Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48819.95 kilometrów w tym 8106.56 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Dalsze wycieczki po klopoty

Dystans całkowity:26474.77 km (w terenie 5193.78 km; 19.62%)
Czas w ruchu:1700:09
Średnia prędkość:15.57 km/h
Maksymalna prędkość:41.70 km/h
Suma kalorii:56985 kcal
Liczba aktywności:613
Średnio na aktywność:43.19 km i 2h 46m
Więcej statystyk
  • DST 24.04km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 16.03km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do przedszkola i nad Pisię

Wtorek, 4 kwietnia 2017 · dodano: 04.04.2017 | Komentarze 2

Pierwsze 2,65km to runda do przedszkola i z powrotem, reszta to wynik wycieczki poprzedszkolnej z Kluską i Meteorem. Klusię od rana lewą nogą, oddałam płaczliwą i zabierałam po podwieczorku płaczliwą. Odmieniło się po zapakowaniu do Weehoo i daniu żarcia oraz picia do łapy. Grunt to priorytety. 

Kluska uwielbia tę przyczepkę, ale nie zawsze podoba się jej cel podróży. Nad rzekę chyba nie bardzo chciała jechać, więc nie drążyliśmy tematu tylko rozkoszowaliśmy się widokami. Na przykład widokami na kury (nie sfocono) i kozy czy kucyki (trochę się udało). Na miejscu trochę było bieganiny po piachu, bo dziecię życzyło sobie wysiąść w konkretnym miejscu i trza było zrobić cofkę. A potem to już standardowo, gotowanie w rzece zupy z mąki (piachu) i patyczków. Patyczkiem też zupę mieszano. Szaleństwa w hamaku, podlewanie kwiatków, podglądanie patyków przez dziurę w mostku i piknik z kawą (jakoś z wrażenia nie zrobiliśmy zdjęć zajęci jej piciem). Trzeba było trochę Kluski pilnować, żeby nie wpadła do rzeki ani nie spadła ze skarpy. To jeszcze nie ten wiek, kiedy dziecię pilnuje się samo.

Odkurzyłam też stary kask, żeby połaziła w nim dopóty pasuje, ale fakt że jest już na styk i chyba jednak wrócimy niedługo do czerwonego, bo na kapelusz na bank nie wejdzie. Pelerynka Coverover usyfiona jak diabli, ale nie widać, więc może nie ma sensu prać? Na następnej wycieczce uświni się na nowo. :)











Chwila spokoju...

I dalej w kierat, kwiatuszki się same nie podleją.


Wyprawa po kijek.


Mieszanie zupy

Wrzucanie kijka do zupy w funkcji zagęszczacza

Chlup!

O, płynie...

Zupa gotowa.

A tak wygląda Kluska obrażona. Bo nie zabraliśmy zestawu świętej trójcy do zasypiania czyli pieluszki, kizia-mizia i monia. Niestety krótko była obrażona i nie bardzo odpoczęliśmy. ;)

Do domu. To znaczy Am. Kanapka z serduszek.


A to jest zdjęcie kozy, przez którą Meteor z Kluską mi uciekli. Dogoniłam ich dopiero w Żyrardowie.


  • DST 64.04km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:46
  • VAVG 17.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kwietniowy lipiec rakietowy

Niedziela, 2 kwietnia 2017 · dodano: 02.04.2017 | Komentarze 10

Dziś rano wszystko szło na opak. Raz, że późno wstaliśmy. Dwa, że tym razem moje przednie koło obudziło się z flakiem. Szkło było wbite kilkukrotnie, ale chyba tylko jedno się przebiło. Meteor po zrobieniu zakupów na rynku (chebuś) do 11 szykował rowery. Miało być blisko no i czasu do 19, więc się nie ścigaliśmy. Najpierw po mobilniaka w okolicę domu Dombiego pod Babskim Borkiem. Przyuważył nas jeden z jego synów, no to wpadliśmy na krótką wizytę, gdzie poczęstowano nas jadłem i napitkiem. :)

Mobilniak był spory i ledwo udało się go przytroczyć do roweru. Podwieźliśmy go do bazy rakietowej w Teresinie, miejsce akurat dla niego. Ale wcześniej Babski Borek i serwis Babskiego kesza. Upiornie mokry, ale szybko wysechł na słońcu. W hamaku było mi za ciepło, a tu tylko konary drzew rzucały cień. Bez wiatru było wręcz upalnie. Wreszcie ruszyliśmy w drogę powrotną, ciut naokoło przez Kaski i Baranów, żeby mieć boczny wiatr. 

