Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48978.88 kilometrów w tym 8158.36 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Dalsze wycieczki po klopoty

Dystans całkowity:26609.25 km (w terenie 5242.98 km; 19.70%)
Czas w ruchu:1709:01
Średnia prędkość:15.57 km/h
Maksymalna prędkość:41.70 km/h
Suma kalorii:56985 kcal
Liczba aktywności:620
Średnio na aktywność:42.92 km i 2h 45m
Więcej statystyk
  • DST 54.64km
  • Teren 6.50km
  • Czas 03:06
  • VAVG 17.63km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Cyklogrobbing po Milanówku, Brwinowie i cyk do Podkowy

Niedziela, 4 października 2015 · dodano: 05.10.2015 | Komentarze 4

Robota czeka na poniedziałek, więc Meteor wymyślił mi traskę półdniową, żebym w porę wsiadła w ciapąg i podjechała do domu dłubać szafy. Wyszła martyrologicznie, bo jak nie kwatera wojenna z 1939, to pomnik, to inne "trupy". Lubię jeździć po cmentarzach poza świętem listopadowym, jest cisza, spokój, można na chwilę się zatrzymać i podumać nad liczbami. Tyle bezsensownych ofiar, tylu młodych ludzi. Na zmarnowanie. Wzdech.

W międzyczasie odwiedziliśmy budynek tymczasowego szpitala wojennego w Brwinowie mieszczący się w pałacu Wierusz-Kowalskich (cały czas kampania wrześniowa), a w połowie dnia liczyliśmy pociągi, bo mieliśmy dobrą miejscówkę. Trafiło się Piendolino, osobówka zwana kiblem i cacko od Newaga, Impuls.

Miłym akcentem okazała się wycieczka do miasta ogrodu - Podkowy Leśnej, choć większość trasy przebiegała przez rejon nieogrodowy, to znaczy już zwyczajny urbanistycznie. Miasto ogród w swym założeniu miało lecieć po okręgach wokół stacji. To satelickie położenie względem miasta - matki, czyli Warszawy. Zasmrodzonej spalinami, ale będącej miejscem do pracy i zabawy. Miasta ogrody były wolne od spalin, dymów z kominów itd. I chyba nadal są, nie dziwota, że ceny za grunty są w tej okolicy olbrzymie. Fajnie byłoby zamieszkać przy Parowie sójek. Wiewiórki też się trafiają. 

Jeszcze ciekawostka - kontrapas w Brwinowie. Z gładkiej czerwonej kostki. To znaczy nie wiadomo, czy kontrapas, bo zero znaków, ale wygląda że chyba tak, bo rowerki malowane tylko w jedną stronę.



  • DST 108.76km
  • Teren 6.00km
  • Czas 06:18
  • VAVG 17.26km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Myk pod Brochów

Sobota, 3 października 2015 · dodano: 04.10.2015 | Komentarze 7

Gdzie mieliśmy jechać, dowiedziałam się po drodze. Meteor coś tam wcześniej wspominał, ale go słabo słuchałam. W każdym razie odwiedziliśmy dużo ciekawych miejsc, w tym Muzeum Pożarnictwa (i nie tylko) na terenie klasztoru w Teresinie i cmentarz pod Sochaczewem, dokładniej mogiła pod miejscowością Orły - Cesin. Tu niespodzianka, wycięto krzaki, cmentarz jest odnawiany, nawet postawiono pomnik - kopię tego w Bielicach. Po miłej pogawędce z panem, który się zajmował pracami pojechaliśmy dalej. Skrzynki cmentarnej nie szukaliśmy, żeby nie spalić. Do Sochaczewa wjechaliśmy przez opłotki, najpierw rozwałka przy młynie, w rejonie Chodakowa (niedaleko od Chemitexu). Tam też odwiedziliśmy ruinki dworu za płotem. Później jeszcze najstarsza parafia w Sochaczewie (ordynarnie rozbudowana w latach 90) i parę innych keszowych miejsc. Wyjechaliśmy od północy przez Żuków.

Robiło się coraz później, więc szybko jak się dało jechaliśmy do kolejnych skrzynek. Udało się zdobyć multaka Geo-rga przy cmentarzu z I wojny (oj, te jałowce będę długo pamiętać, dały nam w kość) i obejrzeć kościół w Brochowie. Tu natknęliśmy się na japońską wycieczkę, więc Meteor zabawił się w mikroprzewodnika i zaczął mi pokazywać pociski wbite w ściany kościoła. Jeden czy dwa znalazłam, ale on mi pokazał wszystkie. No prawie, bo jeszcze później znalazłam jeden, ale ułamany, w dziurze. Japońska wycieczka wesoło fociła mi obiekty zza pleców. Niestety sobie poszli, zanim Meteor pokazał mi gąsienicę. Chyba widziałam ją przy okazji samotnej wycieczki w ten rejon w zeszłym roku, ale nie pamiętałam dokładnie gdzie. To teraz już pamiętam. :)

Krótki spacerek na skarpę, by sfocić łęgi oraz kościół od spodu... i w drogę powrotną. Tylko mały myk po skrzynkę przy kapliczce.

A zaraz, jeszcze szukanie quizu przy mogile wśród pól, niestety nieudane. Ale miejsce zacne, na końcu świata. Słońce wtedy zaczęło zachodzić, więc musieliśmy się śpieszyć, by jak najkrótszy dystans jechać po ciemku. Udało się tak przejechać kilkadziesiąt kilometrów mimo lekkiego mordewindu. 

Wszystkie fotki z wycieczki (dużo zdjęć z muzeum pożarnictwa) tutaj.



  • DST 49.54km
  • Czas 02:47
  • VAVG 17.80km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na plac zabaw do Grodziska

Czwartek, 1 października 2015 · dodano: 02.10.2015 | Komentarze 2

Myk tam i z powrotem, najbardziej męczyło bieganie za Kluską na placu zabaw, a robiliśmy to na zmiany!














  • DST 21.85km
  • Teren 2.50km
  • Czas 01:45
  • VAVG 12.49km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dzień bez samochodu w pociągu i rowerem

Wtorek, 22 września 2015 · dodano: 23.09.2015 | Komentarze 5

Pociągiem dlatego, że dziś Koleje Mazowieckie woziły na trasie do Skierniewic za darmo, to skorzystaliśmy popołudniem. Zresztą sporo ludzi skorzystało, pociąg w tę i we w tę nie jechał pusty, jak na godziny międzyszczytowe. 

W Skierniewicach niespodzianka, buduje się trzeci peron do skrętu na Łowicz i rozbudowuje kładka do niego. Chwilowo schody są donikąd. Meteorowi to popsuło szyki, bo zmieniła się numeracja torów, piąty jest teraz trzeci, a poza tym wywalili mu drewnianą budkę ze wskazówką do kesza. Zresztą sam kesz też zaginął. Ech!

Potem już było lepiej, wszystkie kesze podejrzewane o zaginięcie były na miejscu. Zreaktywowaliśmy też kesz samolotowy, z MiGiem. Tylko teraz będzie multakiem typu offset, czyli w bezpiecznym miejscu kawałek od samolotu. Zwiedziliśmy też okolicę nad rzeką odkrywając skrót dołem, takie obejście garnizonu skarpą (górą od dawna nie da się przejść, bo zarosło). Znalazło się też kilka dziur w płocie do odgrodzonej części poza uczelnią. To już wiemy, którędy się wbijać do reszty serwisów, które odłożyliśmy na inną okazję.

Powrót na dworzec przez cmentarz i kwaterkę wojenną (której część chyba zabudowano cywilnymi grobami jeszcze w latach 60) i dalej parkiem.

Tą wycieczką zaczynam mazowiecką jesień.




















  • DST 79.30km
  • Teren 3.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 16.41km/h
  • VMAX 37.50km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Nad Wisłę, dzień pierwszy

Sobota, 5 września 2015 · dodano: 07.09.2015 | Komentarze 4

Trasa przez Guzów, drożdżówki w Czerwonej Niwie, Kozłów Biskupi, gdzie ja jedną zeżarłam, a Tomi zostawił sobie swoją na później, Rybno z cmentarzem, kościołem i dworem (tu dziękujemy dozorcy za wpuszczenie na teren, dzięki temu mogliśmy zrobić zdjęcia z bliska). Dalej Ruszki, Giżyce, Iłów (tu reaktywacja jednej skrzynki cmentarnej), dalej na północ pod Wisłę i skręcamy tam i ów na cmentarz ewangelicki. Kilka cmentarzy sobie odpuszczamy, bo są tuż przy gospodarstwach i nie bardzo daje się dojść niezauważonym (nie wiemy, czy cokolwiek po cmentarzach zostało, może kiedy indziej). Wisienką na torcie Kępa Sępławska i wyprawa dookoła pod słup wysokiego napięcia, gdzie skrzynka. Piękne miejsce przy niskim stanie Wisły. Nocujemy tam, gdzie zwykle stoi woda.

Zdjęcia z obu dni  tutaj.


 

  • DST 22.88km
  • Teren 7.50km
  • Czas 01:24
  • VAVG 16.34km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kluskę na dworzec i małe kółko w drodze powrotnej

Piątek, 28 sierpnia 2015 · dodano: 28.08.2015 | Komentarze 7

Podrzucilim z Meteorem w zasadzie zdrowe dziecko na dworzec do babci, niezupełnie zdrowej, ale na lekach, więc mniej obolałej niż z rana. Korzystając z wolnego wieczoru podjechaliśmy do Międzyborowa sprawdzić, co tam w skrzynce Meteora piszczy i przy okazji ocenić postępy prac z planszami przy ścieżce przyrodniczej. Jest już nie tylko konstrukcja, ale i treść. Dzięki temu wiemy gdzie jest środek lasu oraz gdzie stacjonowali ludzie-słonie czyli panowie w maskach gazowych podczas strasznych walk z użyciem gazów bojowych. No faktoza, tuż obok jest okop.

Zamiast wrócić do domu, podjechaliśmy jeszcze na północ, ale straszliwym wertepem. Trza od czasu do czasu sprawdzić, czy czego nowego w okolicy nie wyasfaltowali. Niestety przeciwnie, wysypali żwirem i jeździli często traktorem (dup dup dup). Nowe opony po piachu średnio, zarzuca tylnym kołem, ale poza tym da się jechać, więc nie ma dramatu. Po bardziej ubitym szlaku terenowym tylko dłonie lekko cierpią. Po drodze odkryliśmy przyjemny mostek wśród pól i przejechaliśmy malowniczym skrótem między jednym wiaduktem nad autostradą a drugim.



  • DST 91.35km
  • Teren 13.50km
  • Czas 05:23
  • VAVG 16.97km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Warszawy

Poniedziałek, 24 sierpnia 2015 · dodano: 25.08.2015 | Komentarze 5

Wyprawa w celach spożywczych, to znaczy po dwie paczki hibiskusa zamówione u mamy (wie, gdzie dostać dobry i tani) oraz książkę z przepisami kucharskimi, takimi kalorycznymi, z mięsem, smalcem i takimi rzeczami. Przy okazji wreszcie przywiozłam mikroskop. Ale od początku.

Jechałam bez analogowej nawigacji pod postacią Meteora, więc wydrukowałam sobie ogólną mapę, żeby nie pomylić kierunków. Oczywiście zapomniałam zabrać. Postawiłam sobie na wierzchu krem z filtrem, bo miała być lampa. Oczywiście przed wyjsciem zapomniałam się nasmarować. I jeszcze zgubiłam jedną rękawiczkę, w efekcie czego jechałam w zapasowej parze. Koloru czarnego. Na szczęście gorąco zrobiło się dopiero po 12.30, a o tej porze miałam przejechaną ponad połowę dystansu. Po drodze podskoczyłam tu i tam do kesza tego i owego, mapa z keszami akurat nadawała się do nawigacji typu "gdzie do cholewy mam skręcić na tym rondzie". Rond mi wybudowali na trasie od metra, bardzo dobrze, tylko trochę nie zawsze wiadomo, jak jechać. 

Jakaś czarna seria, nastawiłam się na sklepik w Izdebnie Kościelnym, żeby kupić sobie tam lody albo picie, albo cokolwiek i... był zamknięty. Otwarty był w Stanisławowie, ale się tam nie zatrzymałam. No szlag. Na trasie dorwałam sklep dopiero za Żukowem, gdzie zrobiłam sobie postój pod kościołem i zeżarłam kanapki z masłem orzechowym. Ciacho i colę z lodówki dorwałam dopiero w Rokitnie. Cola dlatego, że doszlam do wniosku, że potrzebuję jakiejś chemii, która utrzyma mnie przy życiu przed dotarciem do ławeczki w Ołtarzewie, na cmentarzu wojennym. Tam nieco ochłonęłam i jakoś dojechałam do większego cienia, czyli lasów bemowskich. Tu przyjemnym chłodem dojechałam w rejon górki śmieciowej i dalej do Arkuszowej. A tędy już prosta droga do mamy na Wawrzyszewie, gdzie zostałam porządkie nakarmiona kalafiorem z zasmażką i kanapkami z szynką. 

Plany powrotne były ambitne, na zachód tak długo jak się uda, a potem najwyżej do pociągu (po drodze jeszcze na Cmentarz Wawrzyszewski po skrzynkę). Przejechałam przez las, ale kolejne kilometry mordewindu mnie zmęczyły i zdecydowałam się od razu skoczyć na południe, akurat padło na stację w Piastowie. I tu sobie połaziłam po schodach w celu nabycia biletu z biletomatu, kupowałam akurat jak miał nadjechać pociąg do Skierniewic. Ale na szczęście dwie minuty się spóźnił i dzięki temu pojechałam właśnie nim, a nie następnym. W bagażówce tłoczno, z 6 rowerów i dzieci. Ale daliśmy radę. Wysiadłam w Międzyborowie, żeby podjechać do Parku Procnera zobaczyć, jak tam budowa ścieżki zdrowia. Budowa na etapie kołków wokół dołów w ziemi, nic ciekawego.

Trochę byłam schetana, ale w pociągu odpoczęłam. Naładowałam się witaminą D chyba na cały rok naprzód. ;)

Poniżej opuszczona chałupka, kwatera wojenna w Rokitnie, kościół w Rokitnie, miejsce bohaterskiej śmierci Artura Radziwiłła w Ołtarzewie i dworek tamże, orzełek z Warszawy, z kwatery wojennej cmentarza wawrzyszewskiego.



  • DST 19.54km
  • Teren 1.60km
  • Czas 01:23
  • VAVG 14.13km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Nocnyrower po dwie skrzynki

Czwartek, 13 sierpnia 2015 · dodano: 14.08.2015 | Komentarze 2

Z okazji szybkiego uśnięcia dziecka, powrotu babci i pojawienia się dwóch skrzynek geocache w okolicy, meteor zarządził nocny rower. Bo przecież nie pojedziemy w upał za dnia. Już na pierwszym odcinku polnym za miastem włożyłam polar ku uciesze przewodnika. Po pleckach mi wiało. Ale zanim wyjechaliśmy z miasta, nawiedziliśmy Bielnic nocną porą, gdzie poszukiwaliśmy sprytnie ukrytego pojemnika. Że był sprytny, odkryłam po niewczasie dzięki uwadze Meteora odnośnie uwagi kodowanej. Wtedy mi pingnęło, co to może być. Ale najpierw Meteor wlazł na jakieś okno, a potem jeszcze omal nie wleźliśmy do budynku dziurą w fundamentach. ;)

Po odcinku miejskim czas na wiochę, ale taką naprawdę zabitą dechami. Dojeżdżamy w miejsce znane i opuszczone od lat, gdzie spodziewamy znaleźć coś bardzo ciekawego. I znajdujemy. Tu znów Meteor lata po wysokościach, bo moje lewe kolano nadal nie bardzo. Ale podczas jazdy rowerem nie dokucza, więc mogę jeździć. Tu mały postój na oglądanie gwiazd. Idealnie było widać tak zwany trójkąt letni, ale nie mogliśmy dojść położenia trzeciej gwiazdy. Może dlatego, że było bardzo wiele jasnych na tyle, że się bardzo nie wybijała. Nawet drogę mleczną było widać, na której osi dało się wypatrzeć kilka meteorków. Ja dojrzałam dwa, a Meteor jednego, za to całkiem porządnego. Jeszcze jakiś czas wcześniej widziałam malutki w czasie jazdy. Chyba po raz pierwszy od lat udało mi się zobaczyć spadające gwiazdy. Czy to dobry znak na przyszłość? Szkoda, że takie rzeczy nie mają znaczenia, przydałby się jakiś porządny podmuch wiatru szczęścia, bo ostatnio cuś nijak nie wieje i trzeba samemu w łajbie wiosłować. No ale przynajmniej nie wieje w pysk, więc nie marudzę. Mały bonus, ustawiłam małpę na 15 sekund licząc niesmiało, że wyjdą kropki zamiast gwiazd, a tu kilka mikroperseidów się załapało, niewidocznych gołym okiem. Oryginały po kliknięciu w fotkę, bo na małych dużo nie widać. Zdjęcia są dwa, reszta to wycinki.


  • DST 113.88km
  • Teren 7.20km
  • Czas 06:49
  • VAVG 16.71km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Nieplanowana setka po Mazowszu

Sobota, 1 sierpnia 2015 · dodano: 02.08.2015 | Komentarze 5

Żyrardów - Milanówek - Brwinów - Ożarów - Pruszków - Milanówek - Grodzisk - Żyrardów

Tak mniej więcej się kręciliśmy skrzynkowo, ale niedokładnie, bo jeszcze Parzniew się trafił (skoro jest taka piękna CePeeRa, to trza korzystać ile wlezie), a poza tym miało być krótko i przyjemnie, a nie wiadomo jak zrobiło się grubo ponad setkę. No jakoś tak wyszło.

Do 14 aura była sprzyjająca temperaturowo, zwłaszcza w cieniu człek się schłodził, potem była chwila na patelni, ale udało się odpocząć w cieniu na dworcu w Ożarowie. Wreszcie udało się dotrzeć do parku w Brwinowie po remoncie, reaktywować skrzynkę i podjechać do cmentarza wojennego (1939) w Ołtarzewie pod Ożarowem. Piękna nekropolia dająca obraz straszliwych strat, jakie poniosło polskie wojsko. Dotarliśmy również do parku Mazowsze na północnych rubieżach Pruszkowa, glinianki przerobiono na przyjemne miejsce dla ludzi. Przejeżdżając przez Turczynek, dla odmiany na południu odkryłam, że da się podejść do tamtejszych willi (które kiedyś były przez jakiś czas szpitalem kardiologicznym). Trza założyć skrzynkę, zanim wieść o ogólnodostępności terenu się rozniesie.

Wracając przez Grodzisk spotkaliśmy kolegę keszera i się zagadaliśmy do zmroku. Powrót nocą, aże zimno mi się zrobiło, na szczęście miałam polar od Badzi (nowy, gruby), kurtkę i getry. 

Poniżej wybór zdjęć, reszta jak zawsze w  mazowieckim lecie.





  • DST 36.58km
  • Teren 16.00km
  • Czas 02:17
  • VAVG 16.02km/h
  • VMAX 26.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rozbijanie namiotu z pałatki i serwisy

Poniedziałek, 27 lipca 2015 · dodano: 27.07.2015 | Komentarze 8

Trochę mnie jednak wczorajsze +100 wymęczyło, zwłaszcza 4 godziny w pociągu chyba i dziś udało się mnie zwlec na rower dopiero po 12. O 17 icm zapowiadał deszcze, więc Meteor zaplanował coś krótkiego. Szukamy w okolicy jakiegoś wygodnego miejsca na nocleg namiotowy z Kluską i chyba wreszcie udało się znaleźć coś z dala od ludzi, dzikich zwierząt i w lesie bez krzaków, a zarazem liściastym (dobre miejsce na przeczekanie upału). Zabrałam ze sobą dwie pałatki na próbne rozbicie, bo mężczyźni w internetach piszą, ze to niełatwa sprawa. No, udało się w pięć minut. Nie licząc szukania nowego kija, który mi Meteor za mocno nadłamał (zresztą i tak był krzywy, nowszy okazał się jakiś taki lepsiejszy). Bułka z masłem, nawet jak się okaże, że ma się 4 śledzie i żadnych troczków (jedna pałatka miała zestaw niekompatybilny, a ja zapomniałam zabrac sznurka). Ale nawet ze 4 szpilkami się udało, resztę przygniotłam konarami i ok. Potem tylko długo ustawiałam do zdjęcia. 

Zeszło się na tym namiocie sporo czasu, więc na resztę przejażdżki serwisowej nie starczyło. Myknęliśmy tylko do młyna na Okrzeszy i do jednego wiaduktu na esełce. Trochę zaczęło padać i pojechaliśmy do domu. Więc już więcej nie padało. No szlag. :)

Przypomniało mi się jeszcze szczególne miejsce, obok którego rozbiliśmy pałatkę. Jest tam kamień. duży kamień. Ktoś go próbował odkopać, ale zrezygnował. Ciekawe, ile go jest jeszcze pod spodem? Przydałby się jakiś radar albo co.

Wszystkie fotki w Mazowszu letnim