Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48978.88 kilometrów w tym 8158.36 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Dalsze wycieczki po klopoty

Dystans całkowity:26609.25 km (w terenie 5242.98 km; 19.70%)
Czas w ruchu:1709:01
Średnia prędkość:15.57 km/h
Maksymalna prędkość:41.70 km/h
Suma kalorii:56985 kcal
Liczba aktywności:620
Średnio na aktywność:42.92 km i 2h 45m
Więcej statystyk
  • DST 53.89km
  • Teren 0.10km
  • Czas 03:23
  • VAVG 15.93km/h
  • VMAX 28.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Kalorie 1111kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

295/365 Słodka wycieczka z kiełbasą na zimno

Sobota, 20 grudnia 2014 · dodano: 21.12.2014 | Komentarze 61

Wycieczka z cyklu: sama chciałaś, to masz. Zazdrościłam Meteorowi kontaktów towarzyskich i prac ręcznych przy odkrzaczaniu cmentarza, ale albo było dla mnie za zimno, albo byłam zawalona zleceniami, poza tym Kluska miała ospę i wolałam być w domu na wypadek pogorszenia. W tę sobotę zapowiadało się ciepło, ale wietrzno. No ale to przecież jest blisko, na oko mi wyszło, że powinniśmy zmieścić się z trasą w 50km. Nie przewidziałam tylko, że podmuchy wiatru będą aż tak silne. Nawet jazda w tunelu aerodynamicznym za Meteorem tylko trochę polepszała sprawę, zwłaszcza że głównie jechaliśmy zygzakiem, czyli wiatr wiał w pysk, ale lekko z boku. Po godzinie jazdy miałam zamarzniętą lewą część szczęki i prawy kciuk (wiało z lewa wprost na niego). Przed Borzymówką do atrakcji doszła lekko zamarzająca stopa i ucho, które mimo nauszników dostawało sporą porcję zimnego powietrza. Na szczęście ostatni odcinek był lekko z wiatrem, więc się rozgrzałam szybszą jazdą. Cmentarz dzięki krzakom od południa i zachodu był niemal bezwietrzny.

Na miejscu rozczarowanie, nikt nie przyjechał prócz nas. Trochę się tego spodziewałam, mimo że Meteor twierdził, że ktoś się tam odgrażał, że przyjedzie... ale z głównych organizatorów sprzątania jeden się rozchorował, a drugi uczestniczył w inscenizacji bitwy.

Jako że byłam nieco zmarznięta, postanowiłam rozgrzać się wynosząc nieco patyków spod sterty krzaków. Meteor odkrył później, że na tym kawałku jest dużo przyciętych piłą, tylko trzeba je przenieść na kupę obok, to się zrobi miejsce do dalszego wycinania. No i wespół w zespół z przerwami na herbatę, kawę i kanapki odkrzaczyliśmy kilkadziesiąt metrów kwadratowych. Przy okazji się rozgrzaliśmy. W międzyczasie przyjechał do nas miejscowy radny i nieco ponarzekał, że mu łańcuch od piły strzelił i musi kupić nowy, bo stare się zupełnie nie nadają. No i że są problemy z organizacją funduszy na opryski przeciwchwastowe, bo teren cmentarza jest prywatny. Może do wiosny ten problem się rozwiąże.

W końcu zaczęło kropić i trzeba było wiać do domu. Dosłownie. Najpierw wialiśmy pod wiatr, potem z wiatrem, potem bocznym, potem znowu pod wiatr i znów z wiatrem i jeszcze bocznym. W końcu dojechaliśmy do obwodnicy Żyrardowa i tam już nas zasłonił las. Powrót szybszy, ale nieźle mnie złoiło. Po zostawieniu roweru w domu jeszcze skoczyłam per pedes na krótkie okołokluskowe zakupy, a potem padłam jak dętka i odmówiłam dalszej współpracy. Dopiero późnym wieczorem wstałam, ale nadal funkcjonowałam na pół gwizdka.







