Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 49553.67 kilometrów w tym 8301.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 4.40km
  • Czas 00:19
  • VAVG 13.89km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Po Klu na dworzec

Wtorek, 3 maja 2016 · dodano: 03.05.2016 | Komentarze 0



  • DST 115.33km
  • Teren 5.50km
  • Czas 06:45
  • VAVG 17.09km/h
  • VMAX 31.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Za Tarczyn

Poniedziałek, 2 maja 2016 · dodano: 03.05.2016 | Komentarze 6

Pierwsza setka w tym roku. Trochę planowana, bo jak jedziemy do Tarczyna, to zawsze setka wyjdzie, ale tym razem pojechaliśmy jeszcze dalej niż zwykle i wylądowaliśmy pod Grójcem. Druga połowa majówki. Trasa w 3/4 "ta sama co zwykle", czyli obok magazynów Biedronki pod Mszczonowem (i cmentarza ewangelickiego w lesie), a dalej szosą na Tarczyn i dalej do stacji kolejowej obejrzeć miejsce zniknięcia mojej skrzynki oraz na skrzyżowani eS-Łki z wąskotorówką i dalej, do malutkiego mostku kolejowego na Tarczynce. Tyciuniego.
Trafiliśmy też w rejon wojskowy przy ośrodku dla uchodźców (ale inny przy innym ośrodku, pechowo wszystko bardzo podobne i łatwo pomylić), wreszcie znów do kolejki grójeckiej, ale tym razem bardziej na południe i większego mostu kolejowego oraz doklejonego betonowego wiaduktu. Planowany drugi tor, czy droga? Nie wiadomo. Konstrukcja z wyglądu przypominała przedwojenną.

I tu zaczęło kropić.

Kropienie przerodziło się w ulewę z małej chmury. Próbowaliśmy się z niej wyrwać, ale wyglądało to tak, jakby chmura podążała w tym samym kierunku, co my. W efekcie trochę schliśmy pod wiatkami autobusowymi, trochę jechaliśmy. Padało nawet, gdy świeciło słońce. Przestało dopiero niedaleko przed Osuchowem i tam rzeczywiście się nieco osuszyliśmy i przebraliśmy w co kto miał suchego. Reszta podeschła w trasie. I byłoby fajnie, gdyby nie to, że za Mszczonowem, wręcz pod samym Żyrkiem złapała nas druga ulewa, waląca piorunami gratis. I znów byliśmy cali mokrzy.

Meteor od tego wyzdrowiał, a ja następnego dnia trochę kasłałam, ale mi przeszło.



  • DST 78.90km
  • Teren 5.50km
  • Czas 04:56
  • VAVG 15.99km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wycieczka do Holandii Mazowieckiej

Niedziela, 1 maja 2016 · dodano: 01.05.2016 | Komentarze 8

Jest Szwajcaria Kaszubska, jest i Holandia Mazowiecka. Co prawda bez tulipanów, ale za to z wiatrakami po horyzont. Poczułam się tam tak, jakbym nagle znalazła się w innym kraju. Dopiero wycieczka po wojennym cmentarzu mnie otrzeźwiła. Ptaszki świrgoliły, a mnie przeszła złość na Meteora, który był się na samą majówkę nieco pochorował i nie wypaliła wyprawa na Podlasie. Spanie w zimnym namiocie odpada, ale pojechać tu i tam można. 

Poniżej wybór z Majówki 2016


Pojechaliśmy ciapągiem do Skierniewic, a stamtąd rowerami w rejon zupełnego nigdzia, nawet keszerzy o nim zapomnieli (ale to się nadrybi). Gdzieś za wsią Żelazną, po drodze na Janisławice, nad Lasem Pruskim. Totalnie zero punktów orientacyjnych. No może tyle, że w pobliżu krainy gnijących młynów nad Rawką, co kiedyś Meteor i Huannem omal bloga nie założyli, pod tytułem: "jestem sobie małym, drewnianym młynem". Po zwiedzeniu wiatraków i cmentarzy i objechaniu okolicznych kościołów, pojechaliśmy właśnie tam. Młyny nadal stoją, ale jeden jakby coraz mniej.

Rawka


Za to w Jeżowie prócz pięknej urody kościoła i ciekawego ukłądu chałup wzdłuż drogi, odkryliśmy nie mniej ni więcej tylko SZLAK ŁAKNIENIA! W sam raz dla Huanna, dołączam mapę na dole (to ten żółty).

