Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48937.82 kilometrów w tym 8139.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.03 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Dalsze wycieczki po klopoty

Dystans całkowity:26552.52 km (w terenie 5221.38 km; 19.66%)
Czas w ruchu:1705:13
Średnia prędkość:15.57 km/h
Maksymalna prędkość:41.70 km/h
Suma kalorii:56985 kcal
Liczba aktywności:618
Średnio na aktywność:42.97 km i 2h 45m
Więcej statystyk
  • DST 24.40km
  • Teren 3.60km
  • Czas 01:38
  • VAVG 14.94km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Cytrynowe Przedwiośnie

Niedziela, 11 marca 2018 · dodano: 11.03.2018 | Komentarze 3

Po czym się poznaje na Mazowszu, że nie trzeba topić Marzanny? Po fruwajacych cytrynkach. Spotkaliśmy ich parę po drodze. Oraz cytrynowego kota pod urbexem kolejowym. ;)






Reszta wycieczki to głównie dolina Pisi Gągoliny w kilku miejscach. Serwisy geokeszingowe, szukanie skrzynko-quizu (ja, bo Tomi już znalazł wcześniej), piknikowanie pod bobrzą tamą.



Dużo górek, bo wjazdy i zjazdy dolinowe (cmk też trzeba było wyminąć wiaduktem)


Bobrza tama


Gwoździem programu była gra w kości. Do tej pory nigdy nie grałam, to znaczy tylko w kościaną zręcznościówkę w szkole podstawowej, w prawdziwe nie. To się wreszcie doczekałam. A teraz nauczyć Kluskę. ;)



Pięć dwójek wyrzuciłam, to nie ustawka!

Wracamy


  • DST 20.35km
  • Teren 1.60km
  • Czas 01:16
  • VAVG 16.07km/h
  • VMAX 22.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wycieczka nad Suchszy dopływ Suchej

Sobota, 10 marca 2018 · dodano: 10.03.2018 | Komentarze 12

Skoro świt o 9.36 zadzwonił pan z serwisu i oznajmił, że rower gotowy. A miał być na przyszły tydzień! Aaa. No to się ubrałam i bez śniadania pognałam do bankomatu. Acz bez pomocy Tomiego by się nie udało. Uaktywnił mnie pomysłem wycieczkowym do lasu. Inaczej do południa bym się nie wyrobiła z odebraniem. A tak koło południa Pradziadek z działającymi hamulcami i nową bakterią w liczniku był gotowy już od dawna do jazdy. Trochę się odzwyczaiłam od "sportowej" pozycji po kilku miesiącach jazdy holendrem. Zapowiadał się upał koło 10 stopni, więc zabrałam ze sobą hamak. Podjechaliśmy do najnowszej skrzynki Tomiego z panem Marianem w tle, czyli koło ambony.

Przez jakiś czas atmosfera była iście piknikowa, nawet sobie partyjkę karcianą strzeliliśmy do kawy, herbaty i placków. Ale po jakimś czasie słońce zaszło za chmury, zrobiło się rześkawo i zebraliśmy się do domu. 

Link do albumu wiosennego.





Widok z hamaka










  • DST 25.54km
  • Teren 0.60km
  • Czas 01:35
  • VAVG 16.13km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Trzy cmentarze czyli cyklogrobbing zimowy

Sobota, 3 lutego 2018 · dodano: 03.02.2018 | Komentarze 12

Wczoraj wieczorem czyli w piątek padło sakramentalne pytanie. Dokąd jedziemy? Znalazłam Tomiego szykującego rower w przedpokoju i nieśmiało zaczęłam się zalecać, czy by mnie nie zabrał na jakieś małe co nie co. Okazało się, że nie ma skonkretyzowanych planów, więc rzuciłam ideę odwiedzenia Kirkuta w Wiskitkach, bo teraz śniegi zeszły, zieleń jeszcze nie urosła, może lepiej być widać macewy. Patrząc na mapę dojrzałam dziwnie zaznaczony znacznik 1915 i spytałam, czy prócz znanej nam mogiły żołnierzy rosyjskich naprzeciw kirkutu nie ma innej mogiły z Wielkiej Wojny? Okazało się, że to cmentarz ewangelicki, ponoć strasznie zakrzaczony, ale jakieś nagrobki są. To się zapaliłam jak nie wiem, bo nigdy tam nie byłam. A poza tym może skrzynkę założyć? Kirkutowej nie mogę bo kolega zrobił tam quiz, którego zresztą nie umiemy zrobić. No to pojechaliśmy z rana o 12 ;)

