Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48635.61 kilometrów w tym 8056.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2014

Dystans całkowity:231.25 km (w terenie 15.10 km; 6.53%)
Czas w ruchu:18:07
Średnia prędkość:12.76 km/h
Maksymalna prędkość:32.70 km/h
Suma kalorii:82 kcal
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:7.46 km i 0h 35m
Więcej statystyk
  • DST 4.40km
  • Teren 0.30km
  • Czas 00:17
  • VAVG 15.53km/h
  • VMAX 20.00km/h
  • Kalorie 82kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

11/365 Zapach

Sobota, 11 stycznia 2014 · dodano: 11.01.2014 | Komentarze 8

Dziś nie jechałam nawet dwudziestu minut, ale zawsze to kawałek po w miarę świeżym (jak na miejskie warunki) powietrzu. Czuć zbliżające się ochłodzenie. Powietrze pachnie inaczej. Chłodną wilgocią i zimnym powiewem ze wschodu. A u kogoś mieszkającego przy ulicy Kościuszki przypaliło się mleko. To lubię (między innymi) w jeździe rowerem. Niezależnie od pory roku człowiek nie jest zamknięty w dusznej puszcze, ale czuje zapach świata, nie tylko stłoczonych ludzi czy spalin samochodu.

Poza tym dziś znów podjechałam pod kirkut, by obejrzeć go z boku. Niestety na rogu zbudował się dom jednorodzinny, więc ciężko sfocić obeliski z czarnego kamienia i wysoki pomnik z oddali. A nie ma bramy, by dostać się na teren cmentarza. Zapomniane miejsce.

Oczywiście nie byłam sama na mieście. Żyrardów jest jednym z nielicznych miast w Polsce, gdzie nie tyle ludzie znów jeżdżą rowerami przez cały rok - co nigdy nie przestali. Ot, im dalej na zachód od Warszawy, tym większa cywilizacja ;)




  • DST 4.16km
  • Teren 1.00km
  • Czas 00:17
  • VAVG 14.68km/h
  • VMAX 23.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

10/365

Piątek, 10 stycznia 2014 · dodano: 10.01.2014 | Komentarze 9

Kolano rano już nie bolało, ale zaczęło znowu po jeździe na rowerze. Dopiero pod koniec, jak leciałam wmordewindem na skraju miasta. Trza jednak było pojechać w miasto, gdzie wiatr słabszy. Pogoda żadna i wszystka. Słońce, chmury, wiatr, ciepło (o dziwo). Endomondo mówi, że spaliłam 80 kilokalorii. Tyle co nic, ale nie dla kalorii jeżdżę na szczęście. :)

Dziś krótko, bo rano szczepienie Kluski, a potem babcia wyjeżdża i nie miałabym późniejszym popołudniem kiedy dodać wpisu.

Trasa mało malownicza, ot blokowisko, brzydkie budownictwo jednorodzinne i zadupie. Kapliczka starodawna... i to by było na tyle. Od poniedziałku zapowiadają mrozy, wycieczki będą raczej krótkie.



  • DST 6.99km
  • Teren 1.50km
  • Czas 00:33
  • VAVG 12.71km/h
  • VMAX 19.00km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze

9/365 Do Zusu i z powrotem

Czwartek, 9 stycznia 2014 · dodano: 09.01.2014 | Komentarze 3

Codzienna jazda holendrem zaczyna dawać się we znaki. Zaczyna mnie pobolewać kolano. Chyba przesiądę się na Pradziadka. mniej hipsta, ale kolana odpoczną na lżejszych przerzutkach (na Bauhausie nie mam żadnych).

Dziś zapomniałam zapięcia, więc postanowiłam nie jechać do kserwo pod dworcem tylko do bardziej niszowego obok Stelli. Zaparkowałam niedaleko tak samo nieprzypiętego zardzewiałego rzęcha jak mój i podglądałam z lokalu przez okno, czy ktoś go nie ruszy. W Zusie było trudniej zerkać, na szczęście nie było kolejki i rower długo nie stał sam przy stojaku.

A potem powrót przez "domek Cyganów" i Bielnik.






