Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48819.95 kilometrów w tym 8106.56 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Dalsze wycieczki po klopoty

Dystans całkowity:26474.77 km (w terenie 5193.78 km; 19.62%)
Czas w ruchu:1700:09
Średnia prędkość:15.57 km/h
Maksymalna prędkość:41.70 km/h
Suma kalorii:56985 kcal
Liczba aktywności:613
Średnio na aktywność:43.19 km i 2h 46m
Więcej statystyk
  • DST 18.12km
  • Czas 01:15
  • VAVG 14.50km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Warszawy

Poniedziałek, 21 marca 2016 · dodano: 22.03.2016 | Komentarze 4

Mój starzejący się telefon zrobił mi psikusa, przez co wydłużył mi trasę o kilka kilometrów błądzenia i szukania parku, którego zapomniałam nazwy, a lokalizację znalazłam mniej więcej. W końcu wbiłam do jakiejś knajpy na Grochowskiej, udało się uruchomić zawieszony i rozładowany próbami włączenia telefon, zadzwonić i przeprosić kogo trzeba, przyjechać w inne miejsce (już bez problemów, bo nawigacja tym razem nie padła), a potem wrócić na dworzec po drodze focąc to i owo. Plan dnia rozwalił się na cacy, ale najważniejsza sprawa załatwiona, czyli przyjęcie do testów superfajnej pelerynki rowerowej z sofshellu dla Kluski. Niech no wyjdzie słońce na dłużej niż 5 minut, jedziemy robić sesyję.



  • DST 47.58km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:57
  • VAVG 16.13km/h
  • VMAX 27.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Trzy podbiałki wiosny nie czynią

Środa, 16 marca 2016 · dodano: 16.03.2016 | Komentarze 18

Ale kilkadziesiąt chyba już tak? Wchodzimy w sezon wiosenny, ignorujemy resztki śniegu w chłodniejszych miejscach i spożywamy kanapki oraz herbatę w miłych okolicznościach przyrody. Pierwsza dłuższa wycieczka w tym roku, na tak zwane rozruszanie. Plecy zaczęły nieco pobolewać w rejonie 40 kilometra, za mało rozwałek w drodze powrotnej. Albo jeszcze nie ustawiłam optymalnego poziomu siodełka.


Trasa pod S-Łkę i cmk, w celu obadania skryjówki na reaktywowanego kesza (udana, przy okazji miły trainspotting), przez Korytów (młyn wygląda coraz lepiej, ma już zarys nowej więźby), później do Mszczonowa i udana próba złupienia kesza w tamtejszej Izbie Pamięci (pierwsze znalezienie od 2013 roku) i powrót przez Radziejowice i Międzyborów. Chwilę wcześniej odłącza się Meteor, by zrobić dłuższe kółko, a ja wracam do domu, by posprzątać przed powrotem dziecka (zebrać do kupy chaos szyciowy z salonu i odkurzyć nitki). A tak naprawdę napiłam się kapuczinko i usnęłam na godzinkę. 

Pierwszy piknik czyli rozwałka! Tęskniłam.


Wiosna:lavinka 1:0 

Zima w sumie też, bo Meteor rzucił we mnie śnieżką! Aua!


  • DST 32.52km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:58
  • VAVG 16.54km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Obiekty cmk północ

Niedziela, 20 grudnia 2015 · dodano: 20.12.2015 | Komentarze 7

Pierwsza po dłuższej rozkaszlanej przerwie wycieczka w celu sprawdzenia formy i możliwości. Pierwsza połowa ciepła, aż tak, że zdjęłam kurtkę, ale po dłuższym postoju kanapkowym dalej jechałam już w kurtce. Znów mnie trochę kaszel złapał, ale dużo lżejszy i szybko minął. Czyli jeździć mogę, tylko nie mogę doprowadzać się do wyziębienia. Szlaban na długie rozwałki!

Zaczęło się trochę pechowo, bo co prawda wzięłam aparat i baterie, ale za to nie wzięłam karty, która została na obudowie komputera. Komórki też nie wzięłam. Trochę fotek porobiłam aparatem Tomiego, a resztę dziennego światła poświęciłam eksploracjom betonowych przepustów i podpór wiaduktu. Umysł miałam zajęty rozważaniami duchowymi na temat mentalnego kopa. Wypróbowałam go na Tomim, ale nie poczuł. Najwyraźniej jest podobnie oświecony jak ja. To działa wyłącznie na osoby zamknięte energetycznie i mentalny kop dość szybko eliminuje je z naszego otoczenia (na tej samej zasadzie, na jakiej krytyka jest formą agresji). Nie, nie próbowała wyeliminowac Tomiego, na to są prostsze sposoby, np. utopienie w płytkim strumyku. ;)

Wróciliśmy w ostatniej chwili, w świetle zachodzącej pomarańczy. Na wycieczce było zdecydowanie za mało kotletów i drożdżówek. To znaczy w ogóle. Na taki ziąb kanapki i herbatniki popijane kawą z mlekiem i herbatą to ciut przymało. Na szczęście po powrocie do domu Tomi usmażył przepyszne placki ziemniaczane bez cebuli, więc udało się dożyć wieczoru i nie zdechnąć.

