Info
Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48819.95 kilometrów w tym 8106.56 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Wrzesień2 - 5
- 2024, Sierpień2 - 5
- 2024, Lipiec1 - 0
- 2024, Czerwiec1 - 0
- 2024, Maj3 - 5
- 2024, Marzec3 - 6
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń1 - 3
- 2023, Październik1 - 0
- 2023, Sierpień3 - 0
- 2023, Lipiec1 - 0
- 2023, Czerwiec1 - 0
- 2023, Maj4 - 0
- 2023, Kwiecień6 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Luty2 - 0
- 2023, Styczeń6 - 1
- 2022, Grudzień3 - 2
- 2022, Listopad7 - 10
- 2022, Październik16 - 2
- 2022, Wrzesień7 - 3
- 2022, Sierpień14 - 10
- 2022, Lipiec13 - 17
- 2022, Czerwiec16 - 7
- 2022, Maj14 - 0
- 2022, Kwiecień9 - 5
- 2022, Marzec13 - 11
- 2022, Luty9 - 3
- 2022, Styczeń12 - 4
- 2021, Grudzień7 - 0
- 2021, Listopad16 - 0
- 2021, Październik23 - 21
- 2021, Wrzesień15 - 16
- 2021, Sierpień16 - 13
- 2021, Lipiec20 - 6
- 2021, Czerwiec21 - 14
- 2021, Maj19 - 21
- 2021, Kwiecień19 - 10
- 2021, Marzec16 - 29
- 2021, Luty4 - 1
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień6 - 12
- 2020, Listopad9 - 24
- 2020, Październik14 - 18
- 2020, Wrzesień13 - 26
- 2020, Sierpień15 - 35
- 2020, Lipiec23 - 18
- 2020, Czerwiec18 - 16
- 2020, Maj17 - 28
- 2020, Kwiecień22 - 101
- 2020, Marzec27 - 52
- 2020, Luty20 - 27
- 2020, Styczeń22 - 7
- 2019, Grudzień18 - 23
- 2019, Listopad21 - 33
- 2019, Październik28 - 26
- 2019, Wrzesień20 - 34
- 2019, Sierpień10 - 35
- 2019, Lipiec17 - 32
- 2019, Czerwiec8 - 3
- 2019, Maj10 - 17
- 2019, Kwiecień12 - 27
- 2019, Marzec5 - 29
- 2019, Styczeń1 - 4
- 2018, Grudzień1 - 7
- 2018, Październik14 - 29
- 2018, Wrzesień30 - 52
- 2018, Sierpień12 - 14
- 2018, Lipiec14 - 56
- 2018, Czerwiec24 - 24
- 2018, Maj30 - 66
- 2018, Kwiecień31 - 98
- 2018, Marzec23 - 57
- 2018, Luty27 - 56
- 2018, Styczeń18 - 36
- 2017, Grudzień26 - 62
- 2017, Listopad15 - 30
- 2017, Październik31 - 60
- 2017, Wrzesień30 - 89
- 2017, Sierpień18 - 64
- 2017, Lipiec15 - 36
- 2017, Czerwiec26 - 80
- 2017, Maj29 - 112
- 2017, Kwiecień21 - 47
- 2017, Marzec28 - 98
- 2017, Luty24 - 31
- 2017, Styczeń14 - 40
- 2016, Grudzień22 - 92
- 2016, Listopad19 - 64
- 2016, Październik24 - 55
- 2016, Wrzesień27 - 68
- 2016, Sierpień18 - 63
- 2016, Lipiec17 - 58
- 2016, Czerwiec8 - 22
- 2016, Maj24 - 82
- 2016, Kwiecień18 - 42
- 2016, Marzec20 - 66
- 2016, Luty5 - 3
- 2016, Styczeń8 - 26
- 2015, Grudzień8 - 45
- 2015, Listopad15 - 41
- 2015, Październik15 - 71
- 2015, Wrzesień15 - 67
- 2015, Sierpień11 - 41
- 2015, Lipiec15 - 72
- 2015, Czerwiec12 - 67
- 2015, Maj19 - 154
- 2015, Kwiecień9 - 37
- 2015, Marzec9 - 67
- 2015, Luty5 - 28
- 2015, Styczeń3 - 27
- 2014, Grudzień6 - 80
- 2014, Listopad15 - 50
- 2014, Październik19 - 193
- 2014, Wrzesień23 - 87
- 2014, Sierpień28 - 17
- 2014, Lipiec32 - 81
- 2014, Czerwiec30 - 77
- 2014, Maj32 - 140
- 2014, Kwiecień31 - 123
- 2014, Marzec31 - 214
- 2014, Luty28 - 296
- 2014, Styczeń31 - 234
- 2013, Grudzień8 - 53
- 2013, Listopad8 - 114
- 2013, Październik12 - 81
- 2013, Wrzesień11 - 40
- 2013, Sierpień17 - 53
- 2013, Lipiec5 - 11
- 2013, Czerwiec6 - 19
- 2013, Maj11 - 45
- 2013, Kwiecień2 - 4
- 2013, Marzec3 - 30
- 2013, Luty2 - 24
- 2012, Kwiecień3 - 15
- 2012, Marzec1 - 5
- 2011, Listopad6 - 31
- 2011, Październik11 - 24
- 2011, Wrzesień13 - 43
- 2011, Sierpień7 - 3
- 2011, Lipiec12 - 22
- 2011, Czerwiec10 - 8
- 2011, Maj7 - 23
- 2011, Kwiecień12 - 27
- 2011, Marzec4 - 7
- 2010, Listopad3 - 20
- 2010, Październik11 - 32
- 2010, Wrzesień9 - 10
- 2010, Sierpień15 - 58
- 2010, Lipiec16 - 27
- 2010, Czerwiec10 - 41
- 2010, Maj13 - 56
- 2010, Kwiecień9 - 39
- 2010, Luty1 - 4
- 2009, Grudzień2 - 9
- 2009, Listopad10 - 31
- 2009, Październik13 - 68
- 2009, Wrzesień13 - 50
- 2009, Sierpień14 - 42
- 2009, Lipiec14 - 53
- 2009, Czerwiec5 - 32
- 2009, Maj9 - 49
- 2009, Kwiecień12 - 47