  • DST 46.58km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:35
  • VAVG 18.03km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

293/365 Montaż multaka na Esełce

Niedziela, 7 grudnia 2014 · dodano: 07.12.2014 | Komentarze 6

To już kolejna wycieczka w to miejsce. Na poprzedniej nieco mnie wypizg... wyziębiło, dziś był mniejszy wiatr i cieplej, to nie marudziłam. Trochę mi palce zaczynały marznąć, ale je rozchodziłam na miejscu. Montaż finału, jednego etapu pośredniego i kolejne szukanie mobilniaka, którego Brym z Azymutem tak dobzre ukryli, że poprzednim razem nie znaleźliśmy. Kazałam Meteorowi poszukać telefonu do nich i po krótkich konsultacjach stwierdziliśmy, że skrzynka jednak jest. Szukaliśmy w tym miejscu, ale nie dość dokładnie.
Mała rozwałka na kawę i kanapki na tymczasowo ułożonych starych oponach. Może kiedyś użyjemy je jako element keszomaskujący.

Powrót nieco inną trasą niż poprzednio, przez Międzyborów.



  • DST 2.81km
  • Czas 00:10
  • VAVG 16.86km/h
  • VMAX 20.50km/h
  • Kalorie 58kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

291/365 Miało być po Dęblinie

Sobota, 29 listopada 2014 · dodano: 29.11.2014 | Komentarze 2

To niesamowite, że dzień wcześniej Meteor uzgadniał z wErroną transport rowerow, a mnie powiedział dopiero z samego rana. Chyba liczył na to, że odmówię i nie pojadę. No i co jeszcze, ostatnio w Dęblinie cmentarz przegapiliśmy i chciałam go obejrzeć. A teraz najlepsza pora. I skrzynki z lokomotywowni trza było wynieść. Choć czułam, że daleko to ja nie zajadę. 

W drodze do Dęblina marzły mi stopy. Słabo. Ale co tam, zacznę łazić, to się rozgrzeją. Na krótkim postoju przy drewnianym kościółku w Dobieszynie miałam mały kryzys temperaturowy. Za zimno!  W lokomotywowni w Dęblinie natknęliśmy się na właściciela, który dzięki Werronie pozwolił nam "pozwiedzać". Teren jakby ciut uporządkowany, wagon zniknął, krzaki częściowo wycięto, przed budynkiem deski i podkłady. Ciekawe czy remont? Niestety podczas zwiedzania palce od nóg zamarzły mi na kość. Najpierw przestałam je czuć, a potem przeciwnie, zaczęłam. Bardzo boleśnie. Przytupywanie nie pomagało. Werrona wymyśliła, że sobie ogrzeję stopy na przednim siedzeniu kierowcy, a Meteor dodał łapkę samogrzewkę chemiczną. Fajnie grzała, ale krótko niestety. Jednak wszystko razem przywróciło mi czucie w palcach. 

Jednak wszystko wskazywało na to, że jazda w mrozie w moich wykonaniu raczej nie wchodzi w grę, poza tym robiło się późno. Po naradzie wojennej ustaliliśmy, że jedziemy na cmentarz i do bramy lubelskiej samochodem. I most kolejowy na Wiśle z torami na Radom. Na cmentarzu fortecznym spędziliśmy dużo czasu. Raz, że przedzieraliśmy się przez krzaki, dwa że było tam sporo otwartych grobów i świeciliśmy latarkami do środka, trzy że Werrona przypadkiem znalazła zarchiwizowaną skrzynkę geocache. Postanowiliśmy ją ukryć ponownie, ale w mniej kontrowersyjnym miejscu. W jednym z grobowców (pustym) znaleźliśmy jaskinię szatanisztów.

Kolejnym punktem wycieczki był pomnik i brama lubelska. Werronie udało się przecisnąć przez szparę w płocie, Meteorowi też, a ja... utknęłam w puchówce. Bałam się ją porwać. I tak już miałam dziurę w spodniach. Więc poszłam się przejść nad Wisłę. Ale tam stali jacyś ludzie więc wróciłam. Poszliśmy nad Wisłę w trójkę. Dziwni ludzie okazali się młodzieżą na trekkingu, palącą sobie ognisko. 

Kolejnym punktem wycieczki okazał się Lidl i przystanek na croissanty. A potem... musieliśmy wracać do domu, bo już była prawie 14ta. I tak Werrona trochę się spóźniła do domu, przez co w biegu kupowała tort dla syna, a ja przy okazji szarlotkę, bo wyglądała smakowicie i małosłodko. Zaiste była w sam raz. :)

No i sobie nie pojeździliśmy na rowerach, zwłaszcza Werrona, która nie przejechała nawet jednego metra.


