Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48819.95 kilometrów w tym 8106.56 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Dalsze wycieczki po klopoty

Dystans całkowity:26474.77 km (w terenie 5193.78 km; 19.62%)
Czas w ruchu:1700:09
Średnia prędkość:15.57 km/h
Maksymalna prędkość:41.70 km/h
Suma kalorii:56985 kcal
Liczba aktywności:613
Średnio na aktywność:43.19 km i 2h 46m
Więcej statystyk
  • DST 38.13km
  • Czas 02:02
  • VAVG 18.75km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Spotkać Huanna i do tężni w Kaskach

Niedziela, 12 listopada 2017 · dodano: 12.11.2017 | Komentarze 10

Tradycyjne już chyba przechwytywanie Huanna podczas jego wycieczki do Warszawy. Zimno jak diabli, na dodatek przejmujący i zimny boczny wiatr mocno utrudniał drogę. Zmarzły mi paluszki u stóp mimo podwójnych skarpet (trza jednak było założyć zimowe buty oraz ciepłe skarpety) oraz końcówki paluszków od łap (trza było wcisnąć się dodatkowo w polarówki). Ogrzewałam się ciepłą herbatą na przystanku w Szymanowie i zajadałam kanapkami. Byliśmy kwadrans za wcześnie, ale Huann też przyjechał szybciej, więc długo nie marzliśmy, tyle by się przywitać i przejeść oraz otrzymać fanty (bardzo dziękujemy!). 

Dalej do Kasków, gdzie parę pamiątkowych fot (będą u Meteora) pod tężnią i nie tylko. Zimno mi nadal miejscami, więc skracamy trasę i już z Kasków odbijamy na południe i do domu, by znów bocznym a może nawet nieco mordewindem dociągnąć się do domu, gdzie ciepła kawa przywraca mi morale.


edit: Meteor przypomniał zabawną sytuację pod tężniami. Meteor zapytał mnie i Huanna o preferencje kanapkowe, ja chciałam z dżemem, a Huann na pytanie czy z dżemem czy z serem odparł "też". No i pechowo Meteor zrobił kanapkę najpierw jemu i podał mi, żebym podała dalej... a ja się zamyśliłam i zaczęłam jeść. No i w efekcie nie dostałam swojej z dżemem, tylko zjadałam huańską, a Huann dostał nową. :)







Fotki od Tomiego






  • DST 72.73km
  • Teren 4.00km
  • Czas 03:59
  • VAVG 18.26km/h
  • VMAX 31.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do cmentarza w Wólce Łasieckiej i w Borzymówce

Niedziela, 5 listopada 2017 · dodano: 05.11.2017 | Komentarze 5

Tomi jednak się zebrał i wymyślił wycieczkę do Wólki Łasieckiej. W tym roku było nam w to miejsce jakoś nie po drodze, poza tym mało było spędów opiekunów cmentarza i zwyczajnie zabrakło motywacji. To chociaż podjechaliśmy zapalić znicze i sprawdzić, jak się mają płyty. Zarosły. Tak dokumentnie, że przez chwilę myśleliśmy, że ktoś je zabrał do renowacji. Za cmentarzem bajoro, którego w zeszłym roku nie było. Tam gdzie paliliśmy ognisko dziś jest 20cm wody. 

Do zapalania zniczy kupiłam działo ogniowe w sklepie w Bolimowie. Za trzy złote, polecam, regulowany strumień. ;)

Pogoda piękna, żal wracać od razu do domu. Tomi wpadł na pomysł, że możemy podskoczyć do cmentarza w Borzymówce, co też uczyniliśmy. Bardzo fajnie wszystko wygląda, polanie chemią spowodowało, że zielsko bardzo nie odrasta. Na pewno dodatkowo jest koszony, ale i tak. Przy okazji zawijam mego geokreta do serwisu (przypadkiem go ktoś tu podrzucił).

Do domu docieramy późną szarówką, którą Tomi nazywa nocą. O nie, noc jest wtedy, kiedy jest ciemno. Popatrz Tomi, nawet latarnie niewłączone (jechaliśmy DDRem żyrardowskim pod lasem). W sumie to mogłyby się włączyć. Mija kilka sekund... włączają się. Cud! :D

Wszystkie fotki w albumie jesiennym

Bolimów


Podrzucona macewa





Wólka Łasiecka







Przypadkiem wypatrzona mała chałupka w krzakach. Nie planuję kesza, bo w środku wsi.





