Info

Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Lipiec6 - 13
- 2025, Czerwiec2 - 8
- 2025, Maj2 - 2
- 2025, Marzec2 - 1
- 2024, Wrzesień2 - 5
- 2024, Sierpień2 - 5
- 2024, Lipiec1 - 0
- 2024, Czerwiec1 - 0
- 2024, Maj3 - 5
- 2024, Marzec3 - 6
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń1 - 3
- 2023, Październik1 - 0
- 2023, Sierpień3 - 0
- 2023, Lipiec1 - 0
- 2023, Czerwiec1 - 0
- 2023, Maj4 - 0
- 2023, Kwiecień6 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Luty2 - 0
- 2023, Styczeń6 - 1
- 2022, Grudzień3 - 2
- 2022, Listopad7 - 10
- 2022, Październik16 - 2
- 2022, Wrzesień7 - 3
- 2022, Sierpień14 - 10
- 2022, Lipiec13 - 17
- 2022, Czerwiec16 - 7
- 2022, Maj14 - 0
- 2022, Kwiecień9 - 5
- 2022, Marzec13 - 11
- 2022, Luty9 - 3
- 2022, Styczeń12 - 4
- 2021, Grudzień7 - 0
- 2021, Listopad16 - 0
- 2021, Październik23 - 21
- 2021, Wrzesień15 - 16
- 2021, Sierpień16 - 13
- 2021, Lipiec20 - 6
- 2021, Czerwiec21 - 14
- 2021, Maj19 - 21
- 2021, Kwiecień19 - 10
- 2021, Marzec16 - 29
- 2021, Luty4 - 1
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień6 - 12
- 2020, Listopad9 - 24
- 2020, Październik14 - 18
- 2020, Wrzesień13 - 26
- 2020, Sierpień15 - 35
- 2020, Lipiec23 - 18
- 2020, Czerwiec18 - 16
- 2020, Maj17 - 28
- 2020, Kwiecień22 - 101
- 2020, Marzec27 - 52
- 2020, Luty20 - 27
- 2020, Styczeń22 - 7
- 2019, Grudzień18 - 23
- 2019, Listopad21 - 33
- 2019, Październik28 - 26
- 2019, Wrzesień20 - 34
- 2019, Sierpień10 - 35
- 2019, Lipiec17 - 32
- 2019, Czerwiec8 - 3
- 2019, Maj10 - 17
- 2019, Kwiecień12 - 27
- 2019, Marzec5 - 29
- 2019, Styczeń1 - 4
- 2018, Grudzień1 - 7
- 2018, Październik14 - 29
- 2018, Wrzesień30 - 52
- 2018, Sierpień12 - 14
- 2018, Lipiec14 - 56
- 2018, Czerwiec24 - 24
- 2018, Maj30 - 66
- 2018, Kwiecień31 - 98
- 2018, Marzec23 - 57
- 2018, Luty27 - 56
- 2018, Styczeń18 - 36
- 2017, Grudzień26 - 62
- 2017, Listopad15 - 30
- 2017, Październik31 - 60
- 2017, Wrzesień30 - 89
- 2017, Sierpień18 - 64
- 2017, Lipiec15 - 36
- 2017, Czerwiec26 - 80
- 2017, Maj29 - 112
- 2017, Kwiecień21 - 47
- 2017, Marzec28 - 98
- 2017, Luty24 - 31
- 2017, Styczeń14 - 40
- 2016, Grudzień22 - 92
- 2016, Listopad19 - 64
- 2016, Październik24 - 55
- 2016, Wrzesień27 - 68
- 2016, Sierpień18 - 63
- 2016, Lipiec17 - 58
- 2016, Czerwiec8 - 22
- 2016, Maj24 - 82
- 2016, Kwiecień18 - 42
- 2016, Marzec20 - 66
- 2016, Luty5 - 3
- 2016, Styczeń8 - 26
- 2015, Grudzień8 - 45
- 2015, Listopad15 - 41
- 2015, Październik15 - 71
- 2015, Wrzesień15 - 67
- 2015, Sierpień11 - 41
- 2015, Lipiec15 - 72
- 2015, Czerwiec12 - 67
- 2015, Maj19 - 154
- 2015, Kwiecień9 - 37
- 2015, Marzec9 - 67
- 2015, Luty5 - 28
- 2015, Styczeń3 - 27
- 2014, Grudzień6 - 80
- 2014, Listopad15 - 50
- 2014, Październik19 - 193
- 2014, Wrzesień23 - 87
- 2014, Sierpień28 - 17
- 2014, Lipiec32 - 81
- 2014, Czerwiec30 - 77
- 2014, Maj32 - 140
- 2014, Kwiecień31 - 123
- 2014, Marzec31 - 214
- 2014, Luty28 - 296
- 2014, Styczeń31 - 234
- 2013, Grudzień8 - 53
- 2013, Listopad8 - 114
- 2013, Październik12 - 81
- 2013, Wrzesień11 - 40
- 2013, Sierpień17 - 53
