Info

Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Wrzesień3 - 4
- 2025, Sierpień11 - 39
- 2025, Lipiec7 - 18
- 2025, Czerwiec2 - 8
- 2025, Maj2 - 2
- 2025, Marzec2 - 1
- 2024, Wrzesień2 - 5
- 2024, Sierpień2 - 5
- 2024, Lipiec1 - 0
- 2024, Czerwiec1 - 0
- 2024, Maj3 - 5
- 2024, Marzec3 - 6
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń1 - 3
- 2023, Październik1 - 0
- 2023, Sierpień3 - 0
- 2023, Lipiec1 - 0
- 2023, Czerwiec1 - 0
- 2023, Maj4 - 0
- 2023, Kwiecień6 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Luty2 - 0
- 2023, Styczeń6 - 1
- 2022, Grudzień3 - 2
- 2022, Listopad7 - 10
- 2022, Październik16 - 2
- 2022, Wrzesień7 - 3
- 2022, Sierpień14 - 10
- 2022, Lipiec13 - 17
- 2022, Czerwiec16 - 7
- 2022, Maj14 - 0
- 2022, Kwiecień9 - 5
- 2022, Marzec13 - 11
- 2022, Luty9 - 3
- 2022, Styczeń12 - 4
- 2021, Grudzień7 - 0
- 2021, Listopad16 - 0
- 2021, Październik23 - 21
- 2021, Wrzesień15 - 16
- 2021, Sierpień16 - 13
- 2021, Lipiec20 - 6
- 2021, Czerwiec21 - 14
- 2021, Maj19 - 21
- 2021, Kwiecień19 - 10
- 2021, Marzec16 - 29
- 2021, Luty4 - 1
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień6 - 12
- 2020, Listopad9 - 24
- 2020, Październik14 - 18
- 2020, Wrzesień13 - 26
- 2020, Sierpień15 - 35
- 2020, Lipiec23 - 18
- 2020, Czerwiec18 - 16
- 2020, Maj17 - 28
- 2020, Kwiecień22 - 101
- 2020, Marzec27 - 52
- 2020, Luty20 - 27
- 2020, Styczeń22 - 7
- 2019, Grudzień18 - 23
- 2019, Listopad21 - 33
- 2019, Październik28 - 26
- 2019, Wrzesień20 - 34
- 2019, Sierpień10 - 35
- 2019, Lipiec17 - 32
- 2019, Czerwiec8 - 3
- 2019, Maj10 - 17
- 2019, Kwiecień12 - 27
- 2019, Marzec5 - 29
- 2019, Styczeń1 - 4
- 2018, Grudzień1 - 7
- 2018, Październik14 - 29
- 2018, Wrzesień30 - 52
- 2018, Sierpień12 - 14
- 2018, Lipiec14 - 56
- 2018, Czerwiec24 - 24
- 2018, Maj30 - 66
- 2018, Kwiecień31 - 98
- 2018, Marzec23 - 57
- 2018, Luty27 - 56
- 2018, Styczeń18 - 36
- 2017, Grudzień26 - 62
- 2017, Listopad15 - 30
- 2017, Październik31 - 60
- 2017, Wrzesień30 - 89
- 2017, Sierpień18 - 64
- 2017, Lipiec15 - 36
- 2017, Czerwiec26 - 80
- 2017, Maj29 - 112
- 2017, Kwiecień21 - 47
- 2017, Marzec28 - 98
- 2017, Luty24 - 31
- 2017, Styczeń14 - 40
- 2016, Grudzień22 - 92
- 2016, Listopad19 - 64
- 2016, Październik24 - 55
- 2016, Wrzesień27 - 68
- 2016, Sierpień18 - 63
- 2016, Lipiec17 - 58
- 2016, Czerwiec8 - 22
- 2016, Maj24 - 82
- 2016, Kwiecień18 - 42
- 2016, Marzec20 - 66
- 2016, Luty5 - 3
- 2016, Styczeń8 - 26
- 2015, Grudzień8 - 45
- 2015, Listopad15 - 41
- 2015, Październik15 - 71
- 2015, Wrzesień15 - 67
- 2015, Sierpień11 - 41
- 2015, Lipiec15 - 72
- 2015, Czerwiec12 - 67
- 2015, Maj19 - 154
- 2015, Kwiecień9 - 37
- 2015, Marzec9 - 67
- 2015, Luty5 - 28