- 2009, Marzec2 - 10
- 2009, Luty1 - 8
- 2008, Grudzień1 - 10
- 2008, Listopad1 - 5
- 2008, Październik5 - 4
- 2008, Wrzesień3 - 4
- 2008, Sierpień11 - 7
- 2008, Lipiec7 - 12
- 2008, Czerwiec10 - 20
- 2008, Maj7 - 2
- 2008, Kwiecień2 - 0
- 2007, Sierpień8 - 4
- 2007, Czerwiec1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Dalsze wycieczki po klopoty
Dystans całkowity: | 26474.77 km (w terenie 5193.78 km; 19.62%) |
Czas w ruchu: | 1700:09 |
Średnia prędkość: | 15.57 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.70 km/h |
Suma kalorii: | 56985 kcal |
Liczba aktywności: | 613 |
Średnio na aktywność: | 43.19 km i 2h 46m |
Więcej statystyk |
- DST 92.66km
- Teren 10.30km
- Czas 05:48
- VAVG 15.98km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Żyrardów - Laski - Warszawa Włochy
Sobota, 17 czerwca 2017 · dodano: 19.06.2017 | Komentarze 10
Kolejna pojedyncza wycieczka długiego weekendu. Po jednodniowej przerwie na odespanie, odpoczynek i odżarcie się po chudej diecie kanapkowej Meteora czas na jakiś porządny geocaching. Ostatnio jeździliśmy po rejonach, gdzie albo prawie nie było skrzynek, albo mieliśmy wszystkie znalezione. Tym razem skok w kierunku Lasek, gdzie jest sporo multaków i parę skrzynek, które Meteor znalazł beze mnie. Zaczynamy od zakupów, chlebek musowo, bo coś trzeba jeść po drodze. Jeszcze chłodnawo, polar się przydaje, ale z czasem robi się gorąco i wkładam coś grubszego na ramiona tylko na postojach.Wieś mazowiecka kwitnie czym popadnie, całe szczęście nie mam na to coś alergii. Po przejechaniu przez znane okolice typu Baranów, Błonie docieramy do cmentarza wojennego w Pilaszkowie. Dalej do pomnika w Borzęcinie. W okolicy toczyło się mnóstwo walk podczas drugiej wojny światowej, cyklogrobbing dziś nieunikniony. W Lipkowie zwiedzamy kościół i wdajemy się w dyskusję z miłym panem, który oświeca nas, że tutejszy proboszcz zabrania fotografować kościół. No cóż, może sobei zabraniać, od iluś lat prawo polskie pozwala fotografowanie z zewnątrz obiektów publicznych, w zasadzie prywatnych również (google street view ładnie pokazuje). Rozwój fotografii satelitarnej również umożliwia dokładne oglądanie okolicy bez wychodzenia z domu, a co dopiero radarowe zdjęcia w 3d. Świat idzie do przodu, niektórzy nie nadążają. Tu odkrywam kolejny związek z Henrykiem Sienkiewiczem, majątek należał kiedyś do Kazimierza Szetkiewicza, a później do jego córki Marii, żony Henryka. Tutaj odbył się ślub młodej pary. Sporo można przeczytać na tablicy pod kościołem, sfociłam tę część, która mnie najbardziej zainteresowała.
Potem trafiamy na teren Zakładu dla niewidomych w Laskach, jednym z piękniejszych miejsc na ziemi na mojej prywatnej mapie. Jest tu i cmentarz, gdzie nie wolno robić wielkich grobowców, tylko co najwyżej kamienne ramy wokół grobu. I nagle okazuje się, że cmentarz może być piękny, a nie straszyć kiczem z lastrico i innymi wynalazkami, od których wypadają plomby. Później zwiedzamy jeszcze okolicę podkampinoską, bogatą w multaki... robi się za gorąco, nabywam colę z limonką, żeby nie zemdleć z przegrzania. Trochę dziwna w smaku, grunt że kofeina daje kopa do życia. Na co dzień unikam tej brązowej śmieri na kilometr, ale w momencie duchoty i gorąca ratuje mi życie. Wzięłabym czekoladowe mleko, ale w wiejskim sklepiku nie mieli. Bu.
Do Warszawy wracamy przez Babice i górkę śmieciową oraz krzaki w lesie. Jak to my. Dalej wjazd do Ursusa z opłotków Bemowa i jesteśmy we Włochach, gdzie zanocujemy przed jutrzejszymi wojażami po Warszawie.
Wszystkie fotki w albumie letnim.
Różowy Puchatek!?! Protestuję!!!!
Barszcz Sosnowskiego atakuje
Pilaszków
dddddd
Lipków
Laski
Kolejny cmentarz wojenny, między Laskami a Izabelinem
Urbex też się trafił, ale z racji spotkania towarzyskiego nie mogliśmy podjąć skrzynki.
W kościele w Babicach trwała msza, a Meteor szukał pocisków. Znalazł.
