Info

Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Marzec2 - 1
- 2024, Wrzesień2 - 5
- 2024, Sierpień2 - 5
- 2024, Lipiec1 - 0
- 2024, Czerwiec1 - 0
- 2024, Maj3 - 5
- 2024, Marzec3 - 6
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń1 - 3
- 2023, Październik1 - 0
- 2023, Sierpień3 - 0
- 2023, Lipiec1 - 0
- 2023, Czerwiec1 - 0
- 2023, Maj4 - 0
- 2023, Kwiecień6 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Luty2 - 0
- 2023, Styczeń6 - 1
- 2022, Grudzień3 - 2
- 2022, Listopad7 - 10
- 2022, Październik16 - 2
- 2022, Wrzesień7 - 3
- 2022, Sierpień14 - 10
- 2022, Lipiec13 - 17
- 2022, Czerwiec16 - 7
- 2022, Maj14 - 0
- 2022, Kwiecień9 - 5
- 2022, Marzec13 - 11
- 2022, Luty9 - 3
- 2022, Styczeń12 - 4
- 2021, Grudzień7 - 0
- 2021, Listopad16 - 0
- 2021, Październik23 - 21
- 2021, Wrzesień15 - 16
- 2021, Sierpień16 - 13
- 2021, Lipiec20 - 6
- 2021, Czerwiec21 - 14
- 2021, Maj19 - 21
- 2021, Kwiecień19 - 10
- 2021, Marzec16 - 29
- 2021, Luty4 - 1
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień6 - 12
- 2020, Listopad9 - 24
- 2020, Październik14 - 18
- 2020, Wrzesień13 - 26
- 2020, Sierpień15 - 35
- 2020, Lipiec23 - 18
- 2020, Czerwiec18 - 16
- 2020, Maj17 - 28
- 2020, Kwiecień22 - 101
- 2020, Marzec27 - 52
- 2020, Luty20 - 27
- 2020, Styczeń22 - 7
- 2019, Grudzień18 - 23
- 2019, Listopad21 - 33
- 2019, Październik28 - 26
- 2019, Wrzesień20 - 34
- 2019, Sierpień10 - 35
- 2019, Lipiec17 - 32
- 2019, Czerwiec8 - 3
- 2019, Maj10 - 17
- 2019, Kwiecień12 - 27
- 2019, Marzec5 - 29
- 2019, Styczeń1 - 4
- 2018, Grudzień1 - 7
- 2018, Październik14 - 29
- 2018, Wrzesień30 - 52
- 2018, Sierpień12 - 14
- 2018, Lipiec14 - 56
- 2018, Czerwiec24 - 24
- 2018, Maj30 - 66
- 2018, Kwiecień31 - 98
- 2018, Marzec23 - 57
- 2018, Luty27 - 56
- 2018, Styczeń18 - 36
- 2017, Grudzień26 - 62
- 2017, Listopad15 - 30
- 2017, Październik31 - 60
- 2017, Wrzesień30 - 89
- 2017, Sierpień18 - 64
- 2017, Lipiec15 - 36
- 2017, Czerwiec26 - 80
- 2017, Maj29 - 112
- 2017, Kwiecień21 - 47
- 2017, Marzec28 - 98
- 2017, Luty24 - 31
- 2017, Styczeń14 - 40
- 2016, Grudzień22 - 92
- 2016, Listopad19 - 64
- 2016, Październik24 - 55
- 2016, Wrzesień27 - 68
- 2016, Sierpień18 - 63
- 2016, Lipiec17 - 58
- 2016, Czerwiec8 - 22
- 2016, Maj24 - 82
- 2016, Kwiecień18 - 42
- 2016, Marzec20 - 66
- 2016, Luty5 - 3
- 2016, Styczeń8 - 26
- 2015, Grudzień8 - 45
- 2015, Listopad15 - 41
- 2015, Październik15 - 71
- 2015, Wrzesień15 - 67
- 2015, Sierpień11 - 41
- 2015, Lipiec15 - 72
- 2015, Czerwiec12 - 67
- 2015, Maj19 - 154
- 2015, Kwiecień9 - 37
- 2015, Marzec9 - 67
- 2015, Luty5 - 28
- 2015, Styczeń3 - 27
- 2014, Grudzień6 - 80
- 2014, Listopad15 - 50
- 2014, Październik19 - 193
- 2014, Wrzesień23 - 87
- 2014, Sierpień28 - 17
- 2014, Lipiec32 - 81
- 2014, Czerwiec30 - 77
- 2014, Maj32 - 140
- 2014, Kwiecień31 - 123
- 2014, Marzec31 - 214
- 2014, Luty28 - 296
- 2014, Styczeń31 - 234
- 2013, Grudzień8 - 53
- 2013, Listopad8 - 114
- 2013, Październik12 - 81
- 2013, Wrzesień11 - 40
- 2013, Sierpień17 - 53
- 2013, Lipiec5 - 11
- 2013, Czerwiec6 - 19
- 2013, Maj11 - 45
- 2013, Kwiecień2 - 4
- 2013, Marzec3 - 30
- 2013, Luty2 - 24
- 2012, Kwiecień3 - 15
- 2012, Marzec1 - 5
- 2011, Listopad6 - 31
- 2011, Październik11 - 24
- 2011, Wrzesień13 - 43
- 2011, Sierpień7 - 3
- 2011, Lipiec12 - 22
- 2011, Czerwiec10 - 8
- 2011, Maj7 - 23
- 2011, Kwiecień12 - 27
- 2011, Marzec4 - 7
- 2010, Listopad3 - 20
- 2010, Październik11 - 32
- 2010, Wrzesień9 - 10
- 2010, Sierpień15 - 58
- 2010, Lipiec16 - 27
- 2010, Czerwiec10 - 41
- 2010, Maj13 - 56
- 2010, Kwiecień9 - 39
- 2010, Luty1 - 4
- 2009, Grudzień2 - 9
- 2009, Listopad10 - 31
- 2009, Październik13 - 68
- 2009, Wrzesień13 - 50
- 2009, Sierpień14 - 42
- 2009, Lipiec14 - 53
- 2009, Czerwiec5 - 32
- 2009, Maj9 - 49
- 2009, Kwiecień12 - 47
- 2009, Marzec2 - 10
- 2009, Luty1 - 8
- 2008, Grudzień1 - 10
- 2008, Listopad1 - 5
- 2008, Październik5 - 4
- 2008, Wrzesień3 - 4
- 2008, Sierpień11 - 7
- 2008, Lipiec7 - 12
- 2008, Czerwiec10 - 20
- 2008, Maj7 - 2
- 2008, Kwiecień2 - 0
- 2007, Sierpień8 - 4
- 2007, Czerwiec1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Zupełnie dalekie wyprawy
Dystans całkowity: | 9630.83 km (w terenie 1381.48 km; 14.34%) |
Czas w ruchu: | 629:53 |
Średnia prędkość: | 15.08 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.20 km/h |
Suma kalorii: | 27101 kcal |
Liczba aktywności: | 166 |
