Info

Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Lipiec6 - 13
- 2025, Czerwiec2 - 8
- 2025, Maj2 - 2
- 2025, Marzec2 - 1
- 2024, Wrzesień2 - 5
- 2024, Sierpień2 - 5
- 2024, Lipiec1 - 0
- 2024, Czerwiec1 - 0
- 2024, Maj3 - 5
- 2024, Marzec3 - 6
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń1 - 3
- 2023, Październik1 - 0
- 2023, Sierpień3 - 0
- 2023, Lipiec1 - 0
- 2023, Czerwiec1 - 0
- 2023, Maj4 - 0
- 2023, Kwiecień6 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Luty2 - 0
- 2023, Styczeń6 - 1
- 2022, Grudzień3 - 2
- 2022, Listopad7 - 10
- 2022, Październik16 - 2
- 2022, Wrzesień7 - 3
- 2022, Sierpień14 - 10
- 2022, Lipiec13 - 17
- 2022, Czerwiec16 - 7
- 2022, Maj14 - 0
- 2022, Kwiecień9 - 5
- 2022, Marzec13 - 11
- 2022, Luty9 - 3
- 2022, Styczeń12 - 4
- 2021, Grudzień7 - 0
- 2021, Listopad16 - 0
- 2021, Październik23 - 21
- 2021, Wrzesień15 - 16
- 2021, Sierpień16 - 13
- 2021, Lipiec20 - 6
- 2021, Czerwiec21 - 14
- 2021, Maj19 - 21
- 2021, Kwiecień19 - 10
- 2021, Marzec16 - 29
- 2021, Luty4 - 1
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień6 - 12
- 2020, Listopad9 - 24
- 2020, Październik14 - 18
- 2020, Wrzesień13 - 26
- 2020, Sierpień15 - 35
- 2020, Lipiec23 - 18
- 2020, Czerwiec18 - 16
- 2020, Maj17 - 28
- 2020, Kwiecień22 - 101
- 2020, Marzec27 - 52
- 2020, Luty20 - 27
- 2020, Styczeń22 - 7
- 2019, Grudzień18 - 23
- 2019, Listopad21 - 33
- 2019, Październik28 - 26
- 2019, Wrzesień20 - 34
- 2019, Sierpień10 - 35
- 2019, Lipiec17 - 32
- 2019, Czerwiec8 - 3
- 2019, Maj10 - 17
- 2019, Kwiecień12 - 27
- 2019, Marzec5 - 29
- 2019, Styczeń1 - 4
- 2018, Grudzień1 - 7
- 2018, Październik14 - 29
- 2018, Wrzesień30 - 52
- 2018, Sierpień12 - 14
- 2018, Lipiec14 - 56
- 2018, Czerwiec24 - 24
- 2018, Maj30 - 66
- 2018, Kwiecień31 - 98
- 2018, Marzec23 - 57
- 2018, Luty27 - 56
- 2018, Styczeń18 - 36
- 2017, Grudzień26 - 62
- 2017, Listopad15 - 30
- 2017, Październik31 - 60
- 2017, Wrzesień30 - 89
- 2017, Sierpień18 - 64
- 2017, Lipiec15 - 36
- 2017, Czerwiec26 - 80
- 2017, Maj29 - 112
- 2017, Kwiecień21 - 47
- 2017, Marzec28 - 98
- 2017, Luty24 - 31
- 2017, Styczeń14 - 40
- 2016, Grudzień22 - 92
- 2016, Listopad19 - 64
- 2016, Październik24 - 55
- 2016, Wrzesień27 - 68
- 2016, Sierpień18 - 63
- 2016, Lipiec17 - 58
- 2016, Czerwiec8 - 22
- 2016, Maj24 - 82
- 2016, Kwiecień18 - 42
- 2016, Marzec20 - 66
- 2016, Luty5 - 3
- 2016, Styczeń8 - 26
- 2015, Grudzień8 - 45
- 2015, Listopad15 - 41
- 2015, Październik15 - 71
- 2015, Wrzesień15 - 67
- 2015, Sierpień11 - 41
- 2015, Lipiec15 - 72
- 2015, Czerwiec12 - 67
- 2015, Maj19 - 154
- 2015, Kwiecień9 - 37
- 2015, Marzec9 - 67
- 2015, Luty5 - 28
- 2015, Styczeń3 - 27
- 2014, Grudzień6 - 80
- 2014, Listopad15 - 50
- 2014, Październik19 - 193