W samych Babicach trwała impreza z gatunku szlagiery "copotu" czyli Boney M i inne tego typu w wykonaniu miejscowego Disco Polo. Marcinowi (Wczoraj i dziś) by się spodobało. ;)
Wracając spotkaliśmy wystawę latarń ogrodowych i nie tylko.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 44.53km
- Teren 14.30km
- Czas 02:42
- VAVG 16.49km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
W krzaki z Puszczy Marsjańskiej
Czwartek, 15 czerwca 2017 · dodano: 16.06.2017 | Komentarze 6
Ostatnio marudziłam na nudę i wygodnictwo, że Tomi się starzeje i po krzakach nie jeździ. To skończyłam z wygiętą niedziałającą tylną przerzutką. Ale od początku.Drugi, a może pierwszy dzień długiego weekendu zapowiadał się upalny i taki był w istocie, mimo chłodnego powiewu. Za ciepło na rower. Ale popołudniu się ochłodziło, zaczął dąć przyjemny chłodny zefirek, to plany z kanapowych zmieniliśmy na serwisowo-keszowe w krzakach i lasach. Komaaaryyyy jak tury w lasach grasują, zwłaszcza przy bajorkach i rzeczkach. I kałużach. Oczywiście gdzie pojechaliśmy? Właśnie tam.
Zaczęło się od serwisu mojej skrzynki "W pół do zięby" i umieszczeniu w niej skrzynki mobilnej. A potem skrzynka meteora z dzięciołem. Moja pechowa.
"Ta skrzynka wisiała mi na mapie od lat. A to tablicę zniszczyli, a to Meteor reaktywował (a ja nie lubię podczas reaktywacji, tylko na oddzielnej wycieczce szukać), a to zapomniałam. Taka pechowa. Co dziś mogło pójść nie tak?
1.Zapomniałam komórki z lepszym, szybkim gps
2. Na starej komórce gps nie chciał się uruchomić, więc musiałam gps free na oko, bo wiedziałam, że "gdzieś tam", ale dawno mnie tu nie było i nie pamiętałam dokładnie miejsca
3. Najpierw przejechałam właściwe miejsce, a jak już się jorgnęłam i wróciłam to... wsadziłam rękę tam, gdzie trzeba i... nie ma. A, pewnie spadła. Grzebię dalej... coś mi się rusza... wyciągam rękę... MRÓWKI!!!! Całą rękawiczkę miałam w mrówkach. Zrzuciłam z dłoni i zaczęłam w panice po niej skakać na drodze, aż Meteor wyjrzał zza zakrętu, co ja robię, przecież miałam pójść i za chwilę wrócić z pojemnikiem, a mnie nie ma i nie ma...
4. W końcu Meteor mi wyjął skrzynkę, bo ja nie dałam rady, znowu spadła na samo dno i ciężko było dosięgnąć."
Później wróciliśmy naokoło, Traktem Kozackim. Nie wiemy skąd nazwa. Wzdłuż kiedyś leciała kolejka wąskotorowa, może jej pilnowali? A może gdzieś był niewyraźnie opisany jako kolejowy, ktoś przeczytał kozacki i tak zostało? Nie wiadomo. W każdym razie trasa mocno błotnista. Na dodatek w połowie trafił się quad ojca z dwójką dzieci, który zresztą zaraz zresztą zaczął się wycofywać... i wtedy w tylne koło wkręciła mi się gałąź. Tak nieszczęśliwie, że wygięła przerzutkę i zrzuciła łańcuch. Na szczęście przednia działała, więc na dwójce z tyłu i na zmianę 1 2 3 z przodu dotarłam szczęśliwie. No to do czasu serwisu będę manewrować przednią, a w trakcie pewnie odkurzę holendra na jazdę po mieście. Po drodze na trakcie trafiła się grupka młodych rowerzystów, których uczciwie ostrzegłam, że będzie mokro. :)
Wszystkie fotki od tego miejsca w letnim albumie.
To trzeba było obejść wąską groblą i przeskoczyć rów z wodą.
O, kapliczka. Założymy tu kiedyś skrzynkę i puścimy po roztopach. ;)
Cywilizacja! Ta mała kropka na drodze to dwójka rowerzystów.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 127.00km
- Teren 3.50km
- Czas 07:10
- VAVG 17.72km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka nad Pilicę (Białobrzegi i okolica)
Środa, 14 czerwca 2017 · dodano: 15.06.2017 | Komentarze 7
Długi weekend rozpoczęty dzień wcześniej dzięki wyjazdowi dziecka we wtorek wieczór. Prognozy na sob-niedz niezachęcające, więc odpadła namiotówka. To sobie machnęliśmy spory dystans z wiatrem nad jedną z moich ulubionych rzek, to jest Pilicę (moje ulubione rzeki to Rawka, Narew, Pilica, niektóre fragmenty Bzury oraz Bug).Jedziemy przez Mszczonów, stałą trasą na południe i zachód od Grójca, prawie nie robiąc zdjęć, bo ileż można focić w kółko to samo. W Osuchowie, na 26 kilometrze, niespodzianka. W "naszym" miejscu rozwałkowo-kanapkowym doszła wiatka i drewniane stojaki rowerowe. Średnio wygodne, więc z nich nie skorzystaliśmy, za to z wiatki wprost przeciwnie, termosem i kanapkami. Trochę dużo tych kanapek wyszło, bo w piekarni rano kupiłam dwie duże bułki zamiast chlebów. No i istniało ryzyko, że zostaniemy bez chleba na święto. Przy placu w Błędowie (gmina Błędów i wypaczeń) wypatrzyłam piekarnię i dokupiłam chleb. No i dalej, dalej. Przez Mogielnicę w ćwierćmżawce podjechaliśmy nad Pilicę, gdzie wyszło piękne słońce (i zrobiło się ciut za ciepło). Po drodze trwała inwentaryzacja kościołów, a raczej pocisków w ich ścianach. Raczej się nie trafiały, ale za to jak się trafiły, to w ilościach kilku sztuk i to z miedzianymi zapalnikami. Prawdziwa rzadkość, dopiero drugi raz widzimy coś takiego i to z bliska.
