Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48937.82 kilometrów w tym 8139.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.03 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Dalsze wycieczki po klopoty

Dystans całkowity:26552.52 km (w terenie 5221.38 km; 19.66%)
Czas w ruchu:1705:13
Średnia prędkość:15.57 km/h
Maksymalna prędkość:41.70 km/h
Suma kalorii:56985 kcal
Liczba aktywności:618
Średnio na aktywność:42.97 km i 2h 45m
Więcej statystyk
  • DST 49.63km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:07
  • VAVG 15.92km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Złaz Harskiego 2018

Niedziela, 7 października 2018 · dodano: 08.10.2018 | Komentarze 3

Trasa kombinowana. Najpierw dotrzeć rowerowo na dworzec, by przejąć Kluskę od babci w Warszawie. Okazało się, że wujek z Kluską przyszli na stację Włochy, by nam zrobić niespodziankę. Wróciliśmy jeszcze do domu wujka, by zabrać przygotowany przez babcię ekwipunek. Kluska do przyczepki (Weehoo I go) i lecimy przez Bemowo i Babice,gdzie kościół barokowy i przystanek na oglądanie makiety słupa Transatlantyckiej Centrali Radiotelegraficznej oraz skweru z różami i siłownią oraz dalej na na Truskaw. Po drodze jeszcze dokupujemy mleko w przydrożnym supermarkecie, który jest czynny (cudem wyszło, że jest niedziela handlowa, Tomi zapomniał mleka z kuchni).










Przy pętli truskawieckiej jest parę skrzynek, to łupimy i jako że czasu robi się ciut mało, rypiemy na miejsce zbiórki. Typowe dla SKPB ruchy robaczkowe przed wyjściem trwały dłuższą chwilę, tym bardziej że okazało się, że zamiast kilku osób jest kilkadziesiąt w wieku od 0-40paru lat i trzeba towarzystwo zmobilizować do samoupilnowania, zwłaszcza dzieci, których było zatrzęsienie. ;)



Na miejscu przed zbiórką czas na trzecie śniadanie i zabawę kijkami.

Dziewczyny zamiast iść - biegły, któyś tam chłopak jeździł rowerem, starci grali w piłkę, młodsi kręcili się pod nogami, jeszcze w poprzek kręcili się zwykli turyści i spacerowicze, psy rowerzyści zwyczajni... no istna stajnia Augiasza. A było fantastycznie! A na jednym postoju wyszło, że organizatorzy co prawda mają ciasto, ale nie dla wszystkich starczy i trzeba było się podzielić. Najpierw dostały dzieci, ale że to dzieci raczej zdrowo odżywiane, to pojadły rodzynki i resztę oddały rodzicom, więc nastąpiło cudowne rozmnożenie i każdy ciasta spróbował.


Pierwszy postój był na urbeksie z dziurą na śmieci. Drugi na ciasto, a trzeci na placu zabaw pod Truskawiem, gdzie zabawiliśmy dłuższą chwilę ze względu na to, że przemarsz odbył się w tempie ekspresowym i do ogniska mieliśmy jeszcze parę godzin. Ostatni odcinek wiódł przez Truskaw i ruchliwą drogę na parking, więc był mniej przyjemny.






Ognisko z początku kopciło i ciężko piekło się kiełbaski, ale dało radę. Dzieciaki właziły na drzewa, tarzały się w piachu i ziemi, generalnie zabawa przednia dla każdego. Na miejscu spotkaliśmy znajomych z innych tras lub takich, co przyszli tylko na ognisko.




Zwała!

Powrót wieczorem jako taki, bo nieco wiało, ale głównie w plecy. Jedno masakryczne skrzyżowanie, które trzeba się nauczyć omijać. W Ursusie jeszcze złupiliśmy trzecią skrzynkę po ciemaku, gdy Kluska omal nie usnęła. Na stacji Ursu-Niedźwiadek nie było biletomatu i wyszło, że bilet kupimy od konduktora. Szykujemy się do pierwszej jednostki a tu nadjeżdża piętrus. Szlag. I nie ma czasu biegac na koniec pociągu. No to wsiedliśmy i upakowaliśmy się w przedsionku i jakoś dotarliśmy do Żyrka.




  • DST 47.07km
  • Teren 11.10km
  • Czas 03:42
  • VAVG 12.72km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Działania na łopatach

Sobota, 6 października 2018 · dodano: 06.10.2018 | Komentarze 5

- Jeden szpadel dodać drugi szpadel dodać grabie, ile to jest?
- O jeden za mało.
Machaliśmy w czwórkę narzędziami. Na starcie okazało się, że Łukasz nie przewidział tak wysokiej frekwencji i zabrał za mało narzędzi kopalnych. Na szczęście August miał znajomego ze szpadlem w okolicy i podjechał rowerem pożyczyć. Dzięki temu przypadało po jednym narzędziu na osobę. Praca polegała głównie w przerzucaniu ziemi z jednej pryzmy na drugą, tylko ta druga miała zadany kształt. Prace ziemne potrwają jeszcze wiele sobót, dziś była przymiarka, ile jesteśmy w stanie zrobić. Całkiem sporo, jak się okazało. I to nawet z dziewczyną. Babcia byłaby ze mnie dumna (kiedyś podobnym szpadlem odgruzowywała Warszawę w 45).









  • DST 49.77km
  • Teren 4.00km
  • Czas 03:43
  • VAVG 13.39km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Tłuszcz, Ostrołęka, Wyszków - dzień bez samochodu

Sobota, 22 września 2018 · dodano: 24.09.2018 | Komentarze 8

Korzystając z promocji czyli darmowego biletu Kolei Mazowieckich, pojeździliśmy sobie tu i tam. Ponieważ prognozy pogodowe na niedzielę były niepewne, a raczej pewne deszczowo, Meteor wymyślił wycieczkę do Ostrołęki, ale jakoś tak odwrotnie niż zazwyczaj, to znaczy że jeździmy głównie po mieście. Po drodze mieliśmy kilka przesiadek, więc przy okazji zwiedziliśmy Tłuszcz, Wyszków i pod wieczór jeszcze obejrzeliśmy mural w Legionowie, ale to już w zasadzie w trakcie przesiadki i nocą.

Wszystkie zdjęcia w albumie, poniżej wybór.


Żeby się wyrobić, musieliśmy wstać przed świtem przed 6. O 6 z groszami mieliśmy pierwszy pociąg do Warszawy, gdzie planowo mieliśmy nabyć chleb i drożdżówki (na poprawę morale). Z domu zabraliśmy śniadanie, to jest tonę kawy, mleko i płatki kukurydziane (takie z jak najmniejszą ilością cukru, niestety coraz trudniej o takie). Pamiętałam, że jest jakaś piekarnia przy Ząbkowskiej, nawet jest w guglach zaznaczona, ale okazało się, że jednak jest przy Targowej. Przejechaliśmy się też koszmarnym DDRem wzdłuż Targowej. Nie byłby taki najgorszy, gdyby nie kocie łby na przejazdach samochodowych. Ani samochodom nie jest fajnie, ani rowerzystom, czyli jak napsuć krwi ludziom za ich własne podatki. Chleb kupowałam na raty, zapomniawszy iż mam kupić nie tylko jeden, ale i dla siebie. W końcu wybrałam jakąś bułkę paryską. Przy okazji sfociliśmy mural i wszystkie trzy aniołki (rzadko udaje się je sfocić razem, bo co chwila któryś ginie).


Start warszawski z Wileńskiej i jedziemy na Tłuszcz. W pociągu - kiblu mam wifi, czym się chwalę na fejsie. Śmiga naprawdę nieźle, na poziomie lte. W Tłuszczu odwiedzamy kilka pomników i lokomotyw, a także wieżę ciśnień.



Trafia się też wielka sztuka rowerowa.




W Tłuszczu wsiadamy w bezpośredni pociąg do Ostrołęki. Jest to malutki szynobusik spalinowy, który capi jak nieszczęście. Po drodze mamy mały postój, akurat okno na wysokości  krowy i mostka nitowanego z czasów naprawdę dawnych, a może i carskich.



Ostrołęka. Fajna kładka z drewnianymi schodami i tak dziwnie cicho. Zawsze, jak przyjeżdżam w te strony, czuję się, jakbym wracała do domu, choć nigdy tu nie mieszkałam. Chociaż dalsze pociotki z XIX i XVIII wieku z rodziny mamy rozsiane są głównie na wschodzie, więc może pamięć genów. Rodzina praprababci handlującej kwiatkami na placu za Żelazną Bramą jest z okolic Pułtuska, a rodzina jej męża z okolic Mińska Mazowieckiego. Ostrołęka jest jakoś między nimi, wszystko się zgadza. ;)





Za kładką skręcamy w jakieś krzaki i skrótem Meteora dojeżdżamy do kościoła w Rzekuniu, żeby sprawdzić, czy nie ma jakichś pocisków w ścianach.


Podjeżdżamy też na cmentarz obejrzeć mogiłę żołnierzy i w ogóle jakiś czas kręcimy się po opłotkach, bo Meteor nie chce tłuc się przez centrum Ostrołęki, tylko podjechać z boku do koszar i synagogi. Więc kilka pejzaży się trafia. Ale i kawałek śmierdzący, bo wysypisko śmieci i kominy elektrowni.

Wreszcie podjeżdżamy do cerkwi, najładniejszego budynku spotkanego tego dnia.



Zaraz obok są koszary. W zasadzie oryginalnie to był Wojcieszków, dopiero z czasem włączony w granice Ostrołęki.


No i wreszcie wjeżdżamy do centrum.

O! Lejeń!



Przejeżdżamy na drugą stronę rzeki i jedziemy do fortu. Mało czasu mamy, więc grafik napięty. Jest tu w okolicy jeszcze grodzisko, ale Meteor odpuszcza. Może i racja, ja to na grodzisku lubię godzinę posiedzieć, a my na całą Ostrołękę mamy ich tylko kilka. Jako że trasa kolejowa jest chwilowo przystępna i po remoncie, będziemy chyba częściej wybierać ten kierunek.





Jest i sztuka


A z tyłu niespodzianka, mikrosala wystawowa, taka fucha, nikt tu poza spędami wycieczkowymi nie dociera. ;)


Na forcie robimy sobie popas i drugie śniadanie. Wtem! Protobursztyn na drzewie. Ogromny, ze 4cm?



Jedziemy dalej, znów opłotki i pomnik powstańców listopadowych


Obowiązkowy punkt programu czyli most kolejowy na chyba nieużywanej bocznicy.













Lokomotywa pod dworcem

I pędem jedziemy znów szynobusem do Wyszkowa, żeby zdążyć pofocić małe co nieco przed zmrokiem. Słaba pora na takie wyścigi, miesiąc wcześniej mielibyśmy dłuższy dzień, to i czasu byłoby więcej na zwiedzanie. W Wyszkowie nie byłam już dziesięć lat. Jej, a dopiero co wygrałam mapę Kurpi w konkursie i pakowałam się z bratem na letnią namiotówkę. Dworzec wygląda tak samo, ale miasto jako takie trochę się polepszyło, zwłaszcza bulwary nad Bugiem, moją ulubioną rzeką (ale Narew też bardzo, jak i San).








Tu muszę dodać, że w Ostrołęce dopadła nas klątwa keszowa i nie znaleźliśmy żadnej skrzynki. Dopiero tutaj, pod hałubicą.





Drzewo kapslowe






Stojaki rowerowe z serduszkiem

I kultowy most w Wyszkowie, tym razem mniej klimatyczny, bo załatali lewą stronę dając nowe deski, więc jedzie się wygodnie jak po autostradzie. Ale nie przejechaliśmy na drugą stronę, bo nam nie było po drodze.







I czekamy na pociąg do Tłuszcza

W Tłuszczu znów mamy koło godzinki, więc udajemy się po lokomotywę ustawioną nieco dalej od stacji. Niestety na terenie ogrodzonym, trzeba focić zza płota.

Po drodze natrafiamy na świnkę i inne sztuki. Ciemno i mój aparat zaczyna się buntować.

Jest i mrówka.

Oczekiwanie na szynobus jadący do Sierpca, którym dojedziemy do Legionowa, by złapać pociąg do Warszawy. Da się szybciej i bezpośrednio, ale my chcemy właśnie ten szynobus. :)

W Legionowie znów nie znajdujemy skrzynki, ale za to zwiedzamy stację po remoncie.


Mural wierszowany


  • DST 59.21km
  • Teren 4.50km
  • Czas 03:30
  • VAVG 16.92km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wycieczka do grodziska w Grodzisku

Niedziela, 16 września 2018 · dodano: 16.09.2018 | Komentarze 18

Mieliśmy pojechać w sobotę, ale rano pogoda zamieniła się w "alle luja" i tak kapało do 12. A w międzyczasie przyszło mi zlecenie, więc w końcu zostaliśmy w domu, a pojechaliśmy dzisiaj. Lepszy pomysł, bo piękna pogoda od rana, chociaż o 9 z hakiem trochę zmarzły mi uszy. Ale już koło Izdebna Kościelnego zrobiło się na tyle ciepło, że uszy przestały dokuczać. I w ogóle zrobiło się gorąco na słońcu.



Po drodze Meteor strasznie się chciał ze mną pokłócić, ale się nie dałam. Po drodze zrobił serwis skrzynki kapslowej.



Dojechaliśmy do tego Grodziska w trymiga, żeby obejrzeć murale i złupić parę skrzynek. Zaczęliśmy od skrzynki OC na cmentarzy ewangelickim. Jakoś nigdy tu nie dotarłam, a Meteor raz był.  Skrzynkowe drzewo doświadczyło pioruna dokumentnie.



Później podjechaliśmy do Wukadki i obejrzeliśmy pociągi. Przy okazji odkryłam, że na rowerach miejskich w Grodzisku są foteliki dla dzieci. Nawet w Warszawie takich nie ma, a tu są.





Co do murali, to ten z foką okazał się stać pośrodku budowy nowego skweru i placu zabaw. Chcieliśmy tu niedługo zabrać Kluskę, ale chyba zaczekamy do wiosny, żeby już był skończony. Inne murale obejrzane po drodze.


Wstąpiliśmy jeszcze nad jeziorko, bo okolica przeszła gruntowny remont. Trzech panów w łódce i pies, odsłona XXI w.





A potem do kamiennego kręgu czyli czakramu z kamieniem mocy pośrodku. Oczywiście się naładowałam energetycznie. ;)



Teliga chyba robi za uziemienie w tym układzie, a masz robi za antenę.



Kolejny mural, tym razem przy placu zabaw istniejącym od dawna. Tu spotkałam zabawkę z dzieciństwa, takie właśnie pamiętam. Mural nieco odczapowy i z makówkami. ;) Nazbierałam też trochę jarzębiny dla Kluski i żołędzi na kawę, bo właśnie spadały.





Dalej mural firmowy z bocianem.


Dworzec z Salą turystyczną, ale zamkniętą, żeby pasażerowie nie zużyli. Na co komu sala turystyczna w weekend, prawda.


Kierunek grodzisko. A tu niespodzianka, bo po drodze kolejny nowy skwerek, z siłownią i ścieżką przyrodniczą a także zielonym amfiteatrem.




Na grodzisku tłum ludzi i nie mogliśmy podejść do skrzynki. Kurczę, trzy lata temu było to samo. Ale tym razem udało się ich przeczekać i po długich poszukiwaniach udało się ją odnaleźć i przeserwisować.




Powrót znaną trasą bez niespodzianek, ale niestety strasznym mordewindem, który nieźle mnie złoił i w ogóle bolały mnie plecy. Chyba mam znowu źle ustawione siodełko.

  • DST 43.43km
  • Teren 11.00km
  • Czas 02:39
  • VAVG 16.39km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Puszczy Bolimowskiej z hamaczkiem

Sobota, 8 września 2018 · dodano: 08.09.2018 | Komentarze 2

Meteor zaraził się od Kluski (która po dwóch dniach pociągania nosem i pojenia witaminą C ze źródeł wszelakich, głównie hibiskusowych, doszła do siebie), to w końcu nigdzie nie pojechał, chociaż miał na grzyby. Ja z okazji słowiańskiego święta Rodzanic, a tak naprawdę przez przypadek wybrałam ten termin rozpoczynający babie lato - podjechałam zinwentaryzować dokładniej położenie kurhaników. Jeden nawet obmierzyłam miarką, średnica zgadza się z zapisem z geo czyli ok 13x13m. Wszystkich było dziewięć, co podobno jest typowe dla kurhanów scytyjskich, ale to nie do końca potwierdzone źródło i się nie upieram, czy tak powinno być. W każdym razie dwie inne górki w terenie tak jakoś mi się nie wydają. Jeden jest rozkopany lekko, ale pozostałe w niezłym stanie. Najczęściej wystają ok. pół metra, jeden większy w najwyższym punkcie ma metr z groszami. Byłoby fajnie, gdyby jakieś archeolo to przebadało. ;)
W każdym razie skoro kurhany, to i miejsce mocy, czyli siedziby w hamaczku z gołymi nogami opierając się o ziemię i ładujemy baterie. Tak po prawdzie to kurhaniki nie są obligatoryjne, byle był hamaczek i zielono wokół. Hałasujące obok pociągi nieco nadkruszały ową prasłowiańską idyllę, ale nie bądźmy drobiazgowi. W drodze znalazłam kilka ziółek, w tym kwitnącego glistnika, no patrzcie państwo, ale w tym roku lato długie.
Na horyzoncie coś mokrawego zaczęło się tworzyć, więc spakowałam się i do domu, nawet mnie trochę pokropiło, ale przeszło bokiem. Dobra wycieczka po stacjonarnym wakacjach, na dłuższe wycieczki było za gorąco.