- 2015, Styczeń3 - 27
- 2014, Grudzień6 - 80
- 2014, Listopad15 - 50
- 2014, Październik19 - 193
- 2014, Wrzesień23 - 87
- 2014, Sierpień28 - 17
- 2014, Lipiec32 - 81
- 2014, Czerwiec30 - 77
- 2014, Maj32 - 140
- 2014, Kwiecień31 - 123
- 2014, Marzec31 - 214
- 2014, Luty28 - 296
- 2014, Styczeń31 - 234
- 2013, Grudzień8 - 53
- 2013, Listopad8 - 114
- 2013, Październik12 - 81
- 2013, Wrzesień11 - 40
- 2013, Sierpień17 - 53
- 2013, Lipiec5 - 11
- 2013, Czerwiec6 - 19
- 2013, Maj11 - 45
- 2013, Kwiecień2 - 4
- 2013, Marzec3 - 30
- 2013, Luty2 - 24
- 2012, Kwiecień3 - 15
- 2012, Marzec1 - 5
- 2011, Listopad6 - 31
- 2011, Październik11 - 24
- 2011, Wrzesień13 - 43
- 2011, Sierpień7 - 3
- 2011, Lipiec12 - 22
- 2011, Czerwiec10 - 8
- 2011, Maj7 - 23
- 2011, Kwiecień12 - 27
- 2011, Marzec4 - 7
- 2010, Listopad3 - 20
- 2010, Październik11 - 32
- 2010, Wrzesień9 - 10
- 2010, Sierpień15 - 58
- 2010, Lipiec16 - 27
- 2010, Czerwiec10 - 41
- 2010, Maj13 - 56
- 2010, Kwiecień9 - 39
- 2010, Luty1 - 4
- 2009, Grudzień2 - 9
- 2009, Listopad10 - 31
- 2009, Październik13 - 68
- 2009, Wrzesień13 - 50
- 2009, Sierpień14 - 42
- 2009, Lipiec14 - 53
- 2009, Czerwiec5 - 32
- 2009, Maj9 - 49
- 2009, Kwiecień12 - 47
- 2009, Marzec2 - 10
- 2009, Luty1 - 8
- 2008, Grudzień1 - 10
- 2008, Listopad1 - 5
- 2008, Październik5 - 4
- 2008, Wrzesień3 - 4
- 2008, Sierpień11 - 7
- 2008, Lipiec7 - 12
- 2008, Czerwiec10 - 20
- 2008, Maj7 - 2
- 2008, Kwiecień2 - 0
- 2007, Sierpień8 - 4
- 2007, Czerwiec1 - 0
- DST 70.96km
- Teren 14.00km
- Czas 04:53
- VAVG 14.53km/h
- VMAX 42.00km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
W Krainie Kwitnącej Czeremchy - Podlasie 2015 - Dzień 4
Poniedziałek, 4 maja 2015 · dodano: 10.05.2015 | Komentarze 23
Tego dnia prognozy zapowiadały się pochmurne. Każdy na wakacjach marudzi, ale nie fotoamator, wiadomo, że w lekkim cieniu super wychodzi architektura i młoda zieleń, nie ma problemu ze zdjęciami pod słońce i inne takie. Między innymi dzięki pochmurnej pogodzie tak cudowne wyszły mi zdjęcia koni. Ale od początku.Wstaliśmy rano, żeby złapać jeszcze trochę słonecznego ciepła, którego wcale się nie czuło, bo wiał chłodny wiatr. Pierwsze swe kroki, a raczej pedały skierowaliśmy w stronę sklepu z żywnością. Ale najpierw natrafiliśmy na uroczą cerkiewkę (zapewne przerobioną na kościół) z grobem secesyjnym na zapleczu. Ciekawostka. Niestety napis na kamieniu był słabo czytelny. Za to pod sklepikiem bytowała miejscowa ferajna i bohema, aż prawie dla nas, meneli podróżniczych, nie starczyło miejsca. Pozbyliśmy się śmieci, kupiliśmy wodę, bułki i jeszcze jakieś rzeczy do jedzenia, pognaliśmy dalej mijając co jakiś czas piękne, drewniane chałupiska.