Dodatkowo parę km - odebrać Klu z dworca. Link do albumu wiosennego.


















  • DST 46.40km
  • Teren 0.50km
  • Czas 03:04
  • VAVG 15.13km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Prima Aprilis po Warszawie i opłotkach

Sobota, 1 kwietnia 2017 · dodano: 02.04.2017 | Komentarze 6

Z okazji ocieplenia wybraliśmy się na rekonesans po warszawskiej Woli. Dojazd do Zachodniej pociągiem. Potem wyszło, że przypadkiem jechała z nami od Włoch Kluska z wujkiem i babcią, ale nas dostrzegli dopiero, gdy wysiedliśmy. Może i lepiej, bo jeszcze by była awantura, że nie jedziemy na wycieczkę z Kluską, tylko oddzielnie. ;)

Zaczęliśmy od fotostopów, bo w okolicę pomnika przywędrowały głazy narzutowe. Przegapiłam epokę lodowcową! Potem jeszcze tylko koparka i można jechać do tobruku przy Bema. Ale wcześniej jeszcze obejrzenie ceglanego kościółka i odkrycie pomnika "Inki". Tobruk ładnie zagrzebany przy pomniku dla odmiany Waryńskiego. Do kolejnego nie daliśmy rady podjechać, bo krzaki i wycięte drzewa. No to mały popas w parku Szymańskiego, gdzie tabuny rowerzystów i pan z pieskiem w bagażniku. I publiczna biblioteka plenerowa. Pamiętając, ile kosztowała, trochę moim zdaniem wyrzucone pieniądze. 

Później podjechaliśmy do cerkwi i pobliskiego cmentarza, którego do tej pory nie miałam okazji zwiedzić. Jakoś tak wyszło. W okolicy jest sporo nekropolii i ta jakoś umknęła. Dziś było tu przepięknie. Może to dziwne określenie, ale cmentarz tętnił życiem. Znaleźliśmy na nim również groby budowniczych Pałacu Kultury. Nie wiedziałam, że aż tak dużo ludzi zginęło przy jego budowie. "Prawie" jak budowniczy piramid. ;)

Od kesza do kesza, od kościółka do Reduty i tak minęło południe. Sporo czasu spędziliśmy na Osiedlu Przyjaźni. Uwielbiam drewniane domy, choć upiornie teraz tam dużo aut. "Biedni" studenci najwyraźniej. ;) Na osiedlu sadzono też drzewa i grano w piłkę. Nawet nie wiosna, zupełne lato, było mi za ciepło. Ale na szczęście miałam sandałki. Meteor niestety zwykłe buty. Na Osiedlu Przyjaźni do końca poszła mu dętka i bidol musiał łatać, bo nie miał zapasowej pod ręką. Trochę przez to zabawiliśmy dłużej.

Z Woli "bemowskiej" polecieliśmy do Lazurowej i tam wreszcie oddaną do użytku nową DDRą wyjechaliśmy z cywilizacji i zaczęły się polskie drogi. Nawet wypadek trafiliśmy po drodze do jednego cmentarza "w polu". Paskudnie to wyglądało. 

Ostatni kościółek i kapliczka, do domu. To znaczy ja do Milanówka przez Brwinów, a dalej się rozłączyliśmy. Ja ciapągiem, Meteor postanowił dokręcić kilometry. Jak na cały dzień pod wiatr, byłam tylko trochę padnięta. To znaczy wypiłam kawę i poszłam spać na godzinkę. :)

Cała wycieczka pod linkiem, a poniżej wybór.




























  • DST 32.27km
  • Czas 01:50
  • VAVG 17.60km/h
  • VMAX 27.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Szymanowa spotkać Huanna

Niedziela, 5 marca 2017 · dodano: 05.03.2017 | Komentarze 9

Huann nas zaskoczył wczoraj mejlem o wyprawce do Warszawy, więc i spotkaniem na trasie. A że Kluska bawi z babcią i wujkiem, jak co weekend prawie, to nie było przeciwskazań. Może wiatr nieco silny, ale głównie boczny, da się przeżyć. No i miało być jeszcze cieplej niż wczoraj, ale że było więcej chmur, odczuwalnie wydawało się nawet chłodniej, choć przez moment, gdy wyszło słońce, jechałam nawet bez polaru. Po drodze sociłam gong na skrzyżowaniu.

Gdzieś w połowie drogi do Szymanowa (kultowy przystanek autobusowy) zadzwonił Huann, że jest dopiero w Nieborowie i pewnie się spóźni kwadrans. Dlatego też postanowiliśmy po dojechaniu na miejsce podskoczyć pod kościół zobaczyć, czy nie ma tam wmurowanych pocisków z I wojny. Szansa marna, ale sprawdzić nie zawadzi. Nie było. Ledwo wróciliśmy na przystanek, a tu coś odblaskowego zamajaczyło na horyzoncie. A jednak Huann dotarł o czasie z czekoladą i mnóstwem "fantów". 

Potem się rozdzieliliśmy, ja wracałam prawie tą samą trasą (skrótem od mostku za Oryszewem przez Wiskitki), Meteor podprowadził Huanna do Kasków i wracał inaczej. A i tak dojechał do domu może z 20 minut po mnie. :)







I droga powrotna, widoki z mostku (zajrzałam pod spód, czy nie ma moich zgubionych okularów z jesieni, ale widać było, że woda zmyła kawałek, gdzie mogły leżeć).



A w Wiskitkach trafiłam na dzikie gęsi. :)



  • DST 39.64km
  • Teren 0.20km
  • Czas 02:16
  • VAVG 17.49km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Radziejowic wycieczka wiosenna

Sobota, 4 marca 2017 · dodano: 04.03.2017 | Komentarze 15

W moim prywatnym podziale pór roku wiosna nadchodzi, gdy topnieją śniegi i robi się ciepło na tyle, że człowiekowi podczas jazdy kurtka robi się niepotrzebna. Sam polar wystarcza. I tak jest od początku marca w zasadzie. Aż się prosi o porządną wycieczkę. Wcześniej się niby dało, ale byłam zajęta zwożeniem w weekendy książek ze starego domu, dopiero w tym tygodniu zrobiłam sobie przerwę. Pomysł wycieczki był mój, a raczej kierunku, bo trasę jak zwykle obmyślił Meteor. Przybyło nowych asfaltów, samo dobro.

Na chwilę zatrzymaliśmy się pod Bieganowem, a potem już prosto do pałacu w Radziejowicach. W ciągu roku mijamy go na ogół naprędce jako miejsce piknikowe, ale nie zwiedzamy. Mamy swoją ulubiona ławeczkę z widokiem na staw, gdzie wypijemy kawę lub dopijemy resztki herbaty (gdy Radziejowice wypadają w drodze powrotnej) i zajadamy się plackami.  Dziś też tak było, ale dodatkowo zostawiłam Meteora na ławce i sama poszłam porobić zdjęcia głów i pałacu. Potem przeszliśmy na drugą stronę dworu do części z drewnianym dworem i arką Wilkonia. Arki nawet nie fociłam, bo ciągle za zasłonką (zdejmują ją latem), jest u Meteora we  wpisie jesiennym. Miło się zwiedzało, prawie nie było ludzi. Tylko matki z wózkami i jedna autokarówka, która jednak wbiła do pałacu i tyle ją widzieliśmy. Bardzo dobrze, nie plątało mi się tałatajstwo przed aparatem i mogłam spokojnie zająć się robieniem zdjęć.