Dziwna roślinka przy wyschniętym na wiór jeziorku

Odpoczynek wzdłużny, ale jednak wygodniej było w poprzek i bez butów. :)


  • DST 15.83km
  • Teren 7.70km
  • Czas 01:06
  • VAVG 14.39km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Powtórka z ogniska

Wtorek, 28 sierpnia 2018 · dodano: 28.08.2018 | Komentarze 5

 daleko, nie za blisko. Grunt, że chyba całe osiedle się dowiedziało, gdzie jedziemy, bo Kluska obwieściła w trakcie przejazdu przez podwórko wszystkim obecnym. Że na kiełbaski jedziemy. ;)
Z tą różnicą wszakże, że po drodze mieliśmy kilka krótkich postojów. A to na grzyba na ścieżce, a to znaki drogowe obejrzeć i poznać ich znaczenie. Oraz drugi problem, to jest mokre drewno. No dobra, wilgotne, bo padało parę dni temu, a że było dość chłodno, to nie miało kiedy wyschnąć. Ale co to dla eskapebola, Meteor rozpali w trymiga, jeszcze mu Kluska pomagała ze świeczką i patyczkami. Kiełbasa tym razem toruńska, smaczniejsza smakowo, ale miała ciut przygrubą skórkę i była za słona jak na moje standardy. Ale nie narzekam, każdy zjadł swoją porcję. Odbyło się kilka wycieczek po leśnej drodze, raz Kluska złapała zająca podczas gry w piłkę nożną (od dawna powtarzam, że ona jest za mała i przez to niebezpieczna, Meteor wozi tak naprawdę miniaturkę piłki). Graliśmy również w rzucanie plastikowym talerzem oraz mieliśmy rozgrzewkę, czyli na zmianę wymyślaliśmy sobie ćwiczenia. Meteor ledwo się trzymał na nogach, ja też chwilę odpoczywałam. Kluska jak zwykle w formie, czyli każdego wykończy. ;)

Szybki film z rozpalania pod tym adresem.


Roślinki rosnące na polanie




Jedna, dosłownie jedna dojrzała jeżyna. Poświęciłam się i dałam do zjedzenia Klusce. Na szczęście nie wypluła. ;)

O początku lipca sporo porosło ziela wszelakiego

A to droga spacerowa

Pokrzywa. Kluska się ich boi i z nimi walczy. Trochę złagodniała, gdy wytłumaczyłam, że to w gruncie rzeczy bardzo zdrowa roślinka i można z niej zrobić szampon. :)

Ciąg dalszy drogi


Hamak musi być

Wyprawa po drewno

Kiełba cierpliwie czeka




Kapelusz z łopianu (czy czegoś) i bukiecik z krwawnika.

Czytaj dziecku 20 minut dziennie. Taaa, chyba 20 minut na godzinę w przypadku Kluski. ;)



  • DST 16.10km
  • Czas 01:06
  • VAVG 14.64km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Warszawie

Piątek, 10 sierpnia 2018 · dodano: 10.08.2018 | Komentarze 2

Głowna trasa to między dworcem zachodnim a centrum handlowym, gdzie Kluska miała występ i potem przejazd przez okolicę mordowni zwanej dla niepoznaki Alejami Jerozolimskimi i potem już urokliwe uliczki Włoch. Pewnie nie byłyby tak urokliwe, gdyby nie wszędzie spowalniacze zniechęcające auta do prucia. Na zachodnią pojechałam znów z Włoch (bo stacja nadal nieczynna) i w ostatniej chwili, stojąc już na peronie trzecim, zobaczyłam pociąg do Żyrardowa wjeżdżający na peron szósty wraz z ogłoszeniem, że nadjeżdża. Zebrałam się szybko z rowerem, biegu biegu i zdążyłam. Okazało się, że to było coś w rodzaju spóźnionej o 10 minut Wiedenki, czy innego przyśpieszonego lecącego po torach w dalszej części dworca. Tym sposobem dotarłam do domu kwadrans wcześniej niż planowałam. I dobrze, przynajmniej jeszcze nie musiałam zapalać lampek.



Piętrus w przeciwnym kierunku





  • DST 18.05km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:09
  • VAVG 15.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do lasu po jeżyny

Niedziela, 5 sierpnia 2018 · dodano: 08.08.2018 | Komentarze 4

Jeżyny coś nie wyszły, mały kubek się nazbierało. I kilka dzikich jabłek (zdaje się papierówki). A poza tym awaria komputera (piszę z nowego, ale mam problemy ze starym dyskiem), więc trzymajcie kciuki.





Postój na kawę i kanapki w Sokulach.

Nowe fotki tajemniczego drzewa z pęknięciem w korze



Z drugiej strony nic nie ma


  • DST 9.99km
  • Czas 00:35
  • VAVG 17.13km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Nad Zalew z Klu i Meteorem

Środa, 18 lipca 2018 · dodano: 19.07.2018 | Komentarze 8

Obiecaliśmy Klusce wyprawę na nową plażę w okolicy, to pojechalim, bo miało być chłodniej i pochmurno. Akurat jak wystawiliśmy rowery na zewnątrz, wybuchło słońce i nękało nas przez całą trasę. Na miejscu ukryliśmy się w jedynym dostępnym, niezakrzaczonym cieniu i stygliśmy. Na szczęście wiał wiatr od wody. Meteorowi jednak i tak było o wiele za ciepło, więc opalał się światłem odbitym od nieba. Mnie było akurat, a jak raz zaszło słońce, to wręcz włożyłam polar. Nawet ciepłolubnej Klusce momentami było za ciepło. Prócz plaży zwiedziliśmy plac zabaw i podmokły kałużowy zielony labirynt (po drodze do toalety nie wzięłam aparatu, więc nie mam zdjęć). Większość pobytu to jednak plażing i żarełko plus kawa zbożowa. Jakoś przetrwaliśmy. Przez chwilę udało mi się odpalić radary z pogodynki i zauważyłam, że znad Warszawy wali na nas niezła burza. Poza tym zaczęło przybywać letników i w naszym zakątku zrobił się niewielki tłok. Ewakuowaliśmy się więc do domu i w samą porę, bo z pół godziny po naszym przyjeździe zaczął padać deszcz, a z map wynikało, że największa zlewa poszła właśnie nad zalew.

Po drodze mieliśmy jeszcze jedną przygodę, w zasadzie na samym starcie Klusce spadł łańcuch w przyczepce i jechała na luzie, bo na szybko nie dało się go założyć. Dopiero na miejscu usiadłam spokojnie i sposobem wrzuciłam go na właściwe tory.




Poprzednie ulewy zalały boisko do piłki plażowe robiąc z niego boisko do piłki wodnej. ;)


Wielka piaskownica



Ledwo ledwo udało mi się rozpiąć hamak. Jednak zakup wyjątkowo długich linek był dobrym pomysłem. Tak wyglądało nasze stanowisko dowodzenia, na resztka trawnika z rolki, które tu ktoś podrzucił.

Budowa wulkanu z jaskinią

Woda w charakterze lawy

Wyprawy po wodę. Z czasem wulkan obrósł piórkami, a Meteor z Kulską zaczęli robić model Mirmiłowa z fosą.




Czytanie wiecha czyli strawa duchowa

Niektórzy mają taki wstręt do słowa rower, że zamiast roweru wodnego mogą wypożyczyć auto wodne. Niestety nadal na pedały. ;)

Do domu


  • DST 11.86km
  • Czas 00:39
  • VAVG 18.25km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na dworzec, nad zalew i po skrzynkę

Czwartek, 12 lipca 2018 · dodano: 12.07.2018 | Komentarze 11

Jak w tytule w sumie. :)




Nad wyremontowanym zalewem zrobiono nawet przyzwoite stojaki rowerowe.

Niestety nie wiadomo, do czego służy wiatka, bo tam stojaków już nie ma. :)

Jest też zatoczka autobusowa i DDR (widać w tle poprzednich zdjęć, niestety wąziutka 2m, ale zasfaltowa)

Ponieważ remont został mocno okrojony, to wyszło co wyszło, ale nie ma tragedii. Tylko drzew brakuje, a te co posadzono, dadzą cień najwcześniej za 10 lat. 

Dwa budynki z toaletami, wypożyczalnią dupereli, stoiskiem z lodami, ale bez porządnej restauracji (cytując klasyków: "a po co").


Na szczęście jest zadaszony taras, gdzie da się wytrzymać w upale.


Przystań mniejsza





Przeszliśmy się po plaży i chyba mamy wakacje zaliczone. Może wracać jesień. ;)