Powrót przez Słupią i Lipce Reymontowskie, a potem mały trainspotting niedaleko od stacji Płyćwia. I szybko do Skierniewic, bo postanowiłam sobie skrócić trasę i się dalej nie męczyć mordewindem.


  • DST 17.20km
  • Teren 1.50km
  • Czas 01:08
  • VAVG 15.18km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

3w1

Piątek, 29 kwietnia 2016 · dodano: 29.04.2016 | Komentarze 0

1. Wycieczka do przedszkola potwierdzić Kluskę na liście 9pobrać stosowne papiery) i do wujka podrzucić papier do skrzynki.
2. Zdybać Meteora na placu zabaw z Kluską i zabrać mu autograf. I znów do przedszkola złożyć papier.
3. Na dworzec z Klu i M.

  • DST 4.14km
  • Czas 00:16
  • VAVG 15.52km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z dworca Kluskę przywieźć

Poniedziałek, 25 kwietnia 2016 · dodano: 26.04.2016 | Komentarze 0



  • DST 74.93km
  • Teren 16.00km
  • Czas 04:40
  • VAVG 16.06km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do góry w Dzwonkowicach

Sobota, 23 kwietnia 2016 · dodano: 24.04.2016 | Komentarze 0

Miałam plan, zwiedzić górę w Dzwonkowicach, która mi tak trochę grodziskowo wyglądała, ale też z drugiej strony były spore szanse na wytwór natury. Postanowiłam sprawdzić. Druga rzecz, Meteor miał kiedyś założyć skrzynkę na terenie prawdziwego grodziska nieopodal, nad brzegiem Rawki. Ale jakoś się nie mógł zebrać, więc jako że i tak tam jechaliśmy, wspomógł mnie w zakładaniu. Tak w 99%, ja tylko zrobiłam opis i złapałam kordy. ;) A góra w Dzwonkowicach po gruntownych oględzinach okazała się górą. Ma łągodne stoki, składa się głównie z piachu i kamieni (jak większość Wysoczyzny Rawskiej) i nijak nie wygląda na coś będące tworem ludzkim. Chyba że jest dużo starsza, ale tu już trzeba kopać, prześwietlać i robić cuda, by znaleźć resztki osadnictwa sprzed tysięcy lat. Poza moimi możliwościami. Ale to bardzo przyjemne miejsce i pewnie kiedyś założę tam kesza, o ile ktoś mnie nie ubiegnie.

Podróż do góry wiodła przez Jeruzal, ale najpierw znaleźliśmy skrzynkę Werrony, która przypadkiem mieści się niedaleko tajemniczego grobu. Po dojechaniu do Jeruzala okazało się, że do kultowergo spożywczaka doszedł drugi, rzecz jasna skorzystałam z okazji przetestowania. Zwykła sieciówka, ale najważniejsze produkty dla rowerzysty mieli. Czyli chleb, serek waniliowy, delicje i soczek. Mnią.

Wszelkie dobra ze sklepu plus własne (placki i herbatę) zjedliśmy pod Gacną zwaną Gochą, czyli kaplicą w środku lasu. Spotkaliśmy tu przypadkiem panią z psem, która opowiedziała nam miejscowe ploteczki i pokazała, jak dojść do starej chałupy Neclów (czy też Netzlów), niemieckiej rodziny, która kiedyś posiadała tu sporo ziem. Trochę było późno, więc podziękowaliśmy i zostawiliśmy sobie to na następną wycieczkę.

Do góry udało się dotrzeć przez młody zagajnik od północy, potem znalazłam też dojście od południa, ale mocno przypałowe i nie ma jak wtachać roweru po skarpie. Lepsza była pierwsza trasa. No a potem do grodziska nad Rawką. W końcu udało się znaleźć odpowiednią kryjówkę. Po dłuższej rozwałce, podczas której prawie się zdrzemnęłam, pojechaliśmy dalej do Starej Rawy. Najpierw do grodzisa (tego dużego), a potem pod kosciół. Już wiem, skąd opowieści o walającej się luzem skrzynce. Drzewo keszowe wycięte, ale skrzynka cudem ocalała. Chyba dlatego właśnie, że była w postaci słoika, klipsiaka na pewno by ludzie zabrali. No i ten słoik ukryto w innym drzewie. Przyjechaliśmy z nowszym pojemnikiem, więc został podmieniony i ukryty w drugim drzewie. Grunt to mieć fart. 