- 2013, Lipiec5 - 11
- 2013, Czerwiec6 - 19
- 2013, Maj11 - 45
- 2013, Kwiecień2 - 4
- 2013, Marzec3 - 30
- 2013, Luty2 - 24
- 2012, Kwiecień3 - 15
- 2012, Marzec1 - 5
- 2011, Listopad6 - 31
- 2011, Październik11 - 24
- 2011, Wrzesień13 - 43
- 2011, Sierpień7 - 3
- 2011, Lipiec12 - 22
- 2011, Czerwiec10 - 8
- 2011, Maj7 - 23
- 2011, Kwiecień12 - 27
- 2011, Marzec4 - 7
- 2010, Listopad3 - 20
- 2010, Październik11 - 32
- 2010, Wrzesień9 - 10
- 2010, Sierpień15 - 58
- 2010, Lipiec16 - 27
- 2010, Czerwiec10 - 41
- 2010, Maj13 - 56
- 2010, Kwiecień9 - 39
- 2010, Luty1 - 4
- 2009, Grudzień2 - 9
- 2009, Listopad10 - 31
- 2009, Październik13 - 68
- 2009, Wrzesień13 - 50
- 2009, Sierpień14 - 42
- 2009, Lipiec14 - 53
- 2009, Czerwiec5 - 32
- 2009, Maj9 - 49
- 2009, Kwiecień12 - 47
- 2009, Marzec2 - 10
- 2009, Luty1 - 8
- 2008, Grudzień1 - 10
- 2008, Listopad1 - 5
- 2008, Październik5 - 4
- 2008, Wrzesień3 - 4
- 2008, Sierpień11 - 7
- 2008, Lipiec7 - 12
- 2008, Czerwiec10 - 20
- 2008, Maj7 - 2
- 2008, Kwiecień2 - 0
- 2007, Sierpień8 - 4
- 2007, Czerwiec1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Dalsze wycieczki po klopoty
Dystans całkowity: | 26609.25 km (w terenie 5242.98 km; 19.70%) |
Czas w ruchu: | 1709:01 |
Średnia prędkość: | 15.57 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.70 km/h |
Suma kalorii: | 56985 kcal |
Liczba aktywności: | 620 |
Średnio na aktywność: | 42.92 km i 2h 45m |
Więcej statystyk |
- DST 36.94km
- Teren 7.50km
- Czas 02:04
- VAVG 17.87km/h
- VMAX 29.10km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Improwizowana wycieczka do Puszczy Mariańskiej
Poniedziałek, 14 października 2013 · dodano: 14.10.2013 | Komentarze 6
W ostatniej chwili dnia wczorajszego Meteor odkrył, że nie możemy dziś pojechać do parku w Arkadii, bo w październiku w poniedziałki jest nieczynny, a darmowy dzień jest we wtorek. Dłuższą wycieczkę zaplanowaliśmy więc na jutro, a dziś tylko podskoczyliśmy do pana Mariana na peronie, czyli do miejsca pierwszej pocztówki od dupy strony (to znaczy ja podskoczyłam i w lesie napotkałam jakichś panów Waldków czy Mietków, jeden pan robił kupę a drugi zbierał grzyby, brrr), a także do przejazdu na zadupiu #1. Czyli mojej nowej skrzynki, którą montowałam naprędce po nocy. Meteor swoje skrzynki montował rano, przez co wyjechaliśmy po jego przerwie kawowej a nie przed. Zwłaszcza że rano jeszcze był z Kluską w piaskownicy i w sklepie.I dlatego dystans nieduży, ale byłby jeszcze mniejszy, gdyby nie to, że początkowo jechaliśmy przez las i później opłotki zygzakowe na północ od szosy do Skierniewic. Rozwałek tego dnia było chyba więcej niż jazdy, więc jechało się przyjemnie i bez pośpiechu. Dopiero na ostatniej prostej Meteor pognał do przodu. Mogłam go gonić, ale za późno się zorientowałam i odpuściłam. I dalej sobie jechałam swoim wycieczkowym tempem w stylu 17-18km/h :)
Zamiast grzybka meszek :)
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 68.07km
- Teren 12.00km
- Czas 04:13
- VAVG 16.14km/h
- VMAX 36.40km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Pół dnia w mordę... windem.
