Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48819.95 kilometrów w tym 8106.56 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Dalsze wycieczki po klopoty

Dystans całkowity:26474.77 km (w terenie 5193.78 km; 19.62%)
Czas w ruchu:1700:09
Średnia prędkość:15.57 km/h
Maksymalna prędkość:41.70 km/h
Suma kalorii:56985 kcal
Liczba aktywności:613
Średnio na aktywność:43.19 km i 2h 46m
Więcej statystyk
  • DST 20.17km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 15.13km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Nad Pisię II

Czwartek, 5 kwietnia 2018 · dodano: 05.04.2018 | Komentarze 2

Tomi wymyślił dodatkowo łąkę z przylaszczkami oraz jeziorko utworzone przez bobry, ale Klusek się zbuntował przy skręcie na mostek i ledwo do łączki w rytm protestów dojechaliśmy. A na miejscu to już standardowy popas piknikowy i piesze wycieczki po okolicy.
ofiary: mokra skarpetka i pół sandałka wskutek omsknięcia się nogi na drzewie, bo Kluska wymyśliła nową zabawę. Włażenie na konar leżący w poprzek rzeki i łapanie z niego przepływających patyków. Taka zabawa! ;)




Trzeba pobiegac z flagą.



Natura coraz bardziej zielona, ale głównie mchami i porostami. Inna zielenina ledwo wybija spod zeschłej trawy.



Tym razem zabraliśmy wiaderko.



Rusałka znalazła sobie swoje własne drzewo. :)

Piesze wycieczki w nieznane.


Piochy powrotne




Niedługo potem wkręcaliśmy Kluskę, że Bieganów nazywa się tak dlatego, że dużo ludzi tu biega (mijaliśmy dużo joggingowców). Ale główka pracuje, zaczęła gadać, że w Zyrardowie też widziała biegaczy, a miasto nazywa się inaczej. No to musieliśmy się przyznać, że to żarcik był. :)


  • DST 18.50km
  • Teren 1.20km
  • Czas 01:13
  • VAVG 15.21km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Nad Pisię

Środa, 4 kwietnia 2018 · dodano: 04.04.2018 | Komentarze 0

Dokładnie rok temu byliśmy nad Pisią i był upał. W tym roku upał zelżał o 15, to znaczy kiedy wyszliśmy z młodą z przedszkola, by pojechać na wycieczkę. Ale nadal było dość ciepło, tylko że bez chmur. Dlatego byłam w długich spodniach, a nie krótkich.  Ale przez moment skarpety do sandałów to było za dużo, więc zdjęłam. :)
Trzeci dzień weekendówki mi wisi, bo muszę dodać zdjęcia do wpisu i skończyć opis, więc nie po kolei wrzucam to.




Długo nie poleżałam. ;)

Kluska, zrób ładną minę...

No dobra, to chociaż pokaż zęby...


  • DST 62.58km
  • Teren 5.00km
  • Czas 04:25
  • VAVG 14.17km/h
  • VMAX 29.50km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Marcówka 3 Do Modlina

Poniedziałek, 26 marca 2018 · dodano: 05.04.2018 | Komentarze 3

Trzeci dzień poza domem, ale z racji bliskich okolic wycieczkę wrzucam do Dalszych wycieczek po kłopoty. Tomi mi dwa razy tłumaczył, że chce jechać do Modlina przez Łomianki, a ja mu dwa razy albo i trzy tłumaczyłam, że to zły pomysł. No bo raz że w Łomiankach dzikie cepeery, to jeszcze nie da się ich objechać, bo alternatywą jest błoto i chaszcze na wale wiślanym. Tylko do przystani Młocińskiej jest teraz piękna trasa aż z centrum Warszawy, naprawdę warto przejechać całość. My dobiliśmy koło Mostu Północnego, bo z Włoch jechaliśmy na skróty przez Bemowo.







Od mostu jechaliśmy przyjemnym szlakiem, nieco rozmiękłym po ostatnich deszczach i zupełnie pustawym, jak to w poniedziałek. Zrobiliśmy sobie mały postój w punkcie G i dalej pognaliśmy przez Łomianki. Na starcie miła niespodzianka, bo krzywy chodnik zamienił się w chodnik+asfaltowe DDR. Co prawda pod koniec było miejscami rozkopane, ale i tak o niebo lepiej niż w 2014, kiedy tu jechałam ostatnio. Ale z powodu remontu wyleciała jedna kapliczka (bardziej kapliczkokrzyż). 



Dalej prosto na Dziekanów, po drodze cmentarz wojenny, postój przy starorzeczu, kaplica grobowa w Łomnej i resztki oficyny, bo dwór drewniany nie zachował się do dzisiejszych czasów (jaka szkoda). Rypaliśmy też równoległą drogą do takiej szybkiej, ale w sumie na jedno wyszło, a potem główną na Kazuń, żeby po sforsowaniu wału dotrzeć na cmentarz mennonicki. A na przeciwko chałupka. Olęderska? Później okazało się, że owszem, a nawet zbór. Jak przystało na olęderskie budownictwo, rower musi być. ;)










Dalej szukaliśmy bunkrów pod lotniskiem z marnym szczęściem. Jeden bunkier za płotem, a drugi wyparował. Ale za to wkrzakach znalazłam latarnię. :)





No a potem hajda na Modlin i zwiedzanie kilku tuneli. Trochę zaczęłam tu przysypiać ze zmęczenia. Do pociągu, przesiadka w Warszawie... tu ożywiły mnie frytki i jakoś dotarłam do domu.




7777





  • DST 58.51km
  • Teren 2.30km
  • Czas 04:19
  • VAVG 13.55km/h
  • VMAX 29.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Marcówka 2

Niedziela, 25 marca 2018 · dodano: 30.03.2018 | Komentarze 5

Dzień rozpoczęty nieco później, bo trzeba odespać przesunięcie godziny i wczorajsze rypanie po mieście (zwłaszcza wieczorne). Trasa lajtowa, dużo cieplej niż wczoraj, dzikie słońce od świtu. A ja bez kremu... taaa. Można się domyśleć, jak wyglądała po powrocie moja twarz. ;)

Jako pierwszy punkt programu (przed punktem zero, to znaczy fajnym keszem na zadupiu przy torach, którego znalezienie wymaga użycia roweru, a dokładniej jego koła) odwiedzamy galerię rzeźb na podwórku pewnego znajomego rowerzysty. Nie szukamy go sieciowo, na pewno i tak go nie ma w domu i pojechał gdzieś rowerem. My po krótkiej herbacie i kanapkach też ruszamy dalej. Znów się trzeba przebić przez miasto, bo wracamy do kładki żerańskiej, by ją porządnie obfocić za dnia. Po drodze wpadamy na "rondo Tybetu". Dawno mnie tu nie było, sporo zmian. Zniknęły bramy, są nowe murale, jakieś głazy, wijąca się ścieżka... 



I galeria prac przedszkola z okolicy (chyba)

Jadąc dalej trasą wolską w okolicy Koła trafiamy na Tobruki tu i ówdzie. I dziki tłum ludzi wszelakich. Bo giełda na Kole i bo remont torów, zamknięta ulica, mały lokalny Armagedon. Udaje się znaleźć bunkry, których do tej pory nie znaliśmy. Smutna wiadomość, mój ukochany "wiadukt przy rurze" wyzionął ducha. Dużo czasu spędzamy na tzw. "Rondzie Tybetu", bo dawno mnie tu nie było i zaszły tu duże zmiany przez ostatnie 7 lat?


To betonowe cuś po prawej wystające z piachu to Tobruk

A tu drugi wzdłuż torów.

I jeszcze jeden

I jeszcze jeden.