Nad Pilicą, jak to tam, sielanka, koniki, osty wyższe od człowieka. Mostek Tomiemu rozebrali, taki fajny, drewniany, sypiący się... i walnęli betonowy. Szkoda że nie podwieszany, stalowy, jak to bywają nad Sanem, bardziej by pasował. A tak... no chociaż widoki ładne z niego są. Wzdłuż Pilicy dojechaliśmy do Białobrzegów i tam skończyły się żarty, dotarł do nas "ruch masowy", który jako tako nie licząc kilku tirów udało się bocznymi drogami ominąć. Na moście to była już w ogóle masakra, zwłaszcza że chcieliśmy zrobić zdjęcia, a miejsca nie było zbyt wiele. No cóż, "uroki" cywilizacji. Czem prędzej uciekliśmy na "starą" trasę i serwisówkę trasy S7. A tam w krzakach znalazłam stary plac zabaw przy jeszcze starszej knajpie. Wszystko nieczynne od dawna. Za paręset lat jakiś archeolog stanie tu ze studentami i powie: "Widzimy tu karczmę z okresu piezoitu elektronicznego, przełom XX i XXI wieku, wraz z zapleczem noclegowym i małą świątynią z drewna".
Po drodze trafiło się też parę krzyży, mogił, taki tam klasyczny cyklogrobbing. Docieramy do Dobieszyc, gdzie ma nas zabrać do domu pociąg (z przesiadką w Warszawie), ale mamy jeszcze chwilę czasu, to lecimy po kesza, a przy okazji obejrzeć pomnik i mogiłę, ostatnie dzisiejszego dnia. Tomi napisze dokładnie, bo ja na pewno pomylę.
W Warszawie chwilę spędzamy na Zachodniej, starcza zajrzeć po kesza (nieznaleziony) i kupić frytki podczas focenia hali nowego dworca. Frytki przywracają mi morale, bo po godzinie w pociągu i ponad stu dwudziestu kilometrach czułam się nieco odfrytczona. I właśnie sobie przypomniałam, dlaczego od ponad dwóch lat nie byłam w Macu. Nawet frytki są mało jadalne, chyba je z samej soli robią, bo już nawet nie czuć ziemniaka ani oleju. Równie dobrze mogłam kupić solniczkę. ;)
W Żyrardowie przywitał nas deszcz. Diabli wiedzą skąd, bo padać miało wg prognoz gdzie indziej i o innej porze, ale chmury już tak mają, że zapomną sprawdzić icm i robią tylko później niepotrzebny bałagan.
Wszystkie zdjęcia w nowym, letnim albumie, bo to już lato w zasadzie.
Były też sady, duuużo sadów, ale jak pisałam wyżej, ile można focić to samo?
Maki też były. I dworek z wielką sztuką na trawniku.
I rzeczony pocisk z zapalnikiem
I lądujemy nad Pilicą. A tam koniiikiiii
Pałac. Ale musi być widok z góry.
Nowy mostek
Białobrzegi
A to niespodzianka, szlak flaszkowy. Hep!
Uwaga! Stromo!
Wężykiem, wężykiem... w Stromcu
I do domu
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty, >100
- DST 51.69km
- Teren 6.00km
- Czas 02:54
- VAVG 17.82km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Kurdwanowa cyklogrobbing
Niedziela, 11 czerwca 2017 · dodano: 11.06.2017 | Komentarze 10
Właściwie pod Kurdwanów, obejrzeć po zimie pewien cmentarz wojenny z I wojny i podzielić się z gośćmi z Łodzi naszymi "badaniami" obiektu. Tu i tam parę płyt znaleźliśmy, tu i tam jakieś kamienie, krzaków co niemiara a i komarów dużo. Aż w końcu uciekłam do hamaku, ale i tak mnie gadziny podziabały.Reszta fotek w albumie wiosennym. Czas już chyba letni założyć.
Królik czy zając?
Mieliśmy pod wiatr, ale przyjemnie chłodził. W drugą stronę było gorzej, za ciepło...
To niebieskie to nie lawenda, ale też ponoć jakieś "zioło"
Bocianki
Mała rozwałka obok cmentarza
I płyty w kiepskim stanie niestety
Resztka pomnika
W drodze powrotnej do domu zahaczyliśmy o Borzymówkę i Humin
Miło popatrzeć na odrestaurowany cokół pomnika (obelisk się zachował). Taki sam był kiedyś w Kurdwanowie, ale ktoś go "popsuł". :(
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 22.88km
- Czas 01:29
- VAVG 15.42km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do przedszkola i do Bieganowa na wycieczkę
Środa, 7 czerwca 2017 · dodano: 07.06.2017 | Komentarze 0
Kluska miała dziś wycieczkę do Bieganowa, gdzie ostatnio otwarto "bawialnię plenerową" dla dzieci. Całkiem miłe miejsce, o ile nie przebywa tam w jednym miejscu ponad sto dzieci. Na szczęście Kluska była w grupie, która przyjechała na samym początku i było ich przez moment tylko ok. 40. Najpierw odwiozłam ją do przedszkola, bo jechali o 9 takim specjalnym wozem lokomotywą, który mi raz uciekł, a za drugim razem nie miałam jak go focić, bo już jechałam rowerem z młodą. Ja sobie podjechałam do Bieganowa niezależnie, moją lajtową trasą przez Międzyborów. Potem już Kluskę zabrałam do domu, ale naokoło przez wiadukt na autostradzie i mały postój w ekoparku, bo było po drodze.Na koniec imprezy po strzelaniu z łuku, jeździe quadem (sama raz jechałam z panem - jeden raz w życiu mi całkowicie wystarczy ;) ), zabawie na placu zabaw, dmuchanej zjeżdżalni, malowaniu tatuaży markerem, zabawie z drewnianymi kręglami i finale czyli pieczonej kiełbasce z chlebem, wszyscy mieliśmy banany na buzi. I jeszcze Kluska powiedziała, że chce pojechać jeszcze raz tylko z mamą i tatą. Aaaa! ;)
Wiem, że krzywo kask, gadzina sobie przesunęła w trakcie jazdy. Jednak kask+kapelusz to średni duet. Bez kapelutka mi łatwiej doregulować.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 120.05km
- Teren 19.40km
- Czas 07:13
- VAVG 16.64km/h
- VMAX 30.00km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Kampinosu i nad Wisłę
Sobota, 3 czerwca 2017 · dodano: 05.06.2017 | Komentarze 6
Cudowna wycieczka nad Wisłę przez Puszczę Kampinoską, zrobiłam mnóstwo zdjęć, pech, że gniazdo do kart w komputerze akurat rozwaliło się w trakcie wkładania jej i popsuło kartę. Już wcześniej zachowywało się podejrzanie, raz czytało kartę, a raz nie, ale już parę dni wcześniej kartę Tomiego przypsuło (ale i zreperowało), u mnie już nie było odwrotu. Karta pełna po brzegi... Tomi zapuścił program do ratowania, ale niestety udało się odzyskać może z 1/4 i to w większości poucinanych. No ale lepsze niż nic.Jechało się tak fajnie, że zapomniałam o kryzysie 60 kilometra. Chyba pomogło wylegiwanie się na wiślanej plaży i cudowna kawa mrożona. Tym razem zamiast herbaty wzięłam sobie soczek z lodem i on także podnosił morale. Przejechaliśmy przez Kampinos i dalej na skuśkę podremontowanymi asfaltami, których wcześniej tu nie pamiętam. W stylu norweskim, to znaczy wąski asfalt i co jakiś czas poszerzenie na mijankę. Po drodze bagienka i bajorka, zdjęcia trzeba było robić szybko, by uciec komarom (ale nie było ich jakoś szczególnie więcej niż w innych lasach). Wyasfaltował się dziurdziołowy kawałek przy skręcie do szlaku rezerwatu nart, to naprawdę polepszyło nam humor. Niestety dalszą część podsypali jakimś gównem, ale na szczęście już się nieco ubiło i dało radę jechać.
Zrobiliśmy sobie małą rozwałkę na "tajnej" ławeczce za Pomnikiem Powstańców 1863. O tej porze jej zupełnie nie widać. Na tyle, że pod dachem uwiły sobie małe gniazdo osy i trza się było zwinąć, zanim się wkurzyły. Od tego momentu zaczęłam liczyć rowerzystów mijanych po drodze i do końca dnia naliczyłam ponad dziewięćdziesięciu. Siedmiu? Czterech? Jakoś tak. Czyli pewnie wliczając żyrardowski poranek minęliśmy ich około setki. Dobry dzień na wycieczkę zdecydowanie.
Potem minięciu "Górek" skręciliśmy w las, żeby dobić do mogiły z 39 roku i dalej potyrtypać się do Nowego Polesia i Nowego Secymina, żeby obejrzeć sobie stary zbór, jedyną poza cmenatrzami pozostałość osadnictwa olęderskiego. Szkoda, że chałupki wyleciały. Zabudowa lat 50 i 60 nie jest piękna i raczej obrzydza okolicę. Potem na wał i nad Wisłę, gdzie zrobiliśmy sobie sporą rozwałkę na brzegu przy dawnej przystani promowej. Oj, przydałby się tu prom. Ale nimo i nie będzie.
Po zasłużonym odpoczynku ruszyliśmy wzdłuż Wisły drogą na zachód i tylko co jakiś czas jakiś mały skok w bok do cmentarza lub obejrzeć pomnik. Nawet jakimś cudem kilka zdjęć z tego odcinka się zachowało. Wreszcie odbiliśmy na południe, by ponownie wjechać w Kampinos i dojechać do Tułowic. A tam przez las (skrzynka) dotarliśmy do Janowa i Brochowa, a stamtąd to już prosta droga do domu. No, z malutkimi zygzakami. Koło domu okazało się, że do 120 kilometrów brakuje mi niecałe dwieście metrów, więc dokręciłam wokół śmietnika. :)
Wszystkie fotki pod koniec albumu wiosennego, poniżej wybór.
Mogiłka
Zbór
I jedziemy nad Wisłę
Rozwałka przy jazie
W Brochowie odkryłam kącik szopenowski. Tomi twierdził, że już tu byłam, ale ja się upieram, że nie. Zapamiętałabym ten skwerek na pewno.
I krzywe tory do Sochaczewa
Kategoria >100, Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 85.27km
- Teren 16.50km
- Czas 05:23
- VAVG 15.84km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Skierniewic
Niedziela, 21 maja 2017 · dodano: 22.05.2017 | Komentarze 16
Szybki myk blisko od domu, bo nigdy nie ma czasu na serwisy. Po drodze postój w lesie (znów pogryzły mnie komary, ratunku, to jest maj!), a potem to już zwykłe zwiedzanie Skierniewic. Po drodze raz skręciliśmy do cmentarza wojennego nad Rokitą obejrzeć konwalie. W S. obejrzeliśmy z bliska jeden urbex, ale z racji braku pomysłu na wejście do środka i ciecia krążącego po terenie - odpuściliśmy dalszą eksplorację. Lubię tylko opuszczone obiekty, tu wszystko nadal działa wokoło, tylko hala nieczynna. Dalej to już kościoły i krzaki pod garnizonem (sprawdzenie, czy jest skrzynka Meteora - jest). Popołudniem zajrzeliśmy też do mojej skrzynki na "Strzelbie". Ktoś ją zreaktywował w pudełku po jogurcie czy czymś. Eee. No to zawieszam. Trzeba było jednak zabrać zapasowe pudełko z logbookiem.Powrót przez Radziwiłłów, gdzie mieści się nasza ulubiona rozwałkowa ławeczka z widokiem na peron. :)
Co do szukania keszy, bo nieco też szukaliśmy, to królowały kapliczki. Niestety multak odpadł, bo formuła liczenia kordów finału wymagała podania ilości obrotów słonia. A słoń się nie obracał. Dzielenie przez zero coś nam nie wychodziło, więc tylko na sympatycznym "próbnikowym" skwerku zjedliśmy kilka kanapek. A do mojej sakwy wdarł się dziki zwierz, którego Tomi dzielnie ewakuował na zewnątrz.
Link do albumu wiosennego, fotki z wycieczki na końcu.
Słoń
Dziki zwierz - prośba o identyfikację.
Czołg. Zupełnie oswojony.
I inne
Mig nadal stoi
Piękny las? A nie, bo cmentarz. :)
A to inny, w centrum
Droga powrotna, przed Radziwiłłowem zajrzeliśmy do Bartników pofocić dwa pociski. W tym jeden dziiiwny.
Prawie pod domem, przed Sokulami, trafiliśmy na przyjemną łączkę i dalej na koniiiikiiii.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 44.84km
- Teren 4.00km
- Czas 02:37
- VAVG 17.14km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Małą rundka po okolicy, urbeks gratis.
Sobota, 6 maja 2017 · dodano: 07.05.2017 | Komentarze 5
Nasza kochana znajoma Werrona uraczyła nas nową skrzynką w pewnym opuszczonym budynku. Mieliśmy chrapkę na FTFa, ale Lec nas ubiegł. Zresztą spotkaliśmy go po drodze nad Pisią później, z fajnym pieskiem. Budynek paropiętrowy, nieźle zachowany, bo złomiarze dopiero odkryli, więc było co zwiedzać. Skrzynka znaleziona po jakimś czasie i... Tomi odkrył w sobie zmysł dekoratorski i zbierał fanty, by doposażyć jeden pokój. Ja też mu pomagałam. Moim zdaniem wyszło idealnie.Po urbeksie przyszedł czas na odpoczynek nad Pisią i tu spotkaliśmy Leca, z którym sporo czasu rozmawialiśmy o pogodzie i innych ciekawych tematach okołohistorycznych. Zrobiło się późno, Tomi jeszcze musiał sfocić kwiatki i w końcu ledwo zdążyliśmy zrobić serwis mojego multaka pod Mszczonowa. Deszcz spowodował, że zwiedzanie drugiego urbeksu odłożyliśmy na inną okazję. Przyjemny wiosenny dzionek.
Wszystkie fotki doklejone do albumu wiosennego
Z dachu widać Żyrardów!
I nad Pisią
Sady za Mszczonowem pod Esełką
Udało się złapać pociąg
I dworek w Badowo-Mściskach, chyba mój ulubiony w okolicy.
Kolejowe klimaty
Serwis skrzynki
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 33.25km
- Teren 3.50km
- Czas 02:03
- VAVG 16.22km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Radziejowic podrzucić skrzynkę Werrony
Niedziela, 9 kwietnia 2017 · dodano: 09.04.2017 | Komentarze 0
Wczoraj odkryliśmy skrzynkę w dwóch częściach, postanowiłam naprawić używając mojego magicznego kleju na bazie poliuretanów, co sklei konia ze słoniem, jeśli wystarczająco długo postoją w jednym miejscu. Podjechałam przez Międzyborów i opłotki cmk, ale szosą, a nie przez las. Straszny tłok i wyprzedzanie na gazetę, wróciłam lasem. Na miejscu pustkowie, bo gorsza pogoda i jakieś atrakcje kościelne, które po powrocie odcyfrowałam jako niedziela palmowa (ani jednej palmy u ludzi nie widziałam, tradycja umiera).Dodatkowo 5km z Kluską i Meteorem na dworzec i z powrotem.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 83.63km
- Teren 20.00km
- Czas 05:20
- VAVG 15.68km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do parku w Młochowie
Sobota, 8 kwietnia 2017 · dodano: 08.04.2017 | Komentarze 3
Wrzucam Meteorowi pastę o fanatyku wędkarstwa, bo nie szło mi opowiadanie z pamięci. A wycieczka do Młochowa zacna. Wędkarze trafiali się po drodze i stąd mi się skojarzyło. Wszystkie fotki w albumie wiosennym.Mój stary to fanatyk wędkarstwa. Pół mieszkania zajebane wędkami najgorsze. Średnio raz w miesiącu ktoś wdepnie w leżący na ziemi haczyk czy kotwicę i trzeba wyciągać w szpitalu bo mają zadziory na końcu. W swoim 22 letnim życiu już z 10 razy byłem na takim zabiegu. Tydzień temu poszedłem na jakieś losowe badania to baba z recepcji jak mnie tylko zobaczyła to kazała buta ściągać xD bo myślała, że znowu hak w nodze.
Druga połowa mieszkania zajebana Wędkarzem Polskim, Światem Wędkarza, Super Karpiem xD itp. Co tydzień ojciec robi objazd po wszystkich kioskach w mieście, żeby skompletować wszystkie wędkarskie tygodniki. Byłem na tyle głupi, że nauczyłem go into internety bo myślałem, że trochę pieniędzy zaoszczędzimy na tych gazetkach ale teraz nie dosyć, że je kupuje to jeszcze siedzi na jakichś forach dla wędkarzy i kręci gównoburze z innymi wędkarzami o najlepsze zanęty itp. Potrafi drzeć mordę do monitora albo wypierdolić klawiaturę za okno. Kiedyś ojciec mnie wkurwił to założyłem tam konto i go trolowałem pisząc w jego tematach jakieś losowe głupoty typu karasie jedzo guwno. Matka nie nadążała z gotowaniem bigosu na uspokojenie. Aha, ma już na forum rangę SUM, za najebanie 10k postów."