Sobota, 12 października 2013 · dodano: 13.10.2013 | Komentarze 5
Najpierw Meteor obudził mnie o świcie (czyli przed 12) i przyniósł kapuczinko. Potem jeszcze obudził mnie płatkami na mleku i kazał wstawać. Za piątym razem nie wytrzymał i mnie posadził na łóżku siłą. I to nie była siła argumentu ;)Zaspana, zaziewana, ubrana w co bądź i z zapasowym swetrem w sakwie wyruszyłam per pedales w kierunku Mszczonowa. Nie pamiętam co było po drodze, bo spałam. Obudziłam się na jakimś zadupiu przed przejazdem, bo jechał pociąg. Ledwo zdążyłam wyciągnąć aparat, ale i tak zdjęcie wyszło rozmazane. A mnie się zrobiło zimno. Doszliśmy do upatrzonej przez Meteora miejscówki na nową skrzynkę i zrobiliśmy pierwszą rozwałkę, a ja pod polar założyłam sweter. Minął nas pociąg z esełki, drugi w tak krókim czasie, jupi! Ten udało mi się sfocić porządnie. A przy okazji kupę liści i innego zielska.
Dalej rowery po nieczynnych torach do mostu nad cmk. Tam mi znowu pouciekały pociągi. Coś tam sfociłam, ale nie jestem zadowolona. Potem chyba znów usnęłam, bo nic nie pamiętam. Aż do resztek młyna w krzakach, gdzie szukaliśmy kesza, a znaleźliśmy strych pełen skarbów! Zabawki z mego dzieciństwa, niektórymi (takimi samymi) się bawiłam. Jeśli nie w domu to w świetlicy albo zerówce. Były też takie, których nie znałam, np. piękna lodziarka. Prócz tego były zeszyty pani Eligii, która wtedy chodziła do podstawówki. Język rosyjski, język polski, cuda! I berecik z antenką pana Mariana ;)
Trochę potem znów mi się przysnęło, aż tu nagle znów rozwałka, przy moim keszu między wiaduktem a mostkiem, obok nasypu. Tu nawet było mniej zimno, ale już siedziałam w tunice, swetrze, polarze i kurtce. Strasznie dziś byłam ciepłolubna, chyba za wolno kręciłam pedałami... potem pojechaliśmy szukać źródeł Jeziorki znalezionych przez Rubeusa, ale na nas napadły kanie przy drodze. Skrzynka znaleziona i kolejne oddziały kań. Ledwo im uciekliśmy, ale kilka zabraliśmy ze sobą. Tu trafiliśmy też na osobliwy gatunek grzyba, prawdziwka wiaderkowego. Imponujących rozmiarów!
Tu już naprawdę chciałam wracać, ale Meteor zawlókł mnie jeszcze pod kościół w Lutkówce, bo skrzynka gc. Na jakiś ślub trafiliśmy, ale jeszcze nie było pary młodej, a ksiądz rozgrzewał się pacierzami i podśpiewywaniem. Brzmiało to... no... wiadomo. Pan pokaszlywał, więc podejrzewam, że był czymś rozgrzany na zdrowie ;)
Nareszcie wracamy! Przez wiadukt Popiela, o którym zapomniałam, że jest "mój", czyli że jest tam ukryta moja skrzynka. No i z wiatrem (nareszcie) do domu! Na obiad!!!