Trafił się nowy mostek na Rawce. Niemal nieśmigany, za to z mięskiem (resztki kurczaka).





Kapliczka, której budulec podejrzewamy o bycie w przeszłości pomnikiem cmentarnym.

W międzyczasie Tomi opowiada mi o bunkrach nad Rawką, poukrywanych w niewielkich zakrzaczonych górkach. Na przykład takiej. Blisko linii kolejowej do Sochaczewa.



Wysoki stan wody cieków wszelakich. Ale już opada. Tu wodowskaz pokazywał 342cm. Ten niższy zalało.








Lokalny trainspotting







Borzymówka


Kurdwanów


  • DST 29.44km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 18.21km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kółko po okolicy

Sobota, 4 listopada 2017 · dodano: 04.11.2017 | Komentarze 4

Tomi zmęczony rodzinnymi wizytami zaległ w domu, a mnie słońce wygoniło na dwór. Co prawda z opóźnieniem, bo zaspałam, ale zawsze to jakaś wycieczka. Podjechałam do Jaktorowa złupić zaległą skrzynkę, ale niestety jej nie znalazłam. Prawdopodobnie zginęła lub została wywleczona przez zwierzaki. 

Trasa początkowo mordewindowa, więc niedługo wytrzymałam w samej chustce bez nauszników. Trza było opatulić, zdejmowałam je tylko na postojach. W pewnym momencie wykręciłam na północny-wschód i już było lepiej. Okolica cmk-północ, czyli nieistniejącej odnogi cmk w kierunku Gdańska. Trochę dookoła, ale za to malowniczym terenem, no i raczej nowszym asfaltem, bo się sporo wyasfaltowało w międzyczasie. Niestety w jednym miejscu zapomniałam skręcić i zbyt wcześnie dobiłam do głównej szosy, ale za to sfociłam spychacz. :)

Powrót północą, przez wierzbiaste pola i wioski, obok cmentarza wojennego i dalej zygzakiem do domu. Jeden pan się mnie podpytywał, czy tam skąd jadę są jakieś wioski... stwierdziłam, że sama ledwo daję radę z mapą i pan postanowił jechać bezpieczniejszą trasą, żeby się nie zgubić. Ja zaś przed zachodem słońca dotarłam do domu. 











  • DST 12.30km
  • Teren 7.30km
  • Czas 01:10
  • VAVG 10.54km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola i do lasu

Poniedziałek, 16 października 2017 · dodano: 16.10.2017 | Komentarze 8

Jak się okazało, pojechaliśmy do lasu głównie grać w nogę. Kluska dała nam niezły wycisk. ;)














Powrót był nieco jęczący, bo Kluska chyba chciałaby zamieszkać na tej drodze. A w każdym razie nie wracać do domu przed zimą. ;)

Oglądamy bagno



  • DST 48.91km
  • Teren 17.80km
  • Czas 03:09
  • VAVG 15.53km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Skierniewic (na cmentarz Strzelba)

Sobota, 7 października 2017 · dodano: 07.10.2017 | Komentarze 12

Wycieczki lavinki bez Meteora charakteryzują się tym, że niemal zawsze lavinka skręci nie tam gdzie trzeba, albo są przygody, bo przecież blisko. Miałam do odłożenia reaktywację skrzynki geocache w Skierniewicach, pogoda zapowiadała się bezdeczowa do 14, czyli trzeba było rano wyjść, żeby sobie pojeździć. Wybrałam trasę przez las przy torach, a powrót pociągiem. Już na wjeździe do lasu trafiłam na panów od ścinki ładujących drewno (ej, w sobotę?) i musiałam objechać lasem spory kawałek. Ze 2-3 kilometry na objazd straciłam. Dalej wydawało się spoko, tylko wolno się jechało z racji kałuż i innych nierówności.






W każdym razie do Rawki jakoś dojechałam i potem postanowiłam objechać Skierniewice od południa, żeby nie jechać przez centrum. I tu się zaczęły problemy, bo zamiast skręcić pojechałam prosto. Nie mogłam zawrócić, bo gonił mnie ciągnik i nie miałam gdzie zjechać na bok. A jak już ciągnik pojechał, to wylądowałam na szlaku grunwaldzkim w Samicach. Tych od młyna. Kurczę. Pojadłam herbatniki i wpadłam na pomysł, że pojadę dalej, tylko skręcę w polną drogę, która mnie doprowadzi do opłotek Skierniewic. Droga była bardzo polnaaaa, za to trafiłam dwa krzyże, w tym jeden z 1933 roku!