Spod kościoła wygoniły nas zbyt głośne dzwony. Dużo samochodów zwiastowało raczej pogrzeb, nie było weselnych pieśni ani samochodu nowożeńców. Tym bardziej zdziwiliśmy się, gdy po drodze do domu minął nas sznur samochodów, a potem wjechał na posesję sali weselnej z głośną muzyką. "Coś za wesoły ten pogrzeb" zaczęłam żartować. Doszliśmy do wniosku, że albo komuś umarła teściowa i z radości imprezę zrobił, albo jakaś rocznica ślubu, np. 50lecie, co w sumie też zasługuje na smętną mszę. ;)

Powrót w miarę łatwy, bo z wiatrem. 



  • DST 5.28km
  • Czas 00:20
  • VAVG 15.84km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na dworzec z Klu i M

Piątek, 22 kwietnia 2016 · dodano: 23.04.2016 | Komentarze 0



  • DST 31.58km
  • Czas 01:54
  • VAVG 16.62km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Kluską nad Pisię Gągolinę

Czwartek, 21 kwietnia 2016 · dodano: 24.04.2016 | Komentarze 0

Po raz drugi w tym roku nad Pisią, tym razem z Weehoo I go. Przy okazji przymierzyłam pelerynkę Coverover i też pasuje. W wietrzne dni pasuje jak ulał, dzięki temu nie muszę ubierać młodej w milion warstw.





Na miejscu wiadomo, piknik i typowe szaleństwa, Kluska wymyśliła, że ugotuje zupę w rzece i kazała tacie mieszać rzekę, żeby się nie przypaliła, a sama dodawała przypraw, czyli ziemi, patyków i liści. I mnie kazała nosić, bo dziura do piachu była kawałek od rzeki. Inną zabawą było zdobywanie pionowej ściany lokalnego Mount Piachestu. Młoda kilka razy odpadła od ściany, ale w końcu wlazła. :) Była też gra w piłkę i oczywiście piknik z kawą zbożową oraz tym razem domowej roboty ciastem drożdżowym z rodzynkami. Biedronki i mrówki aż się zleciały. :)














Powrót zanosił się na syrenkę, ale jakoś opanowaliśmy żal pt. "nie cie dom", poza tym młoda usnęła i dzięki temu wróciliśmy do domu okrężną trasą przez Międzyborów i jeszcze dalej. Obudziła się pod koniec, daliśmy jeść, pić i kwiatki i było super.



  • DST 4.17km
  • Czas 00:16
  • VAVG 15.64km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Po Kluskę na dworzec

Poniedziałek, 18 kwietnia 2016 · dodano: 18.04.2016 | Komentarze 0



  • DST 86.21km
  • Teren 16.00km
  • Czas 05:31
  • VAVG 15.63km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Podróż za jedną ćwiartkę

Niedziela, 17 kwietnia 2016 · dodano: 17.04.2016 | Komentarze 6

Dzień zrobił nam pan spotkany na peronie stacji w Teresinie (gdzie spożywaliśmy różne dobra), przybysz z mateczki-Odessy, któremu Meteor pomógł w znalezieniu i odcyfrowaniu rozkładu jazdy. Potem podszedł do nas drugi raz i przyjemnie się gawędziło, tak przyjemnie, że aż chciał poczęstować Meteora "spiritem", ale ten zmuszony był odmówić z racji na środek lokomocji. ;)

Potem pojechaliśmy do Kampinosu obejrzeć to i owo, aż dotarliśmy na plac zabaw z wiatką, gdzie znów rozwałka i kesz gc gratis. Ledwośmy schowali skrzynkę, na terenie zrobił się tłum i trzeba było uciekać. Do Leszna, ale też nie tak łatwo tam trafić, trochę pobłądziliśmy, ale w porę zmieniliśmy trasę i nie trzeba było się wracać. Przy okazji atakowały nas wiosenne pejzaże. W Lesznie zrobiliśmy multaka i jeszcze podjechaliśmy pod parę dworów ze skrzynkami, które Meteor miał znalezione, a ja jeszcze nie. Krzaki i inne atrakcje. W międzyczasie się ochłodziło i wiatr jakby się wzmógł. A nie, to zamiast bocznym, jechaliśmy długo mordewindem. Aj aj. Omal nie straciłam nadziei, ale w końcu dotarliśmy do domu.

Więcej fotek z wycieczki od tego miejsca: https://picasaweb.google.com/118216378239925685209/Wiosna2016#6274656363619649874