A i niestety została uszkodzona wyrzutnia rakiety przy skrzyżowaniu Gierkówki i 50tki. Chyba ktoś za ciężki na nią wlazł i się rakieta złamała :(
Wszystkie moje zdjęcia tutaj
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 17.84km
- Teren 10.00km
- Czas 01:25
- VAVG 12.59km/h
- VMAX 24.80km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka ucieczka
Piątek, 11 października 2013 · dodano: 11.10.2013 | Komentarze 8
Mało brakowało a zamiast tej wycieczki byłaby inna. Miałam w planach dwa kesze niespodzianki dla Meteora, które po cichu po kryjomu przygotowywałam w środku nocy, żeby o niczym się nie dowiedział, a on mi tu po spacerze z Kluską proponuje wspólne rowerowanie we trójkę. Bałam się powtórki z rozrywki, bo to była pora kluskowego snu. Ale w końcu doszliśmy do wspólnego wniosku, że Klu jest nieco zmordowana i dobrze jej zrobi dłuższy sen w domu. Spakowałam się i wyszłam (czyli uciekłam z domu), a w tym czasie Meteor uśpił Klu. Całkiem prędko, to znaczy w pół godziny mniej więcej. A ja w tym czasie już zdążyłam dwie skrzynki zamontować i po bagnie polatać. Ale mocno nie zmoczyłam nóg. Tylko ociupinkę. A on mi przysyła smsa, żebym się nie ważyła wracać przez 2-3 godziny. Przecież jestem pół godziny od domu! Co robić?Rozłożyłam sobie kurtkę i trochę poleżałam, bo akurat siedziałam nad tunelem na obwodnicy, na przejściu dla zwierzątek. Bardzo przyjemne, piknikowe miejsce. Ale zaszło słońce i zaczęłam marznąć. To pojechałam poszlajać się po lesie. I poodkrywałam różne ciekawe rzeczy. Na przykład rów w ziemi, częściowo zasypany gruzem. Za szeroki na okop, diabli wiedzą co, może wyrobisko. W każdym razie bardzo malowniczy. Zwiedziłam tam i z powrotem i pojechałam dalej. Skręciłam w jakieś krzaki (ja zawsze skręcam w jakieś krzaki) i dojechałam do innego rowu. Także malowniczy i prawie bez śmieci. Przeciwpożarowy tak sądzę, bo na skraju lasu. Skręciłam i wzdłuż rowu pojechałam dalej. Rów się skończył, droga nie i tak dojechałam do szosy na Skierniewice. Przebiłam się na drugą stronę i pojechałam prosto lazurowym szlakiem. A tam krzyż, całkiem stary, ale już bez Jezuska. Uciekł albo co. Przy okazji namierzyłam fajną kryjówkę na kesza. Może kiedyś. Za dużo quizów ostatnio w Żyrku, trzeba dorobić tradycyjnych ;)
No dobra, ale ciągle daleko mi do trzech godzin. Pojechałam prosto do końca a tam... tory. I to już w remoncie, więc nie mogłam się pzrebić. Skręciłam w lewo i pojechałam do znanego mi mostka na rzeczce. Takie miki miki. A tu koparka i rozpierducha. Na szczęście dało się przejść dołem. Stary mostek w połowie (a raczej jeden, bo most składał się z dwóch małych). Drugi jeszcze stoi, ale pan z budowy powiedział, że później też wyleci. Szkoda, taka ładna nitowana konstrukcja. Ale ma swoje lata, wiadomo.
Dalej znów w las, a tu bieda z czasem. Co robić? Spojrzałam na giepsa, a tu blisko jest jedyna tradycyjna skrzynka, której nie mam znalezionej. Trochę na terenie podmokłym, ale ostatnio mało padało, to na pewno już wyschło! Ja nie dam rady? Podprowadziłam kawałek rower, by go dobrze skitrać i dalej poszłam pieszo. Jakiś kilometr trzeba było przejśc. E tam, szybko pójdzie...
Po stu metrach podmokłych krzaków trochę zwątpiłam. Jakoś wolno mi idzie. Trza iść szybciej. Po 300m krzaków zwątpiłam po raz drugi. Ale co, wracać się i objeżdżać? I pchać się nie wiadomo przez co od boku? Eee, no dobra idę dalej. Jakoś w połowie trasy zwątpiłam po raz trzeci, bo do szlamu wpadła mi lewa stopa. Po kostkę. Błeh. Chwila namysłu i taki charakterystyczny błysk w głowie. Chyba mi się włączyła funkcja przetrwania. I poszłam dalej. Po raz czwarty zwątpiłam 90m od skrzynki. Bo doszłam do zalanej łąki, której nie można było obejść. Kesz był nią otoczony. Szlag. Trochę się pokręciłam po okolicy, część była wygnieciona, chyba przez jakieś zwierzęta. Dopiero potem w domu odkryłam, że jakiś czas temu bawił Jaculo i zrezygnował właśnie w tym miejscu. Ja nie zrezygnowałam. Odkryłam, ze jak się chodzi po niewygniecionej trawie, to się człowiek mniej zapada.