Wreszcie dojechaliśmy do stadniny koni arabskich w Janowie Podlaskim. Za czasów dzieciństwa to była moja mekka, kochałam araby, fantazjowałam na temat ich fruwajacych i niepokornych dusz, no cuda wianki. Ale z tego wyrosłam i przez to nie miałam aż takiej frajdy, jaką mogłabym mieć. Ale i tak czułam się wspaniale, tym bardziej, że wypuścili część koni bliżej barierek i mogłam je lepiej sfocić. Z bliska głównie kuce, albo jakąś specjalną mniejszą beżową rasę (nie znam się, ale mi się bardzo podobała- edit: po zasięgnięciu jezyka w sieci doszłam do wniosku, że to mogły być konie biłgorajskie, ale stu procent pewności nie mam, po stadnina tych koni owszem jest, ale zupełnie gdzie indziej, może były z wizytą). Po drobnym błądzeniu znaleźliśmy też cmentarz koni.
A potem znów nadbużańskimi klimatami, wzdłuż falujących wzgórz, bo byliśmy już na Podlasiu północnym w południowej części, dotarliśmy do prawdziwych gór w Mielniku. Najpierw jednak dotarliśmy do przegrody o wilgotności 100%, na szczęście był prom kursujący do 18tej, więc mieliśmy trochę czasu. Myknęliśmy więc na punkt widokowy na styku trzech województw, podlaskiego, lubelskiego i mazowieckiego. Miłe miejsce. Przeprawa promowa tuż przy granicy z Białorusią, w Niemirowie, ale żadnego pogranicznika nie spotkaliśmy. Wioski wyglądały na wymarłe, albo leciała akurat wtedy jakiś serial. ;) Zanim wjechaliśmy do Mielnika, udaliśmy sie do małego bukra w iglastym zagajniku. Co ciekawe, jego konstrukcja nie była typowo żelbetowa, ale składała się z kamieni - rzecznych otoczaków. Ogromnych!
Czułam się tutaj, jakbym wyjechała za granicę, przyzwyczajona do płaskiego Mazowsza. W Mielniku odwiedziliśmy odkrywkową kopalnię kredy (naprawdę można nią rysować, tylko trochę się kruszy) i przypadkiem pozostałość starego cmentarza, sądząc po charakterystycznych krzyżach - prawosławnego. Byliśmy też przy ruinach kościoła na górze zamkowej i wdrapaliśmy się na zarośnięty punkt widokowy (tylko ze schodów widać rzekę). Na koniec wjechaliśmy, a raczej wpełznęliśmy przez wał morenowy na nieco wyżej położony punkt widokowy, z którego dla odmiany widok był taki sobie, ale sama drewniana konstrukcja ze schodami - bajeczna. Jak się lubi konstrukcje drewniane i potrafi docenić kunszt autora ;)
Nocleg odbył się niedaleko świętego źródełka bijącego u stóp kilku krzyży i niedaleko od pierwowzorru góry Grabarki. Mało znane miejsce i dobrze, bo nikt się nie kręcił i mogliśmy w spokoju zjeść kolację. Przy krzyżach i źródełku (które wyglądało trochę jak dół na deszczówkę) rośnie sobie cudownej urody drzewo kubeczkowe.