- 2014, Wrzesień23 - 87
- 2014, Sierpień28 - 17
- 2014, Lipiec32 - 81
- 2014, Czerwiec30 - 77
- 2014, Maj32 - 140
- 2014, Kwiecień31 - 123
- 2014, Marzec31 - 214
- 2014, Luty28 - 296
- 2014, Styczeń31 - 234
- 2013, Grudzień8 - 53
- 2013, Listopad8 - 114
- 2013, Październik12 - 81
- 2013, Wrzesień11 - 40
- 2013, Sierpień17 - 53
- 2013, Lipiec5 - 11
- 2013, Czerwiec6 - 19
- 2013, Maj11 - 45
- 2013, Kwiecień2 - 4
- 2013, Marzec3 - 30
- 2013, Luty2 - 24
- 2012, Kwiecień3 - 15
- 2012, Marzec1 - 5
- 2011, Listopad6 - 31
- 2011, Październik11 - 24
- 2011, Wrzesień13 - 43
- 2011, Sierpień7 - 3
- 2011, Lipiec12 - 22
- 2011, Czerwiec10 - 8
- 2011, Maj7 - 23
- 2011, Kwiecień12 - 27
- 2011, Marzec4 - 7
- 2010, Listopad3 - 20
- 2010, Październik11 - 32
- 2010, Wrzesień9 - 10
- 2010, Sierpień15 - 58
- 2010, Lipiec16 - 27
- 2010, Czerwiec10 - 41
- 2010, Maj13 - 56
- 2010, Kwiecień9 - 39
- 2010, Luty1 - 4
- 2009, Grudzień2 - 9
- 2009, Listopad10 - 31
- 2009, Październik13 - 68
- 2009, Wrzesień13 - 50
- 2009, Sierpień14 - 42
- 2009, Lipiec14 - 53
- 2009, Czerwiec5 - 32
- 2009, Maj9 - 49
- 2009, Kwiecień12 - 47
- 2009, Marzec2 - 10
- 2009, Luty1 - 8
- 2008, Grudzień1 - 10
- 2008, Listopad1 - 5
- 2008, Październik5 - 4
- 2008, Wrzesień3 - 4
- 2008, Sierpień11 - 7
- 2008, Lipiec7 - 12
- 2008, Czerwiec10 - 20
- 2008, Maj7 - 2
- 2008, Kwiecień2 - 0
- 2007, Sierpień8 - 4
- 2007, Czerwiec1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Dalsze wycieczki po klopoty
Dystans całkowity: | 26609.25 km (w terenie 5242.98 km; 19.70%) |
Czas w ruchu: | 1709:01 |
Średnia prędkość: | 15.57 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.70 km/h |
Suma kalorii: | 56985 kcal |
Liczba aktywności: | 620 |
Średnio na aktywność: | 42.92 km i 2h 45m |
Więcej statystyk |
- DST 114.25km
- Teren 20.00km
- Czas 06:55
- VAVG 16.52km/h
- VMAX 32.00km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Żyrardów - Pilawa
Niedziela, 26 lipca 2015 · dodano: 27.07.2015 | Komentarze 4
Z wiatrem to ja mogę długo i daleko. Mimo sporego dystansu nie miałam żadnych kryzysów. A przetyrpało nas z początku, bo wygoną gruntuwę posypali nam gruzem. Przez jakiś 1,5km. Szlak rowerowy wyznaczają na nowo. Normalnie.... jak nie poleją tego asfaltem, to trasa rowerowa do wykreślenia z mapy. to się nadaje do sądu wręcz.A co do reszty, bardzo przyjemnie, nareszcie sensowna temperatura w porywach do 19 stopni, prawie bez słońca (ale to prawie starczyło, by schlastać różowawą wrażliwą cerę Meteora, moja lekko śniada z ochroną 50tką dała radę). Poza drobnym fotostopem pod jednym z kamieni Chełmońskiego pierwszy postój po ponad 30km jazdy. Na stacyjce kolejki grójeckiej. Tu w ogóle coś jeździ? Meteor posiedział w charakterze pasażera czekającego, ale mu się znudziło i pojechaliśmy dalej.
Następnie dwa cmentarze i kapliczka w rejonie skarpy Wiślanej (ten pierwszy kawałek od), zjazd w dół i do gwiazdy tego dnia - kolejowego mostu w Górze Kalwarii. O mamo, jaki on piękny. Lekko nadrdzewiały, nitowany, przęsła idą górą, więc cudowne kadry z torami... na szczęście nic nie jechało, można było focić do woli. Choć w sumie szkoda, że jednak nic nie jechało, bo zdjęcie z pociągiem to by było coś. I przeżycie podczas mijanki. Może innym razem.
Dalej pod drugi most, pod 50tką, też stalowy, ale z kratownicami pod spodem. Też niczego sobie, choć trudniejszy do fotografowania.
Wreszcie jedziemy do małej stacyjki Warszówka na esełce. Po drodze zatrzymują mnie jeżyny, zjadłam ich chyba z cały kubek, aż Meteor przestał na mnie czekać. Dogoniłam go, jak już łaził po zarośniętym peronie. Założył tu skrzynkę, bo ruszamy z kolejnym etapem oskrzynkowania całej linii. Długo mu się zeszło, więc omal nie zasnęłam na miękkiej peronowej trawie. Siłą mnie zmusił do odjazdu. Odwiedziliśmy jeszcze mały mostek kolejowy i uroczy neogotycki kościółek Mariawitów, serwis mojej skrzynki w mazowieckiej wierzbie (skrzynki Meteora przy Osieckich Zdrojach się nie dało). I do pomnika z katastrofa kolejową w 1981 roku. Kościół w Osiecku obejrzeliśmy z daleka. Wreszcie dojazd do wiaduktu pod Jaźwinowem i zakładanie mojej skrzynki. Nie byłam przekonana, bo z kryjówkami jako tako, ale w końcu przystałam na propozycję Meteora i nawet znalazłam kilka fajnych elementów maskujących.
No to siup do Pilawy. Tu już bez zdjęć, bo mi padły bakterie w aparacie. Odnowili budynek dworca. Z zewnątrz. W środku ta sama nędza z dykty. Park obok też jakby odnowiony, pięknie się żulia zagnieździła, ale na szczęście byli też porządni obywatele, to się nie baliśmy zwiedzać. Przyjemne miejsce, gdyby nie drzewka z pzredłużaczami i wiszącymi wtyczkami. Meteor wrzuci fotki. :)
Zdjęcia z dnia w specjalnym albumie.
Kategoria >100, Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 64.34km
- Teren 25.00km
- Czas 04:05
- VAVG 15.76km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Z lewa i z prawa do miasta saperów
Niedziela, 19 lipca 2015 · dodano: 19.07.2015 | Komentarze 8
Ldwo wyjechaliśmy z domu, a zatrzymał nas telefon Werony z wiadomością, że ktoś chce od nas kody do finału. No hej, je trzeba samodzielnie znaleźć. Jak się je "zgubiło", za gapowe się płaci. Pal sześć jeden czy dwa, ale wszystkie? To nieuczciwe. No i ich nie daliśmy, zresztą i tak nie mieliśmy ich przy sobie. Zbierałam te kody wiele miesięcy, Tomi pilnował, bo też bym zgubiła.Udało się dotrzeć o możliwej porze, po krótkim postoju w Radziwiłłowie. Uff, ale gorąco. Potem po finał, tu już byłam totalnie przegrzana. Mrożona kawa trochę mnie ocuciła, ale i tak swoje przeleżałam w hamaku (czytając Kurjer Warszawski z 1915 roku - reprint). Na szczęście przyszły chmury, ale zapowiadane deszcze nie.
No to pojechaliśmy zwiedzać ziemianki z wojny z 1915 roku, a raczej ich pozostałości. I okopy. Bardzo malowniczo zarośnięte jagodzinami. Obżarłam się za wsze czasy. Smak jagód jest dla mnie smakiem wakacji. Zawsze na kolonie jeździłam na początku lipca i zawsze żarliśmy jagody po lasach. Teraz poszła fama o jakimś pasożycie i dlatego nikt ich nie zbiera, a dla mnie raj, bo jak pasożyt na mnie spojrzy, to od razu się wyprowadzi. Nie warto, z tego ciała nikt się nie pożywi ;)
W drodze powrotnej zajrzeliśmy do skrzynki Filipsa sprawdzić, czy jest. Była, tylko dobrze zakopana. Wymieniłam geokrety.
Powrót w cuglach, goniła nas burzowa chmura. Nareszcie! Ale po chwili radość zmieniła się w obawę, deszczyk jakiś taki mocniejszy niż zwykle. W końcu zatrzymaliśmy się pod wiaduktem obwodnicy, żeby chwilę przeczekać. I gdy trochę się przejaśniło, Tomi już się wyrywał jechać. A mnie coś tknęło. Z tyłu coś jeszcze szło. Jakby taki wicherek. Wicherek w kilka sekund zamienił się w szkwał. Ale jaki! Nie byłam w stanie się odwrócić, bo dostawałam w twarz ścianą wody. Pod wysokim ciśnieniem. A przypomina, staliśmy pod szerokim wiaduktem. Ale to nic nie dawało, bo woda leciała z wiatrem poziomo. Gdybyśmy ruszyli kilka minut wcześniej, boczny wiatr zepchnąłby nas do rowu. Bałam się, że za chwilę zobaczę fruwającą mućkę. Ale nie.
W końcu wichura ustała i podjęliśmy decyzję, raz się żyje, jedziemy. Może nie będzie poprawin. Krajobraz, jaki mijaliśmy nieco nas przeraził. Masę wyrwanych drzew z korzeniami, leżących na innych drzewach, któe uniknęły tego losu. W Działkach droga zagrodzona przewróconym drzewem. Przed Żyrardowem kupa gałęzi na asfalcie. Za zakrętem znów wywrócone drzewa na asfalcie. W rejonie gęściej zabudowanym nie lepiej. Parę ulic dokumentnie zalało, jechaliśmy jak amfibie niemal na peryskopowej. W parku co najmniej dwa drzewa wywrócone, trochę połamanych gałęzi. Na mieście przy głównej ulicy duże drzewo wywróciło się przy Haberlaku, ale chyba budynek nie ucierpiał. Zaczęłam poważnie martwić się o nasz balkon i drewniany parasol.
W osiedlu obraz nędzy i rozpaczy. Nasz modrzew przeżył, tylko nieco się wykrzywił. Niestety drzewo przy placu zabaw pękło na pół. Tak jak drzewo przed naszym blokiem z drugiej strony. Małe drzewko przy ławce pod blokiem w połowie wyrwane, chyba je zetną. Kilka drzew dalej ponoć wywróciło się na samochody. Oj, kiepsko, kiepsko.
Więcej zdjęć tutaj.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 8.70km
- Teren 2.00km
- Czas 00:33
- VAVG 15.82km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Grupowy FTF pewnego quizu
Wtorek, 14 lipca 2015 · dodano: 15.07.2015 | Komentarze 1
Właściwie to miałam jechać sama. Wspólnymi siłami rozwiazaliśmy quiz Meteora z Dombim i umówiliśmy się na grupowe podejmowanie we dwoje. Ale okazało się, że czas mamy dopiero wieczorem i ugadaliśmy, że przywiezie dzieciaki. A że w międzyczasie ojciec założyciel zaproponował nawigowanie z Kluską z tyłu, to się z tego zrobił mikroevent w terenie. toteż zabraliśmy hamak. W międzyczasie dziecko zażądało odkurzenia Weehoo, więc zamiast fotelika sobie popedałowało. No owszem, dystans przyzwoitszy.Na miejscu okazało się, że ja zapomniałam zabrać kordy finału, a Dombie giepsa (a ten w telefonie mu nie działał). No i mieliśmy problem, żeby się znaleźć w tym lesie. W końcu znalazła nas żona Dombiego i dzieciaki, a on nadszedł na samym końcu. Jak już wbiliśmy jego kordy do mojego giepsa w komórce, nareszcie mogliśmy zacząć szukać. Dzieciaki obwąchały chyba każdą brzozę w okolicy, czy miała pniak czy nie, a nas trochę rzucało po wydmach. Ale w końcu znaleźliśmy, początkowo sądząc, że skrzynka zginęła. A ona tylko dobrze się zamaskowała. Kluska dzielnie uczestniczyła w poszukiwaniach, w zasadzie była w pewnym momencie najbliżej z nas wszystkich. Tak jakoś pobiegła we właściwym kierunku. Oczywiście potem szał grzebania w fantach, nawet dziecię w ferworze odezwało się: "dziołnie", co oznaczało słowo żołnierz. No taaak, rodzice demoralizują dziecko pozwalając zabierać sobie plastikowe żołnierzyki i karabiny (to są fanty do skrzynek, ale Klu ma nosa i zawsze je wyciągnie z jakiejś dziury).
Na koniec wspólny piknik przy kawie zbożowej i herbatnikach i wspólne zdjęcie pamiątkowe.
Pożegnaliśmy się i... jak tu zagonić dziecko z powrotem do piątego koła? Ano... nie dało się. Dziecko wolało tańczyć na drodze. I podlewać rośliny piaskiem. I robić lody z piaskowej górki. W związku z czym siedzieliśmy tam jeszcze z godzinę. W końcu podstępem udało się ją zwabić w pobliże rowerów i pod lekkim przymusem zapakować. Dostała picie i jadło i jakoś poszło. Do domu wejście bezproblemowe, po schodach "na foremkę od lodów". :)
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 36.67km
- Teren 7.50km
- Czas 02:00
- VAVG 18.34km/h
- VMAX 27.00km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka serwisowa na pół gwizdka
Niedziela, 12 lipca 2015 · dodano: 12.07.2015 | Komentarze 7
Po wczorajszej setce zastrajkowałam i odmówiłam rypania całodziennego. Meteor dla odmiany zaspał, a raczej też miał późny start, potem pojechał po zakupy, wreszcie wrócił i mnie zapędził na wycieczkę. Ja w międzyczasie wypiłam kapuczinko, herbatę, drugą herbatę, trzecią i czwartą w międzyczasie podjadając tym i owym i twórczo wyrabiałam poprawki pracowe na poniedziałek. Wreszcie skończyłam i mogliśmy jechać.Krótki myk w celu wyjęcia skrzynki z dziupli, co się byłą zaklinowała głęboko w zeszłym roku i jeszcze na dodatek zgubiła czołówkę Tomiego. To znaczy na tej pierwszej wycieczce serwisowej zgubił. Łaziłam na miejscu rozwałki, ale znalazłam tylko puste konserwy. Za to Tomi walczył ze skrzynką narzędziami rozmaitemi, a to kijem trekkingowym regulowanym, a to saperką, a to szczypcami do grilla. Które zresztą mu wpadły do środka i to ja je musiałam wyjmować zagiętym kijkiem. Udało się uratować szczypce, ale skrzynka nadal siedziała na dnie w dziurze poniżej poziomu terenu. Emocje rosły.
Muszę się przyznać, że nie bardzo wierzyłam w meteorowe metody. Za bardzo emocjonalnie do tego podchodził. A może nawet ambicjonalnie. Ja po prostu miałam tajny plan z pętelką z liny i kijkiem. Niestety nie było mi dane wprowadzić go w czyn (a na pewno wyjęłabym szybciej!), bo Tomi wyjął skrzynkę za pomocą saperki. Jednak nie byłam zawiedziona, szczęśliwy Tomi to łaskawy Tomi, który się nie czepia marudzących lavinek. A marudziłam, że skoro wyjęliśmy skrzynkę, to ja chcę jednak wracać do domu dokończyć odpoczywanie i picie wielu herbat. Jakoś nie miałam nastroju na rypanie pod Mszczonów.
No to wróciliśmy przez Radziejowice, gdzie w parku skansenowym ma wystawę mój nauczyciel malartswa z Archu, pan Franciszek Maśluszczak (fotka z nim ukradziona z netu poniżej). Człowiek z antenką, jak go pieszczotliwie i nieoficjalnie nazywaliśmy. Jajć.
Na wysokości Bieganowa przez moment widzieliśmy Pendolino na CMK. I piękne zboże, nie jestem pewna nazwy, łowies jaki? Chyba tak.

Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 103.72km
- Teren 16.50km
- Czas 06:07
- VAVG 16.96km/h
- VMAX 33.00km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Geocaching multakowy głównie
Sobota, 11 lipca 2015 · dodano: 11.07.2015 | Komentarze 14
aleństwo, druga setka w tym roku. Aż żal pisać, tym bardziej, że się zmęczyłam. Truskawki z jogurtem gruszkowym nieco pomogły, obiad dożarty po deserze również, ale to już nie ta forma co w zeszłym roku. Bywają górki, bywają dołki. No ale nie dla statystyk jeżdżę, co najwyżej oceniam nimi na ile mnie w danym sezonie stać. W tym roku wolę jeździć dystanse rzędu 70km.Dziś znów wiało, ale sporo jeździliśmy lasami, a jak nie lasami, to ukosem i jakoś dało radę. Najpierw po zaległy kod przy mogile żółnierskiej w lesie, postój w Radziwiłłowie w celu spożytkowania zapasów jadalnych i wreszcie quiz Werrony na dobry początek dnia w Budach Grabskich. Najtrudniej było znaleźć logbook, omal nie rozczłonkowaliśmy pojemnika na same drzazgi, ale w końcu wpadłam na dobry pomysł i znalazłam metodą na machanie. Z quizu do multaka Meteora było już bliżej niż z domu, ale nadal daleeeko. No ale jakoś dopedałowaliśmy do Nieborowa. Tu utknęłam na pierwszym, a raczej trzecim etapie (jechaliśmy od końca), bo za bardzo zajęłam się stoiskiem z minionkami i drewnianymi aniołkami, zamiast szukać szlaków militarnych. Poszłam po podpowiedź do Meteora na ławce i tak mi podpowiedział, że po prostu poszłam szukać jeszcze raz, tyle mi pomógł (co mnie podkusiło pytać). No znalazłam. W najmniej oczywistym miejscu. Reszta etapów poszła w miarę sprawnie, choć nie mogłam uwierzyć w liczbę pocisków i liczyłam je kilka razy z lewa do prawa i z prawa do lewa. A ich było dokładnie tyle samo. Za to finał był o tyle ciekawy, że nie dałam rady wyjąć maskowania, pod którym schował się pojemnik. Tu Meteor mię wspomógł silnym ramieniem i się dogrzebałam. No co za lamer ze mnie. Ale to nie koniec porażek.
Po drodze trafiła się skrzynka tradycyjna, cmentarz w Karolewie. Pomyliłam kryjówki i znalazłam jaja węża. Dobrze, że chyba już martwe i że mamusi nie było w pobliżu. A skrzynkę i owszem, chyba nawet nie zauważyłam, czy wisiała, jak ją wyjmowałam (wydaje mi się, że nie). Wreszcie kolejny multak Meteora, w Kozłowie Biskupim, który zaczęłam bardzo malowniczo otrzepując się od masy mrówek, które oblazły mnie, gdy wyjmowałam etap pierwszy. No nagle znalazło się na mnie kilkadziesiąt wielkich, czarnych mrów. Na dodatek gryzących. Meteor mnie woła, żebym przyszła z tym pojemnikiem, a ja walczę z tą zarazą. Chyba miały jakieś zebranie w maskowaniu i wylazły właśnie z niego. No bo nie z pojemnika, ten był szczelny. Dalej w etapie drugim pomyliłam się we wpisywaniu kodu i kordy wyszły mi w polu wiele kilometrów dalej. Na szczęście mnie coś tknęło i sprawdzałam tak długo, aż znalazłam błąd. Finał o dziwo poszedł gładko.
Powrót przez moją skrzynkę w Gradowie, gdzie Meteor mógł ja na legalu znaleźć i przy okazji naprawić zatyczkę. I do domu. Mielismy wrócić o 20, ale wyszło z pewnym poślizgiem.
A fotki z lata wrzucam tu.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 39.01km
- Teren 11.50km
- Czas 02:21
- VAVG 16.60km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Myk podwieczorny
Piątek, 10 lipca 2015 · dodano: 10.07.2015 | Komentarze 6
Kluska z wujkiem i babcią (o tej porze już chyba jechała Pendolino do Katowic), mnie udało się skończyć do piątej robotę i machnęliśmy się zrobić multaka Dombiego. To jest taka skrzynka, ktorą Meteor planował już z 5 lat, ale mu ciągle coś nie wychodziło z braku czasu. I w końcu sprzedał pomysł koledze, więc w zasadzie wiedział, gdzie jest finał, ale ja nie wiedziałam, poza tym poszczególnych etapów szukaliśmy jak każdy keszer, czyli na chybił trafił. Pomysłowa skrzynka, taka ekologiczna pod wieloma względami ;)Trochę wiało, ale bez przesady, na miejsce jechaliśmy lasami, trochę nas osłaniały. Po tygodniu upałów nawet wstyd mi było marudzić, że przez moment zrobiło mi się zimno. Po prostu włożyłam kurtkę na odcinku pieszym, a później zdjęłam, gdy rozgrzałam się jazdą. Pod koniec trochę mnie żebra bolały na wysokości krzyża. starość, nie radość.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 55.75km
- Czas 03:27
- VAVG 16.16km/h
- VMAX 31.50km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Nocny rower wśród pól i łąk
Niedziela, 5 lipca 2015 · dodano: 06.07.2015 | Komentarze 9
Idźta przez zboże, we wsi moskal stoi. Tak oto dotarliśmy na mogiłę wojenną z pierwszej wony, aby zainstalować skrzynkę. Niebawem czeka nas powtórka z rozrywki, bo okazało się, że odpadło wieczko. Droga powrotna przez inny cmenatrz wojenny, by sfocić kod. Przy okazji trafiliśmy geokreta. Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 40.00km
- Czas 02:53
- VAVG 13.87km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyplawa do Falsiafy.
Wtorek, 16 czerwca 2015 · dodano: 16.06.2015 | Komentarze 8
Seplenię, bo powodem "wyplawy" była wizyta u logopedy. Kluska nie chciała seplenić, w ogóle się nie odezwała ani słowem przez godzinę, więc spotkanie było sympatyczne, ale nic poza tym. Za to zwiedziliśmy sobie sporo DDRek, przejechaliśmy przez Włochy (płacz, że nie skręcamy do wujka), dworzec Zachodni, opłotkami do DDRki przy Prymasa i myk na Bielany/Wawrzyszew przez kawałek Bemowa i Chomiczówkę. Tam oglądanie babci El i wujka Finia, oraz opędzanie się od nich (wolno się bawić, ale bez dotykania mi tu, to wolno tylko mamie i tacie), wreszcie długie zapędzanie Klu z powrotem do Weehoo, szpanowanie przed staruszkami spod bloku, na jakie dystanse jeździmy i siu tą samą trasą do Alej Jerozmolimskich.Z mieszkania pani logopedki Kluska wyniosła drewnianą marchewkę na rzepy do krojenia i plastikowy nóż. Ona zawsze coś ludziom wynosi i ludzie nie mają pretensji. Też tak chcę!
No i tylko wyszliśmy, to od razu mała do Tomka "niamaj" i jeszcze parę innych zwrotów, ale to później już w domu. W stylu "chonio" (chodź tu) i mnóstwo innych typowych sylabowych zwrotów, których po prostu nie pamiętam. Tia. To mi przypomina historię rodzinną Meteora, który po posłaniu do przedszkola nie odzywał się do nikogo przez pół roku, w związku z czym nikt z obsługi nie wiedział, że sepleni. W tatusia. Moje przedszkolanki marzyły, żebym się nie odzywała, bo gadałam non stop i buntowałam dzieci na posiłkach, żeby nie jadły i opowiadałam, że w kącie jest fajnie i w tej ciemniej komórce też, i że wcale nie jest tak ciemno, bo się po chwili oczy przyzwyczajają do półmroku, i że śnieg jest smaczny, i oczywiście najwięcej gadałam podczas leżakowania ;) No, tu się zgodzę, już widzę Kluskę na leżakowaniu. Chyba przywiązaną do pianina ;)
A zaraz, wycieczka. No więc polansowaliśmy się na ulicy Miedzianej, którą dojechaliśmy do ciągu zachód - wschód i dalej pognaliśmy Prostą/Świętokrzyską/pasem rowerowym na Tamce i pod mostem Świętokrzyskim zrobiliśmy sobie pamiątkową szybką fotkę z syrenką. A portem na dworzec Stadion, gdzie tym razem Tomi kupował bilety (na starcie ja kupowałam i kupiłam złe, a biletu dla Kluski w ogóle nie zdołałam), a przy okazji ja pozwoliłam Klusce niemal wywrócić rower Tomiego razem z nią samą. Mnie to nie można z oka spuścić, bo zaraz coś nawywijam. ;)
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 78.99km
- Teren 35.70km
- Czas 04:52
- VAVG 16.23km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Chmury much
Niedziela, 14 czerwca 2015 · dodano: 14.06.2015 | Komentarze 5
Pogodynka mówiła o chmurach przez cały dzień. Icm twierdził, że pogodynka kłamie i chmury będą do południa, a potem spadnie deszcz i zrobi się trochę przejrzyściej. Oboje się pomylili. No chyba że pogodynka miała na myśli roje much, które dopadały nas w każdym leśnym cieniu i potem jechaliśmy z brzęczącymi kompanami nad głową.Pierwszy postój w Radziwiłłowie, skąd zapomniałam wysłać tradycyjnego smsa do Huanna, bo przyjechał nowy ciapąg Kolei Mazowieckich i polecieliśmy go sfocić. Ma fragmenty dla rowerów i jedną poziomą intrygującą półkę obok jednego z nich. Do obadania.
Dalej przez Rawkę do Rawekonu Johnego224 (są już jagody!) i multaka Meteora w Puszczy Bolimowskiej, gdzie dopadł nas upał cholerny. Tu też zużyliśmy resztę mrożonej kawy. O 17tej było najgorzej, ale znaleźliśmy cień w dolinie małej wyschniętej rzeki, no i jakoś dotrwaliśmy do pory, gdy słońce świeci bardziej poziomo i rzuca dłuższe cienie. Wtedy wyjechaliśmy z lasu i dobrnęliśmy turp turp turp skrótem do Guzowa, gdzie multak dla odmiany szpitalny. Powrót małym serwisem obok turp - mogiły w polu i do domu. Z innych atrakcji - po drodze spotkaliśmy dwójkę dzieciaków w pojedynczych Weehoo (piąte koło u wozu robi się popularne na Mazowszu Zachodnim), a z ogrodzenia Domu Opieki w Oryszewie zniknęło tłuczone szkło (pozostałość po domu poprawczym).
A w ogóle to Meteor wisi mi pomarańczowy breloczek, który mi zgubił przy Rawekonie i musiałam zamiast niego wrzucić zająca. Próbował też zgubić etap własnego multaka, ale go w końcu znalazł. Potem mu już nie pozwalałam się do żadnych moich rzeczy dotykać. ;)
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 72.77km
- Teren 0.20km
- Czas 03:46
- VAVG 19.32km/h
- VMAX 40.00km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka do Muzeum Sromów
Piątek, 12 czerwca 2015 · dodano: 12.06.2015 | Komentarze 9
Po multaka Werrony. Pierwszy etap bezproblemowo, przy drugim za bardzo Tomi spadał i postanowiliśmy wrócić ze sprzętem. To znaczy liną i hamakiem. :)Przejeżdżaliśmy przez rejon ataków bojowych z pierwszej wojny, więc Tomi na wszelki wypadek założył maskę ochronną. ;)
Powrót ścigając się z burzą. Krótkie postoje, żadnego łażenia po krzakach i od razu lepsza v średnia (to znaczy rzeczywista, łażenie skutecznie ją obniża).
Więcej fotek w albumie mazowieckim
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty