Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 49553.67 kilometrów w tym 8301.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Longinada 2013 - Norwegia - Dzień siódmy pieszy

Czwartek, 22 sierpnia 2013 · dodano: 10.09.2013 | Komentarze 17

Dziś dla odmiany pieszo. Nie wiem ile zrobiliśmy kilometrów, pewnie w okolicy dziesięciu, bo Bergen to nie jest duże miasto. Ale za to położone w terenie bardzo pofałdowanym, więc ciągle jak nie schody to pochylnie lub ulice z dużym spadkiem.
Zebraliśmy się o świcie, by podwiózł nas bus i zawiózł na stację, ale okazało się że nie ma zbyt wielu ochotników na poranną jazdę i trzeba było parę osób obudzić. Z tego powodu wyruszyliśmy godzinę później niż planowaliśmy, na dodatek na stacji okazało się, że pociąg do Bergen będzie za dwie godziny. A tu zimno, my w letnich kurtkach, poczekalnia zamknięta. Co robić? Ano namówiliśmy kierowcę, by nas jednak podrzucił do Bergen. Byliśmy w pół godziny, ale przez to grupa nr 2 przyjechała dwie godziny później niż zakładał plan. Na szczęście dzień był długi (w sierpniu w tej okolicy słońce zachodzi ok.21, ale w miarę jasno jest do 22) i jednak trochę Bergen zobaczyli.

Mnie niestety męczył żołądek, ciągle bolał, więc pierwszą połowę dnia głównie zalegałam na trawnikach, ławeczkach i na czym się udało usiedzieć. W ciągu dnia mi się polepszyło, ale byłam mocno zmęczona. Trochę włóczyła się z nami Anks, ale chyba mieliśmy niedopasowane tempo i potem się na jakiś czas rozdzieliliśmy, by znów szlajać się razem po obiedzie.

Pogoda dopisała, ponoć Bergen jest najbardziej deszczowym miastem w Norwegii, a tu piękne słońce i ani jednej chmurki. Chmur to by mi się przydało, za duże kontrasty i ciężko robiło się zdjęcia.

Najbardziej podobała mi się dzielnica portowa. Ta nowsza, nie ta przy centrum informacyjnym ;)

Fotki pod tym linkiem.



  • DST 61.57km
  • Czas 03:38
  • VAVG 16.95km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Longinada 2013 - Norwegia - Dzień szósty

Środa, 21 sierpnia 2013 · dodano: 04.09.2013 | Komentarze 4

Tak zwana trasa rozwałkowa. Od tej chwili postanowiłam utworzyć wewnętrzną grupę średnią. do tej pory była tylko opcja grupy dziecięcej (oraz lazaret dla chorych i połamanych) a także grupa łojąca bez wytchnienia. Nie pasowały mi dystanse ani tempo żadnej z nich. Dzisiaj dystans średnio po płaskim, ale jednak dolina wzdłuż prawdziwego norweskiego fiordu (ale się jarałam, nawet poszłam wypić wodę z morza) i rozwałki średnio co 5km, a bywało że i częściej. Nie licząc fotostopów ;)
Trasa była tak rozwałkowa, że w samym Odda zrobiliśmy trzy rozwałki, bo sklep, bo urbex, bo trzeba w krzaczki. Raz nawet pojechaliśmy na skróty za Meteorem, ale to nie jest bezpieczne, oczywiście trzeba było sprowadzać rowery po schodach, tyle dobrego, że po terenowych ;)
Atrakcją dnia okazał się przejazd przez remontowany tunel. Jak się okazało - zupełnie po ciemku. Nie wiedziałam, że będzie tak straszno i specjalna czołówka na takie okazje została na dnie sakwy, a potem było za późno i za ciemno, by jej szukać. Myślałam, że lampa rowerowa i zwykła czołówka dadzą radę. Ups... w pewnym momencie jadący przede mną zniknęli za zakrętem i nie widziałam kompletnie NIC! Tylko przy ziemi trochę pasów... przez które omal nie wpadłam na lewą ścianę, nie zauważyłam, że zjechałam na przeciwny pas. W oddali zaczęły mi migać mi światła sprzętu do remontu, ale były za daleko. Ruch samochodów wahadłowy. Tylko przez moment jechały z naprzeciwka i wtedy mogłam szybciej podjechać do przodu. Potem znów ciemność i tak do końca. Jeny ale adrenalina!

A poza tym luz blaszka, po drodze słoiki z czereśniami i puszki na zostawianie pieniędzy. Drogie jak diabli, to nie kupiłam. Za to przy jednym miejscu rozwałkowym ktoś posadził jabłonki w formie żywopłotu. Dla turystów gratis, bo przecież Norwedzy nie wezmą. Ale ja nie jestem Norweżką, to nazbierałam do kieszeni malutkich niemal dziczek, ale dojrzałych - na owsiankę :)

Piękne widoki, jakiś objazd tunelu, jakieś skrzynki. Na koniec mała przegryzka resztek z obiadu grupy mocnej, która tego dnia łoiła od świtu na Język Trolla (miałam iść, ale zrezygnowałam, za późno dotarliśmy na nocleg) i krótki rejs promem na drugi brzeg, gdzie dotarliśmy na kemping i okazało się, że jeśli nie śpimy w grupowych, to musimy dodatkowo dopłacić. Następnego dnia mieliśmy jechać do Bergen, więc rano ( o 6) Meteor zwinął namiot i dzięki temu spaliśmy za friko, bo pan czy pani liczący namioty przyszedł jak już nie było ani nas ani busa ani namiotu. Ot 150 koron na plusie ;)

Grupę rozwałkową stanowili: Meteor2017, Magda, Anks i ja :)




  • DST 104.00km
  • Teren 0.20km
  • Czas 06:28
  • VAVG 16.08km/h
  • VMAX 47.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Longinada 2013 - Norwegia - Dzień piąty

Wtorek, 20 sierpnia 2013 · dodano: 04.09.2013 | Komentarze 2

Tego dnia miał być odcinek bardziej po górach i rzeczywiście był. Na szczęście nogi mi odpoczęły dzień wcześniej i dziś jechało się jako tako. Tak sie zmobilizowałam, żeby nie jechać busem, że nie podeszłam pod żaden podjazd. Wszystko przejechałam. Co prawda często robiłam postoje, tak co 100m, ale i tak było szybciej i lżej niż pchać. Za to widoki... bajeczne! Nagle zrobiło się wysokogórsko, zero lasu, owce beczące i dzwoniące dzwonkami przy drodze i kompletne pustkowie na objeździe tunelu. Było naprawdę fajnie, choć na przełęczy zrobiło się zimno i po raz pierwszy przydały się zabrane specjalnie na tę okoliczność nauszniki. Mam wrażliwe uszy, mogę w mrozy chodzić z gołą głową, ale uszy muszą być dobrze schowane. Czapka nie daje rady, bo nie chroni od wiatru. Tak więc w różowych nausznikach (w ferworze pakowania tylko te znalazłam) do przodu i wtem... piła! Piękna zardzewiała norweska piła z plastikową rączką. Leżała tam, gdzie akurat zatrzymałam się, by zrobić zdjęcie grobli na jeziorze między tunelami. No i wiozłam piłę na bagażniku, trochę się telepała więc nie jechałam zbyt szybko na zjazdach. Potem jeździła busem :)
Po przejechaniu przez góry mieliśmy jeszcze kilkadziesiąt kilometrów góra dół, ale głównie dół, bo wzdłuż jeziora do Odda. I tam zadzwoniliśmy do kierowcy (bo do Longina nie łapało zasięgu), gdzie mamy jechac dalej. Wyszło, że podwiezie nas na kemping bus, bo już ciemno, a przed nami trudny podjazd. I tak byliśmy złojeni, więc raźno przystaliśmy na propozycję. Tutaj zgubiła się dwójka uczestników Longinady, pojechali bez zatrzymywania dalej i dopiero kilka godzin później udało się ich złapać i przywieźć na kemping. Ale przygoda! :)
W oczekiwaniu na bus sieknęliśmy z Meteorem jeszcze jedną skrzynkę, a co.

A i byłabym zapomniała, przed przełęczą zrobiliśmy z Meteorem pieszo premię górską, czyli poszliśmy kilkaset metrów po zboczu do ruin tunelu na starej drodze. Oczywiście była tam skrzynka :)

Żeby było mało przygód skrzynkowych, zamoczyłam moje jedyne ciepłe rękawiczki. Szlag! A tu wszędzie zimno! A to było tak. Podjechaliśmy do wodospadu, w którego okolicy miała być skrzynka z serwisu geocaching.ru. Kilkadziesiąt metrów od drogi. Ale po zboczu wzdłuż wodospadu do góry! No i Meteor poleciał przodem, zniknął mi w krzalu ale łoję za nim. I się zgubiłam, on poszedł inaczej, ja inaczej. W ferworze zapomniałam zdjąć rękawiczki i miałam kompletnie mokre ręce od wody pryskającej z wodospadu na boki. A był ogromny! W końcu znalazłam Meteora ze skrzynką i razem zeszliśmy na dół. Ubłoceni, mokrzy, ale szczęśliwi. My to jesteśmy nienormalni ;)



  • DST 34.38km
  • Czas 02:59
  • VAVG 11.52km/h
  • VMAX 44.50km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Longinada 2013 - Norwegia - Dzień czwarty

Poniedziałek, 19 sierpnia 2013 · dodano: 03.09.2013 | Komentarze 0

Ten dzień był słaby. To znaczy słaby dla mnie, bo Meteor jechał jak zwykle, zero problemu. Doszłam do wniosku, że zakwasiłam sobie mięśnie. Nie miałam siły pedałować nawet po płaskim. Z trudem przejechałam pierwsze kilkanaście kilometrów, po w miarę równej i łatwej drodze, a potem zaczął się odcinek górski. I się okazało, że mogę tylko pchać, jakie tam podjazdy. Niestety zjazdów było mało, głównie na zmianę pod górę i po płaskim. Błeh. Kiedy w półtorej godziny przeszłam 7km i dalej nie miałam siły już nawet iść, zadzwoniliśmy po bus. Czasami takie kryzysy udaje mi się rozjeździć w ciągu dnia, ale tym razem coś nie wyszło. Bus podwiózł mnie i Meteora na obiad, a potem Meteor jechał beze mnie.
Za karę poumierałam na chorobę lokomocyjną w busie, jeszcze kwadrans po zatrzymaniu leżałam półprzytomna na siedzeniach.
Ale za to byłam wcześniej na kempingu i rozbiłam namiot, przygotowałam spanie, także Meteor po powrocie mógł od razu zabierać się za robienie mi kolacji ;)
Po kolacji poszliśmy jeszcze po skrzynkę niedaleko od kempingu i udało mi się do niej wcisnąć największego geokreta, jakiego miałam :)


  • DST 72.40km
  • Teren 15.00km
  • Czas 05:08
  • VAVG 14.10km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Longinada 2013 - Norwegia - Dzień trzeci

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 2

Na tym wyjeździe w w kółko biłam rekordy prędkości. To przez strome, któtkie zjazdy. Biłam je przez przypadek, bo akurat nie spojrzałam na licznik, inaczej bym na pewno zahamowała.

Dzisiejszy dzień był gorszy, bo w nocy się rozpadało, a potem przelotnie kropiło tak do 14. Na dodatek zaczęłam odczuwać kryzys, to chyba po wczorajszej setce, a płasko nie było. To znaczy średnio było płasko, ale amplituda dość wysoka. Jeszcze ten deszcz, na przykład padający z boku do oka, więc jechałam z jednym okiem otwartym a drugim zamkniętym.

Rano grupą odbyliśmy szybkie śniadanie, a tak naprawdę jedliśmy drugie lepsze pod kanałem. Płatki kukurydziane z mlekiem, pychota! Śluzy na kanale piękne, na jednej z nich minął nas statek. Nie mogłam przestać robić mu zdjęć, zwłaszcza że panowie uruchamiali śluzy ręcznie, kręcąc korbkami. Koniec końców tej skrzyki ze statkiem i śluzą Meteor szukał sam, a ja odwracałam uwagę ;)

Ale, ale, nareszcie jakiś dłuższy tunel, bez samochodów, bo trasa bocznymi szosami. Jeszcze tu działały mi lampki, więc nawet się nie bałam. Potem się to zmieniło, ale to już inna historia. W końcu podjechaliśmy do pięknego górskiego jeziora i Meteor przypomniał mi, że miałam założyć open skrzynkę i to może być dobre miejsce. I owszem, łatwo dojechać, odludzie... no prawie, bo są ślady po ogniskach, ale tu skrzynek nie kradną, więc pożyje lata. Więc instalujemy. A tu nagle dogonili nas Ania i Robert, sławne longinadowe Love - Duo. Zawsze jeżdżą z sakwami, w pełnym rynsztunku z namiotem, no "nigdy nic nie wiadomo". No i po założeniu skrzynki jakiś czas jechaliśmy razem, aż dogoniliśmy grupę. A potem było długie pchanie roweru pod górę, trochę się przegrzałam i Meteor mi pomógł. No a potem zjazd do samego kempingu.

apdejt: Podczas zakładania skrzynki w oddali płynął statek. Myślałam, że to wraca Victoria, dopiero na zoomie w domu wyszło, że to drugi na stałe pływający na szlaku statek - Henrik Ibsen. Mieliśmy szczęście :)

Tam chwila postoju i okazuje się, że mamy domki z saunami! Niesamowite. Co prawda nie skorzystaliśmy, ale to było coś. :)
Grupa się szykowała do jedzenia pizzy, ale że ta najpierw musiała się upiec, mieliśmy chwilę by poszukać skrzynek w pewnym oddaleniu od miejsca noclegu. I podjechaliśmy po trzy (czwartą odpuściliśmy, bo mikrus i późno). Węża Morskiego - okolicznej legendy - nie spotkaliśmy. A potem pizza, nie zdążyłam sfocić, bo za szybko znikła ;)


  • DST 100.74km
  • Czas 06:24
  • VAVG 15.74km/h
  • VMAX 52.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Longinada 2013 - Norwegia - Dzień drugi

Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 2

Kiedy rano otworzyłam oczy, wszystkie znaki na niebie i ziemi dawały znać, że zła pogoda minęła. Piękne słońce, ciepło i owsianka na śniadanie. Niestety bardzo gęsta, bez mleka i z małą ilością owoców była średnio zjadliwa. Ale najwidoczniej byłam niedożarta po poprzednim dniu, bo zjadłam bez grymaszenia. Musiałam tylko trochę posłodzić.
Rowerowo ruszyliśmy na początku stawki, żeby już za chwilę zboczyć z trasy do starorzecza i pyknąć earth kesza.

Nie nastawiałam się na setkę tego dnia, po prostu jechałam do przodu. Ten dzień obfitował w atrakcje turystyczne. Obiad przyszło nam zjeść w okolicy najsławniejszego drewnianego kościoła w Norwegii, rzeczywiście piękny. Na obiad tym razem dostałam upragnione spaghetti i byłam przeszczęśliwa! Potem przejeżdżaliśmy drogą przez środek lotniska (miała szlabany jakby co), a potem zrobiło się nieco pagórkowato. Trochę się zmęczyłam i już myślałam, że trzeba będzie użyć busa, ale w mieście gdzie miał mnie złapać była impreza, a wyszło że chętna jestem tylko ja. Więc musiałabym czekać godzinę wśród podpitych Norwegów. No jednak nie, zwłaszcza że zostało z 20km. No to pomalutku pojechałam, góra dół, góra dół, g... pardon, tunel do objechania, a za tunelem dogonił nas bus. Tylko że stamtąd były 4km do noclegu to machnęłam ręką. I tak zrobiłam prawie 100km. Podjechaliśmy po rozbiciu namiotów po dwie skrzynki i tak dokręciliśmy do setki :)


  • DST 84.03km
  • Czas 04:58
  • VAVG 16.92km/h
  • VMAX 56.20km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Longinada 2013 - Norwegia - Dzień pierwszy

Piątek, 16 sierpnia 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 0

Po noclegu kołchozowym ok. 24 osoby w trzech namiotach ruszyliśmy per pedales do przodu. Jeszcze nie dojechaliśmy do promu, a już raz zdążyliśmy się zgubić. Popadywało głównie przed wyruszeniem, potem przelotnie. Zlewa przyszła dopiero na promie. Potem trochę oddechu i znów leje. Jakoś dotrwaliśmy do obiadu, już się wydawało, że idzie na lepsze, gdy znów się rozpadało. A potem przeszło i znów mogliśmy jechać. Najbardziej lało na sam koniec dnia, dlatego Longin wynajął dla nas domki, żebyśmy nie moczyli namiotów. Prognozy na następny dzień były jakby lepsze.
Pierwszego dnia trochę się stresowałam, bo wyszło że prawie nikogo nie znam z uczestników Longinady, jakoś tak wyszło, że ludzie z którymi byłam w Alzacji 2 lata temu, tym razem się nie zabrali. Kilka osób znałam z opowieści, parę z innych wycieczek (nie tylko rowerowych), ale większość to były zupełnie obce twarze. Trzymałam się więc Tomiego i chodziłam za nim jak piesek ;)

I tu mala dygresja, nierowerowa. Pierwszy raz w życiu leciałam samolotem, wcześniej jakoś nie było okazji i trochę się obawiałam, jak to będzie. Zwłaszcza że leciałam z końcówką kataru, nieco przytkana. Rzeczywiście podczas startu, jak i samego lotu - trzeba było wydmuchiwać nos i od razu się polepszało z uszami. Sam start zniosłam w miarę dobrze, tylko jak samolot skręcał - robiło mi się gorzej. Jak na karuzeli, dużej i szybkiej, której nie znoszę. Lądowanie to przy tym była sielanka, bo nie krążył tylko spokojnie opuścił się na pas. Za to przechodzenie przez całą lotniskową biurokrację to coś okropnie stresującego, 2x bardziej niż lot. Sama się nie odważę polecieć nigdy ;)

Co do tras, miejscowości i tak dalej, odsyłam do Meteora2017, rozkoszowałam się widokami, kto by tam próbował zapamiętać nazwy, których nie da się przeczytać ani wymówić ;)



  • DST 6.51km
  • Teren 0.50km
  • Czas 00:29
  • VAVG 13.47km/h
  • Sprzęt Bauhaus
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do ZUSu i po deskę klozetową

Poniedziałek, 12 sierpnia 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 2

Uważam, że to bardzo trafne połączenie tematów podróży. Najpierw standardowo ksero i Zus z ominięciem wpłatomatu, bo wyszło że większość gotówki i tak pochłonie mi wyjazd, a reszta zostanie na zakupy w Biedronce. Do której prędko nie dotrę, ale przynajmniej już nie trzeba będzie do bankołapu latać. Po Zusie myk do skrzynki przy Willi Zyskinda zobaczyć, czym to mi ją reaktywowali, niestety eppendorfka, może do środy wymienię na coś porządniejszego. Na koniec przez osiedle Żeromskiego do parku, drogą rowerową w parku na skuśkę i myk w lewo na Bielnik. Skrót do Patio Kolor, gdzie nabyłam rzeczoną deskę, nówka sztuka nieśmigana, na dodatek samoopadająca, jak wrócą wszyscy domownicy trzeba będzie wykonac coś na kształt szkolenia BHP. Deska pasuje jak ulał, aż dziwne, bo kupiłam w ciemno. Przy okazji nabyłam sznurek do przywiązania pudła z deską do roweru, na asfalt dał radę, na wertep muszę wymyślić inne wiązanie. Ale zawsze można trzymac jedną ręką z tyłu, w końcu to niecały kimometr ze sklepu do domu :)

I to wszystko w niecałe pół godziny jazdy! Chyba powinnam to zacząć przeliczać na benzynę, ciekawe ile oszczędzam w porównaniu do ludzi, którzy takie krótkie odcinki robią po mieście samochodem. Przydałby się jakiś "ficzer" na bajkstatsach. Coś jak spalone hamburgery na Endomondo ;)

  • DST 14.50km
  • Teren 0.50km
  • Czas 00:55
  • VAVG 15.82km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z serwisu

Środa, 7 sierpnia 2013 · dodano: 07.08.2013 | Komentarze 0

Pradziadek po serwisie śmiga jak młodziak, wymiana części dużo dała (zębatki i tylna przerzutka). Zebraliśmy z Meteorem ochrzan za złe zajmowanie się rowerami. Tak to jest jak się wozi do serwisu raz na dwa lata, a jeździ kilka tysięcy km rocznie :) Wróciłam do domu pociągiem, bo mam kaaataaar... ślurp, ślurp, a psik!

  • DST 5.66km
  • Czas 00:29
  • VAVG 11.71km/h
  • Sprzęt Veturilo
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

V 1 i 2

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 · dodano: 05.08.2013 | Komentarze 5

Wycieczka z Veturilo z jedną przesiadką na inny model, niestety ten drugi miał rozklekotane zapięcie (ale działające) i rozklekotany koszyk. Poza tym raczej sprawne. Z placu Zbawiciela po Ochocie.