  • DST 34.56km
  • Teren 9.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 17.00km/h
  • VMAX 25.50km/h
  • Kalorie 713kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

288/365 Cyklogrobbing liściopadowy

Sobota, 22 listopada 2014 · dodano: 22.11.2014 | Komentarze 3

Ostatnio mniej jeżdżę, to i nawety krótkie dystanse dają w kość. A może to jednak temperatura? Kiedys przy takiej przestawałam jeździć, bo mi na trasie zamrzały palce od stóp i dłoni. Teraz mam lepsze rękawiczki, ale nadal marznę, gdy się często zatrzymuję. A dziś były trzy postoje cmentarne. Po ostatnim wróciłam do domu, a Tomi pojechał do dalszych skrzynek. Rozgrzałam się dopiero pod Sokulami w drodze powrotnej. Nawet przez moment zrobiło mi się za ciepło i zrobiłam mały postój na herbatę pod krzyżem na krzyżówce. I przy okazji sprawdziłam, co tam ze skrzynką. Ups, zniknął worek, a ja nie miałam nowego na wymianę. Trzeba będzie w wolnej chwili podjechać, bo chwilowo skrzynka jest w strunówce.




  • DST 43.26km
  • Teren 3.50km
  • Czas 02:31
  • VAVG 17.19km/h
  • VMAX 35.20km/h
  • Kalorie 892kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

287/365 Zimno do pioruna!

Niedziela, 16 listopada 2014 · dodano: 17.11.2014 | Komentarze 2

Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że nie może być aż tak zimno. Założyłam polar na t-short, na to kurtkę od wiatru i myślałam, że wystarczy. Pierwsze kilka km wystarczyło. Potem zmarzłam i jadąc pod wiatr nie mogłam się rozgrzać. Nie byłam w stanie szybko jechać, a tylko tak umiem się ocieplić od środka. Chyba że jest podjazd, ale tu nie było podjazdu. Miało być krótkie 30km, wyszło dłużej i na dodatek ponad połowa trasy nie w tę stronę co trzeba. A tu dziecko miało przyjechać... i co? I zastało pusty dom. Trochę miałam o to żal do Tomiego, trzeba było wracać lasem i odłożyć zakopanie ammoboxa do lepszej pogody. No nic. Co się stało, to się nie odstanie.
Takie tam pobieżne serwisy skrzynek po drodze i grzybek. Kapelusz miał ze dwa centymetry średnicy.











  • DST 50.05km
  • Teren 8.50km
  • Czas 02:41
  • VAVG 18.65km/h
  • VMAX 33.50km/h
  • Kalorie 1031kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

277/365 Od klonu do rowu

Niedziela, 2 listopada 2014 · dodano: 02.11.2014 | Komentarze 11

Trochę szkoda marnowac cmentarny weekend na siedzenie w domu. Wczoraj zebraliśmy się tylko na spacer po cmentarzu parafialnym i czuliśmy niedosyt. Zwłaszcza że w najbliższych dniach pojeździmy najwyżej lokalnie, bo trza się pakować na Węgry.
Celem dzisiejszej wycieczki był rów przeciwczołgowy pod Adamowem w pobliżu trasy katowickiej. Po drodze Meteor podjechał do skrzynki Zyra, która się opiekuje, bo doszły nas słuchy, że wpadła za głęboko i nie da się jej wyjąć konwencjonalnymi metodami. A i owszem. Po długiej i bezowocnej walce postanowiliśmy wrócić z lepszymi narzędziami do chwytania i wyciągania. Przy okazji zrobiliśmy sobie malutką rozwałkę z kanapkami, herbatą i ciepłą kawusią.

A potem mały myk w rejon ulicy Przeciwczołgowej do rowu. Nie było mnie tu kilka lat. Tu też rozwałka, bo im więcej rozwałek tym lepiej. Po znalezieniu skrzynki pojechaliśmy dalej, ale ledwo ruszyłam po asfalcie, sznurówka wplątała mi się w tylny napęd. Nie mogłam jej dosięgnąć, but ugrzązł, Meteor musiał mi ją wyplątać. 

Jadąc dalej słyszeliśmy dźwięki syren. Myśleliśmy, że to wypadek i karetki, a potem na drodze do Radziejowic okazało się, że to spory kordon policji spisywał trzy autokary młodzieży plus kilka osobówek. Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń pojechaliśmy dalej. W Radziejowicach odwiedziliśmy cmentarz i kilka mogiłek z 1939 oraz park. Tam znów mały popas na dożarcie i dopicie końcówek i powrót bocznymi szlakami i lasami, by ominąć główny ruch cmentarny. Jako że nadal było wcześnie, a kilometrów jakby mało, zrobiliśmy jeszcze rundkę przez Kozłowice, by wypróbować nowe odcinki asfaltu.

  • DST 20.28km
  • Teren 6.50km
  • Czas 01:14
  • VAVG 16.44km/h
  • VMAX 27.00km/h
  • Kalorie 418kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

273/365 Rundka po okolicy

Niedziela, 26 października 2014 · dodano: 26.10.2014 | Komentarze 12

Rano było nadal zimno i nie mieliśmy pomysłu, gdzie pojechać. Tomi oglądał z Kluską Zmienników, a ja udawałam, że mnie nie ma. Niestety około godziny jedenastej Kluska mnie znalazła, ściągnęła ze mnie kołdrę i kazała wstawać. No dobraaaa.
Popołudniu zniknęły chmury, zrobiło się cieplej, trochę szkoda marnować taką aurę na siedzenie w domu. Postanowiliśmy więc podjechać do jednej z moich skrzynek w okolicy, a przy okazji zrobiła się krótka wizyta serwisowa, bo Tomi zajrzał do kilku swoich. Wróciliśmy nieco po zachodzie słońca, ale nie zdążyliśmy przed obudzeniem się Kluski, przez co ja na przykład nie mogłam się wbić rowerem do domu, bo mi fotel tarasował wejście, a Kluska trzymała tatę i nie chciała puścić. Potem wisiała na mnie. Normalnie musieliśmy się gęsto tłumaczyć, dlaczego wyszliśmy i oczywiście dlaczego bez niej ;)

Co do samej wycieczki, moja skrzynka wymaga dorzucenia logbooka. Skrzynki Tomiego trzymają się dobrze. Prócz keszy tradycyjnych odwiedziliśmy okoliczny virtual przy cmentarzu wojennym. A tuż obok przejechał powóz konny, którego nie potrafię nazwać.



  • DST 32.95km
  • Teren 7.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 16.34km/h
  • VMAX 29.00km/h
  • Kalorie 679kcal
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

272/365 Krótki cyklogrobbing na osiem kół

Sobota, 25 października 2014 · dodano: 25.10.2014 | Komentarze 3

Miałam w planie odespać i wylegiwać się do południa w łóżku. I prawie mi się udało. Wyspałam się, ale przed 12 Meteor kazał wstawać, bo mieliśmy się spotkać z dwójką geokeszerów, których do tej pory znaliśmy tylko z logów. Wiedzieliśmy tylko, że często podróżują na rowerach. Cyklista z cyklistą zawsze się dogada. Pierwsze miejsce spotkania ustaliliśmy przy jednej z moich skrzynek. Niestety okazało się, że okolica się mocno zmieniła, karpy ze szczytu leżały u podnóża, resztki skrzynki brak. 

No to spotkaliśmy się przy ruderce gdzie indziej. Przy okazji odnalazło się dłutko Meteora, najwyraźniej parę lat wcześniej ją tu zostawił i zapomniał. Była pod warstwą liści i ziemi, ale że dość mocno oraliśmy w poszukiwaniu skrzynki - znaleźliśmy dłutko. I płytkę od kontaktu elektrycznego. Zimno, więc dla rozgrzewki podjechaliśmy jeszcze pod parę innych skrzynek, w tym jedną nową, w chałupce.

Cmentarze na trasie dwa, jeden ewangelicki w Aleksandrii, a drugi w Studzieńcu, obok domu poprawczego. I pod tym drugim się pożegnaliśmy, bo upiornie mi marzły dłonie. Za wolno jeździliśmy (po kiepskich gruntówach i dziurawych asfaltach) i za często się zatrzymywaliśmy. Rozgrzałam się w drodze powrotnej na szosie Skierniewice - Żyrardów, na którą wbiliśmy się pod Studzieńcem. Ruch okropny, ale na szczęście jechaliśmy lekko z wiatrem, więc szybko byliśmy w domu. W Żyrardowie dużo cieplej niż na wsi, to chyba pochodna mniejszego wiatru.