Ewangelik rzeczywiście okazał się okropnie zachaszczony, ale bez liści dawało się przebrnąć. Strasznie zaśmiecony przez okoliczne lumpy. Jeden z nagrobków spróbowałam odczyścić i odkryłam ładny napis o panu, który zmarł w Żyrardowie (wtedy w Żyrku nie było jeszcze cmentarza, więc chowano ludzi w Wiskitkach), a który urodził się w Edynburgu. Szkot. I jeszcze pod spodem syn chyba, albo brat... tego pierwszego imienia nie znam, ale wiem, że tam jest. Tylko trzeba wrócić ze szpachelką do usuwania zieleni i gąbką z wodą. I kredą czy węglem do zaznaczania wgłębień.

Dalej na kirkut, tu niespodzianka, zrobiono przyzwoitą bramę i ogrodzenie. W środku trawa już odrosła po koszeniu, ale jeszcze nie na tyle wysoka, by nic nie było widać. Urbeks gratis, ciekawe jak długo postoi. Nawet koparka z sąsiedniej posesji się załapała. Mogiłę żołnierzy rosyjskich sfociłam tylko pro forma, bo mamy ją na tylu zdjęciach, że szkoda czasu.

Jako że w okolicy był mobilniak Mariana, to podjechaliśmy na drugą stronę autostrady po niego. Meteor stwierdził, że obok domu jedzie traktor, szczekają psy i że nie warto wbijać. Psy były na posesji na przeciwko. Ja jednak podjechałam i zajrzałam do beczki. Ciemno jak diabli, to wymacałam pojemnik ręką i wyjęłam nie bez lekkiego trudu, bo mały nie był. Dogoniłam Meteora na przystanku i zajęliśmy się tam szukaniem logbooka i hasła. ;)

Do domu wróciliśmy w przepisowym czasie.  LINK DO TRASY

Więcej zdjęć cmentarzy w specjalnym  ALBUMIE









Pola obok


I kirkucka brama

Macewy widoczne jak nigdy.










Urbeks



I cmentarz wojenny

Pole

Chałupka






  • DST 45.27km
  • Teren 3.50km
  • Czas 02:50
  • VAVG 15.98km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wycieczka do Puszczy Mariańskiej i na S-Łkę

Sobota, 6 stycznia 2018 · dodano: 06.01.2018 | Komentarze 8

Wiosna w styczniu, nie ma co marnować ciut dłuższego dnia i skoro świt o dziewiątej wyruszamy w kierunku miejscowości Puszczy Mariańskiej, gdzie mamy odwiedzić kilka budynków oraz pomnik. Meteor znalazł w sieci stare zdjęcia i chciał porównać kadry. Ubrałam się cieplutko, termos z herbatą i placki z jabłkiem usmażył z rana Meteor. Kocyk do sakwy i siu.

Obróciliśmy sprawę szybciej niż się Meteor spodziewał (jadę na rozklekotanej holenderce, ale prawdziwej holenderskiej, więc mimo klekotu tak łatwo się nie rozpada), to skoczyliśmy jeszcze nad esełkowe tory i odwiedziliśmy jego i moją skrzynkę w okolicy. Zlikwidowali mi przejazd na zadupiu! Teraz są już tylko znaki stopu. Zrobiło się jeszcze bardziej zadupiaście. A wrócić skrzynki do poprzedniej lokalizacji też nie mogę, bo tam dla odmiany zadupie wyasfaltowali. Nosz! Za to udało się ustrzelić parę ciapągów.

Trochę mi jednak było zimno, głównie przez te postoje, ale na szczęście słońce co jakiś czas wychodziło i podgrzewało. Podjechaliśmy do Radziwiłłowa na dworzec i tam kolejna krótka rozwałka na dożarcie i dopicie zapasów. No i w drogę. Słońce było tak nisko, że cały czas miałam wrażenie, że zbliża się wieczór, a to dopiero co minęło południe. Po powrocie do domu zrobiłam sobie kapuczinko na rozgrzewkę i poszłam się wygrzać pod kołdrą Kluski. :)



"Szkoła jest źródłem potęgi Narodu"

Kościuszko. Tym razem udało się przerobić hdrem tak, by było coś więcej widać niż czarną plamę. Na zdjęciu mało widać, ale przy bębnie jest wyskrobany napis "RALLA" a po drugiej stronie "WICE". Ktoś zna łacinę, czy to jakiś tajny szyfr masonerii?




Skoczyliśmy też na cmentarz, a tam planowany na przełom września i października pomnik Tańskich.

A tu słabo widoczny napis na grobie Rapackiego, malarza od popiersia Kościuszki.


No, wreszcie esełka.


Normalnie nam miejscówkę wyremontowali. A Meteoru to nawet kesza z kryjówką wyekspediowali w kosmos. Ej, my tu keszujemy w okolicy!


Tak się dostaliśmy na drugą stronę wału.






Radziwiłłów jakimś cudem bez aut na parkingu

Na zdrowie! Oraz czas na wysłanie smsa do Huanna... szlag, nie wstukałam jego telefonu. To będzie mejl. :)

Ostatni trainspotting, tym razem na Wiedence.


  • DST 42.98km
  • Teren 3.50km
  • Czas 02:31
  • VAVG 17.08km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Wężyka i kółko choinkowe po mieście

Czwartek, 28 grudnia 2017 · dodano: 28.12.2017 | Komentarze 2

W ciągu dnia pojechaliśmy z Tomim po dwa nowe gc kesze w okolicy miejsc, gdzie działał malarsko w przeszłości Chełmoński. Po drodze zgubiłam lampkę (znalazłam), jedną rękawiczkę (znalazłam) i potem druga rękawiczka wypadła mi z kieszeni (również znalazłam). Pod wieczór kółko choinkowe ok.6km, 37 choinek. 

Jak na Bauhausika dystans całkiem przyzwoity, tym bardziej że pół trasy było pod górkę i pod wiatr.






  • DST 38.13km
  • Czas 02:02
  • VAVG 18.75km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Spotkać Huanna i do tężni w Kaskach

Niedziela, 12 listopada 2017 · dodano: 12.11.2017 | Komentarze 10

Tradycyjne już chyba przechwytywanie Huanna podczas jego wycieczki do Warszawy. Zimno jak diabli, na dodatek przejmujący i zimny boczny wiatr mocno utrudniał drogę. Zmarzły mi paluszki u stóp mimo podwójnych skarpet (trza jednak było założyć zimowe buty oraz ciepłe skarpety) oraz końcówki paluszków od łap (trza było wcisnąć się dodatkowo w polarówki). Ogrzewałam się ciepłą herbatą na przystanku w Szymanowie i zajadałam kanapkami. Byliśmy kwadrans za wcześnie, ale Huann też przyjechał szybciej, więc długo nie marzliśmy, tyle by się przywitać i przejeść oraz otrzymać fanty (bardzo dziękujemy!). 

Dalej do Kasków, gdzie parę pamiątkowych fot (będą u Meteora) pod tężnią i nie tylko. Zimno mi nadal miejscami, więc skracamy trasę i już z Kasków odbijamy na południe i do domu, by znów bocznym a może nawet nieco mordewindem dociągnąć się do domu, gdzie ciepła kawa przywraca mi morale.


edit: Meteor przypomniał zabawną sytuację pod tężniami. Meteor zapytał mnie i Huanna o preferencje kanapkowe, ja chciałam z dżemem, a Huann na pytanie czy z dżemem czy z serem odparł "też". No i pechowo Meteor zrobił kanapkę najpierw jemu i podał mi, żebym podała dalej... a ja się zamyśliłam i zaczęłam jeść. No i w efekcie nie dostałam swojej z dżemem, tylko zjadałam huańską, a Huann dostał nową. :)







Fotki od Tomiego






  • DST 72.73km
  • Teren 4.00km
  • Czas 03:59
  • VAVG 18.26km/h
  • VMAX 31.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do cmentarza w Wólce Łasieckiej i w Borzymówce

Niedziela, 5 listopada 2017 · dodano: 05.11.2017 | Komentarze 5

Tomi jednak się zebrał i wymyślił wycieczkę do Wólki Łasieckiej. W tym roku było nam w to miejsce jakoś nie po drodze, poza tym mało było spędów opiekunów cmentarza i zwyczajnie zabrakło motywacji. To chociaż podjechaliśmy zapalić znicze i sprawdzić, jak się mają płyty. Zarosły. Tak dokumentnie, że przez chwilę myśleliśmy, że ktoś je zabrał do renowacji. Za cmentarzem bajoro, którego w zeszłym roku nie było. Tam gdzie paliliśmy ognisko dziś jest 20cm wody. 

Do zapalania zniczy kupiłam działo ogniowe w sklepie w Bolimowie. Za trzy złote, polecam, regulowany strumień. ;)

Pogoda piękna, żal wracać od razu do domu. Tomi wpadł na pomysł, że możemy podskoczyć do cmentarza w Borzymówce, co też uczyniliśmy. Bardzo fajnie wszystko wygląda, polanie chemią spowodowało, że zielsko bardzo nie odrasta. Na pewno dodatkowo jest koszony, ale i tak. Przy okazji zawijam mego geokreta do serwisu (przypadkiem go ktoś tu podrzucił).

Do domu docieramy późną szarówką, którą Tomi nazywa nocą. O nie, noc jest wtedy, kiedy jest ciemno. Popatrz Tomi, nawet latarnie niewłączone (jechaliśmy DDRem żyrardowskim pod lasem). W sumie to mogłyby się włączyć. Mija kilka sekund... włączają się. Cud! :D

Wszystkie fotki w albumie jesiennym

Bolimów


Podrzucona macewa





Wólka Łasiecka







Przypadkiem wypatrzona mała chałupka w krzakach. Nie planuję kesza, bo w środku wsi.





Trafił się nowy mostek na Rawce. Niemal nieśmigany, za to z mięskiem (resztki kurczaka).





Kapliczka, której budulec podejrzewamy o bycie w przeszłości pomnikiem cmentarnym.

W międzyczasie Tomi opowiada mi o bunkrach nad Rawką, poukrywanych w niewielkich zakrzaczonych górkach. Na przykład takiej. Blisko linii kolejowej do Sochaczewa.



Wysoki stan wody cieków wszelakich. Ale już opada. Tu wodowskaz pokazywał 342cm. Ten niższy zalało.








Lokalny trainspotting







Borzymówka


Kurdwanów


  • DST 29.44km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 18.21km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kółko po okolicy

Sobota, 4 listopada 2017 · dodano: 04.11.2017 | Komentarze 4

Tomi zmęczony rodzinnymi wizytami zaległ w domu, a mnie słońce wygoniło na dwór. Co prawda z opóźnieniem, bo zaspałam, ale zawsze to jakaś wycieczka. Podjechałam do Jaktorowa złupić zaległą skrzynkę, ale niestety jej nie znalazłam. Prawdopodobnie zginęła lub została wywleczona przez zwierzaki. 

Trasa początkowo mordewindowa, więc niedługo wytrzymałam w samej chustce bez nauszników. Trza było opatulić, zdejmowałam je tylko na postojach. W pewnym momencie wykręciłam na północny-wschód i już było lepiej. Okolica cmk-północ, czyli nieistniejącej odnogi cmk w kierunku Gdańska. Trochę dookoła, ale za to malowniczym terenem, no i raczej nowszym asfaltem, bo się sporo wyasfaltowało w międzyczasie. Niestety w jednym miejscu zapomniałam skręcić i zbyt wcześnie dobiłam do głównej szosy, ale za to sfociłam spychacz. :)

Powrót północą, przez wierzbiaste pola i wioski, obok cmentarza wojennego i dalej zygzakiem do domu. Jeden pan się mnie podpytywał, czy tam skąd jadę są jakieś wioski... stwierdziłam, że sama ledwo daję radę z mapą i pan postanowił jechać bezpieczniejszą trasą, żeby się nie zgubić. Ja zaś przed zachodem słońca dotarłam do domu. 