Ale za to źle skręciłam i zamiast opłotkami... wjechałam do centrum Skierniewic. Szlag. Straciłam kolejne 5 kilometrów, ale z racji zimna i rzadkich postojów czasowo miałam zapas. Przebijanie się przez centrum łatwe nie było, naćkali tych jednokierunkowych... i już myślałam, że wszystko co najgorsze mam za sobą, bo przecież do jechałam do Miga w garnizonie... wtem... droga do cmentarza rozkopana. Nie dało rady jechać, zapadałam się. Trza było wrócić i pojechać na okrętkę przy zalewie. Na szczęście znalazłam jakiś terenowy skrót do komunalnego i tak wylądowałam na warstwie "ostatniej" pod asfaltem, czyli już ładnej i czarnej. Tak dojechałam do Strzelby i podrzuciłam skrzynkę. Podnieśli bramę, która wcześniej była dużo niżej (z racji podniesienia poziomu ulicy), ale niestety już są nowe słupy i nie wygląda to już tak ładnie jak przedtem.







Powrót na dworzec bez większych problemów, bo już wiedziałam, którędy się nie pchać. Parę mikrusów znalazłam przy okazji. Ostatnia przygoda to brak kas. Yyyy, co? Ano tak, dworzec działa, kasy są w barakach na zewnątrz. Na szczęście ludzie z poczekalni powiedzieli, gdzie. Kiedy wysiadłam na dworcu w Żyrardowie, akurat zaczęło padać, ale tylko kropiło. Zdążyłam. A potem wyszło słońce i tęcza, ale to dopiero po 16. Do domu dotarłam ok. 14tej.



Pozdrawiam wszystkich znajomych ze Skierniewic i żałuję, że nie mogłam się spotkać, ale przy moim dzisiejszym szczęściu bałam się nawet szukać, bo bym do jutra nie wróciła. ;)

  • DST 16.31km
  • Teren 7.10km
  • Czas 01:14
  • VAVG 13.22km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola i do lasu

Środa, 27 września 2017 · dodano: 27.09.2017 | Komentarze 0

Po przedszkolu zabraliśmy Kluskę na grzyby. Na początku nie wiedzieć czemu pomysł się nie podobał (chciała tylko do lasu), ale po otrzymaniu koszyczka zmieniła zdanie. A reszta to już jak zwykle, "co lobimy" w odstępach pięciu minut. 

Poza tym wypłoszyliśmy dwójkę grzybiarzy, a może i tak zbierali się już do domu. ;)


Dwie czubajki w koszyku złowione w trakcie jazdy po okrzyku "tata plawdziwek!". ;)





Ale grzyba znalazłam, miał ok 30cm średnicy.


Kluska była obiektem nader ruchliwym i nie dałam rady w ciemnym lesie sfocić nic mocno ostrego. ;)

No idzieessss....

I nasz hamak, w którym zaległam, kiedy poszli pograć w nogę na drodze. Musiałam przewiesić, bo słońce uciekało, a i tak w końcu zawinęłam się w koc i schowałam do środka. Prawie usnęłam, ale w końcu mnie dziecko wygoniło. :)



  • DST 41.12km
  • Teren 9.80km
  • Czas 02:40
  • VAVG 15.42km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do ścieżki dydaktycznej w Nadleśnictwie Radziwiłłów (Puszcza Mariańska)

Wtorek, 19 września 2017 · dodano: 20.09.2017 | Komentarze 48

Gdzieś w środku lasu, za górą i rzeką, jest sobie dom. Rezyduje w nim urząd leśniczy, ale i dla zwykłych leśnych szaraków znajdzie się miejsce. Od paru lat istnieje tu ścieżka przyrodniczo dydaktyczna dla dzieci. Mało kto o niej wie i chyba tylko dlatego jeszcze się nie rozpadła. ;)

Od domu mamy do niej około 20 kilometrów, więc zamiast do lasu pod domem na grzyby, wybraliśmy się nieco dalej pozwalając Klusce na jednodniowe wagary (trza korzystać, po pójściu do szkoły już tak różowo nie będzie). To miała być niespodzianka i chyba się udała. Pojechaliśmy bezpieczną trasą z małym ruchem, żeby się rozkoszować wyprawą, a nie bać o swoje życie i zdrowie.

Na miejscu jeszcze dobrze nie ustawiliśmy rowerów, a już Kluska rzuciła się na zagadki. Najbardziej spodobała jej się stacja z kręcącą się korbką i losowanie pytań (przy niektórych sami musieliśmy się nagimnastykować, żeby odpowiedzieć). Na uwagę zasługują również drewniane cymbały. :)





Było tak fajnie, że po krótkiej przerwie na kanapki dziecko kazało nam przelecieć całość jeszcze raz i wtedy przyszła do nas pani z nadleśnictwa z prezentami. Niesamowite! Kluska dostała mapy, smyczki, odblaski i przede wszystkim dużo książek o przyrodzie i pracy w lesie. Ma się ten fart w życiu, c'nie? Oglądała je przez większość drogi powrotnej, a na postoju w lesie kazała sobie czytać.




Po zabawie w pytania i odpowiedzi pojechaliśmy zobaczyć las dokładniej i gdzieś na uboczu zrobiliśmy nasz tradycyjny piknik z kocykiem i hamakiem, który szybko zamienił się w grzybobranie. Pierwszego grzyba omal nie rozdeptałam na ścieżce.



Na grzyby...





Pod wieczór Kluska przebrała się w panią jesień. :)


Do domu...





  • DST 34.52km
  • Teren 8.60km
  • Czas 02:04
  • VAVG 16.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rundka do Radziejowic

Sobota, 26 sierpnia 2017 · dodano: 26.08.2017 | Komentarze 9

Mieliśmy jechać gdzieś dalej, ale dał o sobie znać "pech dętkowy" Tomiego. Ledwo dotknął moje przednie koło, a umarł wentyl i zeszło powietrze. No szlag. Sytuacja miała miejsce wieczorem dnia poprzedniego. Trudno, rano się wymieni dętkę na nową, pojedziemy gdzie indziej na krótko (niedziela odpadła z racji burz i deszczy). No to lu do Radziejowic, bo tam wisi nam skrzynka Werrony. Ale dookoła przez las, obejrzeć dawno niewidziany głaz narzutowy. Nie od razu go znaleźliśmy, ale się udało. Tam rozpięłam hamak, rozwałka to rozwałka. To mój okoliczny Święty Gaj, jest naprawdę klimatycznie, tylko czasem za plecami Pendolino śmignęło, bo to niedaleko od cmk (ale też nie na tyle blisko, by odgłos pociągu przeszkadzał). 

Kiedy dotarliśmy wreszcie do Radziejowic, okazało się, że w parku sporo ludzi, a poza parkiem jeszcze więcej, bo jakaś impreza na koniec wakacji... uff... na szczęście obok skrzynki Werrony dużo ludzi nie było, ale co jakiś czas przejeżdżało auto i trochę nam to przeszkadzało w szukaniu. A nie było łatwo, bo niby łatwą skrzynkę coś próbowało znów zjeść. Po telefonie do założycielki postanowiliśmy zabrać ze sobą do serwisu.

Powrót też dookoła, zajrzeć do pomnika, który Tomi ma na mapie, ale jakoś rzadko podeń docieramy z racji klasycznego "nie po drodze". Zwiedziliśmy też jeden mostek "na skróty", odkryliśmy jeden plac zabaw i zajrzeliśmy do rozwałkowego miejsca nad Pisią Gągoliną, tego z mostkiem, czy nadal jest ładnie. Trochę pocięli drzew w okolicy, ale nie jest tragicznie. Jednak mogą ciąć więcej, więc na wszelki wypadek zabraliśmy skrzynkę z niebezpiecznego rejonu.

Relacja Tomiego (po raz pierwszy od dawna dodał wcześniej ode mnie) i album letni.


Rozwałka "na kwadrans"


Radziejowice i nowa atrakcja zamiast zdemontowanego, zadaszonego tarasu. Dmuchany łabędź.



