Info

Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Lipiec4 - 13
- 2025, Czerwiec2 - 8
- 2025, Maj2 - 2
- 2025, Marzec2 - 1
- 2024, Wrzesień2 - 5
- 2024, Sierpień2 - 5
- 2024, Lipiec1 - 0
- 2024, Czerwiec1 - 0
- 2024, Maj3 - 5
- 2024, Marzec3 - 6
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń1 - 3
- 2023, Październik1 - 0
- 2023, Sierpień3 - 0
- 2023, Lipiec1 - 0
- 2023, Czerwiec1 - 0
- 2023, Maj4 - 0
- 2023, Kwiecień6 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Luty2 - 0
- 2023, Styczeń6 - 1
- 2022, Grudzień3 - 2
- 2022, Listopad7 - 10
- 2022, Październik16 - 2
- 2022, Wrzesień7 - 3
- 2022, Sierpień14 - 10
- 2022, Lipiec13 - 17
- 2022, Czerwiec16 - 7
- 2022, Maj14 - 0
- 2022, Kwiecień9 - 5
- 2022, Marzec13 - 11
- 2022, Luty9 - 3
- 2022, Styczeń12 - 4
- 2021, Grudzień7 - 0
- 2021, Listopad16 - 0
- 2021, Październik23 - 21
- 2021, Wrzesień15 - 16
- 2021, Sierpień16 - 13
- 2021, Lipiec20 - 6
- 2021, Czerwiec21 - 14
- 2021, Maj19 - 21
- 2021, Kwiecień19 - 10
- 2021, Marzec16 - 29
- 2021, Luty4 - 1
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień6 - 12
- 2020, Listopad9 - 24
- 2020, Październik14 - 18
- 2020, Wrzesień13 - 26
- 2020, Sierpień15 - 35
- 2020, Lipiec23 - 18
- 2020, Czerwiec18 - 16
- 2020, Maj17 - 28
- 2020, Kwiecień22 - 101
- 2020, Marzec27 - 52
- 2020, Luty20 - 27
- 2020, Styczeń22 - 7
- 2019, Grudzień18 - 23
- 2019, Listopad21 - 33
- 2019, Październik28 - 26
- 2019, Wrzesień20 - 34
- 2019, Sierpień10 - 35
- 2019, Lipiec17 - 32
- 2019, Czerwiec8 - 3
- 2019, Maj10 - 17
- 2019, Kwiecień12 - 27
- 2019, Marzec5 - 29
- 2019, Styczeń1 - 4
- 2018, Grudzień1 - 7
- 2018, Październik14 - 29
- 2018, Wrzesień30 - 52
- 2018, Sierpień12 - 14
- 2018, Lipiec14 - 56
- 2018, Czerwiec24 - 24
- 2018, Maj30 - 66
- 2018, Kwiecień31 - 98
- 2018, Marzec23 - 57
- 2018, Luty27 - 56
- 2018, Styczeń18 - 36
- 2017, Grudzień26 - 62
- 2017, Listopad15 - 30
- 2017, Październik31 - 60
- 2017, Wrzesień30 - 89
- 2017, Sierpień18 - 64
- 2017, Lipiec15 - 36
- 2017, Czerwiec26 - 80
- 2017, Maj29 - 112
- 2017, Kwiecień21 - 47
- 2017, Marzec28 - 98
- 2017, Luty24 - 31
- 2017, Styczeń14 - 40
- 2016, Grudzień22 - 92
- 2016, Listopad19 - 64
- 2016, Październik24 - 55
- 2016, Wrzesień27 - 68
- 2016, Sierpień18 - 63
- 2016, Lipiec17 - 58
- 2016, Czerwiec8 - 22
- 2016, Maj24 - 82
- 2016, Kwiecień18 - 42
- 2016, Marzec20 - 66
- 2016, Luty5 - 3
- 2016, Styczeń8 - 26
- 2015, Grudzień8 - 45
- 2015, Listopad15 - 41
- 2015, Październik15 - 71
- 2015, Wrzesień15 - 67
- 2015, Sierpień11 - 41
- 2015, Lipiec15 - 72
- 2015, Czerwiec12 - 67
- 2015, Maj19 - 154
- 2015, Kwiecień9 - 37
- 2015, Marzec9 - 67
- 2015, Luty5 - 28
- 2015, Styczeń3 - 27
- 2014, Grudzień6 - 80
- 2014, Listopad15 - 50
- 2014, Październik19 - 193
- 2014, Wrzesień23 - 87
- 2014, Sierpień28 - 17
- 2014, Lipiec32 - 81
- 2014, Czerwiec30 - 77
- 2014, Maj32 - 140
- 2014, Kwiecień31 - 123
- 2014, Marzec31 - 214
- 2014, Luty28 - 296
- 2014, Styczeń31 - 234
- 2013, Grudzień8 - 53
- 2013, Listopad8 - 114
- 2013, Październik12 - 81
- 2013, Wrzesień11 - 40
- 2013, Sierpień17 - 53
- 2013, Lipiec5 - 11
- 2013, Czerwiec6 - 19
- 2013, Maj11 - 45
- 2013, Kwiecień2 - 4
- 2013, Marzec3 - 30
- 2013, Luty2 - 24
- 2012, Kwiecień3 - 15
- 2012, Marzec1 - 5
- 2011, Listopad6 - 31
- 2011, Październik11 - 24
- 2011, Wrzesień13 - 43
- 2011, Sierpień7 - 3
- 2011, Lipiec12 - 22
