Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lavinka z miasteczka Żyrardów. Mam przejechane 48827.11 kilometrów w tym 8108.16 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Inne linki

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lavinka.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zupełnie dalekie wyprawy

Dystans całkowity:9630.83 km (w terenie 1381.48 km; 14.34%)
Czas w ruchu:629:53
Średnia prędkość:15.08 km/h
Maksymalna prędkość:56.20 km/h
Suma kalorii:27101 kcal
Liczba aktywności:166
Średnio na aktywność:58.02 km i 3h 53m
Więcej statystyk
  • DST 64.91km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:08
  • VAVG 15.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Bałuty 2!

Piątek, 9 września 2011 · dodano: 09.09.2011 | Komentarze 2

Najpierw nieco pokrążyliśmy po Łodzi, nawet zahaczyliśmy kapkę o Księży Młyn. Ale głównie Widzew i Olechów. Podróż zaczęliśmy jednak od cukierni i sklepu z kwasem chlebowym. Popołudniem odłączył się Huann, by przygotować się do pieszej setki po łódzku. A my pojechaliśmy na wschód na pętlę tramwajową i dużo dalej do stalowego nitowanego wiaduktu nieczynnej bocznicy nad czynną linią kolejową. A potem już tylko dwa zamknięte szlabany i Wiączyn. I jeszcze zobaczyć stary triangul. Pod szkołą w Wiączynie byliśmy umówieni z Huannem i Moniką i przyjechaliśmy minutę po nichm. Po jakimś czasie dołączył kolega Aard, a za jakiś czas Stahoo!

Bardzo przyjemnie było zobaczyć roześmiane gęby starych i nowych znajomych :)

Huannu setkę, Aaardu w dal tak i Stahonowi, a my w las po jedną skrzynkę i serwis mojej innej skrzynki. A potem do szosy i znów do Łodzi, po dwie kolejne skrzynki. Była już noc więc... Na Bałuty!





  • DST 13.20km
  • Teren 0.20km
  • Czas 00:47
  • VAVG 16.85km/h
  • VMAX 26.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Bałuty!

Czwartek, 8 września 2011 · dodano: 09.09.2011 | Komentarze 0

Żyrardów - Łódź pociągiem (tylko dojazd do bankomatu i dworca rowerem). Przez pomyłkę wysiadłam na Widzewie i do Fabrycznej na czuja dojechałam rowerem. Tam odebrał mnie Huann (Tomi w tym czasie sechł... eee... suszał... eee... suszył się po przejechaniu 130km). No i na Bałuty! :)

I tak zakończył się pierwszy wieczór spontanicznej wyprawy dołódzkiej

  • DST 53.49km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:42
  • VAVG 14.46km/h
  • VMAX 28.30km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Płocka i Włocławka - dzień czwarty

Wtorek, 6 września 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 7

Tego dnia mieliśmy zwiedzać Włocławek przy okazji szukając skrzynek. Jak to bywa przy miejskim szukaniu, kilku nie mogliśmy podjąć z powodu mugoli na ławeczkach. Poza tym poszukiwania szły całkiem szybko. Pod miejscowymi loftami (wzorcownia pod dworcem przerobiona na centrum handlowe i mieszkania) spotkaliśmy zrowerowanego lokalsa, który polecił nam parę miejsc we Włocławku, w tym punkt widokowy po drugiej stronie rzeki. Jako że mieliśmy nieco zapasu, dotarliśmy i tam, zwłaszcza że mieliśmy tam zaznaczony kesz :)
Widok rzeczywiście piękny, szkoda tylko że punkt mocno zaśmiecony i nijaki. Ale widywaliśmy gorsze miejsca ;)
Wracaliśmy do domu pociągiem, przesiadając się w Kutnie na pociąg do Skierniewic. Stamtąd do Żyrardowa podjechaliśmy znów rowerami, bo mieliśmy żenująco mały dystans na licznikach ;)

Cale 4 dni poniżej na mapie


  • DST 42.70km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:46
  • VAVG 11.34km/h
  • VMAX 29.30km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Płocka i Włocławka - dzień trzeci

Poniedziałek, 5 września 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 4

Tego dnia nie przejechaliśmy dużo, bo dzień polegał na znalezieniu dużo skrzynek i przepychaniu rowerów przez piaszczyste drogi, lasy i pola. Najgorzej, że było okropnie gorąco. Rano było jeszcze znośnie, dzięki mocnemu chłodnemu wiatrowi, ale w lesie nie było go czuć... a nawet w cieniu było za gorąco. Przegrzałam się i już koło 16 odmawiałam współpracy, burczałam i chciałam umrzeć. Ale jakoś dotrwałam do wieczora. Wieczorem podjechaliśmy nad jezioro pod Włocławkiem, trochę było ludzi, a my chcieliśmy złupić skrzynkę typu Drzewa Mają Oczy, której da się szukać tylko po zmroku. Gapiów przepędziła burza, a my czekaliśmy na jej koniec spokojnie pod wiatką. Przez jakiś czas przyświecaliśmy sobie świeczką, żarcie Tomi gotował na epigazie, w tych warunkach nie dałoby się rozpalić ogniska (wiało i padało).
W końcu przestało padać i poszliśmy po skrzynkę (spacer trwał chyba z godzinę). Gdy wracaliśmy do wiatki, znów zaczęło padać i rower namiot niestety Tomi rozbijał w deszczu. Na szczęście wypadało się przez noc i następny dzień przywitał nas chłodnym słoneczkiem :)

  • DST 87.89km
  • Teren 14.00km
  • Czas 05:32
  • VAVG 15.88km/h
  • VMAX 41.60km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Płocka i Włocławka - dzień drugi

Niedziela, 4 września 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 4

Dziś mieliśmy dotrzeć do Włocławka objeżdżając okoliczne atrakcje turystyczne czyli cmentarz, cegielnię, opuszczony kościół i tak dalej i tym podobne.
Poranek rozpoczęliśmy od zwiedzenia ruin mleczarni, Tomi bonusowo wlazł a komin(dla mnie drabinka była ciut za wysoko, zresztą i tak by mnie łapy rozbolały od włażenia drabinką techniczną kilkadziesiąt metrów w górę).

Potem przejechaliśmy przez Płock(za długo zabawiliśmy w mleczarni i trzeba było się spieszyć).

Na koniec mieliśmy dotrzeć do tamy na Wiśle przed Włocławkiem, a droga daleka.Nawet się udało, choć przedostatnia atrakcja, tj grodzisko - mocno nas opóźniło i zmęczyło. Raz, że teren piaszczysty i mocno pofałdowany (głębokie wąskie doliny małych rzek wpadających bezpośrednio do Wisły), dwa - grodzisko było pośrodku pola i musieliśmy zostawić rowery w polu a dalej okrążając krowy dojść na piechotę. Grodzisko też spore, a wdrapać się trzeba :) Niby "tylko" 80km a myślałam, że umrę. Ciężki rower trzeba było kilak razy wtarabanić na niezły podjazd.

Do tamy dotarliśmy po zachodzie słońca, ale jeszcze małe co nieco było widać. Spiętrzona Wisła przy mocnym wietrze wyglądała jak morska zatoka lub ogromne podłużne jezioro. Za tamą wyglądała już normalnie. Nocleg mieliśmy zaplanowany w podwłocławkich lasach, trzeba było jeszcze 10km podjechać na południe. Rozbijaliśmy się zupełnie po ciemku, ale za to tuż przy skrzynce. Znów ognisko, ale krócej, bo trzeba jutro rano spać. ;)


p.s. Tego dnia wykopyrtnęłam się na piachu na asfalcie... śliski zakręt i pięknie przeleciałam przez rower upadajac na łapy i na plecy. Nie ratowałam roweru, tylko siebie i nic mi się nie stało. Wyglądało ponoć malowniczo, nawet Tomi się spytał czy mnie coś boli. Właściwie nic nie bolało, poza lekko otartą dłonią pod rękawiczką. Po raz kolejny kask by mi się nie przydał, gdybym go miała. :)

Poniżej pamiątkowa fotka z namiotem rano pod Płockiem :)

  • DST 121.55km
  • Teren 9.50km
  • Czas 06:59
  • VAVG 17.41km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Płocka i Włocławka - dzień pierwszy

Sobota, 3 września 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 4

Pierwszy odcinek zakładał dotarcie do Płocka i złupienie kesza w Mleczarni pod Płockiem. W związku z tym,że po drodze założyłam skrzynkę, nieco się zeszło i w efekcie pod mleczarnię dotarliśmy o zachodzie słońca. Kesz i zwiedzanie Płocka zostało przesunięte na dzień następny, a my w namiocie próbowaliśmy zasnąć przy dźwiękach koncertu zza drugiej strony rzeki. Powiem krótko, nie wyspałam się, ale ognisko wieczorem było super :)
Przed Płockiem odwiedziliśmy jezioro pod miejscowością Łąck - było naprawdę jak na Mazurach! Łódki, wędkarze, domki letniskowe... dzieciństwo mi się przypomniało ;)

Nie wiem jakim cudem przejechałam 120km i nie umarłam. Chyba dzięki temu, że wiało głównie bokiem i w plecy, nie było też za gorąco. Rekord życiowy! Tylko jakieś pierwsze 30km ziewałam straszliwie, bo Tomi zerwał mnie z łóżka o jakiejś nieludzkiej porze ;)



  • DST 23.23km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 14.37km/h
  • VMAX 28.00km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - epilog

Poniedziałek, 18 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 2

Czyli nocleg w domu w Warszawie i poranne przejecie rowerów wraz z bagażem na Białołęce. Powrót rowerami przez Żerań, uciekł nam bezpośredni pociąg na Wolę i zostały tylko SKMki, więc postanowiliśmy znaleźć jeszcze dwie (prócz jednej na Żeraniu) po drodze do Dworca Zachodniego. Trochę się zeszło i w efekcie w Żyrardowie byliśmy później, niż gdybyśmy pojechali tym późniejszym pociągiem z Żerania (który startował po 12). :)

  • DST 78.14km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:09
  • VAVG 18.83km/h
  • VMAX 53.70km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - dzień 8

Sobota, 16 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 5

Huningue - Weil am Rhein - Schlipf - Stetten - Lorrach - Haagen - Hauingen - Steinen - Hollstein - Maulburg - Schopheim >>> Feldberg - Barenthal - Bruderhalde - Buhlhof - Titisee - Neubierhausle - Holzenbruck - Titisee-Neustadt - Reichenbach - Eisenbach - Hammereisenbach-Bregenbach - Wolterdingen - Donnaueschingen >>> Rottweil

Tutaj wycieczka składała się z czterech etapów. Pierwszy rowerowy, drugi - podjazd pod przełęcz busowy, z przełęczy (trzeci etap) znów zjeżdżaliśmy rowerami, ale sporo było pod górkę i w upale, przez co robiłam różne rowerowe myki spod cienia do cienia. Dopiero na zjazdach mieliśmy zapewnione chłodzenie.
Dzień zaczął sie od pękniętej dętki Pauliny co wydłużyło wizytę na moście tzrech granic, tu spotykają się Francja, Niemcy i Szwajcaria.

Było gorąco gdy jechaliśmy z wiatrem, ochładzało się gdy człowiek zatrzymał się w cieniu. Ot, specyfika górskiego powietrza :)

Popołudniem zjechaliśmy do miłego miasteczka z włoską knajpą i źródłami Dunaju (tymi oficjalnymi).

Trochę się poplątało później, bo okazało się że "już" wracamy, ale wszyscy niegotowi a zwłaszcza grupa wracająca pociągiem. Ponieważ pierwsza wersja podróży zaplanowana przez Longina zupełnie nam nie odpowiadała, pojechaliśmy na dworzec po może dłuższą ale bardziej optymalną. W efekcie na Berlin mieliśmy następnego dnia tylko 2 godziny, ale dobre i to bo pierwszy wariant przewidywał w berlinie noc (a wtedy nie kursuje metro). Szybkie przepakowanie i bus podwiózł nas na stację do sąsiedniej miejscowości, gdzie za pół godziny mieliśmy pociąg do Stuttgartu. Tamże spędziliśmy 4 godziny uczestnicząc (nieco wbrew swej woli) w miejscowym clubbingu, ale to już po północy. A potem mieliśmy już dość i poszliśmy do parku. A tam.... szachy w plenerze! No to jazda, gramy, co z tego że nie pamiętamy jak się ruszają figury ;) Na szczęście był z nami Paweł i grając za mnie (ja ustawiałam pionki) i dzięki temu gra była fascynująca :)

Potem jeszcze kilka przesiadek i Berlin, a tam znów masa rowerzystów.





  • DST 105.07km
  • Teren 11.50km
  • Czas 06:06
  • VAVG 17.22km/h
  • VMAX 35.80km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - dzień 7

Piątek, 15 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 2

Willer-Sur-Thur - Moosch - Malmespach - Moosch - Willer-Sur-Thur - Thann - Cernay - Wittelsheim - Pulversheim - Ruelisheim - Battenheim - Baldersheim - Canal du Rhone au Rhin - Kembs - Markt - Huningue - Bazylea - Huningue

Tego dnia byliśmy z Meteorem "lav-duo" bo praktycznie całą trasę do Bazylei przejechaliśmy sami nie czekając na resztę. Trochę szosą na skróty, trochę nad Renem, więcej wzdłuż kanału. Przypadkiem po drodze spotkaliśmy busa i zjedliśmy naszą porcję owoców z jogurtem(bez makaronu).



























Zapas czasu mieliśmy spory, to postanowiliśmy odwiedzić elektrownię wodną w pobliżu miasta. Robi wrażenie! Prócz elektrowni w okolicy jest system śluz dla dużych statków transportowych (a może raczej barek).



























Do Bazylei wjechaliśmy jeszcze za dnia i szukaliśmy ze średnim powodzeniem mikroskrzynek. W końcu się wkurzyliśmy i pojechaliśmy po "małe". I od razu znaleźliśmy trzy. Trzeba było od początku nie tracić czasu na mikrusy.


























W Bazylei spotkaliśmy przypadkiem naszą grupę, która dzień zakończyła w restauracji. Ponieważ tu też było jakieś święto, kempingi były pełne i Longin ledwo znalazł jakiś (musieliśmy wrócić kawałek do Francji), dzięki czemu stuknęła mi pierwsza setka w tym roku. :)




  • DST 39.92km
  • Czas 03:00
  • VAVG 13.31km/h
  • Sprzęt Pradziadek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa do Alzacji - Longinada 2011 - dzień 6

Czwartek, 14 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 0

rower: Riquewihr - Mittelwihr - Bennwihr - Sigolsheim - Kientzheim - Kaysenberg - Ammerschwihr - Ingersheim - Turckheim - Zimmerbach - Walbach - Wihr-au-Val - Gunsbach - Munster - Metzeral - Sondernach -

bus: le Grand Ballon (1336m) - Blanschen - Goldbach

Święto, wszystko pozamykane prócz sklepów dla turystów, jedliśmy to co nam zostało w zapasach czyli bagietki i żarcie z puszki (ja miałam swoje inne). Tylko wcześniej udało się zeżreć precle (ja słony, Tomi słodki) ze sklepiku w Riquewir. Pogoda rozsądna, słoneczna ale chłodna, przez co co chwila zakładałam polarek lub zdejmowałam i było to okropnie denerwujące, bo zostawałam z tyłu i musiałam gonić grupę (oczywiście za gorąco robiło mi się podczas jazdy, a za zimno na postojach).



































Jechaliśmy szlakiem win przez piękne winnice na stokach wysokich gór i wleźliśmy na czołg :)



































Winnice i zamek w tle. W okolicy często pojawiały się zamki, ale nie mieliśmy czasu na zwiedzenie wszystkich.



































Pod koniec dnia zamieniłam się rowerami z Bogdanem i kawałek (z 10 km) podjechałam na rowerze miejskim z popsutymi przerzutkami. Nie było łatwo, ale i tak zaraz miałam wsiadać do busa. Po drodze wjechaliśmy do miasteczka pełnego bocianów. Nie, nie wsi. Maisteczka! Na placu przed kościołem naliczyliśmy kilkanaście gniazd i 27 bocianów (spora część z nich dopiero co nauczyła się fruwać i czasem lądując nie trafiały w dach co było dość zabawne dla obserwujących).



































Potem 5km płaskiego podjazdu (ja nadal na miejskim) i dalej busik aż do przełęczy z krótkim postojem, gdy dogoniliśmy Paulinę (dziewczyna na medal, zaparła się, ze jedzie dalej) i potem nieco dłuższym na poziomki (dostałam od Tomiego kilka plus jagody plus stokrotkę za ucho) i jeszcze jednym postojem na podziwianie widoków i ostatnim postojem na Grand Ballon. Niby mogłam zjechać z przełęczy, ale nieco zmarzłam i mi się nie chciało. Za to widoki na Wogezy przepiękne!












Wszystkie zdjęcia w Alzacji