Dalej szybko podjeżdżamy po skrzynkę w Lasku na Kole. Tu krótki popas kanapkowy i zdziwienie, bo w oddali jeżdżą pociągi pasażerskie. Bocznicą? Tutaj? Sprawdzamy na mapie, bocznica wychodzi dopiero w Odolanach. Ciekawe. Zaraz potem słychać karetki, straże pożarne i momentalnie na S8 robi się korek. Wypadek? Potem okazało się, że wypadek był przy Górczewskiej, a trasa korkowała się niezależnie, najprawdopodobniej z winy rowerzystów, no bo czyjej. ;)

Lecimy dalej, przystanek Bielany i focenie parku, w którym mieszkają szczury. Idealne miejsce na świątynkę świętego szczura. Jest taka w Indiach. :)


Za parkiem wjeżdżamy na Żoliborz i znajdujemy pole z kwiatuszkami oraz ule z prawdziwymi pszczołami! W parku Kaskada.


I jeszcze dziurkacze z trasy na orientację. I jeszcze chwilę dalej pomnik rzezi wołyńskiej.

Potem przejeżdżamy znów na stronę bielańską, a tam na pochylni ogromny mural patriotyczny. Robi wrażenie.




No i wreszcie kładka, gdzie jeździ mnóstwo rowerzystów. Ile było o nią walki, błagań, tłumaczeń... ech. Cud, że się udało i że jest.



Tomiemu trochę słońce uderzyło do głowy i wpadł na pomysł, że wpadniemy do Parku Bródnowskiego. W niedzielę. Ciepłą... Zrozumiał, co zrobił, dopiero jak dotarliśmy. Dzikie tłumy, ale kilka rzeźb i napis 3d udało się sfocić. Uciekliśmy szybciej niż dojechaliśmy.


Zajrzeliśmy też na stację Praga i okolicę.



I wreszcie spełniło się moje marzenie, to znaczy dotarłam do kładki, pod którą wielokrotnie przejeżdżałam asfaltem wzdłuż bocznic.

O, Pendolino! Iiiiiiii... trochę piszczy. Hamuje. Zatrzymało się? Na takim zadupiu?




Nastąpiła też nieudana próba dotarcia do cmentarza cholerycznego. Pechowo nadjechała ochrona sąsiedniej posesji wraz z kupą innych aut i odpuściliśmy.

Przez Rondo Żaba dotarliśmy do Mostu Gdańskiego i Cytadeli. Dalej myk nad Wisłę. Ściemniało się i ochładzało, więc tłumek rzedł z minuty na minutę. Dotarliśmy do syrenki i trzeba było wracać. Tym razem pojechaliśmy przez centrum, wyprzedziliśmy korek na Tamce, na super wąskiej Świętokrzyskiej korek zelżał, a dalej to już nie pamiętam, bo nie zwracałam uwagi.


Cytadela



Bulwary




Nowy Mural

Ryby bez wody

Instalacja artystyczna pod syrenką, tylko tabliczki zapomnieli postawić.



  • DST 73.71km
  • Teren 6.50km
  • Czas 05:09
  • VAVG 14.31km/h
  • VMAX 28.90km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Marcówka Dzień 1

Sobota, 24 marca 2018 · dodano: 30.03.2018 | Komentarze 6

Pociągiem do Wołomina i dalej krążenie to tu to tam po opłotkach Kobyłkowo Markowych. Dalej do Warszawy w rejon kładki żerańskiej i już nocą właściwie do Włoch na nocleg. Albumowe foty z pierwszego dnia tutaj (resztę będę dogrywać sukcesywnie).

Jako że zwolniło się na parę dni lokalne rodzinne mieszkanie, postanowiliśmy "podlać kwiatki", a przy okazji wykorzystać maksymalnie krótkotrwałe ocieplenie klimatu przed nadchodzącą kolejną epoką lodowcową. ;)

W Wołominie i okolicach nie byliśmy za bardzo rowerowo (a jak byliśmy, to znaczy ja, to tak dawno temu, że nie pamiętam dokładnie i dlatego nie miałam ich na zaliczgmine). Trzeba było nadrobić. Przy okazji obejrzeliśmy perony i wiaty stacyjek po remoncie. Niczego sobie je odnowili, choć okoliczni mieszkańcy zdążyli już je zarzygać. No cóż, jak to na wschodzie.... 

Z ciekawych obiektów tego dnia:
1. Ruiny oczyszczalni, dziś porastający zielskiej żelbecik
2. Pomnik bolszewików w polu
3. Lokomotywka kolejki mareckiej
4. Drewniany kościółek
5. Drewniane ptaki na drzewach w parku obok fabryczki z duuużym kominem
6. Trainspotting na stacji Warszawa Praga
7. Kładka Żerańska

I wiele innych pomniejszych. 

Trochę zmarzłam, dopiero po wyjściu słońca nieco się rozgrzałam, ale bez przesady. Jakie są objawy hipotermii? ;)














Nadal ten sam urbeks. 

Tu się nie odważyłam wskoczyć, ale korciło. ;)




I dalej oczyszczalnia.

A to Pradziadek w swoim żywiole, czyli w krzakach. ;)

Jadąc do nowej oczyszczalni minęliśmy park linowy, a tam monocykl.

I pora na etap martyrologiczno-wojenny.





Fragment planowanego otoczenia Muzeum. Czołg jest w trakcie robienia i to chyba jedyny pewnik w tym projekcie. ;)


Droga na cmentarz



Barokowy kościół odwiedzony przy okazji skrzynki i poszukiwania przez Tomiego pocisków. Nie było. To znaczy skrzynka tak, pocisków nie.

Od tyłu ładna grota.


Jakaś bocznica z pułapką w postaci sieci na pociągi. Niestety nie biorą.



Lokomotywka przy okazji wspominek po kolejce mareckiej.

Pałacyk właściciela fabryki z kominem


A w parku obok ptactwo całoroczne.




Fabryczka



Domy dla robotników. Od frontu ulicy je brzydko otynkowano, więc wrzucam tylko oryginalne, ceglane.


I drewniany kościółek po drodze



Warszawa zabija cywilizacją i estakadami. Bez mapy trudno się przebić.





Mały trainspotting bocznicowy z mostu Grota


I zjeżdżamy nad Wisłę okołożerańską

Most z dołu

Urbklimaty

I kładkaaaaa, akurat jak podjechaliśmy, włączyło się oświetlenie.






  • DST 24.40km
  • Teren 3.60km
  • Czas 01:38
  • VAVG 14.94km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Cytrynowe Przedwiośnie

Niedziela, 11 marca 2018 · dodano: 11.03.2018 | Komentarze 3

Po czym się poznaje na Mazowszu, że nie trzeba topić Marzanny? Po fruwajacych cytrynkach. Spotkaliśmy ich parę po drodze. Oraz cytrynowego kota pod urbexem kolejowym. ;)






Reszta wycieczki to głównie dolina Pisi Gągoliny w kilku miejscach. Serwisy geokeszingowe, szukanie skrzynko-quizu (ja, bo Tomi już znalazł wcześniej), piknikowanie pod bobrzą tamą.



Dużo górek, bo wjazdy i zjazdy dolinowe (cmk też trzeba było wyminąć wiaduktem)


Bobrza tama


Gwoździem programu była gra w kości. Do tej pory nigdy nie grałam, to znaczy tylko w kościaną zręcznościówkę w szkole podstawowej, w prawdziwe nie. To się wreszcie doczekałam. A teraz nauczyć Kluskę. ;)



Pięć dwójek wyrzuciłam, to nie ustawka!

Wracamy


  • DST 20.35km
  • Teren 1.60km
  • Czas 01:16
  • VAVG 16.07km/h
  • VMAX 22.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wycieczka nad Suchszy dopływ Suchej

Sobota, 10 marca 2018 · dodano: 10.03.2018 | Komentarze 12

Skoro świt o 9.36 zadzwonił pan z serwisu i oznajmił, że rower gotowy. A miał być na przyszły tydzień! Aaa. No to się ubrałam i bez śniadania pognałam do bankomatu. Acz bez pomocy Tomiego by się nie udało. Uaktywnił mnie pomysłem wycieczkowym do lasu. Inaczej do południa bym się nie wyrobiła z odebraniem. A tak koło południa Pradziadek z działającymi hamulcami i nową bakterią w liczniku był gotowy już od dawna do jazdy. Trochę się odzwyczaiłam od "sportowej" pozycji po kilku miesiącach jazdy holendrem. Zapowiadał się upał koło 10 stopni, więc zabrałam ze sobą hamak. Podjechaliśmy do najnowszej skrzynki Tomiego z panem Marianem w tle, czyli koło ambony.

Przez jakiś czas atmosfera była iście piknikowa, nawet sobie partyjkę karcianą strzeliliśmy do kawy, herbaty i placków. Ale po jakimś czasie słońce zaszło za chmury, zrobiło się rześkawo i zebraliśmy się do domu. 

Link do albumu wiosennego.





Widok z hamaka










  • DST 25.54km
  • Teren 0.60km
  • Czas 01:35
  • VAVG 16.13km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Trzy cmentarze czyli cyklogrobbing zimowy

Sobota, 3 lutego 2018 · dodano: 03.02.2018 | Komentarze 12

Wczoraj wieczorem czyli w piątek padło sakramentalne pytanie. Dokąd jedziemy? Znalazłam Tomiego szykującego rower w przedpokoju i nieśmiało zaczęłam się zalecać, czy by mnie nie zabrał na jakieś małe co nie co. Okazało się, że nie ma skonkretyzowanych planów, więc rzuciłam ideę odwiedzenia Kirkuta w Wiskitkach, bo teraz śniegi zeszły, zieleń jeszcze nie urosła, może lepiej być widać macewy. Patrząc na mapę dojrzałam dziwnie zaznaczony znacznik 1915 i spytałam, czy prócz znanej nam mogiły żołnierzy rosyjskich naprzeciw kirkutu nie ma innej mogiły z Wielkiej Wojny? Okazało się, że to cmentarz ewangelicki, ponoć strasznie zakrzaczony, ale jakieś nagrobki są. To się zapaliłam jak nie wiem, bo nigdy tam nie byłam. A poza tym może skrzynkę założyć? Kirkutowej nie mogę bo kolega zrobił tam quiz, którego zresztą nie umiemy zrobić. No to pojechaliśmy z rana o 12 ;)

Ewangelik rzeczywiście okazał się okropnie zachaszczony, ale bez liści dawało się przebrnąć. Strasznie zaśmiecony przez okoliczne lumpy. Jeden z nagrobków spróbowałam odczyścić i odkryłam ładny napis o panu, który zmarł w Żyrardowie (wtedy w Żyrku nie było jeszcze cmentarza, więc chowano ludzi w Wiskitkach), a który urodził się w Edynburgu. Szkot. I jeszcze pod spodem syn chyba, albo brat... tego pierwszego imienia nie znam, ale wiem, że tam jest. Tylko trzeba wrócić ze szpachelką do usuwania zieleni i gąbką z wodą. I kredą czy węglem do zaznaczania wgłębień.

Dalej na kirkut, tu niespodzianka, zrobiono przyzwoitą bramę i ogrodzenie. W środku trawa już odrosła po koszeniu, ale jeszcze nie na tyle wysoka, by nic nie było widać. Urbeks gratis, ciekawe jak długo postoi. Nawet koparka z sąsiedniej posesji się załapała. Mogiłę żołnierzy rosyjskich sfociłam tylko pro forma, bo mamy ją na tylu zdjęciach, że szkoda czasu.

Jako że w okolicy był mobilniak Mariana, to podjechaliśmy na drugą stronę autostrady po niego. Meteor stwierdził, że obok domu jedzie traktor, szczekają psy i że nie warto wbijać. Psy były na posesji na przeciwko. Ja jednak podjechałam i zajrzałam do beczki. Ciemno jak diabli, to wymacałam pojemnik ręką i wyjęłam nie bez lekkiego trudu, bo mały nie był. Dogoniłam Meteora na przystanku i zajęliśmy się tam szukaniem logbooka i hasła. ;)

Do domu wróciliśmy w przepisowym czasie.  LINK DO TRASY

Więcej zdjęć cmentarzy w specjalnym  ALBUMIE









Pola obok


I kirkucka brama

Macewy widoczne jak nigdy.










Urbeks



I cmentarz wojenny

Pole

Chałupka






  • DST 45.27km
  • Teren 3.50km
  • Czas 02:50
  • VAVG 15.98km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wycieczka do Puszczy Mariańskiej i na S-Łkę

Sobota, 6 stycznia 2018 · dodano: 06.01.2018 | Komentarze 8

Wiosna w styczniu, nie ma co marnować ciut dłuższego dnia i skoro świt o dziewiątej wyruszamy w kierunku miejscowości Puszczy Mariańskiej, gdzie mamy odwiedzić kilka budynków oraz pomnik. Meteor znalazł w sieci stare zdjęcia i chciał porównać kadry. Ubrałam się cieplutko, termos z herbatą i placki z jabłkiem usmażył z rana Meteor. Kocyk do sakwy i siu.

Obróciliśmy sprawę szybciej niż się Meteor spodziewał (jadę na rozklekotanej holenderce, ale prawdziwej holenderskiej, więc mimo klekotu tak łatwo się nie rozpada), to skoczyliśmy jeszcze nad esełkowe tory i odwiedziliśmy jego i moją skrzynkę w okolicy. Zlikwidowali mi przejazd na zadupiu! Teraz są już tylko znaki stopu. Zrobiło się jeszcze bardziej zadupiaście. A wrócić skrzynki do poprzedniej lokalizacji też nie mogę, bo tam dla odmiany zadupie wyasfaltowali. Nosz! Za to udało się ustrzelić parę ciapągów.

Trochę mi jednak było zimno, głównie przez te postoje, ale na szczęście słońce co jakiś czas wychodziło i podgrzewało. Podjechaliśmy do Radziwiłłowa na dworzec i tam kolejna krótka rozwałka na dożarcie i dopicie zapasów. No i w drogę. Słońce było tak nisko, że cały czas miałam wrażenie, że zbliża się wieczór, a to dopiero co minęło południe. Po powrocie do domu zrobiłam sobie kapuczinko na rozgrzewkę i poszłam się wygrzać pod kołdrą Kluski. :)



"Szkoła jest źródłem potęgi Narodu"

Kościuszko. Tym razem udało się przerobić hdrem tak, by było coś więcej widać niż czarną plamę. Na zdjęciu mało widać, ale przy bębnie jest wyskrobany napis "RALLA" a po drugiej stronie "WICE". Ktoś zna łacinę, czy to jakiś tajny szyfr masonerii?




Skoczyliśmy też na cmentarz, a tam planowany na przełom września i października pomnik Tańskich.

A tu słabo widoczny napis na grobie Rapackiego, malarza od popiersia Kościuszki.


No, wreszcie esełka.


Normalnie nam miejscówkę wyremontowali. A Meteoru to nawet kesza z kryjówką wyekspediowali w kosmos. Ej, my tu keszujemy w okolicy!


Tak się dostaliśmy na drugą stronę wału.






Radziwiłłów jakimś cudem bez aut na parkingu

Na zdrowie! Oraz czas na wysłanie smsa do Huanna... szlag, nie wstukałam jego telefonu. To będzie mejl. :)

Ostatni trainspotting, tym razem na Wiedence.


  • DST 42.98km
  • Teren 3.50km
  • Czas 02:31
  • VAVG 17.08km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Wężyka i kółko choinkowe po mieście

Czwartek, 28 grudnia 2017 · dodano: 28.12.2017 | Komentarze 2

W ciągu dnia pojechaliśmy z Tomim po dwa nowe gc kesze w okolicy miejsc, gdzie działał malarsko w przeszłości Chełmoński. Po drodze zgubiłam lampkę (znalazłam), jedną rękawiczkę (znalazłam) i potem druga rękawiczka wypadła mi z kieszeni (również znalazłam). Pod wieczór kółko choinkowe ok.6km, 37 choinek. 

Jak na Bauhausika dystans całkiem przyzwoity, tym bardziej że pół trasy było pod górkę i pod wiatr.