  • DST 11.87km
  • Teren 2.00km
  • Czas 00:52
  • VAVG 13.70km/h
  • VMAX 19.00km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze

8/365 - trochę dalej za miasto

Środa, 8 stycznia 2014 · dodano: 08.01.2014 | Komentarze 12

Bauhausik ostatnio marudził, że tylko miasto i miasto, to mu obiecałam dalszą wycieczkę. Co prawda nie było dużo terenu, za mokro po deszczu, ale zawsze trochę wiejskich plenerów zaliczyliśmy. Podjechałam najpierw pod cmentarz żydowski w Żyrardowie, bo to było po drodze do Międzyborowa. Potem do kościoła, gdzie zdziwiła mnie gwiazda Dawida na froncie i deszcz z chmury, z której nie miało prawa nic lecieć. Wreszcie powrót ciut naokoło, żeby nabić parę kilometrów więcej oraz krótki odcinek terenowy, ale ubity.


A koń jaki jest każdy widzi :)


  • DST 6.36km
  • Teren 0.80km
  • Czas 00:33
  • VAVG 11.56km/h
  • VMAX 17.50km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze

7/365

Wtorek, 7 stycznia 2014 · dodano: 07.01.2014 | Komentarze 3

leciałam piechtą do przychodni rano by zdobyć receptę na szczepionkę dla Kluski, ale wyszło że lekarz będzie dopiero wieczorem. Doptuptałam do domu, atu akurat Meteor z Kluską wrócili ze spaceru i wygonili mnie na rower, bo piękna pogoda. Oczywiście że skorzystałam z zachęty, tym bardziej że dostałam prowiant na drogę. Nie do końca zdrowy, ale przepyszny rogalik z ciasta francuskiego do niedawna dostępny tylko w Lidlu, a teraz również w Biedronce. 

Ale tak zajęłam się jazdą, że o nim zapomniałam. 

Dziś postanowiłam podjechać inaczej, to znaczy początek podobny do kluskowej trasy przez park, a potem skręt w lewo do kościoła, który najrzadziej odwiedzam fotograficznie, bo jakoś mi nie po drodze. A to przecież spory kawał neogotyku. Trochę trudniejszy do fotografowania przez ogrodzenie i roślinność, ale fragmentami daje radę. W końcu nie tylko całość, ale i detal ważny. 
No a potem standardowe plątanie się po mieście i na koniec mała pętelka po cmentarzu (tu prowadząc rower, bo byli ludzie i nie chciałam ich jazdą bulwesrować). Przy okazji fotka grobowca rodziny Chodaka, budowniczego Żyrardowa.

Za to jaki ładny czas mi wyszedł przypadkiem. 33.33 (z licznika, bo na Endomondo jak zawsze nieco inaczej).




  • DST 35.51km
  • Teren 1.50km
  • Czas 02:44
  • VAVG 12.99km/h
  • VMAX 32.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Szósty raz w tym roku

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 06.01.2014 | Komentarze 10

Ano, szósty raz szóstego dnia. Pięknie, prawda? Na dodatek przebiłam dystans 100km w styczniu. akie rzeczy to mi się w marcu rzadko zadarzały, a tu o o. Anomalia pogodowa ma tu sporo do powiedzenia, ale aklimatyzacja grudniowa także. Dziś jednak postanowiłam aklimatyzować się nieco mniej, to znaczy pod polar wcisnęłam sweter, a drugi dłuższy wrzuciłam do sakwy. I słusznie, bo początki słonecznego dnia zakończyły się pochmurnym porankiem. Kiedy Meteor poszedł szukać skrzynki za budowanym wiaduktem (i jej nie znalazł)  ja na zmianę tuptałam, wspominałam stare pracowe czasy, piłam ciepłą kawę, zajadałam kanapki z serem i salami oraz zmieniałam sweter krótki na długi. Niestety kolejność warstw wymagała rozebrania się do podkoszulka. Brr. Poczułam się jak mors ;)

W ciągu jazdy na szczęście pogoda się polepszyła, znów wyjrzało słońce, wiatr nie wiał po nerkach, katar się nie pojawił. Chyba kompot sądził, że rozłożył mnie na dobre, ale nie! Dobra herbata z rumem na noc zrobiła swoje. Rano byłam na swój sposób artwa, ale jako ten ptok z popiołów powstałam. A raczej z płatków śniadaniowych i kawy.

Ale do rzeczy. Wycieczka była trochę kolejowa, podjechaliśmy pociągiem od Międzyborowa do Piastowa, a stamtąd do Ursusa i Włoch. Na wieczór krótki odpoczynek u brata Meteora (i wygarnianie co lepszych pozycji do czytania) i powrót pociągiem do Żyrardowa na bilecie powrotnym. Najdłużej jeździło się od Piastowa do Ursusa i po Ursusie. Mam słabość do tej części Warszawy. Dużo fajnych wspomnień.  Skrzynek znalezionych niemało, prawie nowo otwarta stacja Ursus Niedźwiadek odwiedzona (trochę byłam zła, że Meteor w ostatniej chwili zmienił koncepcję i dowiedziałam się dopiero rano, że będziemy w Ursusie. Dla Kluski czeka królik szmaciany u znajomej, niestety nie mogłam się z nią wcześniej skontaktować i nie wiem, kiedy go odbiorę), Nowolazurowa obejrzana, inspekcja dróg rowerowych udana,Fort Włochy nareszcie z grubsza zwiedzony, wcześniej nie było okazji. Chyba muszę sobie zrobić mapę Twierdzy Warszawa i odhaczać gdzie byłam i ile razy, bo już zaczynam głupieć, co mi zostało do obejrzenia.

>

  • DST 8.76km
  • Czas 00:38
  • VAVG 13.83km/h
  • VMAX 18.50km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze

Reaktywacja skrzynki w parku

Niedziela, 5 stycznia 2014 · dodano: 05.01.2014 | Komentarze 7

Ostatnio mam 100% frekwencji. Po przebudzeniu napiłam się herbaty z rumem, więc musiałam trochę odczekać zanim wsiadłam na rower. Ruszyliśmy z Meteorem grubo po piątej, korzystając z tego, że Kluska z wujkiem i babcią poszli na basen. Właściwie to zdążyliśmy wrócić, a oni jeszcze się pluskają. Pewnie utknęli w jacuzzi :)
My fundnęliśmy sobie kurację nawadniającą innego rodzaju, zimna mgła napaszczowo. Za to jak pięknie się jeździ po parku nocą. Głębokie cienie, smugi światła, bajka! Skrzynkę szybko zreaktywowałam, a potem jeszcze poszliśmy szukać innej, na innym mostku. Ja już chciałam wracać do domu, bo po wczorajszym jestem nieco podziębiona, ale Meteor zaproponował powrót naokoło przez uliczkę przy torach i osiedle Żeromskiego. Nooo dooobraaa. W efekcie zamiast parę kilometrów zrobilismy ponad 8. Z nim to tak zawsze.




  • DST 58.56km
  • Teren 4.50km
  • Czas 04:15
  • VAVG 13.78km/h
  • VMAX 32.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zemsta kompotu zza grobu

Sobota, 4 stycznia 2014 · dodano: 05.01.2014 | Komentarze 3

Historia z kompotem (poprzedni wpis) ma swoją kontynuację. Dzisiejsza wycieczka, przemiła i jak dotąd moja najdłuższa styczniowa doprowadziła mnie do kataru. Było stosunkowo ciepło, więc to na pewno wina złego uczynku z niedawnej przeszłości. Kompot chyba nie lubi być rozcieńczany zawartością kanalizacji oraz okolicznych rzek i mi bruździ w czwartym wymiarze.

Podjechaliśmy najpierw na dworzec w Żyrardowie, tam wsiedliśmy do pociągu osobowego relacji Skierniewice-Warszawa Wschodnia i doczłapaliśmy się, nawet bez większych opóźnień, do Warszawy Zachodniej. I stamtąd już per pedales po starej Woli, aż po nową lokalizację Żyrafy na nowej Woli. Zwiedziliśmy ponownie Rondo Tybetu, które początkowo jorgnęło się nam o jedno skrzyżowanie. I jeszcze jeden Tobruk jako wisienka na torcie, bo z koronką wysprejowaną prawdopodobnie przez znaną warszawską artystkę - Nespoon. 

A potem przez park Moczydło do Obozowej i krótki postój przed bramą R.O.D Koło (nr 3) z 1935 roku, gdzie spotkaliśmy przemiłą starszą panią, która opowiedziała nam, że owe ogródki działkowe są tu dzięki żonie Piłsudskiego. Zakupiła ona tereny starego wysypiska śmieci i podarowała narodowi polskiemu na cel rekreacyjny. Potem myk nad linię kolejową obejrzeć drewniany wiadukt tramwajowy i jedziemy do Fortu Bema na Bemowie. A tam sielanka, oglądanie napisów wyskrobanych przez poborowych w latach 50tych przy wejściu do poterny, oglądanie armaty, oglądanie graffiti w jednym z koszar czołowych. Napisów więcej ponoć jest na prochowniach, ale nie mieliśmy czasu ich zwiedzić.

Było jeszcze dość widno, ale celem był Most Północny, a to kawałek stąd. No to szybko do przodu, skrótem przez Chomczówkę, Wawrzyszew i węzeł Młociny, gdzie dorzuciłam logbook do swojej skrzynki. Do mostu podjechaliśmy obok zajezdni tramwajowej i wreszcie Wisła. Nisko woda, bez problemu można było dojść do umocnień na brzegu. Na drodze rowerowej lecącej mostem spotkaliśmy dużo rowerzystów, jakby wiosna była. Zjechaliśmy z mostu po praskiej (a raczej białołęckiej) stronie i myk pchać się na wąski ciąg pieszy, żeby zobaczyć widok z południowej części mostu i po to by znaleźć skrzynkę. Skrzynki nie zaleźliśmy, a widok był na zakręcie mizerny. Pałac Kultury ledwo wystawał zza drzew. Ale to też wina mglistej pogody, pod wieczór zrobiło się nieciekawie.

Wróciliśmy na Bielany i podjechaliśmy do Lasu Bielańskiego od strony UKSW. I tu "nagle" zrobiło się ciemno. Miałam też okazję zobaczyć okropny chodnik zrobiony wzdłuż Dewajtisu i drewniane paliki wzdłuż ulicy. Tragedia!

Wreszcie podskoczyliśmy nad kanałek i tu dostałam kataru. Wilgotne zimno zrobiło swoje, albo w kanałku zjawiły się resztki wkurzonego kompoitu i to one mnie zaraziły bakteriami. Podjechaliśmy Podleśną do AWFu i dalej do domu na Wawrzyszewie, by podjeść małe co nie co "u mamy" by znów wrócić na Wolę, dorżnąć resztki skrzynek i podjechać do pociągu. Cały czas na zmianę kichałam albo smarkałam. Do pociągu mieliśmy pół godziny, więc ogrzaliśmy się trochę w poczekalni na zachodniej. Meteor dokarmiał mnie czekoladą, kanapkami i gorącą kawa oraz herbatą. Ciutkę chora dojechałam do domu, wbiłam się w kołdrę uprzednio napakowawszy aspiryną i jakoś dożyłam dnia następnego. Choróbsko chyba pokonane, ale nadal muszę na siebie uważać.

Zdjęcia będą kiedy indziej, relacji foto szukać u Meteora.






  • DST 7.21km
  • Teren 0.50km
  • Czas 00:34
  • VAVG 12.72km/h
  • VMAX 18.00km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jestem złym człowiekiem

Piątek, 3 stycznia 2014 · dodano: 03.01.2014 | Komentarze 20

Jeżdżę po mieście, myślę o niebieskich migdałach, wracam do domu, zaczynam zmywać, wylewam świeżo ugotowany kompot do zlewu (kompot w pocie czoła przygotowany przez Meteora). Najgorsze że to mi się zdarzyło drugi raz. Jazda na rowerze szkodzi na żołądek i w ogóle pełzam do domu waląc się ofcą w głowę. :/





  • DST 6.59km
  • Teren 0.40km
  • Czas 00:30
  • VAVG 13.18km/h
  • VMAX 17.50km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze

Znów po ciemaku

Czwartek, 2 stycznia 2014 · dodano: 02.01.2014 | Komentarze 4

Wycieczka w godzinach szczytu w celu drażnienia licznych kierowców. Miałam pojechać za dnia, ale dziecko za późno usnęło i już na starcie zrobiła się szarówka. Najpierw pojechałam pofocić Bielnik i przy okazji odkryłam sklep z antykami. Pewnie jest tam długo, ale wcześniej się nie przyglądałam. Po nocy lepiej widać.
Zmarzły mi paluchy, więc zaczęłam wracać do domu, ale po drodze nawet kciuki się rozgrzały, to zrobiłam jeszcze parę kółek po osiedlu. Okazało się, że niemal dokładnie wcelowałam w sen Klusencji, bo wróciłam 10 minut po jej pobudce. Kurczę, liczyłam że dłużej pośpi. 
Poza tym pogoda listopadowa, paskudna, ale przynajmniej nie muszę walczyć z zimowym żywiołem. Kręcę kilometry póki się da, bo podczas mrozów, śnieżyc, zawiei, pustej lodówki i innych kataklizmów może być gorzej. Zwłaszcza jak babcia pojedzie po 10 stycznia i wróci dopiero po dwóch tygodniach ;)