Średnio na aktywność: | 58.02 km i 3h 53m |
Więcej statystyk |
- DST 83.52km
- Teren 8.40km
- Czas 05:25
- VAVG 15.42km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Kwietniówka lipcowa - Dzień 2
Niedziela, 29 kwietnia 2018 · dodano: 03.05.2018 | Komentarze 6
Dzień rozpoczął się bardzo przyjemnie, bo nie padało i było o wiele cieplej niż gdy dnia poprzedniego ruszaliśmy spod domu. Za to na naszym namiocie pojawiły się tajemnicze kropki. Coś pyliło w okolicy (link do albumu z trzech dni) (link do trasy z trzech dni).Pierwsze kilometry to było przebijanie się przez wertepiastą drogę od wsi do wsi, szuter rozjeżdżony traktorem. Ale dzięki temu trafiliśmy przypadkowo na pomniko-kapliczkę upamiętniającą ofiary wojenne z tych okolic. Kilka lat temu posadzono tu choinki i zrobił się przyzwoity skwer. Wielkie podziękowania dla pomysłodawców.
Wreszcie asfalt i Meteor uciekł do przodu, a ja jeszcze spotkałam pomnik Grunwaldu i musiałam zrobić fotkę. W końcu na mnie zaczekał i wyszło, że śpieszy się do kościoła, by go obejrzeć przed mszą, a z jego wyliczeń wynika, że jeśli pojedziemy moim tempem, to nie zdążymy. Więc mi powiedział, jak mam jechać, a dalej pognał do przodu sam. Rzeczywiście dojechałam na samiutką mszę, gdzie ksiądz śpiewał tak straszliwie, że uszy więdły (Stare Gralewo). Po krótkim drugim śniadaniu uciekliśmy stamtąd czem prędzej.
Kościół w Starym Gralewie
Chyba kiedyś krzesali tu ognie starym (pogańskim?) zwyczajem na Wielkanoc.
Po drodze znów wiatraki i krzywa linia kolejowa, ale sądząc po wyglądzie torów, coś nadal tu jeździ!
Raciąż.
Jakaś bocznica w okolicy, chyba do cukrowni.
Wszędzie znaki uwaga krowy, a tu krów nie ma. Wreszcie są.
Krótka przerwa. Upał, gorąco, prawie bez cienia, a mi zaczyna coś stukać tylna opona. Ki diabeł, myślę i sprawdzam, co mi się zaplątało w szprychy. A tu opona ma gula! Jeny, zaraz pęknie! Toooomiiiiii! Na szczęście usłyszał. Podjeżdżamy w miejsce, gdzie można zrobić serwis i oglądamy problematyczne miejsce. Szkło przebiło nawet zieloną warstwę ochronną, ale jakimś cudem nie przebiło dętki, tylko pękła opona i wybrzuszyła się. Decyzja o próbie załatania opony od środka i wymianie dętki na nowszą (może stara ma mikrouszkodzenie i zaraz pójdzie). W trakcie sugeruję, by zamienić opony i tę pęknięta dać na przód, by jej za bardzo nie obciążać. Więcej roboty, ale dzięki temu być może unikniemy problemu w przyszłości. Meteor godzi się i ma więcej roboty. Ale tylko tego dnia, bo później już rower nie sprawia problemów, tylko przy hamowaniu muszę uważać, bo nadal tył mi nie hamuje (został jeden klocek, ale nie działa).
Ceglany kościół w Gradzanowie Kościelnym. Trafia się też żydowska bożnica. Chłodzimy się też w chłodnym wnętrzu kościoła w Radzanowie, piękne polichromie i anioły na suficie.
Dalej dojeżdżamy do rzeki Wkry i trafiamy na wiatkę (przy wjeździe do Radzanówka), która z góry wydaje się fajna, ale w środku jest szkło i piach, więc rozkładamy kocyk gdzie indziej. Gorąco! A trudno jest moczyć nogi w rzece, bo śliskie i strome nabrzeże na przystani kajakowej.
Po drodze trafiamy pod klasztor w Ratowie, ale wejście na teren kościoła jest zamknięte. Pani z placu zabaw obok wołą mnie i mówi, że można wejść przez klasztor, bo i tak ta trwa budowa. Rzeczywiście coś tam przerabiają w terenie okalającym, mostki, cudawianki i przechodzimy dookoła na krzywy ryj... ale pod kościół i tak nie da się dojść, bo wejście jest przez budynki klasztorne, a brakuje nam odwagi, by pchać się przez pomieszczenia. Jeszcze znów trafi się jakiś ksiądz, co nam będzie rowery święcił czy tam błogosławił. Lepiej nie ryzykować. ;)
Będzie więcej jajek. ;)
Pączkowo
W Szreńsku odwiedzamy kościół (zaczyna się msza, więc tylko fotka z zewnątrz) i podjeżdżamy pod zamek. Była tu kiedyś skrzynka Filipsa, więc sprawdzamy, czy jest. Meteor znajduje puste pudełko bez logbooka. Postanawiamy zrobić serwis, on dorzuca logbook mazowiecki, ja dorysowuję tam widok zamku i kościoła, Meteor dorzuca naklejki a ja pachnące kuleczki w woreczku, które znalazłam po drodze, leżały dwa na asfalcie. Czytam logi i zwracam uwagę na to, że co drugie znalezienie jest reaktywacja i gdzies tam w dziurze wyżej może być druga skrzynka. Meteor idzie ją wymacać i wraca z dużym zeszytem! Czy to logbook zastępczy? Postanawiamy go przerobić na Księgę Gości, rysuję w środku miniaturę zamku i umieszczamy zeszyt z powrotem na miejscu. Ciekawe, ile przetrwa?
Zbliża się wieczór, pora znaleźć miejsce na nocleg. Meteor upatrzył miejsce w lesie, gdzie kiedyś była wieś, ale już nie ma, ale ciut wcześniej znajduje wzgórze-żwirownię z widokiem na farmę wiatraków i tam spędzamy wieczór sprawdzając radary burzowe. Burza na południu mija nas o włos, nawet ją słychać z daleka. Prawdziwa przychodzi dopiero koło 4-5 nad ranem i nie daje mi spać. Buu. Dziś jemy już tylko rosołek z torebki, bo nie mamy już więcej kiełbasy.
Góry? Góry!
Na noclegu
Nasza sypialnia
A! Zapomniałabym! W mikrożwirowni znajduję jedną skamielinę i parę innych geologicznych cudów. Było za ciemno, by zrobić zdjęcia, może coś wymodzę niebawem i apdejtuję o ich zdjęcia.
Kategoria Zupełnie dalekie wyprawy
- DST 108.58km
- Teren 5.87km
- Czas 06:25
- VAVG 16.92km/h
- VMAX 32.00km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Kwietniówka lipcowa - Dzień 1
Sobota, 28 kwietnia 2018 · dodano: 02.05.2018 | Komentarze 12
Pierwszy dzień trzydniowej namiotówki w kierunku północnym. Kiedy zalegaliśmy na ławce w Brochowie pod kościołem (tym, co wygląda jak zamek), zagadał do nas przypadkowy człowiek pytając, dokąd jedziemy. I się zawiesiliśmy. Ja podałam mniej więcej kierunek na Ciechanów, Meteor zaprzeczył. To ja się spytałam, że właściwie dokąd jedziemy, to on powiedział, że Działdowo. No to ja powiedziałam, że w zasadzie na jedno wychodzi, a on się zaczął spierać ze mną, że w żadnym wypadku. I omal się o to nie poobrażaliśmy na siebie. Później wyszło, że po trochu oboje mieliśmy rację, bo trasa wiodła przez totalne zadupia. Na przykład pierwszego dnia przez Ciućkowo, Małą Wieś, Bodzanów czy Staroźreby. Mówi Wam to coś? A tak mieliśmy w zasadzie przez trzy dni.hujus Dominica proxima. Hm.
No ale po kolei. Za Brochowem tradycyjny przejazd nowym mostem w Wyszogrodzie i żałowanie, że nie pozostawiono drewnianego jako kładki pieszo-rowerowej. Bardzo jej w tym miejscu brakuje. Ale za to przy przystani odkryliśmy prom, może będzie tu pływał w sezonie? Inny bonus to przy rynku przy knajpie obok punktu widokowego nad Wisłą zbudowała się sala ze szczątkami wydobytego samolotu z okresu okupacji. Jest co oglądać, tylko musi być pochmurno, bo inaczej kontrasty wszystko czynią nieczytelnymi. No i wrak jest w częściach oraz niekompletny.
W Małej Wsi niespodzianka, lokomotywka lokalnej wąskotorówki do cukrowni i klimatyczny mural. Dalej trafiamy do gotyckiego kościoła w Bodzanowie, gdzie w murowane są nawet młyńskie kamienie. Tu zdarza się zabawna sytuacja. Ja mówię do Meteora, o widziałeś wiatrak? A on zaczyna opowiadać, że widzi i że szkoda, że nie ma już skrzydeł. Jakich skrzydeł, przecież on się kręci... no i wyszło, że każde z nas patrzyło na inny wiatrak. On nie zauważył nowoczesnego, który wirował w oddali, a ja nie zauważyłam drewnianego, z którego został sam budynek bez elementu kręcącego się.
Oto kadr z wiatrakami. Kto wypatrzy oba?
Przypadkiem trasa biegła w pobliżu wiatraka, któremu udało się zrobić kilka zdjęć z bliska z... terenu kirkutu.
Jak się później okazało, cała kwietniówko-majówka była pod znakiem farm wiatrowych. Po minięciu farmy natrafiamy na Pałac i park dworski zamieniony na szkołę, w niezłym stanie (Kanigowo) oraz dworek w miejscowości Kosino w stanie więcej niż złym. Tu kiedyś był kesz, ale ileś ekip, w tym my się od niego odbiliśmy. Albo zaginął, albo gruz się osunął, a kordów dokładnych założyciel nie podał.
Radzanow i znów kościół i robi się nam już naprawdę za gorąco. Wreszcie dojeżdżamy późnym popołudniem do większej miejscowości Staroźreby i tu ślub w kościele, ale niezbyt liczny, więc daje się obejrzeć z zewnątrz i obadać, czy nie ma w ścianach pocisków. Wracamy na rynek i zastanawiamy się, czy jechać blisko na nocleg czy daleko. Wygrywa opcja krótsza, i tak mamy już ponad stówę na licznikach. Po drodze wpadamy jeszcze zajrzeć, co skrywa park bardzo angielski za neogotycką bramą. Skrywa lekko podupadły pałac, który jakiś czas temu był ratowany (wymiana okien), ale coś jakby znów go szczęście opuściło.
Nocujemy w lesie pod Ostrzykowem, gdzie kiełbaski i budynie. :)
Apdejt: zapomniałam dodać, że tego dnia zgubiłam pół tylnego hamulca, zorientowałam się długo po. Nie wiem ile, ale nie było sensu się wracać. Odpadł mi klocek razem z mocowaniem. Preludium do grubszej awarii dnia następnego.
Kategoria >100, Zupełnie dalekie wyprawy
- DST 49.83km
- Teren 15.00km
- Czas 03:35
- VAVG 13.91km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka wzdłuż Esełki do Garwolina (2)
Niedziela, 15 października 2017 · dodano: 16.10.2017 | Komentarze 7
Poranek bladym świtem zastał nas cichym i spokojnym. Tylko ciemno upiornie, bo raz że pora nieludzka, pobudka przed 7, żeby zdążyć na pociąg ok. 16 z kawałkiem w Garwolinie, dwa chmury grube i ciężkie. Żal było rozstać się z wiatką, ale pora na nas. W drodze odleśnej spotkaliśmy też Maluszka. A zaraz potem samego Pana Mariana, tuż przy Esełce, obok wiaduktu. Zabraliśmy go ze sobą. ;)Dziś dużo keszujemy, od skrzynki esełkowej do skrzynki, kilka zginęło, ale i tak sporo znaleźliśmy. Plus serwisy i szukanie mojej skrzynki pod wiaduktem i nietematycznej w wierzbowym portalu. Wszystko gra prócz pogody, która mży okazjonalnie. Bliżej południa zaczyna się rozjaśniać i ocieplać. W sumie jest i tak cieplej niż wczoraj, nie potrzebują nauszników.
Przy przejeździe na zadupiu #ileśtam Tomi znajduje olbrzumie stado kań. Kilka zabiera do domu. :)
Tego dnia mamy szczęście do pociągów, ciągle jakiś jedzie w tę lub we w tę. Porządny traispotting.
Prowadząc rower po błocie mam bliskie spotkanie z naturą.
Ja: Wonsz!
A Wonsz na to:
Człowiek!
I żeśmy się oboje minęli w bezpiecznej odległości. Tomi potem powiedział, że bardzo dobrze zrobiłam, bo Wonsz okazał się żmiją zygzakowatą. Żmijka na żmijce się poznała i rozstałyśmy się w zgodzie. ;)
Do jednej ze skrzynek droga wiodła przez bagna. Droga zamieniła się w rzekę. Po paru nieudolnych próbach dostania się na nasyp suchą stopą, postanowiliśmy zdjąć buty i przetuptać zimną wodą. Najgorzej było stanąć na zimnej ziemi, potem już gładko.
No to jedziemy do Garwolina, ale jeszcze chwilunia na peronie stacji Huta Czechy. Nie żartuję. Tam naprawdę zajefajny kesz i ostatni piknik kanapkowy po drodze przed wtuptaniem się do pociągu. Żal opuszczać nie do końca pozwiedzaną okolicę, ale cóż, obowiązki wszelakie wołają. Mijamy jeszcze po drodze dworek z drzewem, które robi Am oraz cmentarz wojenny.
Drzewo, które mówi Am
I po starym peronie, z którego jeszcze tak niedawno jechaliśmy do domu. Dzisiaj jest tymczasowy.
Po przesiadce na Wschodniej jedziemy do Żyrardowa i tam pędem do domu, zrzucić sakwy, wbić fotelik i jazda po małą na dworzec. A i tak się spóźniliśmy dwie minuty.
Kategoria Zupełnie dalekie wyprawy
- DST 100.13km
- Teren 9.70km
- Czas 05:44
- VAVG 17.46km/h
- VMAX 38.50km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka wzdłuż Esełki do Garwolina (1)
Sobota, 14 października 2017 · dodano: 16.10.2017 | Komentarze 3
Pogoda niepewna i dżdżysta z prognoz wynikała. Wiatr zachodni spienione goni fale. A tu weekend się zaczyna. Walim Esełkę, jakoś to będzie. Z wiatrem, przynajmniej szybko do Tarczyna dojedziemy. I rzeczywiście. Pobudka skoro świt po siódmej (aua), w Tarczynie byliśmy przed 12, co jak na nas jest wyczynem. Do Mszczonowa jeszcze mieliśmy nieco chłodnego słońca, podczas postoju na pewnym zarośniętym cmentarzu bez krzyży, dogoniła nas gorsza pogoda. Ale przynajmniej zrobiło się cieplej, choć nadal używałam nauszników.Link do zdjęć z obu dni wycieczki. Trasy póki co jeszcze nie ma (nie wiem, czy Tomi będzie rysować).
Link do mapy https://www.bikemap.net/pl/route/4220095-wzdluz-eselki-na-wschod/
Docieramy do okolic, gdzie Esełka krzyżuje się z linią radomską (w remoncie). Czachówek Górny już przerobiony, nie załapaliśmy się na poprzednią wersję. Wiadukty już nowiutkie, ale peron nieczynnej stacji esełkowej na dole klimatycznie porośnięty zielskiem. Jaka by tu była wygodna stacja przesiadkowa do Warszawy (z Mszczonowa i okolicznych wiosek ludzie mieliby fajny dojazd do pracy na przykład). Ale po co. Szynobus do Hajnówki spoko, do Mszczonowa nie.
Tuu zaczynamy keszować nieco, bo Mototramp nie mogąwszy doczekać się naszych skrzynek, pozakładał własne (i słusznie). Mała rozwałka na kanapki i dobrze, bo akurat pociąg przejeżdżał towarowy. Usłyszeliśmy go w ostatniej chwili. Tutejsze rozjazdy są naprawdę malownicze, zwłaszcza w jesiennej aurze. Widać też pociągi słoneczka Kolei Mazowieckich na odremontowanym odcinku trasy na południe. Dojeżdżamy też do Czachówka Wschodniego i tu niespodzianka, tu jeżdżą pociągi osobowe! Jakieś dziwnej relacji do Tłuszcza czy Mińska, ale zawsze. Brzmi egzotycznie i bardzo mi się chce ta trasą pojechać.
Cyklogrobbing oczywiście też się trafia, bo Tomi nie byłby sobą, gdyby nie wyhaczył kilku mogił zbiorowych z okresu wojny, ale i dla mnie się trafił kirkut (niestety za płotem) oraz cmentarz poniemiecki z 1925, ale to już w Górze Kalwarii. Tu także odwiedzamy rynek i kościoły, ale sytuacja menelska sprowadza postój dopiero pod most kolejowy. Wcześniej odwiedzamy koszary (w remoncie!) i oglądamy czołg oraz parę wozów bojowych.
Trafiamy też na stację kolejową w Górze Kalwarii. Bez dworca. Kiedyś musiał tu jakiś być, tylko gdzie?
Sanktuarium
Jabole jadą!
Koszary
Stare miasto
Most - przygoda, jak tylko dotarliśmy za pierwsze przęsło, nadjechał pociag, więc trza się było przytulić do barierki. Ledwo Tomi wrócił ze skrzynką spod mostu, nadjechał kolejny. Towarowe, ciężkie, cały most się trząsł. Lubię takie przeżycia, choć nie było mi do śmiechu. Za mostem zaczęło się powoli ściemniać, więc tylko dotarliśmy do kilku mogiłek, kościół w Osiecku i bach do lasu spać.
Jedziemy, jedziemy, a tu... wiatka dla koni. A tu zaraz ma padać, postanowiliśmy rozbić namiot pod dachem. W okolicy grasował grzybiarz z samochodem i obawiałam się nieco wizyty leśnika. Moje myśli wykrakały, bo leśnik zjawił się w trakcie jego odjazdu, a przy okazji nakrył nas. Ale od słowa do słowa, bardzo miły człowiek poznał, że ma do czynienia z cywilizowanymi ludźmi i pozwolił zostać do rana za obietnicę nieśmiecenia.
Post factum prognozy deszczowe się nie sprawdziły, trzy krople spadły, ale dawno w tak cywilizowanych warunkach namiotowo nie spałam. Ławeczka, stolik, daszek... :)
Kategoria Zupełnie dalekie wyprawy, >100
- DST 88.50km
- Teren 13.00km
- Czas 05:02
- VAVG 17.58km/h
- VMAX 38.50km/h
- Temperatura 14.0°C
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
A na Radom kury jadom (2)
Niedziela, 1 października 2017 · dodano: 03.10.2017 | Komentarze 2
Ledwo człowiek się obudzi, podje kaszki malinowej (błeh) i napije się kawy z mlekiem... a tu Tomi już garść grzybów znajdzie. Kto rano wstaje... ja wolę sobie pospać, ale Tomi rzadko mi pozwala. Wstawaj lavinka, bez gadania. Ech.Dzień rozpoczęty terenowo, korzeniami, piochem i słodkimi jabłkami z opuszczonego, zarośniętego sadu. Dużo prowadzenia po drodze, bo jechać się nie dało. W końcu docieramy po paru kilometrach do asfaltu i wcale mi nie przeszkadza, że miejscami dziurawy. :) Postój na drugie śniadanie na ławeczce przed drewnianym kościołem, kesz gratis. Dalej podjeżdżamy do Nowego Miasta nad Pilicą, głównie po zakupy żarciowe, ale przy okazji coś tam obejrzeć. Udaje się odnaleźć kapliczkę w krzakach (pozostałość po jednym z pierwszych nad Pilicą zakładu przyrodo-leczniczego).
Pilica. Z miasta słabo widać, bo zarosło drzewami.
I miasto z gwoździem programu czyli Migiem.
Nie widać Tatr. ;)
Wyjeżdżamy z miasta na zachód i po drodze skręcamy na północ do Górki Zgody. No szlag, akurat trafiamy na mszę, ludzie się dopiero zjeżdżają. Na szczęście stoją przed kościołem i udaje się dorzucić nowy logbook. Dałabym głowę, że zakładałam wiekszą skrzynkę, a tu jednak mały klipsiak. Pamięć mnie zawodzi jak zwykle. ;)
Jedziemy na Górkę Zgody
Żwirownia, a raczej piaskarnia?
Jest zimniej niż dzień wcześniej, często zakładam nauszniki. Zabranie ich było świetnym pomysłem. Na słońcu jest ciepło, ale chłodny wiatr powoduje ból uszu.
Kierujemy się na Żyrardów, ale bocznymi drogami, więc trafiamy na różne atrakcje. A to kościółek, a to dwie wielkie dziury w ziemi z koparkami, a to klombik w kształcie jabłka. Wzdłuż jezdni złocą się jesiony, wycieczka zaliczona do zdecydowanie jesiennych. Fajnie nam we wrześniu się złożyło, tyle oddzielnych namiotówek w tak krótkim czasie chyba jeszcze nie mieliśmy. :)
A tak wygląda sad współczesny, 10x więcej jabłek, 10x mniej witamin. :(
Kategoria Zupełnie dalekie wyprawy
- DST 68.52km
- Teren 10.30km
- Czas 04:00
- VAVG 17.13km/h
- VMAX 36.40km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
A na Radom kury jadom (1)
Sobota, 30 września 2017 · dodano: 02.10.2017 | Komentarze 8
Czyli wycieczka rowerowa z Radomia do Żyrardowa.Link do zdjęć
Link do trasy dwudniowej
A było to tak:
Ziewając zjawiliśmy się koło siódmej na dworcu w Żyrardowie, gdzie niedługo później wsiedliśmy do pociągu do Warszawy. I tak sobie ziewaliśmy do Pruszkowa, kiedy okazało się, że pociąg utknął z powodu awarii rozjazdów. No pięknie. Naprawią, mamy 40 minut zapasu do pociągu do Radomia... po 20 minutach postoju Tomi przestał ziewać, a zaczął się niepokoić. W końcu ruszyliśmy, ale rozkładowo pociąg do Radomia odjechał pięć minut przed naszym przyjazdem. Ale że sporo pociągów było poopóźnianych nieśmiało liczyliśmy, że a nuż złapał kilka minut od wschodniej. Alleluja! Gdy weszliśmy na peron - akurat pojawił się na horyzoncie. I jak tu nie kochać polskich kolei? W Radomiu byliśmy planowo, nadrobił na jakiejś mijance. Niestety sama podróż na trasie radomskiej była taka se. W toalecie ciągle ktoś palił, w końcu wagonu jakiś dziadek podrywał jakąś babcię, no tragedia. Dwugodzinna. Ale w końcu trochę ludzi wysiadło w Warce i się uspokoiło.
Przez miasto przejechaliśmy niemal bez zatrzymywania (nie licząc sfocenia stacji miejskiego roweru nextbike'a) i podjechaliśmy pod skansen, a dokładniej Muzeum Wsi Radomskiej. Mieliśmy zniżkę na bilety dzięki biletom KM, a poza tym była chłodna sobota, więc pustawo. Minęła nas tylko parka ślubna z fotografem. Dopiero wychodząc spotkaliśmy kolejnych dwoje zwiedzających z przewodnikiem, a przed nami snuła się jakaś harcerska drużyna. Skansen położony na malowniczych pagórkach porośniętych młodym lasem. Spotkaliśmy tam tartak z Molend (pozdrawiamy), kościół na góce, dzielnicę dworską, wiatraków, mikromuzeum pasiek i dużo starych chat. W jednym gospodarstwie nawet były zwierzątka. O dziwo nie pogoniły nas ani kury, ani gęsi, ale baran wyraził się szczegółowo, co myśli na nasz temat. Dotarliśmy również do wieży widokowej, która lata świetności ma już za sobą, tak zresztą jak ścieżka przyrodnicza z żabami. Na wieżę dało się wdrapać przez dziurawy pomost, ale ścieżkę odpuściliśmy z racji wysokiego ryzyka łażenia po mokradłach. Baaaardzo mi się podobało. Tym bardziej, że trafiliśmy w sobotę - dzień przed świętem ziemniaka. Dzień później byłby tu straszny tłok i hałas.
Szkoła
Dzielnica dworska
Po zwiedzeniu skansenu nie zostało dużo czasu, więc myknęliśmy na półnosny-zachód mijając zygzakami kościoły i sprawdzając, czy nie ma w nich pocisków. Trafiliśmy na sezon ślubny. W jednym kościele młodzi dopiero podjechali przed kościół, w drugim ślub już trwał, a w trzecim właśnie wychodzili. Bałam się, że w ostatnim kościele trafimy na chrzciny, ale nie. ;)
Po drodze zaatakowało nas lokalne stado krówek. Ja im grzecznie zeszłam z drogi, Tomi wyminął środkiem jezdni. Wjechaliśmy w strefę hodowców dyń, cukinii i przede wszystkim papryki, wszędzie folie ze zbiorami. Oby się udały.
Ostatnie kilometry - Muzeum Wsi Radomskiej na żywo ;)
Nocleg standardowy, z jadłem popitką i spaaać, bo od tylu godzin na nogach, że już w trakcie obiadokolacji usypiałam na siedząco.
Kategoria Zupełnie dalekie wyprawy
- DST 74.50km
- Teren 4.70km
- Czas 04:25
- VAVG 16.87km/h
- VMAX 31.50km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyprawa z przygodami (2)
Niedziela, 24 września 2017 · dodano: 27.09.2017 | Komentarze 7
Drugi dzień rozpoczęty w półmroku liściastego lasu, jeszcze gęstego, bo liście dopiero zaczynają opadać. Grzybów co niemiara, ale trudno robić zdjęcia standardowym obiektywem. Śniadanko i w drogę. Najpierw dużo terenu i mały keszyk przykapliczkowy. Apotem standardzik podlaski, czyli kościoły, zielone pejzaże i tory co jakiś czas. Tu trafiliśmy też na zarazę oraz martwego dzika na poboczu. Okoliczni hodowcy świnek nie mają w tym roku lekko. Tomi przywdział ubranie ochronne, chyba ma coś ze świni i się bał zarazić. ;PTomi znalazł dziwnego zielonego grzyba, musimy się dowiedzieć co to.
Przygody? Głównie popołodniu. Najpierw remont mostu i objazdy dla aut, na szczęście udało się przejść kładką, Tomi też podratował staruszkę z rowerem i siatami wnosząc jej je na górę (kładka była na poziomie rzeki).
W końcu wjeżdżamy do Siedlec i zwiedzamy po trosze, bo jednak nie tak wiele czasu do pociągu. I tu kolejna przygoda. Pociąg do Warszawy, okazuje się, nie startuje z Siedlec tylko jedzie z Łukowa! A tu dojeżdża szynobus z Czeremchy i kolejny tłumek oczekujacych. Postanawiamy najpierw wbić się bez rowerów do rowerowego i zająć miejsca... ale okazuje się, że po drodze wszystkie zajęta. Mordownia! Jakoś udaje się nam wydostać z zatłoczonego fragmentu i biegniemy do rowerów. Chwila ciszy i Tomi wpada na pomysł udania się na tył składu, może tam się jakoś upakujemy. Tył okazuje się o wiele luźniejszy i po zdjęciu sakw rowery całkiem wygodnie się mieszczą. Mnie niestety bardzo duszno, siedzę na schodach bliżej drzwi, żeby łapać powietrze na nielicznych postojach (pociąg jest przyśpieszony).
Na Wschodniej przesiadamy się do pociągu do Żyrardowa i łapiemy na Zachodnim Kluskę z babcią. A potem Kluska ląduje tacie na bagażniku i piechotą docieramy do domu. Chwilę później zaczyna się ogromna ulewa! Ale mieliśmy szczęście.
Kapliczka przy kamieniu nagrobnym z 1636 roku.
Tory z Czeremchy do Siedlec
Uwaga!
Przejazd na zadupiu #7 ;)
Przed i po...
Oj, znowu...
Po drodze minęliśmy kwitnący rzepak. Czyli Majówka! :)
Kwiiik!
Tajemniczy grzybek
kkkk
Przepiękny kościół w Siedlcach. Wnętrze ciemne, nie wyszły zdjęcia. Ale gorąco polecam.
Kategoria Zupełnie dalekie wyprawy
- DST 89.71km
- Teren 10.50km
- Czas 05:30
- VAVG 16.31km/h
- VMAX 36.40km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyprawa z przygodami (1) Czeremcha, Siemiatycze, Siedlce
Sobota, 23 września 2017 · dodano: 27.09.2017 | Komentarze 3
Zieeew. Po całym tygodniu wstawania ciut przed ósmą, kolejny dzień z rzędu rannej pobudki był trudny. Jeszcze rano znów zaczął kropić deszcz, więc musieliśmy chwilę przeczekać w namiocie. Na szczęście wyszło słońce i wyjazd z lasu odbył się w przyjemnej atmosferze. Dojechaliśmy do Kleszczeli szlakiem Green Velo, którym nie planowaliśmy jechać, bo omijał doskonale wszystkie atrakcje turystyczne (nawet MOR jest poza szlakiem), ale w końcu "okazja czyni złodzieja" i postanowiliśmy się przemęczyć. Dodatkowo szlak kawałek leciał kocimi łbami, organizatorzy szlaku oczywiście nie zaznaczyli go na mapie. Po drodze trafiliśmy oznaczenie szlaku umieszczone pół metra za słupem elektrycznym. Trzeba było niemal zsiąść z roweru, by móc treść w całości przeczytać. Państwo z kartonu i tak dalej, nawet unijnej inwestycji nikt nie zdołał dopilnować.Po krótkiej wizycie w sklepie w celu uzupełnienia zapasów, wyruszyliśmy "nazad", czyli w kierunku Siemiatycz. Ale nie na skróty, tylko w kierunku paru kościołów z pociskami. Po drodze trafił się kesz cmentarny (kolejne wojska radzieckie), już odremontowany po dewastacji (ale niestety odremontowany średnio na jeża). Krajobrazy z krowami, parę cerkwi iii... rzeczka.... MAHOMET! Omal nie spadłam z roweru widząc tabliczkę. Islamizacja Europy, ore ore... a nie, to chyba znowu Tatarzy. ;)
Wreszcie dotarliśmy do Siemiatycz, które przywitały nas piękną plażą bez ludzi, za to z darmowym wifi. Nawet udało się coś na instagram wrzucić. Jednak czasu mało, dzień krótki, Tomi poganiał, że do sklepu po wodę na kolację musimy jechać... na odchodnym zobaczył jednak źródełko wody pitnej, tak zwane poidełko. Nabraliśmy więc wody z niego i już nie pchaliśmy się do Biedronki w kolejkę. Zaoszczędzone 10 minut zużyliśmy na oglądanie dwóch przypadkowo spotkanych bunkrów. Jeden na polu, zaorany dookoła (na szczęście już po zbiorach, więc przetuptaliśmy), drugi na skraju sosnowego lasku przy torach.
Na koniec znów przygoda, most na Bugu w remoncie. Tylko jeden tor, na dodatek trochę pilnowany. I jeszcze hałas piaskowania drugiej podpory. Udało się nam przejść, ale do końca bałam się, czy pan z ochrony nas nie opieprzy. Na szczęście ludzki gość, wiedział, że alternatywą było pchanie się trasą szybkiego ruchu z tirami i nawet nie skomentował. Uff... potem jeszcze tylko kilka przewróconych drzew na drodze i obchodzenie ich lasem... i już jesteśmy prawie na miejscu noclegu. Zachód słońca łapie nas w Sarnakach, gdzie odwiedzamy kościół i pomnik pocisku. Duży pomnik dużego pocisku. Teraz wiemy, skąd w okolicy tyle patriotycznych przystanków oraz jeden znak "piłeś, nie leć". Okolica z poczuciem humoru. :)
Trasa całej wyprawki: Link
Album ze zdjęciami: Link
Wyjazd z lasu
Bruk na szlaku
Mor poza szlakiem, ale przynajmniej spory, od biedy i namiot można rozbić.
I wioseczki, niestety chałupek jak na lekarstwo i z każdym rokiem mniej. Żegnajcie, nie mam pewności, czy zobaczymy się ponownie.
Mahomet!
Siemiatycze i mały fajrant na plaży.


Bardziej zabytkowo
Rudy Jezusek?
A, bo oni tam wszyscy tacy. ;)
To na dole pod stopami - ewidentnie platforma antygrawitacyjna.
I bunkry na wieczór
Most na Bugu. Poprzedniego dnia przejeżdżaliśmy nim pociągiem w nocy, ale nic nie było widać.
Jedna z moich ulubionych rzek (razem na podium z Narwią i Sanem)
Piłeś? Nie leć. :)
kkkkk
Czas na kiełbę na kolację. :)
Kategoria Zupełnie dalekie wyprawy
- DST 6.09km
- Teren 3.35km
- Czas 00:36
- VAVG 10.15km/h
- VMAX 20.30km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyprawa z przygodami (0)
Piątek, 22 września 2017 · dodano: 25.09.2017 | Komentarze 2
Od dawna Tomiego namawiałam na pociąg do Siedlec, żeby w piątek podskoczyć na Poslasie, a może i dalej w kierunku Hajnówki. Jakoś nie udaje się nam tam dotrzeć od dwóch lat, odkąd wylądowaliśmy w Czeremsze i odkryliśmy, że stamtąd jedzie do puszczy szynobus KM. No ale jakoś zawsze brakuje czasu, bo to trzeba minimum trzy, a może i cztery dni wygospodarować. Tym razem mieliśmy jeden wieczór, jeden dzień i 3/4 kolejnego. Bez szans na coś dalej, to sobie chociaż gminy pozaliczaliśmy i obejrzeliśmy cerkwie, kościoły i parę cmentarzy.Wieczór to przede wszystkim jazda pociągiem za darmo (zaoszczędziliśmy w sumie ok.70zł), najpier do Siedlec, a potem spalinowym sapiącym szynobusem do Czeremchy. Trochę kopcił na początku i już myśleliśmy, że będzie "przygoda", ale nie, pan tylko wyłączył ogrzewanie, bo mu reszta instalacji siadała. No i dojechał na miejsce w miarę na czas (nie bądźmy drobiazgowi). Po wyjściu z dworca na pierwszej prostej trafiliśmy na szlak Green Velo (Failo), z którego zjechaliśmy do lasu już po kilometrze z hakiem. Alejakto gładki asfalt! Dopiero następnego dnia odkryliśmy, jak idiotycznie go poprowadzono w Kleszczelach.
No ale spać. Rozbijanie namiotu w kompletnych ciemnościach, dawno tak nie było. Grunt, że już nie lało. Po całym tygodniu budzenia się przed ósmą zasnęłam jak dziecko. :)
Resztę dopiszę na dniach, jak obrobię fotki. Przygody jednak były, tylko później. :)
Kategoria nocnyrower, Zupełnie dalekie wyprawy
- DST 54.75km
- Teren 7.00km
- Czas 03:25
- VAVG 16.02km/h
- Sprzęt Pradziadek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyprawa nad Wkrę i do Ciechanowa (2)
Niedziela, 10 września 2017 · dodano: 12.09.2017 | Komentarze 5
Poprzedni dzień jechaliśmy do przodu, ile się dało by dziś móc się wsypać i na lajcie dojechać do Ciechanowa oraz zdążyć pozwiedzać. To znaczy ja się wyspałam, bo Tomi rano poleciał na grzybobranie.Tomi to ma oko. Znaleźliśmy kolejny głaz narzutowy. Obok namiotu. Przypadkiem rozbiliśmy się niemal na nim.
Wycieczkę rozpoczęliśmy od cyklogrobbingu. Ogromny cmentarz żołnierzy radziecki, co "wyzwalali" Polskę. Wszyscy wiemy, jak to było, na szczęście cmentarz jest mało znany to i niezniszczony. Na miejscu widać trwają prace remontowe, góra żwiru do uzupełniania mogił.
Kuchary Żydowskie. Jeeść!
Dalej przystępujemy do zwiedzania kościołów pod kątem pociskowym.
I robimy rozwałki śniadaniowo obiadowe nad Wkrą. Trafił się też krótki odcinek wertepu, ale za to już niedługo będzie tu piękna droga "na skróty".
Wreszcie Ciechanów, wjeżdżamy od południa wygodnym DDRem wzdłuż obwodnicy. Skręcamy w boczną uliczkę i znów wpadamy na prace budowlane, tym razem buduje się DDR wzdłuż ulicy przy dworcu, bardzo dobrze, bo alternatywą jest bruk i pędzące autobusy. Na kawałku jest już wylany asfalt, więc otwarcie lada miesiąc. Dworzec nowoczesny, ładny, tylko już podjazd przed nim niekoniecznie, no ale nie można mieć wszystkiego.
Przepiękne osiedle robotnicze
Nowy DDR i nowy dworzec pks
Most Trzymaja (chyba jakieś starożytne bóstwo)
Wreszcie podjeżdżamy pod jeden z ciechanowskich kościołów. Tomi szuka pocisków, a ja pilnując rowerów dostrzegam "wzgórze zamkowe", które okazuje się wzgórzem kościelnym. No kurczę, przecież to idealne miejsce na fortecę, co tu kościół robi? Okazało się, że intuicja mnie nie zawiodła.
Cytując internet:
"Obecnie najciekawszymi obiektami do zwiedzania w Ciechanowie jest położony na starówce ciechanowskiej na Farskiej Górze, w miejscu pogańskiego kultu Swarożyca i wczesnośredniowiecznego kościoła pw. św. Wojciecha, kościół farny. Na drugim, sztucznie nadsypanym wzniesieniu Farskiej Góry znajduje się wystawiona w 1889 r. dzwonnica (na miejscu starej, drewnianej XVII- wiecznej). Nieco poniżej dzwonnicy widoczne na zboczu grodzisko datowane na X–XI w., usytuowane na lewym brzegu Łydyni, od zachodu nad jarem dzielącym je od drugiego wzniesienia Farskiej Góry. Grodzisko ma kształt zbliżony do stożka o owalnej podstawie i ściętym wierzchołku, pierwotnie było zwieńczone wałem w kształcie podkowy, ściętym w czasie budowy dzwonnicy."
O właśnie. Czyli na górce stało kiedyś bóstwo, a obok było cusik obronnego. No to mam swój "zamek", tylko spóżniłam się tysiąc lat z hakiem. ;)
Tu mniej więcej kiedyś stał gród:
I chyba tu, tj na miejscu dzwonnicy
Prawdziwy zamek w Ciechanowie to kopia zamku w Czersku właściwie. Tylko mniej urodziwie położona, miasto odwrócone doń du... wiadomo czym. No i dlatego widoki z zamku marne, chyba że na sam zamek. Na zamku zachowywaliśmy się jak niesforne dzieci, uciekliśmy przewodniczce, przestawiliśmy podest pod lepszy kadr i strzelaliśmy foty na fejsa. Nie ma czego żałować ze zwiedzania, można dostać raka od głosnego i niezrozumiałego filmu puszczonego na cegły w ciemnej sali (dudni tak, że słowa się nie zrozumie, nic nie widać, bo rysunek cegieł przeszkadza). Dalej na górze był jakiś przebój rapu i dwie Karyny przebrane w stroje epoki (raczej nie epoki, w której powstał zamek, ale kto by się wdawał w szczegóły) toczą rozmowę w języku Karyn spod dyskoteki i takimż akcentem, a nie dwóch szlachetnie urodzonych matron. Czyli jak przepieprzyć unijne dotacje, doskonały widok. Ale zamek odnawia się prima sort, nowoczesna dostawka o dziwo pasuje i się nie gryzie, a nawet przyzwoicie wygląda.
kkkkk
W części remontowanej znaleźliśmy piaskownicę dla małych archeologów z kawałkami kości. ;)
No to wracamy, bo czas na pociąg do domu, jeszcze po drodze złapać Kluskę z babcią na zachodniej (wpierw przesiadki w Modlinie i Wschodniej), a potem odprowadzić je piechotą, ostatnie sto metrów Kluska na bagażniku u taty.
Kategoria Zupełnie dalekie wyprawy