Powrót nieco na okrętkę, żeby dokręcił jakiś sensowny dystans (byłoby 30, a tak jest 39).

Rzeźby w parku ciekawe, autorstwa między innymi Mariana Koniecznego, Gustawa Zemły czy Alfonsa Karnego (głowy przytwierdzone do kamieni i dziewczynka ze skakanką). Zawsze się śmiejemy z Meteorem, że dobrze, że stawiają tabliczki, bo czasem człowiek by nie wiedział, że to sztuka. Tak jest z "bramą husarską" jak ją lubię nazywać, a tak naprawdę z dziełem sztuki "brama teatru narodowego" Wilkonia. Bardzo lubię twórczość tego artysty, mimo że niektórym wydaje się infantylny czy w jakiś sposób niepoważny. A ja jednak lubię traktowanie świata przez sztukę z przymrużeniem oka, chyba nawet bardziej niż silenie się na nie wiadomo co za pomocą ambitnych opisów hałdy ziemi przy muzeum. No ale "de gustibus non est disputandum" i zakończmy temat.

A skoro już o łacinie mowa, to udało mi się na pałacu dostrzec łacińskie napisy. Jakoś wcześniej nie zwróciłam uwagi. Znalazłam trzy, może jest ich więcej. W ferworze focenia rzeźb straciłam zainteresowanie pałacem. :)

Wszystkie zdjęcia w albumie guglowym, a poniżej wybór.






Młyn.

Coś się rozbudowuje, czyżby nowa galeria?

Stanisław z wytrzeszczem

Smutny Szopę

I inne fotki.






Jeszcze smutniejszy Józef Chełmoński, malarski patron okolicy.





Wiadomo kto. Nieco współcześniejszy patron okolicy ;)















dddd




I kapliczka z tyłu przy bocznej bramie.


  • DST 55.57km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:14
  • VAVG 17.19km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Wólki Łasieckiej-odsłonięcie pomnika

Sobota, 5 listopada 2016 · dodano: 05.11.2016 | Komentarze 20

A się działo.

Przy okazji zapraszam do otwartej, nieformalnej grupy wolontariuszy - Wystarczy Chcieć (na fejsie).






  • DST 65.80km
  • Teren 1.20km
  • Czas 03:56
  • VAVG 16.73km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zimno! Do Kozłowa Biskupiego i nie tylko.

Poniedziałek, 31 października 2016 · dodano: 31.10.2016 | Komentarze 11

Rano kołderka mnie ostrzegała. Jest zimno, nigdzie nie wychodź! Tu ci będzie najlepiej. Prawie posłuchałam, ale mi było żal Tomiego, że będzie marzł sam. No i placki mi zeżre. I kawusią nie poczęstuje. Toteż z wielkimi oporami, ale jednak, ubrałam się i przygotowałam do wyjścia. 
Rzeczywiście ziąb był okropny, nawet zimniejszy niż myślałam. Ale było już za późno na powrót. Jadę, to jadę, może nie zamarznę do końca. Na szczęście nieco się rozgrzałam jazdą. Łatwo nie było, bo lekkim mordewindem, ale ponoć popołudniu miało wiać gorzej, a wtedy już mieliśmy wracać. Więc myk myk do nowo odgrzebanego cmentarza wojennego pod Kozłowem Biskupim, co myśleliśmy, że wiemy, gdzie mniej więcej był, a okazało się, że jednak 50 m wcześniej. W krzakach, zaorany sadzeniem lasu. Dlatego też wiele płyt uległo zniszczeniu. Pomnik i niektóre z płyt jednak przetrwały. Archeolodzy trochę je odgrzebali i oczyścili, ale cmentarz wymaga uporządkowania. Na szczęście obok biegnie ścieżka przyrodnicza, w zasadzie przez jego środek, to może ludzie będą często tu zaglądać. Ale konno po grobach? Nu, zobaczymy, może uda się nieco zmienić przebieg ścieżki, by otaczała groby.

Potem jeszcze przejechaliśmy się tą ścieżką, ciekawa nawet. Obok przebiega ładny okop, znaleźliśmy też archeologiczną odkrywkę ziemianki, gdzie Tomi pokazał hełm pradziadka pana Mariana, co w nim na insurekcję kościuszkowską się wybierał, ale nie dotarł. 

Z Kozłowa udaliśmy się pod Kurdwanów, w rejon Grabówka, do kolejnego cmentarza. Tam policzyliśmy mogiły i poszukaliśmy płyt kujkami (bez kopania). Się trochę znalazło, to znaczy ok.28 na 48 mogił plus jedna w części z wałem. Zimno jak diabli, ale bieganie po cmentarzu tu i tam nas rozgrzewało.

Wracając zauważyliśmy, że na starym parafialnym cmentarzu w Kurdwanowie nieco uporządkowano krzyże i przybyła tablica. Reszta zdjęć z wycieczki  w linku.

Rzepak? Coś zimny maj tej jesieni. ;)




Okop

Ziemianka




I inne widoczki







Gradówek




  • DST 46.62km
  • Teren 1.20km
  • Czas 02:44
  • VAVG 17.06km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Przez Grodzisk do Brwinowa

Niedziela, 30 października 2016 · dodano: 30.10.2016 | Komentarze 0

Mały keszing z wiatrem po okolicy. Ostatnio w Grodzisku przybyło murali, pojechaliśmy obejrzeć. Bonusowo obejrzeliśmy też mural w Brwinowie, z okazji stulecia urodzin znanego aktora, Wacława Kowalskiego, znanego z roli w filmie "Sami swoi". Obok jest też mała wystawa plenerowa.
Pogoda była śliczna, dopóki jechaliśmy, niestety się spsuła za Grodziskiem i zaczęło popadywać. Dlatego w Brwinowie nie zabawiliśmy długo. W końcu ja wsiadłam w pociąg, a Tomi pojechał nabijać rekordowe w tym roku kilometry. Jako że do pociągu miałam jeszcze kawałek czasu, to tylko zahaczyliśmy o wille na Turczynku i w pociąg wsiadłam w Milanówku.







A ten już był, ale ładny, to wrzucam po raz kolejny


Tuczenie i odchudzanie, dla każdego coś dobrego. ;)

Poezja z kładki w Milanówku

Po drodze do jednego z keszy odkryliśmy efekty prac archeologicznych, to czarne to pozostałość po dymarkach.



I pan Wacław



Turczynek chyba po raz trzeci w tym roku, tym razem w odsłonie jesiennej.





  • DST 14.86km
  • Teren 1.20km
  • Czas 01:06
  • VAVG 13.51km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Pruszkowa do Komorowa i nazad

Piątek, 28 października 2016 · dodano: 28.10.2016 | Komentarze 3

Wspomagając się ciapągowo w celach częściowo pracowych. Częściowo, bo miałam zapas między przyjazdem pociągu a godziną spotkania, to wpadłam do przypadkiem zoczonego urbeksiątka przy stalowej. Dziura w płocie wołała choooodź! ;)












I Komorów WKD. Bardzo dużo stojaków U-kształtnych, wypełnione na full. Było ich ze 20, a może więcej, rowerów 2x tyle, a to niejedyne miejsce, gdzie stały.



  • DST 54.97km
  • Teren 2.00km
  • Czas 03:01
  • VAVG 18.22km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Wólki Łasieckiej

Niedziela, 23 października 2016 · dodano: 26.10.2016 | Komentarze 6

Pracu pracu. Trochę kapało, ale poza chłodnym porankiem pogoda okazała się wyśmienita do pracy. Namęczyliśmy się srogo z jednym narożnikiem, ale płyt kolejnych nieco przybyło.



Te z zeszłego tygodnia

Krzyż postawiony przez Jacka jakiś czas temu.

Płyta wykuta przez Łukasza. Na żywo wygląda piękniej niż na zdjęciu.

Pomnik ukończony, pozostały prace porządkowe.

I takie tam jesienne powidoczki

















ccc