  • DST 12.30km
  • Teren 7.30km
  • Czas 01:10
  • VAVG 10.54km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola i do lasu

Poniedziałek, 16 października 2017 · dodano: 16.10.2017 | Komentarze 8

Jak się okazało, pojechaliśmy do lasu głównie grać w nogę. Kluska dała nam niezły wycisk. ;)














Powrót był nieco jęczący, bo Kluska chyba chciałaby zamieszkać na tej drodze. A w każdym razie nie wracać do domu przed zimą. ;)

Oglądamy bagno



  • DST 48.91km
  • Teren 17.80km
  • Czas 03:09
  • VAVG 15.53km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Skierniewic (na cmentarz Strzelba)

Sobota, 7 października 2017 · dodano: 07.10.2017 | Komentarze 12

Wycieczki lavinki bez Meteora charakteryzują się tym, że niemal zawsze lavinka skręci nie tam gdzie trzeba, albo są przygody, bo przecież blisko. Miałam do odłożenia reaktywację skrzynki geocache w Skierniewicach, pogoda zapowiadała się bezdeczowa do 14, czyli trzeba było rano wyjść, żeby sobie pojeździć. Wybrałam trasę przez las przy torach, a powrót pociągiem. Już na wjeździe do lasu trafiłam na panów od ścinki ładujących drewno (ej, w sobotę?) i musiałam objechać lasem spory kawałek. Ze 2-3 kilometry na objazd straciłam. Dalej wydawało się spoko, tylko wolno się jechało z racji kałuż i innych nierówności.






W każdym razie do Rawki jakoś dojechałam i potem postanowiłam objechać Skierniewice od południa, żeby nie jechać przez centrum. I tu się zaczęły problemy, bo zamiast skręcić pojechałam prosto. Nie mogłam zawrócić, bo gonił mnie ciągnik i nie miałam gdzie zjechać na bok. A jak już ciągnik pojechał, to wylądowałam na szlaku grunwaldzkim w Samicach. Tych od młyna. Kurczę. Pojadłam herbatniki i wpadłam na pomysł, że pojadę dalej, tylko skręcę w polną drogę, która mnie doprowadzi do opłotek Skierniewic. Droga była bardzo polnaaaa, za to trafiłam dwa krzyże, w tym jeden z 1933 roku!






Ale za to źle skręciłam i zamiast opłotkami... wjechałam do centrum Skierniewic. Szlag. Straciłam kolejne 5 kilometrów, ale z racji zimna i rzadkich postojów czasowo miałam zapas. Przebijanie się przez centrum łatwe nie było, naćkali tych jednokierunkowych... i już myślałam, że wszystko co najgorsze mam za sobą, bo przecież do jechałam do Miga w garnizonie... wtem... droga do cmentarza rozkopana. Nie dało rady jechać, zapadałam się. Trza było wrócić i pojechać na okrętkę przy zalewie. Na szczęście znalazłam jakiś terenowy skrót do komunalnego i tak wylądowałam na warstwie "ostatniej" pod asfaltem, czyli już ładnej i czarnej. Tak dojechałam do Strzelby i podrzuciłam skrzynkę. Podnieśli bramę, która wcześniej była dużo niżej (z racji podniesienia poziomu ulicy), ale niestety już są nowe słupy i nie wygląda to już tak ładnie jak przedtem.







Powrót na dworzec bez większych problemów, bo już wiedziałam, którędy się nie pchać. Parę mikrusów znalazłam przy okazji. Ostatnia przygoda to brak kas. Yyyy, co? Ano tak, dworzec działa, kasy są w barakach na zewnątrz. Na szczęście ludzie z poczekalni powiedzieli, gdzie. Kiedy wysiadłam na dworcu w Żyrardowie, akurat zaczęło padać, ale tylko kropiło. Zdążyłam. A potem wyszło słońce i tęcza, ale to dopiero po 16. Do domu dotarłam ok. 14tej.



Pozdrawiam wszystkich znajomych ze Skierniewic i żałuję, że nie mogłam się spotkać, ale przy moim dzisiejszym szczęściu bałam się nawet szukać, bo bym do jutra nie wróciła. ;)