  • DST 71.12km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 18.55km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Spotkanie z Huannem

Sobota, 5 grudnia 2015 · dodano: 05.12.2015 | Komentarze 16

Pierwszy i pewnie ostatni tak długi dystans w grudniu. Huann akurat jechał z Łodzi do Warszawy, więc zaproponował spotkanie na trasie. Tym razem udało się zgrać w czasie i przestrzeni. Umówiliśmy się w Szymanowie w okolicy godziny 13tej. Wlokłam się niemiłosiernie za Tomim, ale i tak udało się dotrzeć pół godziny przed czasem. To chyba dlatego, że Tomi zaczął mnie dużo wcześniej budzić, więc byłam wcześniej gotowa do drogi.

Jak dojechaliśmy do Szymanowa, Huanna jeszcze nie było, więc po wysłaniu mu smsa rozpoczęliśmy rozwałkę bez niego. Przystanek autobusowy (jeszcze ma szyby!) idealnie chronił od wiatru, słoneczko przyświecało, sielanka. Kawa i placki. Wreszcie na horyzoncie dojrzałam sakwiarza w odblaskowej kamizelce. Spodziewając się Huanna zaczęłam machać, ale pan okazał się być Nie-Huannem. Huann właściwy z wszelkim sakwowym dobrem i w podobnej kolorystyce, choć bez kamizelki, nadjechał dosłownie parę minut później. Po krótkim postoju ruszyliśmy dalej w kierunku parku Bajka w Błoniu, gdzie zaplanowana była rozwałka właściwa. Tu chyba po drodze coś mi się stało z licznikiem, bo zniknęło mi 8km po drodze (co odkryliśmy na moim 50 kilometrze, który okazał się być 58).

W Błoniu oglądanie luster, wioski indiańskiej i innych atrakcji, ale też szamanie prezentów z Czerwonej Niwy, kultowego sklepu z jadłem dla rowerzystów. Dostaliśmy też w prezencie bitewnik, mapy rowerowe i mapę dziecięcą Łodzi (przyda się na pewno). Po zwiedzeniu parku (i odkryciu sezonowego lodowiska) każde pojechało w swoją stronę. Ja i Tomi kesznąć coś po drodze, a Huann dalej do Warszawy. Przy okazji udało mi się wreszcie obejrzeć z bliska figurę Nepomucena z 1761 roku po remoncie (tzn. zdjęciu obleśnej olejnej farby i przesunięciu ze środka pola bliżej drogi).

Wracało się upiornie, bo raz że asfalty różne, raz gorsze, raz jeszcze gorsze, a dwa - wiatr porwisty, miejscami słabnący, za to widoki zachodzącego słońca, kolory w chmurach - przepiękne, co nieco umiliło mordęgę. Reszta zdjęć w albumie jesiennym.


















  • DST 56.29km
  • Teren 4.50km
  • Czas 03:31
  • VAVG 16.01km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z wiatrem do Pruszkowa

Sobota, 14 listopada 2015 · dodano: 15.11.2015 | Komentarze 7

Meteor wyciągnął mnie kawą i nawoływaniem z łóżka. Nie uśmiechała mi się jazda, miałam w planach szycie spodni dla Klu, ale że mieliśmy wracac pociągiem, to jednak się zdecydowałam. Pojechaliśmy przez Izdebno, więc wiatr był tylko boczny, ale dało się jechać. Apotem spotkałam koguty i kury w Milanówku. Chyba uciekły. O ko ko!

Wreszcie jakieś kesze, gc na Turczynku (na szczęście nie podwójna, może w końcu kesza tu kiedyś założę). Siostry dla któych je zbudowano chyba się bardzo lubiły. Za willami odkryłam małą piwniczkę-rotundę (może bunkier?).

Dalej kesz przy torach za Brwinowem, a jeszcze dalej dobry uczynek tj. uratowanie babci, której się wkręciła nogawka do spodni w łańcuch i biedna nie mogła ani zsiąść, ani jechać. Wspólnym wysiłkiem udało się ją oswobodzić.


Potem kolejne kesze, już okołopruszkowskie i w Tworkach. Jeden się przyblokował i Tomi wykonał taniec na rurze w celu wyjęcia go patykiem (mój pomysł!). A potem kolejne skrzynki, jedną obsiadły biedronki ;)

Powrót przez parki, kupujemy w pośpiechu bilety, bo za 5 minut przyjeżdża nasz pociąg, aż tu wyłapuję, że "opóźniony pociąg do Skierniewic wjeżdza na peron", to ja myk myk na schody, Tomi mnie dogonił i przegonił, a tu pociąg chce odjeżdżać! Zamknął drzwi Tomiemu na rowerze. W końcu się wbiliśmy i kombinujemy później w Grodzisku. WTF? Zwłaszcza że nagle ogłaszają wzjazd pociągu do Skierniewic na tor czternasty, a my stoimy na przeciwnym i właśnie odjeżdżamy... wreszcie nam pingnęło. Ten "za pięć minut" wlecze się za nami, a my wbiliśmy się do spóźnionego i zatłoczonego. Matoły. Na koniec w Żyrku musieliśmy zobaczyć, jak wygląda ten "nasz". Piękna, pusta, długa, nowa jednostka. Aaaa!

  • DST 20.57km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:24
  • VAVG 14.69km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Wiskitek

Czwartek, 12 listopada 2015 · dodano: 12.11.2015 | Komentarze 5

Dziś było dość ciepło, ale wiało. Gdyby mi się dobrze jechało, pognałabym z Meteorem do końca, ale lenia złapałam już na cmentarzu i tak mi zostało. Mimo wszystko fajnie było się ruszyć z domu, inaczej bym chyba nie wstała w ogóle.

Pierwszy fotostop w ekoparku, by obejrzeć za dnia plac Nivea, na który z takim poświęceniem głosowaliśmy. Szału nie ma, zęby można wybić tu i tam, za to bardzo spodobała mi się bujawka. Pięknie skrzypiała. Aż żal było wychodzić!




Potem podjechaliśmy na cmentarz w Wiskitkach, by rozejrzeć się po grobach. Tomi mówił o jakiejś babci i grobie lotników, a ja mu znalazłam dwójkę kolarzy. Tyż może być. Potem się okazało, że to nie chodziło o lotników tylko o właśnie tych kolarzy, którzy zginęli w katastrofie lotniczej (nomen omen Tupolew, spadł z niewyjaśnionych przyczyn, ciekawe czy była mgła).

Rozdzieliliśmy się tuż za Wiskitkami i ja pognałam przez tunel obejrzeć, jak daleko sięga równoległa do A2 serwisówka. Słabo sięga, więc zawróciłam i dalej potyrpałam drogą, na której było kiedyś mnóstwo kocich łbów, a teraz jest dużo piachu, żwiru na poboczu i dziur. Typowy polski remont. No ale po kocich jechało się gorzej, nie zawsze była ścieżka. Przy okazji odkryłam terenowo-błotny skrót do wiaduktu, ale upewniłam się co do jego przejezdności dopiero po objechaniu go z innej strony. Powrót tradycyjnie przez Sokule.
Tu zauważyłam korek na obwodnicy, oj ciągnął się długo. Tiry ruszyły dopiero, gdy dojeżdżałam do lasu.

Juz na placu zabaw się jorgnęłam, że nie włożyłam baterii do aparatu (zostały w ładowarce), więc bez moich zdjęć. Ale za to jest film. :)


  • DST 63.62km
  • Teren 18.50km
  • Czas 04:08
  • VAVG 15.39km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odłożyć W pół do zieby

Niedziela, 8 listopada 2015 · dodano: 08.11.2015 | Komentarze 5

Pogoda iście wiosenna, taki późny, ciepły kwiecień. Czyli piękne słońce i pizga złem, próbując wrzucić lavinkę do rowu.

Na szczęście jeździliśmy głównie po lesie, ale w końcu trafiały się tak zwane odcinki pomiędzy, które nie należały do lajtowych. Celem było odwiezienie naszych skrzynek z puszczy na miejsce (zniszczenie tablicy spowodowało niemożność policzenia kordów finału quizu i multaka, ale tablica jest nowa, co prawda z innymi ptakami, ale zawsze).

Po drodze kanapki z serem i dżemem, a także hektolitry herbat owocowych, earl grey i kawy.Plus pokątnie podjadana czekolana i herbatniki. W międzyczasie złupiliśmy zaległą skrzynkę Werrony i podjechaliśmy przeserwisować meteorową skrzynkę z osami (os nie stwierdzono, ani śladu gniazda). Przy okazji trafił się pociąg na Esełce i parę na Wiedence.

Wreszcie dobiłam do 4tysi kilometrów w roku. Jak na jazdę nie na co dzień, a od przypadku do przypadku - całkiem nieźle.

Reszta fotek tu:link


  • DST 28.54km
  • Teren 13.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 13.27km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ścieżka przyrodnicza i cmk

Sobota, 7 listopada 2015 · dodano: 07.11.2015 | Komentarze 2

Pogoda taka se, prognozy niejasne, to pojechaliśmy "po bułki" czyli obejrzeć okolicę blisko miejsca zamieszkania. Do sąsiedniej miejscowości, czyli Międzyborowa. Obejrzeć ścieżkę dydaktyczną, którą we fragmentach odkryliśmy latem. Po różnych perypetiach znaleźliśmy większość stacji, poza jedną - startową. Wcześniej znajdowała się przy budynku dworcowym, może jeszcze nie postawili, bo do niedawna trwał tu remont, a raczej budowa nowych peronów i wymiana przejazdu ze szlabanami. 

Po obejrzeniu okolicznych lasów, wydm i okopów trochę zmarzły mi paluszki. Na szczęście zabrałam ciepłe dodatkowe rękawiczki i "na cebulkę" pojechałam dalej. Było dość ciepło, tylko wilgotno, a moje "końcówki" bardzo nie lubią tego połączenia. Takoż stopy, dłonie jak i nos, który zaczął produkować brzydkie ilości śluzu. Na szczęście Tomi poratował chusteczką i udało się zrobić przyzwoity listopadowy dystans.

Wszystkie fotki w albumie jesiennym, a poniżej wybór.



  • DST 38.90km
  • Teren 19.50km
  • Czas 02:46
  • VAVG 14.06km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Po lasach w okolicy

Niedziela, 1 listopada 2015 · dodano: 01.11.2015 | Komentarze 4

Niedługa wycieczka popołudniowa w celu złapania resztek witaminy D, a poza tym odtrutka po wczorajszych warszawskich spalinach dla mnie. Gdyby nie ona, chyba bym dziś nie wstała z łóżka. A warto było, bo złoto sypie się na człowieka wszędzie, ale w lesie czuć to najbardziej. Tylko ciężko się jeździ po zasypanych ścieżkach. Ale większość na szczęście była przejezdna. Tylko trochę piochów było, a także korzeni, co na nowych oponach jest nieco bolesne. Niemniej takich wycieczek w roku jest zbyt mało, by opłacało się wymieniać semislicki na mtb. Koło treka Tomiego wyzionęło ducha na amen, więc przesiadł się na rezerwowego gianta z szerokimi oponami, jechało się mu więc dużo wygodniej niż mi.

Trasa trochę po podżyradowską Puszczą Wiskicką, trochę po okolicy rezerwatu Puszcza Mariańska. Dobra wiadomość, wróciła tablica z ptasim zegarem, można zreaktywować W pół do zięby!

  • DST 38.49km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:42
  • VAVG 14.26km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zagłosować

Niedziela, 25 października 2015 · dodano: 25.10.2015 | Komentarze 5

Okazało się, że znajomy prawnik kandyduje na senatora w Warszawie, na dodatek sprawia wrażenie człowieka głęboko wierzącego w prawa fizyki i logikę, to się przejechalim z Meteorem zagłosować, uprzednio załatwiając papier do głosowania poza miejscem zamieszkania. Łącząc przyjemne z pożytecznym wysiedliśmy w Ursusie, by obejrzeć szkutni oraz pozostałości fabryki, a przy okazji co nowszą infrastrukturę rowerową. Nowsza całkiem ładna, ale słabo połączona z czymkolwiek, jak to w stolycy bywa. Niemniej lepszy rydz niż nic, skoro szeroka, asfaltowa i z przejazdami.

Tak dotarliśmy do Włoch, a później do Bemowa, gdzie swe rumaki skierowaliśmy w rejon WATu, a dokładniej do Instytutu Fizyki Plazmy i Laserowej Mikrosyntezy. Obok Zakładu Wielkich Mocy, a także Laboratorium Symulowanych Wyładowań Atmosferycznych (piorunki znaczy). :)

Już tu zrobiło mi się zimno, na tyle zimno, że zachciało mi się wracać. Dałam się namówić na kilka skrzynek z pobliskiego nieczynnego poligonu, ale potem oddzieliłam się od Meteora z zamiarem dojechania do dworca Włochy przez Powstańców Śląskich. Jednak pomyliliśmy Kocjana z inną ulicą i znalazłam się w nieco innym miejscu (choć we właściwym czasie). Negocjacje z mapą na komórce wskazały nowy kierunek - Ursus. W trakcie lekko zmienił się na Ursus-Niedźwiadek.

Zdjęcia z wycieczki  tutaj.