Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48715.15 kilometrów w tym 8078.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

>100

Dystans całkowity:4333.23 km (w terenie 421.67 km; 9.73%)
Czas w ruchu:255:55
Średnia prędkość:16.93 km/h
Maksymalna prędkość:52.70 km/h
Suma kalorii:27962 kcal
Liczba aktywności:39
Średnio na aktywność:111.11 km i 6h 33m
Więcej statystyk
  • DST 105.41km
  • Teren 20.50km
  • Czas 06:18
  • VAVG 16.73km/h
  • VMAX 28.50km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tak czułam, że to będzie setka

Środa, 2 listopada 2011 · dodano: 02.11.2011 | Komentarze 9

Dlatego od początku miałam w planach wariant awaryjny w postaci ucieczki do pociągu w drodze powrotnej. Ale było na tyle wcześnie, że postanowiłam dojechać bez pociągu. A wycieczka była do Magdalenki z Żyrardowa. Po drodze szukaliśmy kilku cmentarzy i sporo znaleźliśmy, lecz dwóch się niestety nieudało. Albo zostały po nich same krzaki, albo mieliśmy je źle zaznaczone na mapie (to prędzej).
Nie tylko cyklogrobbingiem człowiek żyje, znaleźliśmy przy okazji 4 skrzynki, choć z ostatnią nie było łatwo, bo liście zasłoniły dziurę. Z innnych ciekawych obiektów - stara strzelnica w postaci leśnej góry i pobliski szałas. Muszę sobie taki umościć w lesie pod Żyrardowem ;)

A prognoza była straszna i się sprawdziła, bo w drodze powrotnej z nieba padało jakieś mokre gówna, przez co cały czas kichałam i mam teraz zatkane zatoki.



  • DST 104.98km
  • Teren 8.50km
  • Czas 06:28
  • VAVG 16.23km/h
  • VMAX 39.40km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Setka po mazowiecku

Poniedziałek, 10 października 2011 · dodano: 11.10.2011 | Komentarze 7

Czyli rowerowy powrót do domu z doliny nad Pilicą. Z naszego miejsca pracy byłoby szybciej, ale chcieliśmy pozwiedzać okolicę, przez co wyszło nieco dłużej.
Poranek był trudny, bo noc zimna. Na dodatek mogliśmy zapomnieć o słońcu, które tak miło podgrzewało nas dnia poprzedniego. Mgła zasłoniła widok z tarasu, więc po zamknięciu domu pojechaliśmy na pobliski most, którędy nie tak dawno przeganianio krowy. Zeszliśmy nad rzekę poczytać o szlaku kajakowym i wtedy pani przegoniła jeszcze kilka koni na pastwiska po drugiej stronie rzeki (tereny zalewowe, więc nikt tam nic nie buduje, co przyczynia się do zwiększenia uroku okolicy kilkakrotnie). Potem wrzucę fotki, albo będą u Tomiego (Meteor2017).

Potem jechaliśmy drogą na zachód i odwiedzaliśmy różne mostki. Jeden wyglądał jak przerost Pilicy nad mostkiem i trochę baliśmy się na niego wejść, ale okazało się że były na nim świeże odchody krów, co nas uspokoiło. Oczywiście założyliśmy w nim skrzynkę :) Potem znów na zachód aż po Nowe Miasto nad Pilicą, gdzie zatrzymaliśmy się na dłuższy postój. Zimno było okropnie, w różnych konfiguracjach jechałam z opaską, czapką i nausznikami, łapki odziawszy w zimowe rękawice. Koniec zwiedzania miasta, czas na urbex na pobliskim nieczynnym lotnisku wojskowym. Wjechaliśmy nieśmiało, ale było na nim zupełnie pusto nie licząc pasących się krów (które Tomi nazwał inaczej, ale nie dosłyszałam). Wiatr nawet mocno nie wiał (jak na lotnisko) więc nagraliśmy kilka śmiesznych filmów.
Po zwiedzaniu lotniska udaliśmy się w pokorze na górę św. Rocha obejrzeć ładny kościół i odbudowaną pustelnię (oczywiście założyliśmy tam skrzynkę). I to był koniec lajtowej przyjemnej jazdy.