A na obiad był rosół i szpinak (było coś jeszcze, ale kto by się przejmował nieistotnymi szczegółami).



  • DST 81.69km
  • Teren 3.00km
  • Czas 04:53
  • VAVG 16.73km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

270/365 Piknik na skraju suwnicy

Niedziela, 19 października 2014 · dodano: 20.10.2014 | Komentarze 12

Tomi twierdził uparcie, że jedziemy do Błonia. Znowu do Błonia? Coś kręci. Upewniłam się, gdy przy znaku kierującym do Błonia w prawo, skręcił w lewo. Choć uparcie trzymał się wersji, jakoby mieliśmy tam jechać dookoła. Przez Kampinos. Akurat! Najpierw dobiliśmy do Teresina. Ale nie dojechaliśmy do słynnej cukierni (bu!) , tylko skręciliśmy w bok do pałacu z parkiem. Szkolenia Krus tam robi czy coś. Pałac zastawiony samochodami, choć legalny parking jest przy drodze dojazdowej. Ktoś nie lubi chodzić. Dzwudziestu metrów. Za to park piękny, bo nikt o niego nie dba i tylko trawę koszą. Dzięki temu nikt tu nie przyjeżdża, cisza, spokój, można sobie zrobić mały piknik z kawą i kanapkami.

Wreszcie wydało się, Tomi chciał mi zrobić niespodziankę o donawigować do Żelazowej Woli. Już się zaczęłam cieszyć, gdy okazało się, że z okazji pięknej pogody w parku są dzikie tłumy i Tomi się zaparł, że nie idzie. No szlag. Ale obiecał coś fajniejszego. Co? Ano, zwiedzanie ruin Chemitexu w Sochaczewie. Po przybyciu na miejsce uznałam, że ma rację. Cóż tam park romantyczny, nie ucieknie, za to budynki fabryki mogą wyburzyć w każdej chwili. Koniecznie trzeba pozwiedzać. Po drodze obejrzeliśmy jeszcze kilka nitowanych stalowych słupów. Co tu robią? Rzecz do zbadania.

W związku z pięknym słońcem i błękitnym niebem zrobiłam masę zdjęć. Na co drugim jest komin. Tak jakoś wyszło ;)

Powrót przez Sochaczew, tu wizyty na cmentarzach z okazji keszy. Podjechaliśmy też obejrzeć odremontowane ruiny zamku. Fajnie wyszło, choć czujemy niedosyt. Na górze żadnych ławek, na podzamczu ta sama prowizorka bez sensu. No ale zawsze ciut lepiej niż siedlisko żuli, jak onegdaj. Wybywamy w promieniach zachodzącego słońca i dość późno wracamy do domu. A tam moje kochane dziecko widząc, jak jestem sterana po podróży i siedzę zmęczona na kanapie, poszło do lodówki i przyniosło mi pomidora. Wzruszyłam się. :D

Fotki z parku i Chemitexu w albumie wycieczkowym.


  • DST 70.58km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 17.64km/h
  • Kalorie 1456kcal
  • Sprzęt Dziuniek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

269/365 Plac zabaw w Błoniu

Sobota, 18 października 2014 · dodano: 18.10.2014 | Komentarze 30

Co prawda wycieczka obfita w pomniki i cmentarze, ale mocno one zbladły wobec wisienki na torcie, czyli placu zabaw w Błoniu. nowe toto, i pograć na cymbałach można i w kokonie utknąć, i w sieci się zaplątać, i na leżaku poleżeć. Mega!

A poza tym od skrzynki do skrzynki, dużo ich nie było, ale zawsze wycieczka jakaś. Rano myślałam, że nie wstanę, tak zmarznięta się obudziłam (moja kołdra wymaga wymiany na nową), a potem mnie bolał brzuch po śniadaniu i w ogóle byłam nieprzytomna. Tomiemu chyba ciśnienie weszło do poziomu zdrowego człowieka, taki był zmęczony i wkurzony budzeniem mnie. Ale w końcu się wygrzebałam, jednak nadal jechało mi się ciężko i mnie mocno po drodze wyprzedził. 

Okolica w sumie znana, ale kilka nowości się obejrzało i kawkę na rynku w Błoniu wypiło. :)

Fotki z wycieczki tutaj