Pomnik

Mostek

Pisia






  • DST 84.67km
  • Teren 10.20km
  • Czas 04:41
  • VAVG 18.08km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wszystkie drogi prowadzą do Osuchowa

Niedziela, 13 sierpnia 2017 · dodano: 14.08.2017 | Komentarze 8

W niedziele lipca i sierpnia wyjątkowo otwarto do zwiedzania pałacyk z parkiem w Osuchowie. Normalnie jest to forteca Zus bez możliwości obejrzenia czegokolwiek, gęsta roślinność blokuje nawet zdjęcia zza płotu. Dlatego aż podskoczyłam do góry czytając informację w lokalnych gazetach o tym miejscu. Wcześniej było upalnie lub lało, więc wybraliśmy się dopiero dzisiaj. Ale że trzynasty, to chyba nas pech dotarł. Akurat gdy podjechaliśmy pod pałac, zaczął wbijać "chrzest" autami. Goście nie mogli podejść 100 metrów do ośrodka, musieli być podwiezieni pod drzwi. I tak to mieliśmy parking w kółeczku przed pałacem. Samochodoza level master. Niektóre dzieci gości miały już widoczną nadwagę... żal takich dzieci, ale cóż. Postanowiliśmy przeczekać wjazd pod wiatką na przeciwko szkoły, napić się kawy, zjeść kanapki i odpocząć. Wróciliśmy za pół godziny i już było pusto pod bramą, a ochroniarz pozwolił przypiąć rowery "w środku".

Park angielski, dobrze utrzymany. Do spacerów, ale nie do siadania, bo mało ławek. Nam to nie szkodziło, ale gościom z chrztu chyba tak, bo mało kto wyszedł spod sali park pozwiedzać, za to jedna ekipa jeździła meleksem (żal.pl). Oprócz nas po parku spacerowało kilkoro ludzi, później okazało się, że również rowerzyści. Pałac przerobiony na biuro, ale na parterze znajduje się salka historyczna z resztkami powalonego drzewa, które ponoć pamiętało Jagiełłę (bardzo wątpię, wyglądało na XVIII wiek z grubości, a może nawet początek XIX). Po zwiedzaniu udaliśmy się pod kościół, bo tam multak Rubeusa na GC, którego nie miałam jeszcze znalezionego (pozostałe skrzynki w okolicy tak).

Później zrobiliśmy pętelkę do opuszczonego gospodarstwa, a nuż samotne mirabelki czy jabłuszka się nie marnują, ale niestety pusto. Wracając znów wbiliśmy do Osuchowa, skąd tytuł wycieczki. Powrót przez Mszczonów i S-Ł, gdzie zrobiliśmy kilka bocznych rundek a la trainspotting i szukanie mirabelek (Tomi nawet kilka znalazł przy cmk). Dalej Mszczonów i stacja kolejowa, gdzie natknęliśmy się na świeży transport "korków do Warszawy". W dwóch poziomach mnóstwo aut. :(

Do domu dojechaliśmy naokoło, przez Suchą Żyrardowską i Sokule (pod Sokulami mamy miejscówkę z jeżynami, gdzie nazbieraliśmy ich dwa litrowe pudełka).

Wszystkie zdjęcia w  albumie letnim, poniżej wybór.








Mój kesz po drodze.


Osuchów







Park






Hotelik (jeden z dwóch)




Budynek kuchni


I ciąg dalszy parku




Napotkana grupa rowerowa, ciekawe czy mają konto na bsie?

Droga powrotna czyli transport korka do Warszawy...



Zielona alternatywa ;)







  • DST 17.12km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:01
  • VAVG 16.84km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na jeżyny

Niedziela, 6 sierpnia 2017 · dodano: 06.08.2017 | Komentarze 12

Pogoda idealna na rower, chłodniej w końcu niż wczoraj. Ale multum zajęć dotyczących mycia starych klocków lego uziemił Tomiego, a ja trochę musiałam odpocząć po wczorajszym. Ale że wyżerałam jeżyny uzbierane na kompot, pojechałam do jednej z jeżynowych miejscówek po zapas. Po drodze spotkałam koniki, które na szczęście nie zwracały na mnie większej uwagi (odkąd dawno temu zaatakowała mnie klacz, nieco się ich obawiam).

Jeżyny, jak to jeżyny, nie poddały się bez walki, ale w końcu udało mi się zebrać pudełko. 

Wracając natrafiłam na kilka grup pielgrzymów idących od Wiskitek (a może nawet z samego Żyrardowa, tylko zahaczywszy o Wiskitki) w kierunku, jak się domyślam - Miedniewic, bo tam zwyczajowo jest wiele miejsc noclegowych dla pielgrzymek. Aktywna okolica. Co ciekawe, "w służbie" znajdowały się wózki cargo z bagażem i głośnikiem oraz kilka rowerów cargo z obciążeniem z tyłu. Popularne były też przyczepki rowerowe z przednim kołem (w funkcji wózka).







Zdjęcia z pielgrzymki są dość monotonne, wrzuciłam je zatem do  oddzielnego albumu.