Już niedługo potem, na drodze do Białej Rawskiej dopadł mnie kryzys. Zawiodły kolana i psychika.
Tomi wisiał mi na horyzoncie jako ta zielona plamka, a ja nie miałam ani sił go gonić, ani jechać dalej. Nawet zatrzymałam się na samotny postój (5minut), by dać odpocząć kolanom (po bieszczadzkim chodzeniu nieco osłabły i dawały w kość na podjazdach). Potem jakoś doczłapałam się do niego (bo łaskawie zaczekał), ale nadal było źle i przy postoju przy końcówce wąskotorówki padłam jak ten zużyty parowozik. I tak leżałam dobre 15minut, aż Tomi stwierdził że koniec tej laby i mam wstawać, co może do mnie dotarło, ale nie wywołało żadnej reakcji. W końcu Tomi postawił mnie na nogi (to było jakoś po 60km gór i dołów pod wiatr oraz z wiatrem bocznym) i kazał jechać dalej. Wlokłam się jeszcze kilka km, a Tomi jako ta pomarańczowa plamka (założylismy wieczorem kamizelki) na horyzoncie. W końcu wypłaszczyło się na tyle (chyba góra wysoczyzny Rawskiej), że coś mnie trafiło i z prędkości 12-14km/h przyśpieszyłam do 26-30km/h i go dogoniłam. Potem już jechaliśmy moją normalną prędkością (18-22km/h) do domu. Zaczął padać deszcz, ale mi bardzo nie przeszkadzał, nawet przyjemnie chłodził. Podejrzewam,że akcja z kryzysem 60km to była reakcja na zbyt szybkie tempo na początku. Odzwyczaiłam się przez parę tygodni od dużych dystansów :)


  • DST 107.54km
  • Teren 15.00km
  • Czas 06:41
  • VAVG 16.09km/h
  • VMAX 40.40km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nierówna walka z żywiołem

Czwartek, 15 września 2011 · dodano: 15.09.2011 | Komentarze 2

wiatru. Nie miał szans, wiał nie tam gdzie trzeba (w bok lub w plecy). Za to pokonało mnie słoneczko, rano było ciemno i lodówka, to się nie nasmarowałam kremem. I teraz możecie się wypchać blade twarze. lavinka znana od tej pory jako Rwącza Gazela z czerwonym noskiem - da Wam popalić ;)
Okazało się, że wyszła setka. Jakoś tak przypadkiem, nieplanowana. Coś ostatnio za często te setki pykamy...
Trasa przez Mszczonów, Osuchów do Jeziorki i stamtąd kawałek w kierunku Grójca i zawrotka przez rezerwat modrzewiowy. Powrót przez Lutkówkę.
Pod koniec strasznie rozbolały mnie dłonie, chyba za mało zrobiliśmy postojów w drodze powrotnej... ale przeszło.



  • DST 105.54km
  • Teren 19.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 17.59km/h
  • VMAX 35.90km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łódka na 105!

Sobota, 10 września 2011 · dodano: 10.09.2011 | Komentarze 7

Trzeci i ostatni dzień spontanicznej wyprawy do Łodzi. Tomi upierał się, że będzie 80 ale im byliśmy bliżej Skierniewic, tym bardziej setka była bardziej prawdopodobna. W Parku mieliśmy już ponad 70. Setka pękła przed obwodnicą Żyrardowa (w budowie). Trasa poniżej.



  • DST 121.55km
  • Teren 9.50km
  • Czas 06:59
  • VAVG 17.41km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Płocka i Włocławka - dzień pierwszy

Sobota, 3 września 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 4

Pierwszy odcinek zakładał dotarcie do Płocka i złupienie kesza w Mleczarni pod Płockiem. W związku z tym,że po drodze założyłam skrzynkę, nieco się zeszło i w efekcie pod mleczarnię dotarliśmy o zachodzie słońca. Kesz i zwiedzanie Płocka zostało przesunięte na dzień następny, a my w namiocie próbowaliśmy zasnąć przy dźwiękach koncertu zza drugiej strony rzeki. Powiem krótko, nie wyspałam się, ale ognisko wieczorem było super :)
Przed Płockiem odwiedziliśmy jezioro pod miejscowością Łąck - było naprawdę jak na Mazurach! Łódki, wędkarze, domki letniskowe... dzieciństwo mi się przypomniało ;)

Nie wiem jakim cudem przejechałam 120km i nie umarłam. Chyba dzięki temu, że wiało głównie bokiem i w plecy, nie było też za gorąco. Rekord życiowy! Tylko jakieś pierwsze 30km ziewałam straszliwie, bo Tomi zerwał mnie z łóżka o jakiejś nieludzkiej porze ;)



  • DST 103.67km
  • Teren 11.00km
  • Czas 06:07
  • VAVG 16.95km/h
  • VMAX 32.90km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka na 103

Środa, 31 sierpnia 2011 · dodano: 31.08.2011 | Komentarze 1

Miało być na 102, ale się przeliczyliśmy ;)
Do Sochaczewa, przez Bzurę, zahaczywszy o Kampinos i pradolinę Wisły - jakoś wróciliśmy do domu i nawet zdążyłam pozmywać i ogarnąć chaos wtorkowy :)



  • DST 105.07km
  • Teren 11.50km
  • Czas 06:06
  • VAVG 17.22km/h
  • VMAX 35.80km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - dzień 7

Piątek, 15 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 2

Willer-Sur-Thur - Moosch - Malmespach - Moosch - Willer-Sur-Thur - Thann - Cernay - Wittelsheim - Pulversheim - Ruelisheim - Battenheim - Baldersheim - Canal du Rhone au Rhin - Kembs - Markt - Huningue - Bazylea - Huningue

Tego dnia byliśmy z Meteorem "lav-duo" bo praktycznie całą trasę do Bazylei przejechaliśmy sami nie czekając na resztę. Trochę szosą na skróty, trochę nad Renem, więcej wzdłuż kanału. Przypadkiem po drodze spotkaliśmy busa i zjedliśmy naszą porcję owoców z jogurtem(bez makaronu).



























Zapas czasu mieliśmy spory, to postanowiliśmy odwiedzić elektrownię wodną w pobliżu miasta. Robi wrażenie! Prócz elektrowni w okolicy jest system śluz dla dużych statków transportowych (a może raczej barek).



























Do Bazylei wjechaliśmy jeszcze za dnia i szukaliśmy ze średnim powodzeniem mikroskrzynek. W końcu się wkurzyliśmy i pojechaliśmy po "małe". I od razu znaleźliśmy trzy. Trzeba było od początku nie tracić czasu na mikrusy.


























W Bazylei spotkaliśmy przypadkiem naszą grupę, która dzień zakończyła w restauracji. Ponieważ tu też było jakieś święto, kempingi były pełne i Longin ledwo znalazł jakiś (musieliśmy wrócić kawałek do Francji), dzięki czemu stuknęła mi pierwsza setka w tym roku. :)




  • DST 101.86km
  • Teren 21.00km
  • Czas 07:13
  • VAVG 14.11km/h
  • Sprzęt Dziuniek
  • Aktywność Jazda na rowerze

56 - Między burzą a burzą setka przypadkowa

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · dodano: 15.08.2010 | Komentarze 6

Nocny rower z 14/15 sierpnia, jeżdżenie nocą z krótkimi przerwami na keszowanie od godz.20.45 w Sochaczewie do 10.45 W Żyrardowie, najbardziej na północ byliśmy za Brochowem, tj. nad Wisłą w Śladowie,przy pomniku z 1939r. Odwiedziliśmy też fragment Puszczy Kampinoskiej. Dwa razy odwiedziliśmy ruiny w Sochaczewie, bo za pierwszym razem w nocy było za dużo ludzi. W drodze powrotnej przetarta opona uszkodziła mi dętkę... dobrze,że Tomi miał zapasową bo jak okazało się-moja była od innego roweru(o innych kołach). Nocą jeździ się przyjemnie, za dnia już o 9 było okropnie. Gdybym była kostka lodu to rano zamiast lodu byłaby kałuża.
Tuż przed Żyrardowem okazało się,że prawie dobijam do setki i dlatego zrobiliśmy kółko do placu Wolności(obecnie JP II), przy okazji przejechaliśmy przez park i lofty. A wszystko by przy okazji sprawdzić darmowe wifi na placu. Okazuje się,ze wifi jest,ale nie łączy za to łączy wifi jakiejś pani Bożeny i net śmiga jak marzenie. Pozdrawiamy panią Bożenę ;)

p.s. Burze błyskały cała noc,ale żadna z nich nas nie znalazła.



  • DST 109.32km
  • Teren 31.00km
  • Czas 07:52
  • VAVG 13.90km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

42 - pierwsza setka w życiu!

Poniedziałek, 19 lipca 2010 · dodano: 19.07.2010 | Komentarze 12

Wyszło nieplanowanie zupełnie i pewnie tylko dlatego podczas rowerowania od 19:00 do 12:15 dnia następnego ale wpisuję to 17tego bo jechaliśmy bez przerwy na sen. Nawet w nocy było gorąco choć znośniej niż za dnia. Zbiórka pod Schodami Odeskimi(ja podjechałam od metra Świętokrzyska) a Tomi od dworca. Potem już razem po centrum i Mokotowie, dalej Ursynów i buch już po ciemku do lasu Kabackiego. I tam zostaliśmy do północy, a nawet ciut dłużej. O pierwszej jedliśmy kolację w Parku Kultury w Powsinie...

Jeszcze chwilę (kilka godzin, do trzeciej jak podpowiada Tomi) byliśmy w lesie by myknąć w końcu w kierunku
Raszyna, gdzie wylądowaliśmy o świcie. Dalej Pęcicie, przez Pruszków, Brwinów, Milanówek i Grodzisk. W Brwinowie wymiana geokretów(chyba jednego zgubiliśmy, niestety nie naszego). Już o poranku śmigaliśmy po lasach pod Grodziskiem(znów ZZZ). Z tychże lasów myk do Żyrardowa przez Międzyborów. Setka spotkała mnie w Starych Budach.

edit: Jest impreza, są straty - zgubiłam w lesie Kabackim lampkę. Dobrze,że jeszcze mam chińską czołówkę...