Oba buty zamoczyłam po kostki kilkanaście metrów od skrzynki, ale wtedy było mi już wszystko jedno.
Pojemnik leżał na wierzchu, wywleczony zapewne przez jakiegoś zwierza. Jestem z siebie dumna, bo w tym roku jestem jedyną osobą, która zdołała tu dotrzeć. :)
Powrót był trudniejszy, bo nie zapamiętałam swojej trasy i szłam na oko, więc pomoczyłam nogi jeszcze bardziej. Ale jakoś przeszłam mokry odcinek i nieco suchszym doszłam do roweru. I ciągnąc go do drogi nabiłam sobie śliwkę na kolanie. To znaczy odkryłam to dopiero w domu, kto by się przejmował na miejscu.
Stamtąd szybka droga drogą terenową wzdłuż torów. Przy obwodnicy odradziłam jednej pani pchanie się lasem samochodem. A potem już do domku, tylko mały postój pod Lidlem na zakupy. I pozamiatane. Wyszło czasowo ponad 3 godziny, na bagnach spędziłam za dużo czasu :)
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 39.40km
- Teren 10.00km
- Czas 02:32
- VAVG 15.55km/h
- VMAX 29.10km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka do miejsca pierwszej pocztówki
Środa, 9 października 2013 · dodano: 09.10.2013 | Komentarze 9
Tomi zwany Meteorem prowadzi blog. Ale zanim jeszcze go prowadził, wysyłał mejlem pocztówki i to miejsce było na pierwszej z nich. Budynek niszczał i niszczał, i gdy wydawało się, że jego dni są policzone... zajęła go hurtowania i pomalowała w jakieś straszne kolory. I teraz jest tu stacja przeładunkowa węgla. I nie można już robić rozwałek pod stacyjką. Ale w pobliżu znalazłam bocznicę, na końcu której da się zrobić piknik. Na miejscu spotkałam bardzo hipotetycznego "Pana Mariana", który czekał na pociąg do domu. Po spisaniu ze słupa ważnych informacji do skrzynki z Panem Marianem w tle rozwaliłam się na miejscu zupełnie, zeżarłam wszystkie kanapki i popiłam herbatą z termosu. To nie to co pikniki z Tomim, ale zawsze.Potem wykonałam pracę nr 2, czyli zadanie zmierzenia kordów paru miejsc. Po drodze piękne widoki, słońce, ciepełko, upał prawie. Po pokręceniu się po mazowieckich polach i łąkach udałam się do domu, bo zgłodniałam ;)
Zdjęcie grzybków dla Wariaga wykonałam w zastępstwie Tomiego.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 46.45km
- Teren 10.80km
- Czas 02:48
- VAVG 16.59km/h
- VMAX 28.60km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyprawa do kaniowego zakątka
Środa, 2 października 2013 · dodano: 02.10.2013 | Komentarze 8
Krótka, bo kaniowy zakątek okazał się być około 20 km od domu. Meteor zebrał kanie dwa dni wcześniej, ale te nierozwinięte zostawił i dziś przyjechaliśmy po resztę. Nawet jedna czy dwie zostały, będzie pretekst by znów zwiedzić te krzaki. Kanie rosły sobie w młodniku, zastanawiałam się jak przypadkiem Meteor się przez nie przedzierał. Sprawa wyjaśniła się dzisiaj, otóż szukał miejscówek na skrzynki do kolejnej tury serii S-Ł wzdłuż torów. I tędy mu było po drodze.Zanim dojechaliśmy do grzybów, zrobiliśmy sobie obowiązkową rozwałkę przy kościółku w Puszczy Mariańskiej. Potem jeszcze kilka przejazdów na zadupiu (tam gdzie psy dupami szczekają, zawracają wrony i śrubokręty rosną) oraz resztka stacji, a raczej przystanku na esełce. No i wreszcie kaniowy zakątek. Tam rozwałka właściwa, czyli kanapki, kawa i herbata. Ale najpierw jeszcze skoczyliśmy obejrzeć jeden mostek nad wyschniętym strumykiem, a tam reper! Prawie wypadł z mostka, po raz pierwszy zobaczyłam, jak są mocowane. Jeszcze dobrze nie rozłożyliśmy się z rozwałką, a nadjechał pociąg towarowy. :)
Wracając do domu spotkaliśmy przemiłą babcię rowerzystkę z ogromnym pakunkiem chrustu na rowerze. A dalej zatrzymał mnie krzyż, głównie z powodu żółtego płotka, który pięknie korespondował z odcieniem liści wokół. I dzięki temu, że Meteor jeszcze zaczął łazić po lesie w poszukiwaniu zaznaczonej na mapie kapliczki - znalazł okop. A raczej masę okopów. Kapliczki nie było, być może się rozpadła, albo była źle zaznaczona. Potem podjechaliśmy do bardziej obciążonej linii kolejowej, czyli Warszawa-Óć. Ten odcinek już wyremontowany, ciężko przenieść rowery. Na szczęście Meteor dojrzał obok przepust, w którym były kładki dla zwierzątek. Padłam ;) Rowerem i człowiekiem też dało się go pokonać, co też uczyniliśmy.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 50.17km
- Teren 4.50km
- Czas 02:45
- VAVG 18.24km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Pięćdziesiąt kilometrów, które mnie pokonało
Niedziela, 29 września 2013 · dodano: 29.09.2013 | Komentarze 10
Dystans zupełnie malutki, ale jako żem wczoraj kaszlała jak gruźlik, a dziś byłam osłabiona po nocnym zwalczeniu przeziębienia, to każdy kilometr można liczyć podwójnie. Rano było nie bardzo, jakaś mgła, ale na szczęście wyruszyliśmy po 12 tej. Przynajmniej się wyspałam. Najpierw dojechaliśmy do PGRu, gdzie miał być multak, ale zginął. Ktoś ukradł skrzynkę i wszystkie etapy :( Na dodatek zmarzły mi paluchy i w rękawiczkach nie chciały się rozgrzać. Na pocieszenie wyszło słońce i od razu zrobiło się śliczniej i cieplej. I w ten sposób w jednym miejscu zrobiliśmy dwie rozwałki z kawą, ciastem, herbatą i kanapkami.Potem podjechaliśmy pod moją skrzynkę na Szwedzkich Górach czyli grodzisku wczesnośredniowiecznym. I tam oczywiście znów rozwałka, kąpiele słoneczne, kopanie dołków łopatkami i inne takie przyjemności.
Na koniec dnia jeszcze park podworski bez dworu ani stawu niestety, ale za to z wielkim krzaczodrzewem. I do domu. Powinien być lajcik, ale po powrocie padłam na pyszczek i udawałam, że śpię schowana w poduchach pod kołderką. Dopiero wołanie na obiad mnie zerwało z łóżka ;)
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 31.46km
- Teren 6.25km
- Czas 02:07
- VAVG 14.86km/h
- VMAX 25.80km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Córeczka mamusi
Wtorek, 24 września 2013 · dodano: 24.09.2013 | Komentarze 3
Kluska dziś pokazała na wycieczce co to znaczy siła charakteru mamusi. Wycieczka jak zwykle, w foteliku, trochę dalej bo do Radziejowic, wszystko pięknie... tylko Kluska nie chciała z tego parku wracać do domu. Ryk przez pół drogi, dobrze że zabraliśmy przyczepkę, trochę tłumiła dźwięki Zasnęła w końcu tak jak krzyczała, z zaciśniętymi pięściami. Tak wkurzonego i złego dziecka dawno nie widziałam, no ale musieliśmy wrócić do domu. Po kim odziedziczyła tę cechę? Po mamusi. Czarno widzę bunt dwulatka, jeśli ona już teraz wykręca takie numery. Coś idzie nie po jej myśli - wpada w taki gniew, że tylko chować się i uciekać.Na szczęście sen pomógł, wróciliśmy już po zmroku, dziecko do wanny i spać. Była w całkiem dobrym humorze, tylko z jedzeniem mleka były pewne problemy, ale babci jakoś udało się małą przekonać do współpracy i okazało się, że dziecko głodne jak wilk, tylko wcześniej były ważniejsze rzeczy do roboty niż jedzenie ;)
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 46.80km
- Teren 23.30km
- Czas 03:17
- VAVG 14.25km/h
- VMAX 25.30km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Kryptonim - Zielony Ogień!
Sobota, 21 września 2013 · dodano: 22.09.2013 | Komentarze 4
Dzisiejsza wycieczka miała na celu zdobycie multaka założonego parę lat temu przez Meteora. Trudna skrzynka, do tej pory tylko dwie ekipy znalazły. Miałam okazję się przekonać, dlaczego ileś osób postanowiło wrócić później. To rzeczywiście multak na pół dnia. Wiele zadań do wykonania plus reaktywacja jednego etapu, pech że najważniejszego. Przy okazji serwis finału i zabranie paru geokretów, które leżały tam od zbyt dawna ;)Zanim dojechaliśmy na miejsce, jeszcze mała rundka po okolicy, no i oczywiście krzaki, jeżyny i emocje. Emocje to głównie strach przed... ale od początku. Zupełnie zapomniałam o pewnej skrzynce, którą miałam nieznalezioną. Byłam przy zakładaniu, ale to się nie liczy. Meteor został przy drodze a ja w las, bo stare dojście było trochę zajęte przez ścinkę. O! Ścieżka! To sobie pójdę... ojej, na tej ścieżce są ślady. Jakby raciczki? No nic, pewnie dzik przebiegł kiedyś. Ale im bliżej skrzynki tym więcej ścieżek i tym więcej raciczek. Nawet legowiska się znalazły. Oj niedobrze. Ale chrumkania nie słyszałam. Jakoś dotarłam do rzeczki i idąc wzdłuż niej doszłam pod pniak. Tylko pniaka nie było. Została kupka próchna na ziemi. Ale skrzynka była! Z wrażenia zapomniałam włożyć ją do worka. A to wszystko dlatego, że Meteor na odchodnym kazał mi wymienić worek, jeśli będzie zniszczony. Nie było zniszczonego worka, bo go nie było wcale i mi się w związku z tym nie przypomniało. No i potem znów przez krzaki do drogi(kilkaset metrów). Dzików nie spotkałam, ale trochę strachu się najadłam. I kanapki z serem. :)
Za to Kryptonim Zielony Ogień to była fajna zabawa, Meteor robił za skrybę, a ja próbowałam odcyfrować o co chodzi z tymi literkami i czasami zupełnie nie mogłam zgadnąć. Ale w końcu się udawało. Przy okazji trafialiśmy na grzybiarzy, w różnych dziwnych miejscach, na przykład pomiędzy zasiekami (była jakaś dziura to wszedłem, a teraz nie umiem wyjść). Raz za szybko wyrwałam do przodu i mi Meteor zniknął, ale go odnalazłam. Wyszło łatwiej niż z finałem ;) Przy finale ścinka, ale skrzynka cała i zdrowa. Trochę się zeszło, bo spore odcinki trzeba był przejść na piechotę. No i do domu, szarówka, nie wiadomo kiedy zrobiło się ciemno. Krótszy dzień, jesień idzie. Mało kilometrów, ale dużo terenu i wróciłam bardzo zmęczona. Ledwo wtargałam rower na trzecie piętro.
A i byłabym zapomniała, pod Kryptonimem znalazłam jeszcze inną skrzynkę, przy jeziorku. Też byłam przy zakładaniu, ale wieki temu. Co do innych skrzynek w okolicy, niestety zegar z budzeniem się ptaków nadal nie został odnowiony, więc pozostałe dwa quizy nie zostaną reaktywowane, albo raczej trzeba pomyśleć, jak je reaktywować w innej formie.
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty
- DST 108.40km
- Teren 8.00km
- Czas 06:00
- VAVG 18.07km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Kolorowy trabant, warszawa w kwiatki i rowerzysta bez głowy
Sobota, 14 września 2013 · dodano: 14.09.2013 | Komentarze 7
Kluska z babcią i wujkiem pojechali dziś do zoo, a my korzystając z wolnego czasu i niepewnej pogody pomknęliśmy na naszych rumakach do Skierniewic. Trochę na skróty główną szosą, ale po jakimś czasie mieliśmy dość i skręciliśmy do Suchej Żyrardowskiej, potem do Jesionki, Rawki i jesteśmy na miejscu. Tomi wymyślił, że podjedziemy po skrzynkę w Mokrej (na granicy z Mokrą Lewą) i tam spotkaliśmy kupę konia na peronie. To zapowiadało dzień pełen wrażeń. Wcześniej jeszcze mała rozwałka pod Tesco, bo promocja na klipsiaki.Jakoś dobrnęliśmy do Skierniewic a tam impreza, raz na rok zamykają główną ulicę miasta, bo święto roślin czy coś. Na szczęście nie było nam po drodze, bo celem był garnizon. Ale nie dojechaliśmy, bo przypomniało nam się, że w remontowanym parku jest moja skrzynka, która przecież w każdej chwili może zostać sprzątnięta. Przejechaliśmy obok budki z ochroną myśląc, że jest pusta, a tam ochroniarz jednak był. Wyjechaliśmy z drugiej strony po zabraniu skrzynki i jeszcze raz kółeczko. Tym razem udało się dojechać do garnizonu. Ta Tomi zreaktywował dwie skrzynki, co trwało dłuższą chwilę i polecieliśmy sprawdzić, czy jest moja skrzynka w Willi Pułkownikowskiej, bo ktoś ostatnio nie znalazł. A tam... natknęliśmy się na geokeszerów. Ale spotkanie! Oczywiście znów dłuższy postój, wymiana geokretów, łupienie own keszy, zdjęcia pamiątkowe. Dyskusja i pytanie, czy jest skrzynka w karcerze, bo nie mogli znaleźć. No to podjechaliśmy sprawdzić, czy jest. Skrzynka była, telefon do nich, że mogą szukać i lecimy na cmentarz Strzelba po geocoina. Był! Same sukcesy dzisiaj.
Potem polecieliśmy do skrzynki w cegielni, trochę się naszukaliśmy, ale w końcu to ja wytypowałam dobrą miejscówkę. Potem zwiedzanie okolicy i Tomi znalazł folie do musli w wielkich belach. On się zachwycił, mnie niekoniecznie przypadły do gustu. Znów rozwałka, a tu robi się późno. Pomknęliśmy jeszcze do jednej skrzynki Tomiego (ostatni kawałek po strasznym piachu) i dalej do Rawy. Stamtąd przez Jeruzal do domu. Po drodze minął nas kolorowy trabant. Aż przeciierałam oczy ze zdumienia. Niedługo potem przejechała warszawa w kwiatki. Co my piliśmy?
Wreszcie podjeżdżamy do "skrótu Stepy", mówię do Tomiego żeby się nie rozpędzał,bo może mostka już nie ma (ostatnio groził zawaleniem). Powiedziałam to w złą godzinę, rzeczywiście mostka nie było. Szlag. Musimy objechać przez park. No trudno. Jedziemy... a z naprzeciwka nadjeżdża trójka rowerzystów. Tylko środkowy nie ma głowy! Zaraz, tam w ogóle nie ma rowerzysty! Po tych wszystkich emocjach z całego dnia nawet bardzo się nie zdziwiłam ;) W końcu okazało się, że to była dwójka rowerzystów, tylko jeden z nich jechał z trzecim rowerem w ręce obok.
Uff. Dojeżdżamy na miejsce, dzwoni telefon, Wallson chce numer do Werrony. No nie, akurat jak mi się komórek rozładowuje. Jakoś go zbywam i dobijam do domu, gdzie Tomi już się niepokoi, gdzie znikłam (zatrzymałam się, by odebrac telefon). Wchodzę do domu, a tu nie ma mojego dziecka! Gdzie są wszyscy! trochę się zdenerwowałam, bo była 20.30. Przyszli w trójkę pół minuty później. O jak dobrze. Okazuje się, że planowo, tylko nikt mi nie powiedział, kiedy wrócą.
Chyba sobie melisy zaparzę na uspokojenie ;)
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty, >100
- DST 72.97km
- Teren 0.20km
- Czas 03:24
- VAVG 21.46km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka do Arkadii
Poniedziałek, 9 września 2013 · dodano: 09.09.2013 | Komentarze 7
Dziś pedałowało się naprawdę lekko. Jak nigdy wiatr wiał albo w plecy, albo lekko z boku. tylko krótki odcinek mieliśmy bocznym mordewindem, bo Tomi jakoś ponawigował nie tam gdzie trzeba i musieliśmy zrobić pętelkę. Wracaliśmy przy słabym wietrze z Arkadii przez Miedniewice, trochę padało, ale szybko przeszło. Uciekliśmy chmurze. W Miedniewicach zaczął wiać mocniejszy wiatr, ale podczas jazdy nie przeszkadzał, bo zmienił kierunek w ciągu dnia na bardziej korzystny z naszego punktu widzenia.Po jeżdżeniu po górach jazda po płaskim jest taka lekka! Oczywiście musieliśmy się zatrzymać na mały popas w Miedniewicach, w końcu to sanktuarium Świętej Rodziny przy posiłku ;)
A po Nieborowie i Arkadii pieszo, rowerki odpoczywały w krzakach :)
Kategoria Dalsze wycieczki po klopoty