"Jak jest ciepło to co weekend zapierdala na ryby. Od jakichś 5 lat w każdą niedzielę jem rybę na obiad a ojciec pierdoli o zaletach jedzenia tego wodnego gówna. Jak się dostałem na studia to stary przez tydzień pie**olił że to dzięki temu, że jem dużo ryb bo zawierają fosfor i mózg mi lepiej pracuje.
Co sobotę budzi ze swoim znajomym mirkiem całą rodzinę o 4 w nocy bo hałasują pakując wędki, robiąc kanapki itd.
Przy jedzeniu zawsze pierdoli o rybach i za każdym razem temat schodzi w końcu na Polski Związek Wędkarski, ojciec sam się nakręca i dostaje strasznego bólu dupy durr niedostatecznie zarybiajo tylko kradno hurr, robi się przy tym cały czerwony i odchodzi od stołu klnąc i idzie czytać Wielką Encyklopedię Ryb Rzecznych żeby się uspokoić.
W tym roku sam sobie kupił na święta ponton. Oczywiście do wigilii nie wytrzymał tylko już wczoraj go rozpakował i nadmuchał w dużym pokoju. Ubrał się w ten swój cały strój wędkarski i siedział cały dzień w tym pontonie na środku mieszkania. Obiad (karp) też w nim zjadł [cool][cześć]
Gdybym mnie na długość ręki dopuścili do wszystkich ryb w polsce to bym wziął i zapierdolił.
Jak któregoś razu, jeszcze w podbazie czy gimbazie, miałem urodziny to stary jako prezent wziął mnie ze sobą na ryby w drodze wyjątku. Super prezent kurwo.
Pojechaliśmy gdzieś wpizdu za miasto, dochodzimy nad jezioro a ojcu już się oczy świecą i oblizuje wargi podniecony. Rozłożył cały sprzęt i siedzimy nad woda i patrzymy na spławiki. Po pięciu minutach mi się znudziło więc włączyłem discmana to mnie ojciec pierdolnął wędką po głowie, że ryby słyszą muzykę z moich słuchawek i się płoszą. Jak się chciałem podrapać po dupie to zaraz 'krzyczał szeptem', żebym się nie wiercił bo szeleszczę i ryby z wody widzą jak się ruszam i uciekają. 6 godzin musiałem siedzieć w bezruchu i patrzeć na wodę jak w jakimś jebanym Guantanamo. Urodziny mam w listopadzie więc jeszcze do tego było zimno jak sam skurwysyn. W pewnym momencie ojciec odszedł kilkanaście metrów w las i się spierdział. Wytłumaczył mi, że trzeba w lesie pierdzieć bo inaczej ryby słyszą i czują.
Wspomniałem, że ojciec ma kolegę mirka, z którym jeździ na ryby. Kiedyś towarzyszem wypraw rybnych był hehe Zbyszek. Człowiek o kształcie piłki z wąsem i 365 dni w roku w kamizelce BOMBER. Byli z moim ojcem prawie jak bracia, przychodził z żoną Bożeną na wigilie do nas itd. Raz ojciec miał imieniny zbysio przyszedł na hehe kielicha. Najebali się i oczywiście cały czas gadali o wędkowaniu i rybach. Ja siedziałem u siebie w pokoju. W pewnym momencie zaczeli drzeć na siebie mordę, czy generalnie lepsze są szczupaki czy sumy.
WEŹ MNIE NIE WKURWIAJ ZBYCHU, WIDZIAŁEŚ TY KIEDYŚ JAKIE SZCZUPAK MA ZĘBY? CHAPS I RĘKA UJEBANA!
KURWA TADEK SUMY W POLSCE PO 80 KILO WAŻĄ, TWÓJ SZCZUPAK TO IM MOŻE NASKOCZYĆ
CO TY MI O SUMACH PIERDOLISZ JAK LEDWO UKLEJĘ POTRAFISZ Z WODY WYCIĄGNĄĆ. SZCZUPAK TO JEST KRÓL WODY JAK LEW JEST KRÓL DŻUNGLI
No i aż się zaczeli nakurwiać zapasy na dywanie w dużym pokoju a ja z matką musieliśmy ich rodzielać. Od tego czasu zupełnie zerwali kontakt. W zeszłym roku zadzwoniła żona zbysia, że zbysio spadł z rowerka i zaprasza na pogrzeb. Odebrała akurat matka, złożyła kondolencje, odkłada słuchawkę i mówi o tym ojcu, a ojciec
I bardzo kurwa dobrze
Tak go za tego suma znienawidził.
Wspominałem też o arcywrogu mojego starego czyli Polskim Związku Wędkarskim. Stał się on kompletną obsesją ojca i jak np. w telewizji mówią, że gdzieś był trzęsienie ziemi to stary zawsze mamrocze pod nosem, że powinni w końcu coś o tych skurwysynach z PZW powiedzieć. Gazety niewędkarskie też przestał czytać bo miał ból dupy, że o wędkarstwie polskim ani aferach w PZW nic się nie pisze.
Szefem koła PZW w mojej okolicy jest niejaki pan Adam. Jest on dla starego uosobieniem całego zła wyrządzonego polskim akwenom przez Związek i ojciec przez wiele lat toczył z nim wojnę. Raz poszedł na jakieś zebranie wędkarskie gdzie występował Adam i stary wrócił do domu z podartą koszulą bo siłą go usuwali z sali takie tam inby odpierdalał.
Po klęsce w starciu fizycznym ze zbrojnym ramieniem PZW ojciec rozpoczął partyzantkę internetową polegającą na szkalowaniu PZW i Adama na forach lokalnych gazet. Napierdalał na niego jakieś głupoty typu, że Adam był tajnym współpracownikiem UB albo, że go widział na ulicy jak komuś gwoździem samochód rysował itd. Nie nauczyłem ojca into TOR więc skończyło się bagietami za szkalowanie i stary musiał zapłacić Adamowi 2000zł.
Jak płacił to przez tydzień w domu się nie dało żyć, ojciec kurwił na przekupne sądy, PZW, Adama i w ogóle cały świat. Z jego pierdolenia wynikało, że PZW jak jacyś masoni rządzi całym krajem, pociąga za szurki i ma wszędzie układy. Przeliczał też te 2000 na wędki, haczyki czy łódki i dostawał strasznego bólu dupy, ile on by mógł np. zanęty waniliowej za te 2k kupić (kilkaset kilo).
Stary jakoś w zeszłym roku stwierdził, że koniecznie musi mieć łódkę do połowów bo niby wypożyczanie za drogo wychodzi i wszyscy go chcą oszukać
synek na wodzie to się prawdziwe okazy łapie! tam jest żywioł!
ale nie było go stać ani nie miał jej gdzie trzymać a hehe frajerem to on nie jest żeby komuś płacić za przechowywanie więc zgadał się z jakimiś wędkarzami okolicy, że kupią łódkę na spółkę, ona będzie stała u jakiegoś janusza, który ma dom a nie mieszkanie w bloku jak my, na podjeździe na przyczepie, którą ten janusz ma i się będą tą łódką dzielili albo będą jeździć łowić razem.
Na początku ta kooperatywa szła nawet nieźle ale w któryś weekend ojciec się rozchorował i nie mógł z nimi jechać i miał o to olbrzymi ból dupy. Jeszcze ci jego koledzy dzwonili, że ryby biorą jak pojebane więc mój ojciec tylko leżał czerwony ze złości na kanapie i sapał z wkurwienia. Sytuację jeszcze pogarszało to, że nie miał na kogo zwalić winy co zawsze robi. W końcu doszedł do wniosku, że to niesprawiedliwe, że oni łowią bez niego bo przecież po równo się zrzucali na łódkę i w niedzielę wieczorem, jak te janusze już wróciły z wyprawy, wyszedł nagle z domu.
Po godzinie wraca i mówi do mnie, że muszę mu pomóc z czymś przed domem. Wychodzę na zewnątrz a tam nasz samochód z przyczepą i łódką xD Pytam skąd on ją wziął a on mówi, że januszowi zajebał z podjazdu przed domem bo oni go oszukali i żeby łapał z nim łódkę i wnosimy do mieszkania XD Na nic się zdało tłumaczenie, że zajmie cały duży pokój. Na szczęście łódka nie zmieściła się w drzwiach do klatki więc stary stwierdził, że on ją przed domem zostawi.
Za pomocą jakichś łańcuchów co były na łódce i mojej kłódki od roweru przypiął ją do latarni i zadowolony chce iść wracać do mieszkania a tu nagle przyjeżdżają 2 samochody z januszami współwłaścicielami, którzy domyślili się gdzie ich własność może się znajdować xD Zaczęła się nieziemska inba bo janusze drą mordy dlaczego łódkę ukradł i że ma oddawać a ojciec się drze, że oni go oszukali i on 500zł się składał a nie pływał w ten weekend. Ja starałem się załagodzić sytuację żeby ojciec od nich nie dostał wpierdolu bo było blisko.
Po kilkunastu minutach sytuacja wyglądała tak:
-Mój ojciec leży na ziemi, kurczowo trzyma się przyczepy i krzyczy, że nie odda
-Janusze krzyczą, że ma oddawać
-Jeden janusz ma rozjebany nos bo próbował leżącego ojca odciągnąć od łódki za nogę i dostał drugą nogą z kopa
-Dwóch policjantów ciągnie ojca za nogi i mówi, że jedzie z nimi na komisariat bo pobił człowieka
-We wszystkich oknach dookoła stoją sąsiedzi
-Moja stara płacze i błaga ojca żeby zostawił łódkę a policjantów żeby go nie aresztowali
-Ja smutnazaba.psd
W końcu policjanci oderwali starego od łodzi. Ja podałem januszom kod do kłódki rowerowej i zabrali łódkę, rzucając wcześniej staremu 500zł i mówiąc, że nie ma już do łódki żadnego prawa i lepiej dla niego, żeby się nigdy na rybach nie spotkali. Matka ubłagała policjantów, żeby nie aresztowali ojca. Janusz co dostał w mordę butem powiedział, że on się nie będzie pie**olił z łażeniem po komisariatach i ma to w dupie tylko ojca nie chce więcej widzieć.
Stary do tej pory robi z januszami gównoburzę na forach dla wędkarzy bo założyli tam specjalny temat, gdzie przestrzegali przed robieniem jakichkolwiek interesów z moim ojcem. Obserwowałem ten temat i widziałem jak mój ojciec nieudolnie porobił trollkonta
Szczepan54
Liczba postów: 1
Ten temat założyli jacyś idioci! Znam użytkownika stary_anona od dawna i to bardzo porządny człowiek i wspaniały wędkarz! Chcą go oczernić bo zazdroszczą złowionych okazów!
Potem jeszcze używał tych trollkont do prześladowania niedawnych kolegów od łódki. Jak któryś z nich zakładał jakiś temat to ojciec się tam wpie**alał na trollkoncie i np. pisał, ze ch*jowe ryby łapie i widać, że nie umie łowić xD
Z tych samych trollkont udzielał się w swoich tematach i jak na przykład wrzucał zdjęcia złapanych przez siebie ryb to sam sobie pisał
Noooo gratuluję okazu! Widać, że doświadczony łowca!
a potem się z tego cieszył i kazał oglądać mi i starej jak go chwalą na forum.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty