniu usnęła minute przed jego przyjściem i nie mogła sobie darować).

  • DST 6.85km
  • Teren 0.20km
  • Czas 00:29
  • VAVG 14.17km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola i na dworzec

Piątek, 13 kwietnia 2018 · dodano: 13.04.2018 | Komentarze 0

Pan kotek był chory, tylko zamiast leżeć w łóżeczku, rano dotyrpał dziecię do placówki, a popołudniu jeszcze zawiózł na dworzec. Swoje wyleżał kilka godzin rano, umierając przy temperaturze 37 stopni.

  • DST 4.22km
  • Czas 00:16
  • VAVG 15.82km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Po skrzynkę

Czwartek, 12 kwietnia 2018 · dodano: 12.04.2018 | Komentarze 0

Złapało się FTFa

  • DST 1.33km
  • Teren 0.20km
  • Czas 00:11
  • VAVG 7.25km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola 1x

Czwartek, 12 kwietnia 2018 · dodano: 12.04.2018 | Komentarze 0



  • DST 3.98km
  • Teren 0.20km
  • Czas 00:18
  • VAVG 13.27km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola 1.5x

Środa, 11 kwietnia 2018 · dodano: 11.04.2018 | Komentarze 0

Półtorówka, bo powrót z przedszkola piechotą.

  • DST 6.80km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 13.60km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Parku Procnera

Wtorek, 10 kwietnia 2018 · dodano: 10.04.2018 | Komentarze 5

Nie wiem jak liczyć kilometry, bo dużo było prowadzenia roweru piechotą. Mieliśmy jechac nad Pisię, ale Kluska zawyła w trakcie odjazdu z przedszkola, że ONA NIE MA CZASU, BO MA PLAAACĘĘĘĘĘĘĘ!!!! Meteor zmienił kurs na domowy, bo wyjec wchodził w wyższe rejestry, ale że i tak trasą wracaliśmy inną, to go namówiłam, by pojechał do Parku Procnera, zawsze lepszy las z placem zabaw niż nic. Klusek zorientował się tuż przed wjazdem do lasu, że nie wracamy do domu, ale ją namówiliśmy, by pokazała tacie nowy plac zabaw, którego jeszcze nie widział. Przystała na to, a jak już dojechaliśmy, to na placu były jakieś dzieci i po pokazaniu palcem na zjeżdżalnię i rurę (rura do zjeżdżania najważniejsza) zajęła się koleżanką i kolegą, a później tylko kolegą. Długo siedzieli nie zwracając naszej uwagi.Kluska przychodziła tylko na jedzenie, albo z prośbą, by tata odkopał łopatkę, bo się zgubiła w piasku. Niestety kolega musiał do domu, koleżanka poszła już wcześniej, na placu były jakieś starsze dziewczynki... no to zrobiliśmy kurs po ścieżce zdrowia i tym razem udało się zrobić 10 stacji za jednym zamachem.

O Boże, znowu powiedziałam słowo zamach 10 kwietnia. ;)



Zapasy  żarła


Z nudów fociłam drzewka, siedzieliśmy sobie z Meteorem na kocyku pijąc wodę z sokiem i podjadając kanapki oraz wspominając dzieciństwo. ;)









  • DST 2.62km
  • Czas 00:11
  • VAVG 14.29km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola 1x

Wtorek, 10 kwietnia 2018 · dodano: 10.04.2018 | Komentarze 0



  • DST 3.90km
  • Czas 00:18
  • VAVG 13.00km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola 2x

Poniedziałek, 9 kwietnia 2018 · dodano: 09.04.2018 | Komentarze 0

Dwa razy, ale powrót na piechotę, bo dzieciaki (Kuba, który miał dziś urodziny, Wiktorka i Kluska) zrobiły sobie spacer do domu. 

  • DST 4.20km
  • Czas 00:16
  • VAVG 15.75km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Po Klu na dworzec

Niedziela, 8 kwietnia 2018 · dodano: 08.04.2018 | Komentarze 4

Dziś bez Meteora, bo nie zdążył na 19 wrócić z namiotówki. Kluska mi z tyłu kadziła, że mnie bardzo kocha, bo jestem najlepszą mamą na świecie, to znaczy najlepszą z mam. :)

  • DST 55.11km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:54
  • VAVG 14.13km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Sprzątanie cmentarza koło Bud Grabskich (Ruda)

Sobota, 7 kwietnia 2018 · dodano: 08.04.2018 | Komentarze 18

Umówiłyśmy się na początku tygodnia z Werroną, że stawimy się na wołanie Łukasza, by wespół w zespół pomóc przy porządkach wiosennych na cmentarzu z I wojny blisko Skierniewic, niedaleko rzeki Rawki. W lesie, na południe od Bud Grabskich, a na północ od Rudej. Na mapach turystycznych jest on często zaznaczony, ale mało kto się nim formalnie interesuje (mam na myśli tak zwane organy). To, że nie zarósł do zera krzalem, zawdzięcza wolontariuszom. A w zasadzie każdemu człowiekowi, który czasem postawi tu znicz, czasem wyniesie śmieci, wreszcie zwłaszcza tym osobom, które mają sekatory, grabie i porządną kosiarkę spalinową. :)

Miałyśmy jechać wstępnie o 8:30. W piątek stwierdziłam, że czuję się na start o 9, a rano jeszcze przekręcałam lampkę z jednego roweru na drugi ( trochę trwało, bo dwie śruby), szukałam paru drobiazgów, Werrona też się trochę szykowała (ma dwie chore osoby w domu) i zbiórka przesunęła się na 9.15. Jak już ruszyłyśmy spod mojego bloku o 9:25... ;)

Droga "na skróty" okazała się mocno rozjeżdżona przez sprzęt do ścinek, więc trasa czasowo się wydłużyła. Jeszcze po drodze trafiłyśmy prawie nową kanapę. Idealna na rozwałkę i trzeba było posiedzieć tam chociaż z 10 minut i pogawędzić o dzieciach. Jak dwie baby się spotkają... ;)

No i dotarłyśmy na miejsce zamiast na 10, grubo po 11. Ale zaraz wzięłyśmy się do pracy, bo połowa cmentarza jeszcze była w gałęziach, patykach i krzakach. Było naprawdę sporo osób, nie wszystkich kojarzę z imienia i nazwiska, ale z twarzy z grubsza, a najbardziej z barwy głosu. Było nas w sumie siedem osób? Chyba tak, plus jeden okoliczny pan, który się przyłączył pogawędkowo, dzięki czemu usłyszeliśmy kilka ciekawych historii związanych z cmentarzem i rodziną, do których należał teren cmentarza. A to, że w okopie zginął brat dziadka tego pana, bo go ruskie wzięli za Niemca (II wojna), a to że były tu w okolicy domki letniskowe, drewniaki, które powstały jeszcze za cara, i które Sowieci chcieli spalić biorąc je za niemieckie domy, ale pani która uciekła z Powstania i znała rosyjski uratowała większość ludzi, bo im wytłumaczyła, że tu już Polska i że Niemcy dawno uciekli. Ale stodołę spalili... na szczęście nie dom. Takie rzeczy się działy w tym skądinąd cichym dziś i spokojnym lesie.

Dostałam do ręki sekator i wycinałam odrostki liściaste oraz jeżyny (co większe), Werrona wynosiła głównie wycięte przeze mnie i Augusta badyle. Ale i tak zostało trochę pracy, trzeba będzie się jeszcze parę razy spotkać. W każdym razie cmentarz wygląda porządniej i się będzie zielenić mchem, a nie zarastać.

Ponieważ na koniec robota była tylko dla kosiarki, a nasze grabienie wiele nie dawało, Łukasz powiedział, żebyśmy nie grabiły, bo on kosiarką i tak wszystko porozrzuca i szkoda się męczyć. Rzeczywiście niegrabiona za bardzo lewa strona wyglądała ok. No to dopiłyśmy herbatkę i postanowiłyśmy wracać. Ale pojechałyśmy nieco inną drogą, koło ośrodka i przez mostek nad małą rzeczką... Rokita?

Tam sobie Weronka weszła na drzewo, a potem na luzie pojechałyśmy gdzie oczy poniosą i trochę przejechałyśmy jakiś skręt. No to musiałyśmy wykręcić później... oj dobrze, że Tomi zostawił mi mapę. Słońce było tak ostre, że na telefonie ledwo bym co widziała. I tak dotarłyśmy do asfaltu przy przejeździe kolejowym na południe od Radziwiłłowa, a stamtąd do Jesionki sprawdzić, czy aby jaki pociąg osobowy do Żyrka nie jedzie. Okazało się, że jedzie, ale dopiero za 50 minut, więc pojechałyśmy dalej.

Dojeżdżając do jesionki uratowałyśmy  żabę. Nie, nie żabę, ogromną ropuchę na środku drogi! Namówiłyśmy ją, by jednak z drogi zeszła. Zaraz potem jechał samochód, więc być może uratowałyśmy jej życie. Żartowałam z "karmą" i że prędko nas spotka nagroda za ten "dobry uczynek". A może nawet uratuje nam on życie.

Ale przed Sokulami zamiast pojechać do Sokuli, skręciłyśmy w las, w leśna drogę.  A że tam ścinka, to w bok, żeby dojechac do mostka... a tam droga się szybko zrobiła piaszczystą i przeszłyśmy w tempo spacerowe. A potem zrobiło się mokro i do mostka przedzierałyśmy się przez bagna. Zaczęłam żartować, że wróciła do nas karma żaby, że gdybyśmy pojechały asfaltem, to może już byśmy miały wypadek z jakimś rozpędzonym autem, a tak dosięgnęłyśmy absolutu, to znaczy natura pokazała nam to, co ma najpiękniejszego. Rzeczywiście bagienko było ładnie porośnięte kwieciem. Ja już wcześniej zdjęłam skarpety i miałam naturę tylko w sandałkach, Werrona za to pełne natury adidasy. ;)

Trzeba było jeszcze sforsować rzeczkę (akurat sobie stopy z błota umyłam), i myk na podobno super serwisówkę... nie. Nie była już super, okazało się, że tu również jeździł ścinkowy sprzęt. No i znów wolna jazda na zmianę ze spacerem. I szczekanie od torów wraz z zawodzeniem jakiegoś młodego miśka za każdym razem, gdy przejeżdżał pociąg (odstraszacze z nagraniem). Minął nas nawet pociąg, na który postanowiłyśmy nie czekać, bo przecież w 50 minut już będziemy w domu. Ihaha.

No ale w końcu dojechałyśmy do cywilizacji i już grzecznie przez Żyrardów dojechałyśmy do domu. Jeszcze na koniec dorwała mnie klątwa żaby na schodach, to znaczy omsknął mi się rower i pieprznęłam się kierownicą w brodę tak porządnie, że rozcięłam skórę i zaczęła mi lecieć krew. Co odkryłam na górze, jak wniosłam cięższą sakwę i miałam wracać po rower pozostawiony na spoczniku nad parterem. Szlag. Pożyczyłam sobie plasterek z rybkami od dziecka i wróciłam po Pradziadka na dół obiecując sobie, że dziś nigdzie indziej nie wyjdę. Werrona smsem pocieszała mnie, że mogłam się zabić i miała rację! Dobre uczynki względem żab ratują życie, pamiętajcie o tym!

Niestety w ferworze zapomniałam żabie zrobić zdjęcia. Ale zrobiłam kanapie. :)





Werrona i grabie

Sławna kosiarka

Fajrant i ofiara patriarchatu, chopy dyskutują, a baby pracujooo... ;)

Droga powrotna pełna natury.


Werrona na drzewie


Mogiłka przy torach

Bród przy mostku. Potem jeszcze przeszłyśmy przepustem dla zwierzątek, ale suchą stopą, bo kładki.