Kategoria Zupełnie dalekie wyprawy
- DST 74.37km
- Teren 11.00km
- Czas 05:18
- VAVG 14.03km/h
- VMAX 31.20km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
W Krainie Kwitnącej Czeremchy - Podlasie 2015 - Dzień 3
Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 09.05.2015 | Komentarze 5
Icm zapowiadał zimną noc, ale natura przesadziła. Ja rozumiem, że jak wiosną nie ma chmur, to jest zimno, ale poniżej pięciu stopni to jest draństwo. Byłam soplem lodu, nawet słońce mnie nie rozgrzało i jechałam w polarze marząc o kurtce schowanej w sakwie. Może nie szczękałam zębami, ale rozgrzałam się dopiero około południa, na rozgrzanej słońcem ławce. Nawet trochę pokasływałam, ale co nas nie zabije, to nas wzmocni. Miejscowość Kodeń jest ciekawym miejscem dla osób lubiących architekturę sakralną. Tu tego w bród, kilka dróg krzyżowych, ogrody maryjne i inne dewocjonalia w plenerze. A wszystko tuż obok granicy na Bugu. Oczywiście poszliśmy nad rzekę, a co.Później pojechaliśmy do cerkiewki przerobionej na kościół, ale na finiszu wyprzedziła nas autokarówka ze staruszkami. Zrobili niezły tłum, poza tym trwała msza, daleko tu było do ciszy i spokoju, jakie lubimy podczas zwiedzania. No trudno, bywa i tak. Posiedzieliśmy tyle o ile i pognaliśmy dalej wzdłuż wałów na Bugu i łąk pełnych mleczy. Nawet dwie sarny się dały, jedna zobaczyć, druga usłyszeć. Tu też trafiliśmy na pierwszy fort ziemny, zaczątek twierdzy na północy.
Wreszcie znów cywilizacja, cyklogrobbing jak się patrzy, utknęłam na foceniu krzyży na jednym cmentarzu, a potem kamieni na mizarze. Ale to nie koniec, musimy zaliczyć jakieś bunkry, to zaliczamy. Częściowo fort wysadzony, ale jest co oglądać. Niestety skrzynki nie ma. Za to trochę dalej zakładam swoją, w koszarach na przedpolu Terespola (o jego ciekawej historii, jak i rodzinie Flemmingów, tych od tatusia księżnej Izabeli Czartoryskiej, warto poczytać). Wjeżdżamy na trochę do Terespola, kręcimy się po opłotkach po bunkrach i zawracamy jadąc drogą fortową. Dookoła asfaltem byłoby szybciej i przyjemniej, ale Tomi się uparł. Sadysta.
Mijamy jeszcze jeden ceglany kościółek i spać. A raczej żryyyć i spać. Niestety nocujemy w korzennym liściastym lesie, więc mimo że cieplej, to mniej wygodnie (tak to jest, jak z lenistwa bierze się zwykłą karmiatę zamiast nadmuchiwanej, z której co prawda i tak schodzi powietrze, ale chyba jest bardziej korzenioodporna). Zmęcz.
Kategoria Zupełnie dalekie wyprawy
- DST 97.99km
- Teren 17.50km
- Czas 06:17
- VAVG 15.60km/h
- VMAX 23.80km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
W Krainie Kwitnącej Czeremchy - Podlasie 2015 Dzień 2
Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 09.05.2015 | Komentarze 3
Poranek zachwycił błękitnym niebem i lekką mgłą, która tak naprawdę była parującym od ciepła młodym iglastym lasem. Zdjęcia opisują ułamek tego piękna. Wstaliśmy wcześnie, ale że byłam nawet wyspana (nieprzytomna jak zwykle, powiedzmy, jakbym wstała o 10 a nie o 7), to nawet nie zauważyłam, jak niedaleko jest od świtu. W drogę ruszyliśmy tuż po ósmej.Zaczynamy od razu podlaskimi klimatami, choć w województwie lubelskim, czyli w dość płaskiej części tej kwitnącej czeremchą i mleczem krainy. To jest drewnianym kościółkiem w pobliżu drewnianych chat. Większość zabudowań w okolicznych miejscowościach jest już nowsza, murowana, ale czasem można spotkac takie perełki. Wreszcie dojechaliśmy do Międzyrzeca Podlaskiego i pokręciliśmy się po okolicy. Największym zaskoczeniem okazał się pomnik zrobiony z fragmentu muru berlińskiego. Nie wiedziałam, że cały kawał przywieziono do Polski. Potem okazało się, że pod Terespolem stoi drugi.
W Międzyrzecu zwiedziliśmy resztki po gorzelni przyklejone do parku, czyli urbex zaliczony, a potem mały piknik na rurze przy okazji szukania skrzynki parkowej. Wreszcie podbijamy do Biedronki po zakupy żarciowe, Tomi znika w sklepie, ja zaś pilnuję suszącego się na wietrze i słońcu namiotu, by nie odfrunął. Podjeżdżamy też pod stację kolejową, nowiuśka, w sensie: wyremontowana, przejścia na perony jeszcze się robią, jeden tor nawet nie ma gotowych podkładów, ale cudownie tu się będzie jeździć, jak wreszcie skończą.
Wyjeżdżamy kierując się na wschód, po drodze mijamy oznaczone cyframi lokalne szlaki rowerowe, niestety najczęściej prowadzone leśnymi ostępami, które są nam wybornie nie po drodze. Ale czasem przypadkiem się załapiemy na planowaną trasę którejś ze ścieżek. Po wyjeździ z lasu jak zwykle kościoły (czasem cerkwie zamienione w kościoły), kapliczki i cmentarze. Nakirkut trafiamy przypadkiem, bo słabo go widać. Nie ma macew, jest za to pomnik i liczba ofiar. Dwa tysiące. Straszne. Niedaleko znajduje się mizar - stary cmentarz tatarski. Mijając pobliskie wsie czasem widzimy ludzi o ciemniejszej karnacji, pewnie potomkowie onych Tatarów. Ciekawa okolica. Pod którąś z kolei cerkiewką zapominam zabrać rękawiczek, co odkrywam dopiero wieczorem. Kuuurczęęę, gdzie ja takie fajne dostanę.
Wieczór spędzamy na leśnej polance, gdzie grzejemy sobie kiełbasę i zagryzamy ją czym popadnie. Ciepły wieczór, ale noc już niestety zimna, marznę owinięta w koc. Ale przynajmniej nie jest już tak twardo.
- DST 28.33km
- Teren 0.75km
- Czas 01:45
- VAVG 16.19km/h
- VMAX 25.90km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
W Krainie Kwitnącej Czeremchy - Podlasie 2015 Dzień 1
Piątek, 1 maja 2015 · dodano: 09.05.2015 | Komentarze 6
Wyprawa na wschód chodziła za nami od ponad roku. Ale a to trwał jakiś remont, a to nagle wyskakiwał nam inny wyjazd, a to w jedynym wolnym terminie okazywało się, że nie mamy z kim zostawić Kluski, a robienie długich dystansów z nią w foteliku odpadało. No i wreszcie udało się, Kluska pojechała z babcią do Warszawy, a my mieliśmy pół następnego dnia na dopakowanie ostatnich gratów i ruszenie w dal. Pogoda okazała się łaskawsza, niż w zapowiedziach, ale może akurat nie trafiliśmy na większą zlewę. A raczej trafiliśmy jadąc już pociągiem, więc nas niewiele obeszła. Na Podlasie dostaliśmy się z tylko jedną przesiadką, w Warszawie. Stamtąd pojechaliśmy przyśpieszonym długim, lekko pustawym piętrusem (pewnie większość ludzi pojechała rano) przez Siedlce do Łukowa (w pociągach a to spotykaliśmy pana kontrolera, który przyznawał się do łukowskich korzeni, a to innego pana kontrolera, który zaciągał po wschodniemu). W Łukowie stał planowo 20minut, przec co wcale nie byliśmy aż tak dużo wcześniej, ale na pewno zyskaliśmy na braku tyrpania się z manelami po peronie.Pierwszy dzień to przede wszystkim dojazd jak najdalej na sensowny nocleg (mój pomysł, jak nie stracić piątku, a raczej połowy soboty na jazdę w pociągu). Nocleg odbył się w lesie po drodze do Międzyrzeca Podlaskiego, ale najpierw mogliśmy obejrzeć sobie Miga i klasztor w Łukowie, wesołe witacze w jednej wsi z babą i dziadem oraz przyjemny drewniany kościółek obok burzy. Ajć, burza, uciekamy! W ostatniej chwili wjechaliśmy do lasu i rozbiliśmy w jako tako płaskim miejscu (tak naprawdę to były dziury i doły, ale za to suche). Chwilę później wokół namiotu zrobiło się ciemno i mokro, ale już nie grzmiało. Padało pół nocy, a potem kropiło z choinek, więc hałas podobny, przez co budziłam się co chwila, ale o dziwo obudziłam się wyspana. Pewnie z nadmiaru tlenu.
Wpadajac wieczorem do namiotu Tomi zgubił licznik, ale go na szczęście następnego dnia znalazł. W trakcie przygotowywania się do posiłku wymyśliłam grę w zgadywanie, Tomi mógł odpowiadać "tak", lub "nie", ale bawił się niesportowo i często odpowiadał "i tak i nie", co mnie doprowadzało do furii. A na koniec się okazało, że wymyślił kolację, którą zresztą przygotowywał. Bardzo szybkie i niezdrowe dania, ale w deszczu pod namiotem człowiek nie marudzi, tylko je. :)
Kategoria Zupełnie dalekie wyprawy
- DST 4.77km
- Czas 00:22
- VAVG 13.01km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Klu i Meteorem na dworzec
Czwartek, 30 kwietnia 2015 · dodano: 30.04.2015 | Komentarze 4
Jako że Klu ostatnio znów hejterzy wózek, postanowiliśmy ją dostarczyć na dworzec rowerem. I szybciej i dziecko nie ucieka. I nie płacze. Tylko domaga się wafelka albo herbatnika po drodze, ale to już standard. Ostatnio cały czas jest głodna, chyba znów zaczęła rosnąć. Niedawno ją zmierzyłam i wyszło 99cm, ale jej nogi chyba nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Gorzej śpi od paru dni, to się często zdarza podczas okresów wzmożonego wzrostu.Po wsadzeniu babci i Kluski do ciapągu podjechaliśmy do bankomatu i potem już do domku na obiad. Dużo klusek, pomidor, cukinia i kilka grzybków. Jakoś podejrzanie wegetariańsko. ;)
Niska prędkość średnia, bo tuptanie przy dworcu i na peronie.
Kategoria Bliskie wycieczki 3 stopnia
- DST 91.38km
- Teren 18.50km
- Czas 05:25
- VAVG 16.87km/h
- VMAX 36.20km/h
- Kalorie 1891kcal
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Pora na kanapiora
Sobota, 25 kwietnia 2015 · dodano: 26.04.2015 | Komentarze 15
Jak do tej pory najdłuższa wycieczka w tym roku. Zapowiadała się na krótszą, ale na początku jechaliśmy dookoła po parę keszy i jeszcze przed Kampinosem przebiliśmy 30km. A potem jeszcze długo zwiedzaliśmy bagna i wydmy, kadry atakowały przede wszystkim na tych pierwszych. Musiały nadrobić brak komarów. W wodzie natrafiłam nawet na pewne żyjątka udające patyczki. Co to?Wpierw jednak odwiedziliśmy opuszczone gospodarstwo za torami linii sochaczewskiej, na ogrodowym ganku spożyliśmy pierwsze w tym dniu kanapiory, ale wcześniej zjadłam bułkę z jabłkiem. Jazda na dłuższe dystanse powoduje, że człowiek ma spore wydatki kaloryczne, zwłaszcza jak jest ciepło, więc na każdym postoju musieliśmy dożerać, co Tomi miał w sakwach. Kanapiory były z dżemorem lub serem. Dżemo r zdaje się brzoskwiniowy, żółty w każdym razie. Tu też znaleźliśmy świeżego kesza, ale byliśmy drudzy przy skrzynce. Ubiegła nas samochodowa ekipa Dombiego z synami i Werroną. Żeby złapać FTFa, chyba musielibyśmy wstaćo szóstej. Noł łej!
Po opuszczeniu gospodarstwa dowlekliśmy się do kościółka w Kampinosie i dalej do Granicy. Tu zostawiłam mobilniaka, który mi zalegał na biurku. I w las. Kwietniowe bagna są piękne, soczysta zieleń, woda, która jeszcze nie zaczęła pachnieć zgnilizną i wszędzie węże, które wpadają pod koła. A przynajmniej próbują. znaleźliśmy też reper (na trasie nieistniejącej kolejki wąskotorowej plus podkład kolejowy, plus obrośnięty mchem inny słupek geodezyjny) i parę wysiedlonych wsi, a raczej ich resztek w postaci piwnic i fundamentów. Lepiej zachowane piwnice zamieniono w hotele dla gacusiów i nie można do nich wejść.
Robiło się coraz cieplej i nawet pobyt nad kanałem Łasicą nas nie ochłodził. A mogłam włożyć sandałki!
Na odchodnym udało się jeszcze sfocić bocianka na słupie i pognaliśmy krótszą trasą do domu. W rejonie 60 kilometra miałam mały kryzys, ale jak to kryzys, szybko minął i 10km dalej jechałam w miarę normalnie, choć pod wiatr, któremu się pomyliło, że miał zelżeć, a w zamian nas zelżył.
Dotarłam do domu tak wygłodzona, że zamiast się kąpac zabrałam do kieszeni portfel i pognałam do wietnamskiego baru po michę ryżu. Bar zmienił nazwę z Sajgon na Lili. Wzrusz, mój pierwszy, mangowy nick w internetach, który z czasem zmieniłam na bardziej rozpoznawalny. Za często byłam mylona z różnymi Lilithami, które z azjatyckim imieniem Lili nie mają wiele wspólnego (naprawdę takie imię istnieje). Poza tym obsługiwał mnie chyba syn (lub inny krewny) właściciela ze swoim synkiem, który gadał pół na pół po polsku i po wietnamsku. Azjatyckie języki zawierają bardzo mało spółgłosek, za to mają milion rodzajów samogłosek, więc jestem świadoma, że pewnie połowy nie usłyszałam. Ale mowa wietnamskiego chłopca bardzo mi przypominała język Kluski. Ona też rzadko używa spółgłosek ;)
Wszystkie zdjęcia w albumie wiosennym pod odpowiednią datą.
Film z wycieczki:
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 3.34km
- Czas 00:14
- VAVG 14.31km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do parku z Klu i Meteorem
Czwartek, 23 kwietnia 2015 · dodano: 23.04.2015 | Komentarze 8
Fotelik rowerowy dobra rzecz. Trudno z niego uciec, jak rodzice mają inne plany niż dziecko, nawet jeśli te plany będą się na koniec podobać. Dziecię wie, gdzie jest plac zabaw za parkiem, ten ze słoniem-zjeżdżalnią. Na szczescie podjechaliśmy głębej w park, pomyliła mosty i przebiegła na drugą stronę wcześniejszego. Nie znalazła słonia, obraziła się i wróciła jęcząc do placu zabaw w parku, na zasadzie, no dobraaa, rzucę okiem, ale nie spodziewajcie się cudów, słoń ma się znaleźć, ale to już.Ale jednak park przywołał stare wspomnienia, przypomniały się drewniane ustrojstwa i zaczęło się szaleństwo. Przy okazji udało się niechcący opchnąć nieco nadpsutą koparkę w nausznikach (łycha się połamała i odpadła) w zamian za super czarne autko. Machniom rozpoczął rówieśnik Kluski, który oszalał na punkcie kopary. A Kluska oszalała na punkcie czarnego wozu. Malutkiego, ale za to super jeżdżącego.
Rany, jakie inne dzieci wydają się przy Klusce powolne. Bawiąc się w jej tempie człowiekowi się wydaje, że reszta świata porusza się w zwolnionym filmie. Ale pod koniec wpadła na plac zabaw późna zerówka, albo wczesna podstawówka, tak jakoś - prędkością dorównywali małej, więc się zrobiło normalnie. Jakim cudem ta szarańcza nas nie stratowała, nie mam pojęcia, ale mi się podobało. W końcu zagłuszyli matki zabraniające swoim dzieciom wchodzić na drabinki (połamiesz wszystkie kości!) i zagłuszyli piski Kluski. Oraz wrzaski, jak postanowiliśmy ją zabrać do domu, bo już zaczynała się wywracać.
Mieliśmy też krótki epizod z kubełkiem w cieku wodnym, który znalazłam i chciałam uratować... ale Klu chciała do niego nabierać wody, chlapnęło na buty, chciała zdjąć buty... no... na szczęście udało mi się z nią wrócić na plac zabaw, ale kubełek utknęłam głęboko pod jakąś pochylnią, żeby się nie rzucał w oczy ;)
Kategoria Bliskie wycieczki 3 stopnia
- DST 5.02km
- Teren 0.10km
- Czas 00:19
- VAVG 15.85km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Klu i Meteorem do Jordanka
Środa, 22 kwietnia 2015 · dodano: 22.04.2015 | Komentarze 1
Bez zdjęć, bo nie miałam kiedy wyjąć aparatu, a Tomiemu Klu uciekła z kadru. Po drodze kilka awantur, pierwsza o to, że nie idziemy na plac zabaw, druga o to, że nie idziemy na ten sam plac zabaw (zobaczyła go po drodze), potem awantura, że nie idziemy na plac zabaw w parku, a potem o to, że nie idziemy na plac zabaw za parkiem. Kiedy wjeżdżaliśmy do Jordanka, na wszelki wypadek też zaczęła jęczeć, ale się okazało, że tu zostajemy, więc przestała i od razu weszła w nadświetlną. Naprawdę niełatwo było wrócić do domu (awantura o wyjście i trzy jęczenia o te same place zabaw w odwrotnej kolejności). Uff ;)edit: A jednak jedna fotka wyszła :)
Kategoria Bliskie wycieczki 3 stopnia
- DST 14.18km
- Teren 7.00km
- Czas 00:57
- VAVG 14.93km/h
- VMAX 21.50km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Klu i Meteorem do lasu
Wtorek, 21 kwietnia 2015 · dodano: 21.04.2015 | Komentarze 2
Tragicznie wietrzna pogoda wyautowała nas rowerowo rodzinnie. To znaczy Meteor jeszcze coś tam podjeżdżał tu i tam, ale dalsze kursy odpadały, zwłaszcza do lasu, ryzyko przewracających się drzew. W końcu jednocześnie mało wiało i nie lało oraz nie sypało gradem, więc wybyliśmy. Kluska odzwyczajona od jazdy zrobiła na starcie awanturę, ale jak już ją wbiliśmy w fotelik i daliśmy herbatnika, jakoś się udało ruszyć. Paliwo herbatnikowe służyło nam niemal do samego końca, wspomagane kwiecistymi dywanami, stąd dużo przystanków po drodze. Meteor też musiał trochę śpiewać (ale mamie dla odmiany nie wolno). :)W lesie jak to w lesie, rozwałka i piknik z kawą zbożową. Dziecko stęsknione za hamakiem spędziło w nim dużo czasu. Żal było wracać, ale nie byliśmy gotowi do usypiania małej w terenie, bo wyprawa zorganizowana dość spontanicznie o 10.30 w stylu: "lavinka, a może byśmy poszli na rower". Spontaniczny wypad oznacza godzinę szykowania plus moje śniadanie, ale się udało. Tylko wróciliśmy o 14 dopiero, plus kolejna awantura, bo dziecko chce na plac zabaw (na ten sam, na który nie chciało chodzić od tygodnia). Przy okazji odkryliśmy, że jeden tunel zamienili na most. W sumie się cieszę, dzięki temu nie musiałam czołgać się za dzieckiem ;) Wróciliśmy na hasło: "chcesz kanapkę z masłem orzechowym?". Oczywiście kanapka jest w kuchni, więc trzeba było wrócić do domu.
Kategoria Bliskie wycieczki 3 stopnia
- DST 4.49km
- Czas 00:17
- VAVG 15.85km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Myk wieczorny do Werrony
Środa, 8 kwietnia 2015 · dodano: 10.04.2015 | Komentarze 0
Zapomniałam dodać, bo późno wróciłam. Kategoria Bliskie wycieczki 3 stopnia