- 2011, Czerwiec10 - 8
- 2011, Maj7 - 23
- 2011, Kwiecień12 - 27
- 2011, Marzec4 - 7
- 2010, Listopad3 - 20
- 2010, Październik11 - 32
- 2010, Wrzesień9 - 10
- 2010, Sierpień15 - 58
- 2010, Lipiec16 - 27
- 2010, Czerwiec10 - 41
- 2010, Maj13 - 56
- 2010, Kwiecień9 - 39
- 2010, Luty1 - 4
- 2009, Grudzień2 - 9
- 2009, Listopad10 - 31
- 2009, Październik13 - 68
- 2009, Wrzesień13 - 50
- 2009, Sierpień14 - 42
- 2009, Lipiec14 - 53
- 2009, Czerwiec5 - 32
- 2009, Maj9 - 49
- 2009, Kwiecień12 - 47
- 2009, Marzec2 - 10
- 2009, Luty1 - 8
- 2008, Grudzień1 - 10
- 2008, Listopad1 - 5
- 2008, Październik5 - 4
- 2008, Wrzesień3 - 4
- 2008, Sierpień11 - 7
- 2008, Lipiec7 - 12
- 2008, Czerwiec10 - 20
- 2008, Maj7 - 2
- 2008, Kwiecień2 - 0
- 2007, Sierpień8 - 4
- 2007, Czerwiec1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Dalsze wycieczki po klopoty
Dystans całkowity: | 26552.52 km (w terenie 5221.38 km; 19.66%) |
Czas w ruchu: | 1705:13 |
Średnia prędkość: | 15.57 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.70 km/h |
Suma kalorii: | 56985 kcal |
Liczba aktywności: | 618 |
Średnio na aktywność: | 42.97 km i 2h 45m |
Więcej statystyk |
- DST 119.00km
- Teren 8.30km
- Czas 07:22
- VAVG 16.15km/h
- VMAX 32.60km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyprawa po Mariany
Sobota, 5 maja 2018 · dodano: 06.05.2018 | Komentarze 19
Mieliśmy jechać na weekendówkę, ale Meteor miał za mało czasu w tygodniu na spisywanie skrzynek i pakowanie się, w efekcie w piątek wieczór ogłosił kapitulację. Minutę po tym, jak się spakowałam, nie mógł godzinę wcześniej? No to musiałam wyjąć 3/4 sakw (i tak zapomniałam o butelce z wodą) i trzeba było wymyślić, gdzie jedziemy w sobotę na lekko. Padło na kilka nowych skrzynek Werrony za Skierniewicami i przy okazji serwis jednej mojej skrzynki grodziskowej. W sumie to jak się ma ponad sto skrzynek, to zawsze któraś jest do serwisu, reaktywacji, sprawdzenia czy jest. Tu miało być to ostatnie, ale coś czułam, że skrzynki nie ma, bo nikt nie logował w zeszłe wakacje. Nie jest popularna, bo trudno dostępna, ale na wszelki wypadek wzięłam zapasowy pojemnik. A jednak nie było. Znalazłam jakieś stare fanty w sakwach, Meteor dał logbook mazowiecki, naklejki, ołówek i worek, no i kesz znowu gotów do szukania.(link do wszystkich zdjęć z wycieczki)
Okolica grodziska jest bardzo malownicza, zwłaszcza wiosną, kiedy łąki w dolinie Rawki się kwiecą.
Drugie grodzisko w oddali
Podjechaliśmy też pod moją drugą skrzynkę w Starej Rawie (kościół), ale ktoś kręcił się na placu parkingowym i baliśmy się spalić. Innym razem. W okolicy pojawiła się jedna skrzynka GC przy mało dostępnym dworku, to skoro była po drodze, machnęliśmy. Mikrus, bo mikrus, dwór za płotem i drzewami, nic nie widać, bu. Za to było nieźle widać inny dwór, w Wilkowicach. Obok trafiła się jakby gorzelnia? Wiadomo, każdy dwór musiał mieć swoją bimbrownię, pasiekę i sad do robienia jaboli i miodu. ;)
Farmy wiatraków w okolicy
Gorzelnia
Dwór w Wilkowicach
Dalej mieliśmy przymusowy postój, bo wcześniej zatrzymaliśmy się na chwilowy popas z mrożoną kawą, ale w akacjach... i kolce z tych akacji leżące w trawie podziurawiły nam dętki jak durszlaki. A mieliśmy wkładki antyprzebiciowe! No to wymiana dętek sto metrów dalej. Meteor tak się zakręcił, że swoje tylne koło założył na odwrót i zorientował się dopiero jadąc.
Wreszcie Żelazna (pod Wolą Wysoką), gdzie kiepsko odmalowany dworek (byłby piękniejszy bez brązowych wstawek z boku) i kościół z czarną madonną na froncie, ciekawostka.
Przez Byczki, w których odnajdujemy chatę Władysława Sikory (fani Potemów kojarzą zbieżność), jedziemy do smutnego wiatraka, pierwszej skrzynki z czterech Werrony tego dnia. Mikrus z bonusem w postaci pięknych widoków i zapachu psiej padlinki opodal. Dalej per pedes tłuczemy się do dwóch skrzynek w ruinach cegielni (obie marianowe), od wsi boimy się robić swoją wizytą sensację. I dobrze, bo po znalezieniu ich wyjeżdżamy przez wieś, a tu wszyscy się na nas lampią jak na ufoków. ;)
Cegielnia
Różnymi skrótami podjeżdżamy do kościoła w Godzianowie (żaden z kościołów nieokeszowany, ej, co jest) i opłotkami docieramy do linii kolejowej, a dalej do szkoły w Woli Drzewieckiej, gdzie ostatni kesz marianowy Werrony. I jedziemy do Skierniewic, tylko najpierw sprawdzamy mój pociąg. Bo miałam sobie skrócić trasę i do domu podjechać szybciej. Do jednego 50 minut, za mało czasu, do drugiego zapas, więc robimy sobie mały trainspotting.
Szkoła
Po drodze do Skierniewic o mały włos mnie nie kasuje jakieś wyklepane BMW z typowym Sebą za kółkiem, a poza tym jedzie mi się tak dobrze, że postanawiam jechać dalej do domu rowerowo. Przed Skierniewicami trafiamy na wygodne Dedeero nieoficjalnie pieszodeeero asfalcik wzdłuż lasu zwierzynieckiego (od Makowa). Szał, mostki, widoczki, uuu. No proszę, co ta łunia z Polską robi, wstrętni pedalarze, mogli dwa pasy autom zrobić, a nie. ;)
Nowa DDR
No i tak zamiast 86 zrobiło się 119, choć meteorowy ślicznik się nieco ślinił i pokazał 117. Drobna różnica w obwodzie kół robi takie cyrki.
Kategoria >100, Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 22.19km
- Teren 2.30km
- Czas 01:27
- VAVG 15.30km/h
- VMAX 27.70km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do przedszkola 3x + spotkanie z Huannem
Wtorek, 24 kwietnia 2018 · dodano: 24.04.2018 | Komentarze 5
Dziś się najeździłam do przedszkola, bo rano Klusku zawieźć na ósmą, zieeew, bo mieli wcześniej śniadanie z racji wycieczki do szkoły muzycznej, a potem na 11 pojechałam na ichni quiz, czy tam inne święto w związku z nauką angielskiego (jeny, ale nuda), wreszcie trzeci raz już z Tomim (2x latałam po schodach, bo raz zapomniałam flagi, a drugi flaga się przyblokowała i poszłam na górę obciąć jej dolny kikut). A poza tym posiałam gdzieś okulary przeciwsłoneczne.I stał się cud, Huann przywiózł w prezencie nowe. Będę jak Owsiak, bo mają czerwone oprawki. ;)
Do Huanna dotarliśmy grubo po 15, bo zanim Kluskę przebrałam z galowych ciuchów w podwórkowe i zanim ją ściągnęliśmy z placu zabaw (tylko minutę mamo!), trochę trwało. Na miejscu typowe gotowanie zupy w rzece, tylko raz musiałam ratować wiaderko. Poza tym zagraliśmy w kultową grę w pizzę na pikniku z kawą zbożową i herbatnikami. Tak lubię.
Huann się śpieszył na pociąg, więc go odprowadziliśmy na dworzec, a potem na luzaku pojechaliśmy do domu. Ale jeszcze na dworcu spędziliśmy trochę czasu, bo Huann musiał kupić bilet, a Kluska się nudziła, więc tata jej wymyślił zwiedzanie dworca od repera z orzełkiem (dopytywała się, czy na pewno orzeł biały, a tata odpowiadał, że tak, tylko zardzewiał). W środku ponoć w jakimś piecu znaleźli skarb, to znaczy puszki (ale puste).
Kluska z nowymi fantami
I na dworcu
Mój ulubiony Darcik
Liczenie wagonów. :)
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 65.85km
- Teren 8.00km
- Czas 04:18
- VAVG 15.31km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Za Kuklówkę
Niedziela, 22 kwietnia 2018 · dodano: 22.04.2018 | Komentarze 4
Dziś niedziela, imieniny jelenia. A może sarny, która nam mignęła podczas jednego z postojów. Przebijaliśmy się przez Gierkówkę, łatwo nie było, bo nie pomyśleli ani o pieszych, ani o rowerzystach, nie wiem jak tam ludzie żyją. No ale się przebiliśmy do okolic, gdzie mieszkał Chełmoński i zrobiliśmy parę skrzynek GC, tylko jednej w Żelechowie nie, bo Tomi się uparł, że mam nie macać hydrantu w środku, a on mi od początku keszowo wyglądał. Bał się, że spalę nadmiernie przeszukując okolicę, syczał, ciągnął za kaptur i w ogóle skupiał na sobie całą uwagę, więc poszukamy jej następnym razem. ;)Dalej postój w lesie, zdjęcie kleszcza, który na mnie wskoczył, ale się nie wbił i oglądanie dworku z Muzeum Żaby. Z tyłu jest fajny plac zabaw ze ślimakami.
Na koniec podbiliśmy do świerków Sztekkera i do domu. Mocno pod wiatr, więc nieco się zchetałam w drodze powrotnej.
Grób Chełmońskiego w Żelechowie
Księżycowy dzień, tylko w taki można spotkać błękitnego jednorożca. Nie spotkaliśmy.
Kapliczka z jamiołkami
Muzeum Żaby
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 54.26km
- Teren 21.80km
- Czas 03:35
- VAVG 15.14km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Bagno w lesie
Sobota, 21 kwietnia 2018 · dodano: 21.04.2018 | Komentarze 8
Dzisiaj mieliśmy w planach podjechać na cmentarz pozbyć się badyli z rowów wokół cmentarza. Najpierw jednak wpadliśmy po skrzynkę Werrony na bagno i długo tam zabawiliśmy, bo hamak, bo herbatka, bo bagno piękne i pełne kaczeńców (same bagienne trawy jeszcze nie kwitną, nieco za wcześnie na to).Później Tomi powiedział, że jedziemy jeszcze zajrzeć do okopów, które niedawno odkrył na lidarze (od niedawna jest nasza okolica) z geoportalu. Też się zeszło, bo okopy o nietypowym kształcie, a poza tym malowniczo zalane dookoła i czasem w środku wodą.
Jak dotarliśmy na cmentarz, było już późne popołudnie, więc nie udało się odbadylić całości, jeno lewy bok i tył. Z grubsza. Było trochę za gorąco i szybko się męczyłam. Na szczęście kilka minut w hamaku przywracało mi siły.
Czeremcha już kwitnie. Wcześniej niż zwykle.
Chodzenie po bagnach wciąga. ślurp.
Okop
7777
Bobry nam zrobiły kilka przeszkód terenowych na trasie.
7777
Na cmentarzu w Budach Grabskich
Paprocie już kiełkują.
Wracamy. Uwaga! Bażant!
I koniiikiii
Inne bagienko na trasie.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 55.11km
- Teren 10.00km
- Czas 03:54
- VAVG 14.13km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Sprzątanie cmentarza koło Bud Grabskich (Ruda)
Sobota, 7 kwietnia 2018 · dodano: 08.04.2018 | Komentarze 18
Umówiłyśmy się na początku tygodnia z Werroną, że stawimy się na wołanie Łukasza, by wespół w zespół pomóc przy porządkach wiosennych na cmentarzu z I wojny blisko Skierniewic, niedaleko rzeki Rawki. W lesie, na południe od Bud Grabskich, a na północ od Rudej. Na mapach turystycznych jest on często zaznaczony, ale mało kto się nim formalnie interesuje (mam na myśli tak zwane organy). To, że nie zarósł do zera krzalem, zawdzięcza wolontariuszom. A w zasadzie każdemu człowiekowi, który czasem postawi tu znicz, czasem wyniesie śmieci, wreszcie zwłaszcza tym osobom, które mają sekatory, grabie i porządną kosiarkę spalinową. :)Miałyśmy jechać wstępnie o 8:30. W piątek stwierdziłam, że czuję się na start o 9, a rano jeszcze przekręcałam lampkę z jednego roweru na drugi ( trochę trwało, bo dwie śruby), szukałam paru drobiazgów, Werrona też się trochę szykowała (ma dwie chore osoby w domu) i zbiórka przesunęła się na 9.15. Jak już ruszyłyśmy spod mojego bloku o 9:25... ;)
Droga "na skróty" okazała się mocno rozjeżdżona przez sprzęt do ścinek, więc trasa czasowo się wydłużyła. Jeszcze po drodze trafiłyśmy prawie nową kanapę. Idealna na rozwałkę i trzeba było posiedzieć tam chociaż z 10 minut i pogawędzić o dzieciach. Jak dwie baby się spotkają... ;)
No i dotarłyśmy na miejsce zamiast na 10, grubo po 11. Ale zaraz wzięłyśmy się do pracy, bo połowa cmentarza jeszcze była w gałęziach, patykach i krzakach. Było naprawdę sporo osób, nie wszystkich kojarzę z imienia i nazwiska, ale z twarzy z grubsza, a najbardziej z barwy głosu. Było nas w sumie siedem osób? Chyba tak, plus jeden okoliczny pan, który się przyłączył pogawędkowo, dzięki czemu usłyszeliśmy kilka ciekawych historii związanych z cmentarzem i rodziną, do których należał teren cmentarza. A to, że w okopie zginął brat dziadka tego pana, bo go ruskie wzięli za Niemca (II wojna), a to że były tu w okolicy domki letniskowe, drewniaki, które powstały jeszcze za cara, i które Sowieci chcieli spalić biorąc je za niemieckie domy, ale pani która uciekła z Powstania i znała rosyjski uratowała większość ludzi, bo im wytłumaczyła, że tu już Polska i że Niemcy dawno uciekli. Ale stodołę spalili... na szczęście nie dom. Takie rzeczy się działy w tym skądinąd cichym dziś i spokojnym lesie.
Dostałam do ręki sekator i wycinałam odrostki liściaste oraz jeżyny (co większe), Werrona wynosiła głównie wycięte przeze mnie i Augusta badyle. Ale i tak zostało trochę pracy, trzeba będzie się jeszcze parę razy spotkać. W każdym razie cmentarz wygląda porządniej i się będzie zielenić mchem, a nie zarastać.
Ponieważ na koniec robota była tylko dla kosiarki, a nasze grabienie wiele nie dawało, Łukasz powiedział, żebyśmy nie grabiły, bo on kosiarką i tak wszystko porozrzuca i szkoda się męczyć. Rzeczywiście niegrabiona za bardzo lewa strona wyglądała ok. No to dopiłyśmy herbatkę i postanowiłyśmy wracać. Ale pojechałyśmy nieco inną drogą, koło ośrodka i przez mostek nad małą rzeczką... Rokita?
Tam sobie Weronka weszła na drzewo, a potem na luzie pojechałyśmy gdzie oczy poniosą i trochę przejechałyśmy jakiś skręt. No to musiałyśmy wykręcić później... oj dobrze, że Tomi zostawił mi mapę. Słońce było tak ostre, że na telefonie ledwo bym co widziała. I tak dotarłyśmy do asfaltu przy przejeździe kolejowym na południe od Radziwiłłowa, a stamtąd do Jesionki sprawdzić, czy aby jaki pociąg osobowy do Żyrka nie jedzie. Okazało się, że jedzie, ale dopiero za 50 minut, więc pojechałyśmy dalej.
Dojeżdżając do jesionki uratowałyśmy żabę. Nie, nie żabę, ogromną ropuchę na środku drogi! Namówiłyśmy ją, by jednak z drogi zeszła. Zaraz potem jechał samochód, więc być może uratowałyśmy jej życie. Żartowałam z "karmą" i że prędko nas spotka nagroda za ten "dobry uczynek". A może nawet uratuje nam on życie.
Ale przed Sokulami zamiast pojechać do Sokuli, skręciłyśmy w las, w leśna drogę. A że tam ścinka, to w bok, żeby dojechac do mostka... a tam droga się szybko zrobiła piaszczystą i przeszłyśmy w tempo spacerowe. A potem zrobiło się mokro i do mostka przedzierałyśmy się przez bagna. Zaczęłam żartować, że wróciła do nas karma żaby, że gdybyśmy pojechały asfaltem, to może już byśmy miały wypadek z jakimś rozpędzonym autem, a tak dosięgnęłyśmy absolutu, to znaczy natura pokazała nam to, co ma najpiękniejszego. Rzeczywiście bagienko było ładnie porośnięte kwieciem. Ja już wcześniej zdjęłam skarpety i miałam naturę tylko w sandałkach, Werrona za to pełne natury adidasy. ;)
Trzeba było jeszcze sforsować rzeczkę (akurat sobie stopy z błota umyłam), i myk na podobno super serwisówkę... nie. Nie była już super, okazało się, że tu również jeździł ścinkowy sprzęt. No i znów wolna jazda na zmianę ze spacerem. I szczekanie od torów wraz z zawodzeniem jakiegoś młodego miśka za każdym razem, gdy przejeżdżał pociąg (odstraszacze z nagraniem). Minął nas nawet pociąg, na który postanowiłyśmy nie czekać, bo przecież w 50 minut już będziemy w domu. Ihaha.
No ale w końcu dojechałyśmy do cywilizacji i już grzecznie przez Żyrardów dojechałyśmy do domu. Jeszcze na koniec dorwała mnie klątwa żaby na schodach, to znaczy omsknął mi się rower i pieprznęłam się kierownicą w brodę tak porządnie, że rozcięłam skórę i zaczęła mi lecieć krew. Co odkryłam na górze, jak wniosłam cięższą sakwę i miałam wracać po rower pozostawiony na spoczniku nad parterem. Szlag. Pożyczyłam sobie plasterek z rybkami od dziecka i wróciłam po Pradziadka na dół obiecując sobie, że dziś nigdzie indziej nie wyjdę. Werrona smsem pocieszała mnie, że mogłam się zabić i miała rację! Dobre uczynki względem żab ratują życie, pamiętajcie o tym!
Niestety w ferworze zapomniałam żabie zrobić zdjęcia. Ale zrobiłam kanapie. :)
Werrona i grabie
Sławna kosiarka
Fajrant i ofiara patriarchatu, chopy dyskutują, a baby pracujooo... ;)
Droga powrotna pełna natury.
Werrona na drzewie
Mogiłka przy torach
Bród przy mostku. Potem jeszcze przeszłyśmy przepustem dla zwierzątek, ale suchą stopą, bo kładki.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 20.17km
- Teren 2.00km
- Czas 01:20
- VAVG 15.13km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Nad Pisię II
Czwartek, 5 kwietnia 2018 · dodano: 05.04.2018 | Komentarze 2
Tomi wymyślił dodatkowo łąkę z przylaszczkami oraz jeziorko utworzone przez bobry, ale Klusek się zbuntował przy skręcie na mostek i ledwo do łączki w rytm protestów dojechaliśmy. A na miejscu to już standardowy popas piknikowy i piesze wycieczki po okolicy.ofiary: mokra skarpetka i pół sandałka wskutek omsknięcia się nogi na drzewie, bo Kluska wymyśliła nową zabawę. Włażenie na konar leżący w poprzek rzeki i łapanie z niego przepływających patyków. Taka zabawa! ;)
Trzeba pobiegac z flagą.
Natura coraz bardziej zielona, ale głównie mchami i porostami. Inna zielenina ledwo wybija spod zeschłej trawy.
Tym razem zabraliśmy wiaderko.
Rusałka znalazła sobie swoje własne drzewo. :)
Piesze wycieczki w nieznane.
Piochy powrotne
Niedługo potem wkręcaliśmy Kluskę, że Bieganów nazywa się tak dlatego, że dużo ludzi tu biega (mijaliśmy dużo joggingowców). Ale główka pracuje, zaczęła gadać, że w Zyrardowie też widziała biegaczy, a miasto nazywa się inaczej. No to musieliśmy się przyznać, że to żarcik był. :)
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 18.50km
- Teren 1.20km
- Czas 01:13
- VAVG 15.21km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Nad Pisię
Środa, 4 kwietnia 2018 · dodano: 04.04.2018 | Komentarze 0
Dokładnie rok temu byliśmy nad Pisią i był upał. W tym roku upał zelżał o 15, to znaczy kiedy wyszliśmy z młodą z przedszkola, by pojechać na wycieczkę. Ale nadal było dość ciepło, tylko że bez chmur. Dlatego byłam w długich spodniach, a nie krótkich. Ale przez moment skarpety do sandałów to było za dużo, więc zdjęłam. :)Trzeci dzień weekendówki mi wisi, bo muszę dodać zdjęcia do wpisu i skończyć opis, więc nie po kolei wrzucam to.
Długo nie poleżałam. ;)
Kluska, zrób ładną minę...
No dobra, to chociaż pokaż zęby...
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 62.58km
- Teren 5.00km
- Czas 04:25
- VAVG 14.17km/h
- VMAX 29.50km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Marcówka 3 Do Modlina
Poniedziałek, 26 marca 2018 · dodano: 05.04.2018 | Komentarze 3
Trzeci dzień poza domem, ale z racji bliskich okolic wycieczkę wrzucam do Dalszych wycieczek po kłopoty. Tomi mi dwa razy tłumaczył, że chce jechać do Modlina przez Łomianki, a ja mu dwa razy albo i trzy tłumaczyłam, że to zły pomysł. No bo raz że w Łomiankach dzikie cepeery, to jeszcze nie da się ich objechać, bo alternatywą jest błoto i chaszcze na wale wiślanym. Tylko do przystani Młocińskiej jest teraz piękna trasa aż z centrum Warszawy, naprawdę warto przejechać całość. My dobiliśmy koło Mostu Północnego, bo z Włoch jechaliśmy na skróty przez Bemowo.Od mostu jechaliśmy przyjemnym szlakiem, nieco rozmiękłym po ostatnich deszczach i zupełnie pustawym, jak to w poniedziałek. Zrobiliśmy sobie mały postój w punkcie G i dalej pognaliśmy przez Łomianki. Na starcie miła niespodzianka, bo krzywy chodnik zamienił się w chodnik+asfaltowe DDR. Co prawda pod koniec było miejscami rozkopane, ale i tak o niebo lepiej niż w 2014, kiedy tu jechałam ostatnio. Ale z powodu remontu wyleciała jedna kapliczka (bardziej kapliczkokrzyż).
Dalej prosto na Dziekanów, po drodze cmentarz wojenny, postój przy starorzeczu, kaplica grobowa w Łomnej i resztki oficyny, bo dwór drewniany nie zachował się do dzisiejszych czasów (jaka szkoda). Rypaliśmy też równoległą drogą do takiej szybkiej, ale w sumie na jedno wyszło, a potem główną na Kazuń, żeby po sforsowaniu wału dotrzeć na cmentarz mennonicki. A na przeciwko chałupka. Olęderska? Później okazało się, że owszem, a nawet zbór. Jak przystało na olęderskie budownictwo, rower musi być. ;)
Dalej szukaliśmy bunkrów pod lotniskiem z marnym szczęściem. Jeden bunkier za płotem, a drugi wyparował. Ale za to wkrzakach znalazłam latarnię. :)
No a potem hajda na Modlin i zwiedzanie kilku tuneli. Trochę zaczęłam tu przysypiać ze zmęczenia. Do pociągu, przesiadka w Warszawie... tu ożywiły mnie frytki i jakoś dotarłam do domu.
7777
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 58.51km
- Teren 2.30km
- Czas 04:19
- VAVG 13.55km/h
- VMAX 29.70km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Marcówka 2
Niedziela, 25 marca 2018 · dodano: 30.03.2018 | Komentarze 5
Dzień rozpoczęty nieco później, bo trzeba odespać przesunięcie godziny i wczorajsze rypanie po mieście (zwłaszcza wieczorne). Trasa lajtowa, dużo cieplej niż wczoraj, dzikie słońce od świtu. A ja bez kremu... taaa. Można się domyśleć, jak wyglądała po powrocie moja twarz. ;)Jako pierwszy punkt programu (przed punktem zero, to znaczy fajnym keszem na zadupiu przy torach, którego znalezienie wymaga użycia roweru, a dokładniej jego koła) odwiedzamy galerię rzeźb na podwórku pewnego znajomego rowerzysty. Nie szukamy go sieciowo, na pewno i tak go nie ma w domu i pojechał gdzieś rowerem. My po krótkiej herbacie i kanapkach też ruszamy dalej. Znów się trzeba przebić przez miasto, bo wracamy do kładki żerańskiej, by ją porządnie obfocić za dnia. Po drodze wpadamy na "rondo Tybetu". Dawno mnie tu nie było, sporo zmian. Zniknęły bramy, są nowe murale, jakieś głazy, wijąca się ścieżka...
I galeria prac przedszkola z okolicy (chyba)
Jadąc dalej trasą wolską w okolicy Koła trafiamy na Tobruki tu i ówdzie. I dziki tłum ludzi wszelakich. Bo giełda na Kole i bo remont torów, zamknięta ulica, mały lokalny Armagedon. Udaje się znaleźć bunkry, których do tej pory nie znaliśmy. Smutna wiadomość, mój ukochany "wiadukt przy rurze" wyzionął ducha. Dużo czasu spędzamy na tzw. "Rondzie Tybetu", bo dawno mnie tu nie było i zaszły tu duże zmiany przez ostatnie 7 lat?
To betonowe cuś po prawej wystające z piachu to Tobruk
A tu drugi wzdłuż torów.
I jeszcze jeden
I jeszcze jeden.
Dalej szybko podjeżdżamy po skrzynkę w Lasku na Kole. Tu krótki popas kanapkowy i zdziwienie, bo w oddali jeżdżą pociągi pasażerskie. Bocznicą? Tutaj? Sprawdzamy na mapie, bocznica wychodzi dopiero w Odolanach. Ciekawe. Zaraz potem słychać karetki, straże pożarne i momentalnie na S8 robi się korek. Wypadek? Potem okazało się, że wypadek był przy Górczewskiej, a trasa korkowała się niezależnie, najprawdopodobniej z winy rowerzystów, no bo czyjej. ;)
Lecimy dalej, przystanek Bielany i focenie parku, w którym mieszkają szczury. Idealne miejsce na świątynkę świętego szczura. Jest taka w Indiach. :)
Za parkiem wjeżdżamy na Żoliborz i znajdujemy pole z kwiatuszkami oraz ule z prawdziwymi pszczołami! W parku Kaskada.
I jeszcze dziurkacze z trasy na orientację. I jeszcze chwilę dalej pomnik rzezi wołyńskiej.
Potem przejeżdżamy znów na stronę bielańską, a tam na pochylni ogromny mural patriotyczny. Robi wrażenie.
No i wreszcie kładka, gdzie jeździ mnóstwo rowerzystów. Ile było o nią walki, błagań, tłumaczeń... ech. Cud, że się udało i że jest.
Tomiemu trochę słońce uderzyło do głowy i wpadł na pomysł, że wpadniemy do Parku Bródnowskiego. W niedzielę. Ciepłą... Zrozumiał, co zrobił, dopiero jak dotarliśmy. Dzikie tłumy, ale kilka rzeźb i napis 3d udało się sfocić. Uciekliśmy szybciej niż dojechaliśmy.
Zajrzeliśmy też na stację Praga i okolicę.
I wreszcie spełniło się moje marzenie, to znaczy dotarłam do kładki, pod którą wielokrotnie przejeżdżałam asfaltem wzdłuż bocznic.
O, Pendolino! Iiiiiiii... trochę piszczy. Hamuje. Zatrzymało się? Na takim zadupiu?
Nastąpiła też nieudana próba dotarcia do cmentarza cholerycznego. Pechowo nadjechała ochrona sąsiedniej posesji wraz z kupą innych aut i odpuściliśmy.
Przez Rondo Żaba dotarliśmy do Mostu Gdańskiego i Cytadeli. Dalej myk nad Wisłę. Ściemniało się i ochładzało, więc tłumek rzedł z minuty na minutę. Dotarliśmy do syrenki i trzeba było wracać. Tym razem pojechaliśmy przez centrum, wyprzedziliśmy korek na Tamce, na super wąskiej Świętokrzyskiej korek zelżał, a dalej to już nie pamiętam, bo nie zwracałam uwagi.
Cytadela
Bulwary
Nowy Mural
Ryby bez wody
Instalacja artystyczna pod syrenką, tylko tabliczki zapomnieli postawić.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 73.71km
- Teren 6.50km
- Czas 05:09
- VAVG 14.31km/h
- VMAX 28.90km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Marcówka Dzień 1
Sobota, 24 marca 2018 · dodano: 30.03.2018 | Komentarze 6
Pociągiem do Wołomina i dalej krążenie to tu to tam po opłotkach Kobyłkowo Markowych. Dalej do Warszawy w rejon kładki żerańskiej i już nocą właściwie do Włoch na nocleg. Albumowe foty z pierwszego dnia tutaj (resztę będę dogrywać sukcesywnie).Jako że zwolniło się na parę dni lokalne rodzinne mieszkanie, postanowiliśmy "podlać kwiatki", a przy okazji wykorzystać maksymalnie krótkotrwałe ocieplenie klimatu przed nadchodzącą kolejną epoką lodowcową. ;)
W Wołominie i okolicach nie byliśmy za bardzo rowerowo (a jak byliśmy, to znaczy ja, to tak dawno temu, że nie pamiętam dokładnie i dlatego nie miałam ich na zaliczgmine). Trzeba było nadrobić. Przy okazji obejrzeliśmy perony i wiaty stacyjek po remoncie. Niczego sobie je odnowili, choć okoliczni mieszkańcy zdążyli już je zarzygać. No cóż, jak to na wschodzie....
Z ciekawych obiektów tego dnia:
1. Ruiny oczyszczalni, dziś porastający zielskiej żelbecik
2. Pomnik bolszewików w polu
3. Lokomotywka kolejki mareckiej
4. Drewniany kościółek
5. Drewniane ptaki na drzewach w parku obok fabryczki z duuużym kominem
6. Trainspotting na stacji Warszawa Praga
7. Kładka Żerańska
I wiele innych pomniejszych.
Trochę zmarzłam, dopiero po wyjściu słońca nieco się rozgrzałam, ale bez przesady. Jakie są objawy hipotermii? ;)
Nadal ten sam urbeks.
Tu się nie odważyłam wskoczyć, ale korciło. ;)
I dalej oczyszczalnia.
A to Pradziadek w swoim żywiole, czyli w krzakach. ;)
Jadąc do nowej oczyszczalni minęliśmy park linowy, a tam monocykl.
I pora na etap martyrologiczno-wojenny.
Fragment planowanego otoczenia Muzeum. Czołg jest w trakcie robienia i to chyba jedyny pewnik w tym projekcie. ;)
Droga na cmentarz
Barokowy kościół odwiedzony przy okazji skrzynki i poszukiwania przez Tomiego pocisków. Nie było. To znaczy skrzynka tak, pocisków nie.
Od tyłu ładna grota.
Jakaś bocznica z pułapką w postaci sieci na pociągi. Niestety nie biorą.
Lokomotywka przy okazji wspominek po kolejce mareckiej.
Pałacyk właściciela fabryki z kominem
A w parku obok ptactwo całoroczne.
Fabryczka
Domy dla robotników. Od frontu ulicy je brzydko otynkowano, więc wrzucam tylko oryginalne, ceglane.
I drewniany kościółek po drodze
Warszawa zabija cywilizacją i estakadami. Bez mapy trudno się przebić.
Mały trainspotting bocznicowy z mostu Grota
I zjeżdżamy nad Wisłę okołożerańską
Most z dołu
Urbklimaty
I kładkaaaaa, akurat jak podjechaliśmy, włączyło się oświetlenie.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty