Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48978.88 kilometrów w tym 8158.36 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Dalsze wycieczki po klopoty

Dystans całkowity:26609.25 km (w terenie 5242.98 km; 19.70%)
Czas w ruchu:1709:01
Średnia prędkość:15.57 km/h
Maksymalna prędkość:41.70 km/h
Suma kalorii:56985 kcal
Liczba aktywności:620
Średnio na aktywność:42.92 km i 2h 45m
Więcej statystyk
  • DST 46.68km
  • Teren 3.00km
  • Czas 03:54
  • VAVG 11.97km/h
  • VMAX 27.50km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łódź po raz drugi

Sobota, 18 lipca 2009 · dodano: 19.07.2009 | Komentarze 5

Wybierałam się do Łodzi jak ta sójka za morze od 3 lat. Ostatnim razem byłam tam w 2006 roku.
A teraz było inaczej, bo miałam przewodnika, Huannu(kiedyś Neohuannu), wujku Samo Bro czy jak się tam zwie teraz ;)
Zaczęliśmy od Widzewa, by pojechać na osiedle z lat 40tych - Stoki (każda ulica jest tam górska i to nie tylko z nazwy). Stamtąd rzut beretem do zamkniętego w sobotę cmentarza żydowskiego i muzeum utworzonego na miejscu stacji, skąd wywożono Żydów do obozów śmierci. Stacja zwała się Radegast. Zaraz potem jeszcze pomnik pomordowanych dzieci i w ogóle smutno i martyrologicznie.

Potem chłodziliśmy się u Huanna na Balutach, by zostawić rowerki na chwilę i przejśc się po okolicy na piechotę, bez rowerów łatwiej było się poruszać po podwórkach. Klimat bardzo podobny do warzawkiej Pragi, choć kamienice w lepszym stanie.

Dalej z powrotem na rowerki i myk do Parku Ocalałych

A dalej to już tylko Manu i obowiązkowe focenie czerwonych rowerków.

A obok Manufaktury zwiedziliśmy osiedle robotnicze i drewniany kościół(zdjęcia nie ma bo nie wyszło).

Pobyt w Łodzi byłby nieważny, gdybyśmy nie odzwiedzili Pietryny i nowej atrakcji, zdrojów ulicznych.Bardzo pyszna woda. Zdroje są ozdobione rzeźbami dzieci i rybek.

Na Pietrynie fundnęłam sobie mrożoną kawę(koktajl i sernik z Manu nie tarczyły na długo) i pojechaliśmy w stronę Księżego Młyna(spóźniłam się na spacer),ale wcześniej zahaczylimy o Białą Fabrykę, na tyłach której jest skansen drewnianych budynków z Łodzi (niestety był czynny do 16, więc fotki zza ogrodzenia)


Ledwo zdążyliśmy zwiedzić dzikim pędem Księży Młyn

Na sam koniec polecielimy po bilety na Fabryczną. Pociąg o 19tej śmignął sprzed nosa, pozostawał ten o 20:58.Mieliśmy niecałe 2 godziny,więc wpadliśmy jeszcze raz do Huanna, przy okazji odebrałam pocztę. Okazało się,że Stahoo jest w Łodzi od rana ledwo żywy po dlaekiej wyprawie.Pisnęłam mu mejlem(a Hua smsem),że będzie mnie można dorwać na Fabrycznej przed 21 i pognaliśmy z powrotem na dworzec. Stahoo dotarł 2 minuty przed odjazdem, ale zdążył mnie wyściskac i wycałować ;)

Potem w Łodzi była wielka ulewa z gradobiciem, która ścigała mój pociąg, ale koło Żyrardowa straciła zapał i suchą stopą dotarłam do Warszawy :)

Pozdrawiam też Mackozera z blipa, któremu omal nie rozjechałam psów nie zauważając ich ni jego samego na Bałutach ;)

Więcej zdjęć w galerii Łódź.

Na liczniku Bauhausa od czasu jego zakupu przejechane 261km

  • DST 82.76km
  • Teren 46.00km
  • Czas 05:34
  • VAVG 14.87km/h
  • VMAX 24.00km/h
  • Sprzęt Dziuniek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Byliśmy w Karpatach

Sobota, 11 lipca 2009 · dodano: 11.07.2009 | Komentarze 4

Karpatach Mazowieckich. A to dlatego,że w 6 osób postanowiliśmy dojechać do Sochaczewa Kampinosem.
Umówiliśmy się przy metrze Młociny i stamtąd przez Wólkę Węglową dotarliśmy do lasu, a dalej do Izabelina.Stąd niebiekim szlakiem, który zamienił się w Szeroką Warszawską Drogę. Nią środkiemlasu pokonując piazczystą Lisią Górę dotarliśmy do okolic Małego Truskawia by kręcić w lewo i chwilę zabawić w Mariewie, gdzie niemal zderzyłam się z rowerzystą szosowym. Na szczęście oboje mieliśmy dobre hamulce :)
Z Mariewa przez Wólkę pojechaliśmy do Zaborowa gdzie jest uroczy kościółek (z prywatnym dworem wstęp wzbroniony teren prywatny zamorduję właścicieli kiedyś).

A poza tym jest bardzo dobrze zaopatrzony sklep gdzie nabyliśmy kiełbasę na ognisko(potem okazało się,że niepotzrebnie ale o tym później) oraz bułeczki +ciasto z galaretką(które dozczętnie rozpadło się po drodze). Jedna z koleżanek(byłyo nas 5 + Dawid) miała awarię roweru to jest pękła jej tylna przerzutka. Szczęście w nieszczęściu,że tu jeszcze kursowały siedemsetki. I tak odłączyły się dwie koleżanki i dalej jechaliśmy w czwórkę.

Prowadził nas zielony szlak przez las głónie do Leszna. Do tej pory trasa dość lajtowa. Za Lesznem było już trochę trudniej,ale nadal możliwie. Dopiero od chatki zrobiło się piaszczyście i na dodatek na chwilę zgubiliśmy szlak, by go odnaleźć za pośrednictem fragmentu czarnego szlaku rowerowego(MTB).Masakryczny.

A dalej było.... jezcze gorzej, bo dojechaliśmy do Karpat.

Tylu natłoku podjazdów z korzeniami na zmianę z piachem nie widziałam dotąd. Właściwie dopiero od "Zamczyska"(ponoć jakieś resztki grodziska są,ale nie było widać) zrobiło się bardziej płasko. A potem był rezerwat Nart. I tak jadąc szlakiem zielonym rowerowym dotarliśmy do Leśniczówki, a tuż za nią trafiliśmy na Chatę Kampinoską. Taki mini-skansen gdzie wpisaliśmy się do kięgi odwiedzin i zrobilimy kilka zdjęć.

Za leśniczówką Dawid miał na mapie miejce do palenia ognisk,ale okazało się,że idiota, który dzierżawił ten teren nie chcał nam dać pozwolenia(a raczej chciał za 120zł).Pijechaliśmy trochę dalej na polankę z miejce na ognisko,ale i tak przyleciał nas wygonić a to dopiero gdy udało się nam je rozpalić(zresztą i tak zaraz spadł deszcz by je zgasić).Trocę się z niego śmialiśmy, jak zaczął nas strażą leśną straszyć. 120zł? Powiedziałam mu ze śmiechem,że raczej nie zarobi :)) No i nie zarobił mimo,ze nawet przyleciał z umową jakiejś dzierżawy, której jednak nie dał mi przeczytać więc to mogła być umowa dzierżawy budki z lodami i kurczakiem,którą prowadził. Ech Ci polcy kapytaliści...śmiech pusty bierze. Właśnie przez takich buraków turyści z zagranicy nie chcą do nas przyjeżdżać. Trochę zmarzliśmy przez ten deszcz, choc schowani pod wiatą. Jak tylko przestało padać(pan burak się zmył w międzyczasie) pojechaliśmy dalej na południe i tym razem ja przegapiłam skręt w prawo z szosy(był nieoznakowany).

Szybko nadrobiliśmy i ledwo zipiąc(po drodze wyszło słońce i było strasznie parno) jechaliśmy na zachód do miejscowości Grabnik, a dalej dalej szlakiem by przez pomyłkę z niego zboczyć i zamiast w Żelazowej Woli wylądować w Konarach. I tak szosą, niedaleko od rzeczki zwanej Bzurą pojechaliśmu prosto do Sochaczewa. Gdzieś w Sochaczewie Dawid poślizgnął się i upadł, rozwalając sobie skórę nad łokciem. Na szczęście w pobliskiej kafejce pani miała wodę utlenioną. Ja próćz kawy i cappuchino z expressu zjadłam gofra z malinami, jagodami, kiwi i bitą śmietaną. Warto było dojechać do Sochaczewa :) Z kafejki polecieliśmy na pociąg, na który zdążlylimy w ostatniej chwili i na dodatek okazało się,że jedzie bezpośrednio do centralnej a nie do zachodniej jak w rozkładzie internetowym.

Do Warszawy pociągiem śmignęliśmy w godzinkę. My, dziewczyny byłyśmy ledwie żywe, a Dawid chyba się dopiero rozkręcał ;))) W terenie wyszło z ok. 46km. Masakrycznym terenie :)

Więcej zdjęć w albumie KAMPINOS

Na liczniku Dziuńka(odkąd go mam już minęły 3 lata) jest 2584km.

  • DST 23.02km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 15.01km/h
  • VMAX 25.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Kampinosu!

Wtorek, 7 lipca 2009 · dodano: 07.07.2009 | Komentarze 2

Musiałam pojechać do lasu, już nie mogłam wytrzymać w betonowej dżungli. Miałam przewietrzyć Dziuńka,ale okazało się że brat zmęczony, nie przepiął mi licznika i tak pojechałam na starym swym rowerze czyli obecnym Rowerze brata. Dziwnie mi się jeździ z rogami a na dodatek w ferworze zapomniałam odziać rękawiczek.
Trasa w sumie lajtowa, po najpierw pojechałam Arkuszową do Lasek i dopiero stamtąd wbiłam się w Puszczę

A chwilę później zrobiłam sobie postój na galaretki w czekoladzie zakupione w sklepiku przy Arkuszowej po drodze.

A potem 7km korzeni i piachu,ale bardziej błotnisto-kałużowego, bo ostatnio sporo padało. W sam raz na rytualne ubłocenie w kałużach wszak lavinka nimfą błotną jest to i błotka się nie boi :)
Szlakami sobie jechałam, ale w tym samym momencie zgubiłam czerwony i wjechałam na żółty i jeden wiraż mi przepadł. Nadrobiłam zielonym szlakiem rowerowym, a potem kawałek zwykłym czarnym. Na mapie prosty, w rzeczywistości nieco pokręcony.
Wracając postanowiłam zwiedzić okolicę Cmentarza Północnego i odwiedziłam baraki socjalne dla eksmitowanych przy Palisadowej. Dramat jak to wygląda.
Powrót czekał mnie Arkuszową, ale postanowiłam znaleźć stary skrót przez ogródki działkowe i odbiłam w nie w bok od Wólczyńskiej. I tak leśnym duktem i pokrzywowymi ścieżkami dotarłam do metra Młociny skąd szczęśliwie myknęłam do domku na anonimowym blokowisku :)

  • DST 19.32km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:23
  • VAVG 13.97km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze

Myk po holendersku

Czwartek, 2 lipca 2009 · dodano: 02.07.2009 | Komentarze 5

Z Żyrardowa przez Holendry Baranowskie i Baranów jako że lavinka baranem będąc jechała na holendrze i dalej do Jaktorowa do kolejki i chop siup do centrum, a tam podwójny postój przy windzie i myk metrem do domu. Nawet trochę było jazdy w terenie :)



  • DST 10.20km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:07
  • VAVG 9.13km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze

Plątanie się po żyrardowskiej "Pradze"

Środa, 1 lipca 2009 · dodano: 02.07.2009 | Komentarze 0

Kawałek do metra, potem w centrum do dworca Śródmieście i dalej w Żyrardowie tu i ówdzie w tym Trójkąt Bermudzki czyli żyrardowska "Praga".

Ostra jazda bez trzymanki. Okazało się,że mój rower potrafi jechać prosto sam :)



  • DST 34.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 14.57km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po starym Ursynowie

Niedziela, 31 maja 2009 · dodano: 01.06.2009 | Komentarze 10

Za pierwszym razem gdy z Rubeusem chcieliśmy się wybrać pojeździć w pozukiwaniu ursynowskich zabytków.. lało od rana jak z cebra. Wycieczka zostałą odłożona na kilka tygodni później, czyli dziś. Z rana piękna pogoda, nic nie zwiastowało Armagedonu. Jadąc wzdłuż łączki przy Płaskowickiej nawet pozwoliłam sobie zrobić sielankowe zdjęcie, bo kolor bluzy pasował do koloru koniczyny.
Tam z tyłu za plecami szykowałą się ciemna chmura. Myśleliśmy, a przelotna ulewa będzie... no... niekoniecznie. Nie dość,że chmura okazała się burzą to jezze z gradobiciem. O ile deszcz dało się wytrzymac pod drzewem... o tyle gradobicie na pokonało i zakomenderowałam odwrót na z góry upatrzone pozycje, czyli ganek zabytku, który fociliśmy chwilę przedtem . Sławek niestety przemókł na tyle,że szybko uciekł do domu a my z Rubeuem jeszcze chwilę pokrążyliśmy po okolicy by skapitulować pół godziny później. Rubi pojechał na przystanek busowy do domu, a ja Herbta do metra... ale dojechawszy do metra spojrzałam na licznik a tam 10km... wstyd taką odległoć na bikestaty wrzucać. To zmieniłam plan gry i pojechałam w kroplach deszczu zwiedzać ursynów. Przy Kopie Cwila nawet nie padało.
....ale już chwilę później pod wiaduktem a jakże. Kropiło.

Na szczęcie lavinka z cukru nie jest. Trochę było ciężko, kurtka zamokła w 100% ale sweter i bluza pod spodem ledwo ledwo. Pojechałam Dolinką Służewiecką do Sobieskiego i dalej obiekiego prostooo aż w Aleje Ujazdowkie do pl.Trzech Krzyży i tam odbiłam an dół na Powiśle. A z Powiśla przed Mariensztatem do Wisły. Tam przestało lać. No to piknęłam trasą nadwiślańską do domku.

A przy Lesie Bielańskim potanowiłam sprawdzić tary skrót by objechać stromą górkę. Skrót nadal istnieje. Ciutkę błotnity. A dalej Dewajtis, Lindego i hołm Wawrzyszew.

Na liczniku 2478 - a wszystko po to by dokręcić do 300km w maju ;) Chwilowo wpisuję Dziuńka, ale naprawdę jechałam na woim starym rowerze, który teraz należy do mego brata.Ale na nim nie jeździ bo używa w pracy kolarki. Rower dodam w najbliższym czasie i edytnę co trzeba.

  • DST 33.47km
  • Teren 13.00km
  • Czas 02:17
  • VAVG 14.66km/h
  • Sprzęt Dziuniek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka w poszukiwaniu ławeczki

Czwartek, 14 maja 2009 · dodano: 14.05.2009 | Komentarze 2

Lavinka wymyśliła sobie,że pojedzie do lasu korzystając z okazji zniesienia zakazu tamże. Docelowo był Kampinos(choć do niego wjechac) a po drodze co by było ciekawiej lasy Bemowa w okolicy góry śmieciowej i dalej na wschód. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to że lavinka pojechała na skróty i dotarła do... poligonu wojskowego, a właściwie jego ruin. Świnie, na mapie nie było ni dudu. Trzeba objechać... i co? Mała scieżynka zamieniła się w las pokrzyw, połamanych gałęzi i drzew, rowu z wodą(sforsowanego bez wodowania suchą stopą i mokrym kołem) a na koniec... gęsty iglasty las. Tu się lavinka poddała i znalazłszy dziurę w płocie poligonu grzecznie dojechała do rogu by już przyzwoitą ścieżką waląc twarzą o gałązki dotrzeć do... śceżynki szerokiej na metr. A teraz w lewo czy w prawo? Mapa rzekła,że chyba w prawo, ale jakby co to to ona nie wie. To pojechaliśmy w prawo, co było robić, zresztą słusznie.
Z lasu wyjechałam na Lathorzew,dalej Stare Babice i postój przy sklepiku po bułeczki(na postój i ławeczkę),w brzuchu zaczynało burczeć. No dobra to gdzie ta ławeczka? Pojedziemy - znajdziemy.
No... nie bardzo.... Stare Babice zniknęły za plecami, Lipków, brzeg Hornówka(już z powrotem leśny) Izabelin... a tu żadnej ławeczki!
Wreszcie odnalazłam ją, gdzieś na czerwonym szlaku na wysokości Lasek. Ocierałam się o wjazd do Kampinosu, wreszcie porządnie tym czerwony szlakiem nim jechałam.
Zaliczony, takoż bułeczka z ziarenkami i serek w plasterkach, który otworzyć było trzeba kluczem od zapinki-taki mocny był ten plastik :)
Wracałam wokół cmentarza Północnego i dalej przez Młociny do domku na Wawrzyszewie.



Licznik:2349

  • DST 52.98km
  • Teren 13.00km
  • Czas 03:31
  • VAVG 15.07km/h
  • VMAX 31.00km/h
  • Sprzęt Dziuniek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piknik Rowerowy

Sobota, 9 maja 2009 · dodano: 10.05.2009 | Komentarze 8

Na południe od mostu Siekierkowskiego wałem i za wałem, na plaży i z pożyczoną piłeczką a potem do Konstancina z przerwą na lody wylądowaliśmy w Konstancinie. Z Dawidem urwaliśmy się ciut wcześniej przez Powsin do Kabat. Towarzystwo goldenlajnowe.



Linka do galerii zdjęciowej


Ilość km terenowych przybliżona, dokładniej policzę rano na mapie.

Na liczniku 2316km

  • DST 75.23km
  • Teren 32.00km
  • Czas 04:52
  • VAVG 15.46km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Sprzęt Dziuniek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Zegrza i na fort

Sobota, 2 maja 2009 · dodano: 02.05.2009 | Komentarze 0

W 6 osób lavinka pojechała nach Zegrze wzdłuż kanału Żerańskiego. Startowalimy od Dworca Gdańskiego i bocznicami kolejowymi do kanału, dalej prosto wzdłuż kanału do Zegrza. W Zegrzu Dawid złapał gumę, a myśmy spoczęli na plaży gdzie oprócz łódek prawie zwodowano Mercedesa. Potem pojechaliśmy rowerowym szlakiem do Rynii i tam znów spoczęli na plaży. A potem myk z powrotem do sklepu i w bok do Białobrzegów gdzie nawiedziliśmy Fort Beniaminów. Od Fortu różnymi szlakami i nie szlakami dojechaliśmy do któregoś z mostów na Kanał i dalej wracalimy tą samą rasą do Dworca i metrem do domku.



Zegrze

Zegrze bunkry


Licznik 2249km(od 2007 roku)

  • DST 87.13km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:30
  • VAVG 13.40km/h
  • VMAX 25.00km/h
  • Sprzęt Dziuniek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Modlina i z powrotem

Niedziela, 19 kwietnia 2009 · dodano: 20.04.2009 | Komentarze 4

Metro Wawrzyszew >>> Metro Dworzec Gdański Dalej do Mostu Gdańskiego z Dawidem spotkanym po drodze. Tamże czekamy na Tomiego chwil parę. Zimno jak diabi i wieje.
Już w trójkę "lecim na Szczecin i pędzim na Będzin"jak to wujek Tomi zwykł mawiać czyli Jagielońską do kładki, na którą wujek Tomi wszedł tylko połowicznie. Dalej prosto na północ pod wiatr jakimś diabelnym chodnikiem i kawałek asfaltem do Żerania i od Żerania wygodną ścieżką rowerowa do Bałołęki, gdzie wjechaliśmy na wał i wałem prosto do Modlina. Zrobiliśmy tylko mały postój w rezerwacie na wysokości pola golfowego w Rajszewie(bo zrobiło się cieplej i trzeba było odsapnąć i przegryźć małe co nie co).
Do Modlina(części Nowego Dworu Mazowieckiego)wjechaliśmy mostem nad Narwią. Wysoki poziom rzeki tak jak i Wisły. Potem króki myk na dworzec, któy okazał sie w remoncie i unemożliwił ludzki powró do Warszawy.
Pierwsze kroki a raczej pedałowania skierowaliśmy na Twierdzę. Tam piknik na punkcie widokowym i tu Dawid zrobił papa, bo musiał wracać do domku. My czyli ja i Tomi szlajaliśmy się po Twierdzy do 18 a może i dłużej. Wciąga cholera i uzależnia. Zdjęcia jak się zgrają na dysk z aparatu.
Wracaliśmy kawałek razem przez most na Wiśle i rozdzieliliśmy za Kazuniem. ja pomknęłam przez Czosnów i gminę Łomianki do Warszawy po asfalcie - Tomi przez Kampinos do Żyrardowa.




Na liczniku 2074. No proszę przegapiłam 2000.... zapomniałam spisać dane z licznika wieczorem, 87,13km pamiętam,ale czasu dokładnie już nie... z 6,5 godziny było i tyle wrzucam.